KRONIKA POLSKA - Gall Anonim
-
- Administrator
- Posty: 4635
- https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
- Rejestracja: 24 maja 2010, 04:01
- Kontakt:
Re: KRONIKA POLSKA - Gall Anonim
[23] O zaślubinach Bolesława.
Lecz pominąwszy wiele rzeczy, o których w swoim miejscu wypadnie nadmienić, opowiedzmy o [jego] zaślubinach i o darach, w niczym nie ustępujących darom wielkiego króla Bolesława. Aby zaś papież Paschalis II udzielił zgody na to małżeństwo pomimo pokrewieństwa [pomiędzy narzeczonymi], biskup krakowski Baldwin, przez tegoż papieża konsekrowany w Rzymie, wskazał na brak oświecenia w wierze i na konieczności polityczne, wobec czego stolica rzymska zezwoliła miłościwie na to małżeństwo, niezgodnie [co prawda] z kanonami i z ogólną praktyką, ale w drodze wyjątku. My wszakże nie mamy na celu rozpatrywania kwestii grzechu czy sprawiedliwości, lecz przedstawiamy wątłą [naszą] mową czyny królów i książąt polskich. Przez osiem więc dni przed ślubem i tyleż dni po oktawie zaślubin bez przerwy rozdawał waleczny Bolesław podarunki, jednym mianowicie szuby i futra kryte suknem i obramowane złotą frędzlą, książętom szaty, naczynia złote i srebrne, innym miasta i zamki, innym wreszcie wsie i włości.
Lecz pominąwszy wiele rzeczy, o których w swoim miejscu wypadnie nadmienić, opowiedzmy o [jego] zaślubinach i o darach, w niczym nie ustępujących darom wielkiego króla Bolesława. Aby zaś papież Paschalis II udzielił zgody na to małżeństwo pomimo pokrewieństwa [pomiędzy narzeczonymi], biskup krakowski Baldwin, przez tegoż papieża konsekrowany w Rzymie, wskazał na brak oświecenia w wierze i na konieczności polityczne, wobec czego stolica rzymska zezwoliła miłościwie na to małżeństwo, niezgodnie [co prawda] z kanonami i z ogólną praktyką, ale w drodze wyjątku. My wszakże nie mamy na celu rozpatrywania kwestii grzechu czy sprawiedliwości, lecz przedstawiamy wątłą [naszą] mową czyny królów i książąt polskich. Przez osiem więc dni przed ślubem i tyleż dni po oktawie zaślubin bez przerwy rozdawał waleczny Bolesław podarunki, jednym mianowicie szuby i futra kryte suknem i obramowane złotą frędzlą, książętom szaty, naczynia złote i srebrne, innym miasta i zamki, innym wreszcie wsie i włości.
-
- Administrator
- Posty: 4635
- Rejestracja: 24 maja 2010, 04:01
- Kontakt:
Re: KRONIKA POLSKA - Gall Anonim
[24]
Tymczasem brat jego Zbigniew, który zaproszony na ślub brata odmówił przybycia, zawarł przyjazne przymierze z Pomorzanami i Czechami, a gdy odbywało się wesele, zachęcił podobno Czechów, by wkroczyli do Polski. Wtedy Czesi rozpuścili zagony po ziemi wrocławskiej a zbierając łupy i jeńców oraz wzniecając pożary zadali tej krainie straty dotkliwe na długie lata. Usłyszawszy o tym Bolesław, choć bardziej bolał nad znieważonym braterstwem niż nad zniszczeniem państwa, posłał jednakże od razu poselstwo do brata z zapytaniem, dlaczego mu to uczynił i w czym go obraził? Zbigniew natomiast odpowiedział, że o niczym takim nie wiedział, i wykrętnie dowodził, że niewinny jest tak haniebnego czynu. I gdy Bolesław nieustannie ścierał się z wrogami, tak z Czechami, jak z Pomorzanami, i swego działu mężnie przed najeźdźcami bronił, Zbigniew, nawet proszony, nie udzielił pomocy swemu bratu w takiej potrzebie, lecz, co więcej, z wrogami brata skrycie zawiązywał przymierze i przyjaźń i przesyłał im zasiłki pieniężne zamiast wojska. I choć wojowniczy Bolesław zwracał się doń po wielekroć i przez poselstwa, i osobiście na zjazdach, upominając go z braterską miłością, by nie wchodził w przymierze i przyjaźń z nieprzyjaciółmi ojcowskiej dziedziny ani jawnie, ani tajemnie, boby z tego mógł wyniknąć wielki rozłam w królestwie polskim, on ze swej strony odpowiadał rozumnie i spokojnie i tak hamował gniew brata i nienawiść możnych. Lecz o tym opowiemy obszerniej na innym miejscu, a tymczasem wspomnijmy jeszcze o rycerskich czynach Bolesława.
Tymczasem brat jego Zbigniew, który zaproszony na ślub brata odmówił przybycia, zawarł przyjazne przymierze z Pomorzanami i Czechami, a gdy odbywało się wesele, zachęcił podobno Czechów, by wkroczyli do Polski. Wtedy Czesi rozpuścili zagony po ziemi wrocławskiej a zbierając łupy i jeńców oraz wzniecając pożary zadali tej krainie straty dotkliwe na długie lata. Usłyszawszy o tym Bolesław, choć bardziej bolał nad znieważonym braterstwem niż nad zniszczeniem państwa, posłał jednakże od razu poselstwo do brata z zapytaniem, dlaczego mu to uczynił i w czym go obraził? Zbigniew natomiast odpowiedział, że o niczym takim nie wiedział, i wykrętnie dowodził, że niewinny jest tak haniebnego czynu. I gdy Bolesław nieustannie ścierał się z wrogami, tak z Czechami, jak z Pomorzanami, i swego działu mężnie przed najeźdźcami bronił, Zbigniew, nawet proszony, nie udzielił pomocy swemu bratu w takiej potrzebie, lecz, co więcej, z wrogami brata skrycie zawiązywał przymierze i przyjaźń i przesyłał im zasiłki pieniężne zamiast wojska. I choć wojowniczy Bolesław zwracał się doń po wielekroć i przez poselstwa, i osobiście na zjazdach, upominając go z braterską miłością, by nie wchodził w przymierze i przyjaźń z nieprzyjaciółmi ojcowskiej dziedziny ani jawnie, ani tajemnie, boby z tego mógł wyniknąć wielki rozłam w królestwie polskim, on ze swej strony odpowiadał rozumnie i spokojnie i tak hamował gniew brata i nienawiść możnych. Lecz o tym opowiemy obszerniej na innym miejscu, a tymczasem wspomnijmy jeszcze o rycerskich czynach Bolesława.
-
- Administrator
- Posty: 4635
- Rejestracja: 24 maja 2010, 04:01
- Kontakt:
Re: KRONIKA POLSKA - Gall Anonim
[25] Polacy spustoszyli Morawy.
A więc wojowniczy Bolesław, mściciel krzywdy doznanej od Czechów, wysłał na Morawy trzy hufce rycerzy, które wyprawiły się w sam tydzień Zmartwychwstania Pańskiego, a biorąc łupy i paląc, znalazły nieomal godną swych czynów odpłatę, [mianowicie za to], że nie uszanowały tak wielkiej uroczystości. Albowiem książę morawski Świętopołk, gdy już wracali, ruszył w pościg za nimi z mężnym hufcem rycerzy i byłby pono im odebrał zdobycz, gdyby nie to, że piesi szli wraz z nią przodem. Polacy zaś widząc, jak Morawianie gotowi do walki zbliżali się pewni siebie, sami też nie myśleli pokładać ufności w ucieczce, lecz w orężu. Tak więc z obu stron zacięta wszczęła się walka, która zakończyła się nie bez ciężkich strat po obu stronach. W pierwszym bowiem starciu książę morawski Świętopołk - jak dzik opadnięty przez psy myśliwskie, rażąc na wsze strony krzywym zębem jedne zabija, innym wnętrzności rozrywa i nie pierwej zatrzyma się i przestanie czynić szkodę, aż łowca zdyszany z nową sforą psów nadbiegnie na pomoc zagrożonym - tak zrazu Świętopołk, wyprzedziwszy okrężną ścieżką Polaków objuczonych łupem, byłby ich prawie z tryumfem zgniótł, gdyby hufiec rycerski skupiwszy się ze wszystkich sił nie był odparł zarówno wściekłości, jak i zuchwalstwa nacierających. Wtedy to szczęk [mieczy] uderzających o hełmy rozbrzmiewał w wąwozach górskich i gąszczach leśnych, iskry ognia krzesane z żelaza błyskały w powietrzu, trzaskały włócznie łamiąc się o tarcze, rozcinano piersi, a ręce i głowy, i porąbane ciała drgały [tu i tam] po polu. Oto pole Marsowe, oto igrzysko Fortuny! Na koniec tak się znużyły obie strony i zrównały straty w zabitych rycerzach, że ani Morawianie nie osiągnęli wesołego zwycięstwa, ani Polacy nie ściągnęli na siebie znamienia hańby. Tam to komes Żelisław utracił rękę, w której dzierżąc tarczę zasłaniał nią ciało, ale natychmiast pomścił mężnie jej utratę zabijając tego, który mu ją obciął. Książę Bolesław zaś dla uczczenia go zwrócił mu złotą rękę za cielesną.
A więc wojowniczy Bolesław, mściciel krzywdy doznanej od Czechów, wysłał na Morawy trzy hufce rycerzy, które wyprawiły się w sam tydzień Zmartwychwstania Pańskiego, a biorąc łupy i paląc, znalazły nieomal godną swych czynów odpłatę, [mianowicie za to], że nie uszanowały tak wielkiej uroczystości. Albowiem książę morawski Świętopołk, gdy już wracali, ruszył w pościg za nimi z mężnym hufcem rycerzy i byłby pono im odebrał zdobycz, gdyby nie to, że piesi szli wraz z nią przodem. Polacy zaś widząc, jak Morawianie gotowi do walki zbliżali się pewni siebie, sami też nie myśleli pokładać ufności w ucieczce, lecz w orężu. Tak więc z obu stron zacięta wszczęła się walka, która zakończyła się nie bez ciężkich strat po obu stronach. W pierwszym bowiem starciu książę morawski Świętopołk - jak dzik opadnięty przez psy myśliwskie, rażąc na wsze strony krzywym zębem jedne zabija, innym wnętrzności rozrywa i nie pierwej zatrzyma się i przestanie czynić szkodę, aż łowca zdyszany z nową sforą psów nadbiegnie na pomoc zagrożonym - tak zrazu Świętopołk, wyprzedziwszy okrężną ścieżką Polaków objuczonych łupem, byłby ich prawie z tryumfem zgniótł, gdyby hufiec rycerski skupiwszy się ze wszystkich sił nie był odparł zarówno wściekłości, jak i zuchwalstwa nacierających. Wtedy to szczęk [mieczy] uderzających o hełmy rozbrzmiewał w wąwozach górskich i gąszczach leśnych, iskry ognia krzesane z żelaza błyskały w powietrzu, trzaskały włócznie łamiąc się o tarcze, rozcinano piersi, a ręce i głowy, i porąbane ciała drgały [tu i tam] po polu. Oto pole Marsowe, oto igrzysko Fortuny! Na koniec tak się znużyły obie strony i zrównały straty w zabitych rycerzach, że ani Morawianie nie osiągnęli wesołego zwycięstwa, ani Polacy nie ściągnęli na siebie znamienia hańby. Tam to komes Żelisław utracił rękę, w której dzierżąc tarczę zasłaniał nią ciało, ale natychmiast pomścił mężnie jej utratę zabijając tego, który mu ją obciął. Książę Bolesław zaś dla uczczenia go zwrócił mu złotą rękę za cielesną.
-
- Administrator
- Posty: 4635
- Rejestracja: 24 maja 2010, 04:01
- Kontakt:
Re: KRONIKA POLSKA - Gall Anonim
[26]
Następnie sam [Bolesław] wkroczył na Morawy, lecz gdy na wieść o tym wszyscy wieśniacy z dobytkiem schronili się w warownych miejscach, choć Czesi i Morawianie zebrali się, to jednak nie napastowany [przez nich] powrócił, więcej pożogi tam sprawiwszy niż innych szkód; którym to czynem niemałą wszakże sobie pozyskał sławę, zważywszy trudność przedsięwzięcia. Albowiem od strony Polski Morawy tak są odgrodzone stromymi górami i gęstymi lasami, że nawet dla spokojnych podróżników, idących pieszo i bez pakunków, drogi są tam niebezpieczne i nader uciążliwe. Co więcej, sami Morawianie, wiedząc na długo naprzód o jego nadejściu, nie ośmielili się stoczyć z nim bitwy w otwartym polu, ani nawet w trudnym [jakim] przejściu stawić oporu z zasadzki, gdy wkraczał lub powracał.
Następnie sam [Bolesław] wkroczył na Morawy, lecz gdy na wieść o tym wszyscy wieśniacy z dobytkiem schronili się w warownych miejscach, choć Czesi i Morawianie zebrali się, to jednak nie napastowany [przez nich] powrócił, więcej pożogi tam sprawiwszy niż innych szkód; którym to czynem niemałą wszakże sobie pozyskał sławę, zważywszy trudność przedsięwzięcia. Albowiem od strony Polski Morawy tak są odgrodzone stromymi górami i gęstymi lasami, że nawet dla spokojnych podróżników, idących pieszo i bez pakunków, drogi są tam niebezpieczne i nader uciążliwe. Co więcej, sami Morawianie, wiedząc na długo naprzód o jego nadejściu, nie ośmielili się stoczyć z nim bitwy w otwartym polu, ani nawet w trudnym [jakim] przejściu stawić oporu z zasadzki, gdy wkraczał lub powracał.
-
- Administrator
- Posty: 4635
- Rejestracja: 24 maja 2010, 04:01
- Kontakt:
Re: KRONIKA POLSKA - Gall Anonim
[27]
Gdy zaś tak nie bez chwały powracał z Moraw, przybył do Polski legat Stolicy Rzymskiej, imieniem Walo, biskup Beauvais, który za poparciem Bolesława z gorliwej troski o sprawiedliwość tak surowo przestrzegał przepisów kanoniczych, że na miejscu złożył z godności dwóch biskupów, za którymi nikt się [zresztą] nie ujął prośbą ani zapłatą. Skoro zatem uczczono w należyty sposób legata Stolicy Rzymskiej i kanonicznie odprawiono synod, wysłaniec udzieliwszy apostolskiego błogosławieństwa powrócił do Rzymu, waleczny zaś Bolesław znów zwrócił się do walki ze swymi wrogami.
Gdy zaś tak nie bez chwały powracał z Moraw, przybył do Polski legat Stolicy Rzymskiej, imieniem Walo, biskup Beauvais, który za poparciem Bolesława z gorliwej troski o sprawiedliwość tak surowo przestrzegał przepisów kanoniczych, że na miejscu złożył z godności dwóch biskupów, za którymi nikt się [zresztą] nie ujął prośbą ani zapłatą. Skoro zatem uczczono w należyty sposób legata Stolicy Rzymskiej i kanonicznie odprawiono synod, wysłaniec udzieliwszy apostolskiego błogosławieństwa powrócił do Rzymu, waleczny zaś Bolesław znów zwrócił się do walki ze swymi wrogami.
-
- Administrator
- Posty: 4635
- Rejestracja: 24 maja 2010, 04:01
- Kontakt:
Re: KRONIKA POLSKA - Gall Anonim
[28]
Zwoławszy tedy wojska do Głogowa, nie wziął ze sobą żadnego piechura, lecz wybranych tylko rycerzy i najlepsze konie, a maszerując dniem i nocą przez pustkowia, nie pofolgował dostatecznie trudom ani głodowi przez pięć całych dni. Szóstego dnia na koniec, w piątek, przystąpili do Komunii św. posiliwszy się zarazem cielesnym pokarmem, przybyli pod Kołobrzeg kierując się wedle gwiazd. Poprzedniej nocy zarządził Bolesław odprawienie godzinek do NPMarii, co następnie z pobożności przyjął za stały zwyczaj. W sobotę z rannym brzaskiem zbliżyli się do miasta Kołobrzegu i przebywszy pobliską rzekę ryzykownie bez mostu czy brodu, by nie zwrócić na siebie uwagi pogan, sprawili szyki i zostawiwszy z tyłu dwa hufce w posiłku, aby przypadkiem Pomorzanie się o tym nie dowiedzieli i na nie przygotowanych nie napadli - wszyscy jednomyślnie zapragnęli uderzyć na miasto, opływające w dostatki i umocnione strażami. Wtedy pewien komes przystąpił do Bolesława, ale dawszy radę, którą lepiej przemilczeć, wyśmiany odstąpił. Bolesław atoli w krótkich słowach zachęcił swoich, co dla wszystkich stało się niemałą pobudką do męstwa. "Rycerze - rzekł - gdybym nie doświadczył waszej zacności i odwagi, w żaden sposób nie pozostawiłbym z tyłu tylu moich [wojsk], ani też z taką garstką nie zapuszczałbym się aż na brzegi morskie. Teraz zaś od naszych żadnej nie spodziewamy się pomocy; z tyłu nieprzyjaciel, uciekać daleko - gdybyśmy o ucieczce myśleli. W Bogu już tylko i w orężu ufność bezpiecznie pokładajmy!"
Po tych słowach można by powiedzieć, że raczej lecieli ku miastu, niż biegli; ale niektórzy myśleli tylko o braniu łupu, a inni o wzięciu miasta. I gdyby tak wszyscy jak niektórzy jednomyślnie natarli, to bez wątpienia posiedliby owego dnia sławny i znamienity gród Pomorzan. Lecz obfitość bogactw i łupów na podgrodziu zaślepiła waleczność rycerzy i w ten sposób los ocalił swoje miasto z rąk Polaków. Nieliczni tylko zacni rycerze, sławę przenosząc nad bogactwa, wyrzuciwszy włócznie, z dobytymi mieczami przebiegli most i wpadli do bramy miejskiej, lecz ściśnieni przez tłum mieszkańców, w końcu jednak zmuszeni zostali do odwrotu. Sam nawet książę Pomorzan był w mieście podczas tego natarcia, a bojąc się, że to całe wojsko nadciąga, uciekł inną bramą. A niestrudzony Bolesław nie stał w jednym miejscu, lecz spełniał zarówno obowiązki walecznego rycerza, jak dobrego wodza: spieszył mianowicie z pomocą swoim, gdy siły ich słabły, i przewidywał, co może przynieść korzyść, a co szkodę. Tymczasem inni szturmowali drugą bramę, a jeszcze inni trzecią, inni wiązali jeńców, inni zbierali z morza gromadzone bogactwa, inni wreszcie wyprowadzali [pojmanych] chłopców i dziewczęta. Tak więc Bolesław ledwie pod wieczór, i to z użyciem gróźb, zdołał odwołać z walki rycerzy swych, choć utrudzonych całodziennym szturmowaniem. Odwoławszy tedy rycerstwo i złupiwszy podgrodzie, Bolesław odstąpił stamtąd za radą starego Michała poza mury, spaliwszy przedtem wszelkie zabudowania.
Wstrząśnięty tym wypadkiem, cały naród barbarzyńców niezmiernie się przeraził, a rozgłos Bolesława rozszedł się między nimi szeroko i daleko. Stąd też ułożono pamiętną piosenkę, która nader właściwie wysławia ową dzielność i odwagę w te słowa:
Naszym przodkom wystarczały ryby słone i cuchnące,
My po świeże przychodzimy, w oceanie pluskające!
Ojcom naszym wystarczało, jeśli grodów dobywali,
A nas burza nie odstrasza ni szum groźny morskiej fali.
Nasi ojce na jelenie urządzali polowanie,
A my skarby i potwory łowim, skryte w oceanie!
Zwoławszy tedy wojska do Głogowa, nie wziął ze sobą żadnego piechura, lecz wybranych tylko rycerzy i najlepsze konie, a maszerując dniem i nocą przez pustkowia, nie pofolgował dostatecznie trudom ani głodowi przez pięć całych dni. Szóstego dnia na koniec, w piątek, przystąpili do Komunii św. posiliwszy się zarazem cielesnym pokarmem, przybyli pod Kołobrzeg kierując się wedle gwiazd. Poprzedniej nocy zarządził Bolesław odprawienie godzinek do NPMarii, co następnie z pobożności przyjął za stały zwyczaj. W sobotę z rannym brzaskiem zbliżyli się do miasta Kołobrzegu i przebywszy pobliską rzekę ryzykownie bez mostu czy brodu, by nie zwrócić na siebie uwagi pogan, sprawili szyki i zostawiwszy z tyłu dwa hufce w posiłku, aby przypadkiem Pomorzanie się o tym nie dowiedzieli i na nie przygotowanych nie napadli - wszyscy jednomyślnie zapragnęli uderzyć na miasto, opływające w dostatki i umocnione strażami. Wtedy pewien komes przystąpił do Bolesława, ale dawszy radę, którą lepiej przemilczeć, wyśmiany odstąpił. Bolesław atoli w krótkich słowach zachęcił swoich, co dla wszystkich stało się niemałą pobudką do męstwa. "Rycerze - rzekł - gdybym nie doświadczył waszej zacności i odwagi, w żaden sposób nie pozostawiłbym z tyłu tylu moich [wojsk], ani też z taką garstką nie zapuszczałbym się aż na brzegi morskie. Teraz zaś od naszych żadnej nie spodziewamy się pomocy; z tyłu nieprzyjaciel, uciekać daleko - gdybyśmy o ucieczce myśleli. W Bogu już tylko i w orężu ufność bezpiecznie pokładajmy!"
Po tych słowach można by powiedzieć, że raczej lecieli ku miastu, niż biegli; ale niektórzy myśleli tylko o braniu łupu, a inni o wzięciu miasta. I gdyby tak wszyscy jak niektórzy jednomyślnie natarli, to bez wątpienia posiedliby owego dnia sławny i znamienity gród Pomorzan. Lecz obfitość bogactw i łupów na podgrodziu zaślepiła waleczność rycerzy i w ten sposób los ocalił swoje miasto z rąk Polaków. Nieliczni tylko zacni rycerze, sławę przenosząc nad bogactwa, wyrzuciwszy włócznie, z dobytymi mieczami przebiegli most i wpadli do bramy miejskiej, lecz ściśnieni przez tłum mieszkańców, w końcu jednak zmuszeni zostali do odwrotu. Sam nawet książę Pomorzan był w mieście podczas tego natarcia, a bojąc się, że to całe wojsko nadciąga, uciekł inną bramą. A niestrudzony Bolesław nie stał w jednym miejscu, lecz spełniał zarówno obowiązki walecznego rycerza, jak dobrego wodza: spieszył mianowicie z pomocą swoim, gdy siły ich słabły, i przewidywał, co może przynieść korzyść, a co szkodę. Tymczasem inni szturmowali drugą bramę, a jeszcze inni trzecią, inni wiązali jeńców, inni zbierali z morza gromadzone bogactwa, inni wreszcie wyprowadzali [pojmanych] chłopców i dziewczęta. Tak więc Bolesław ledwie pod wieczór, i to z użyciem gróźb, zdołał odwołać z walki rycerzy swych, choć utrudzonych całodziennym szturmowaniem. Odwoławszy tedy rycerstwo i złupiwszy podgrodzie, Bolesław odstąpił stamtąd za radą starego Michała poza mury, spaliwszy przedtem wszelkie zabudowania.
Wstrząśnięty tym wypadkiem, cały naród barbarzyńców niezmiernie się przeraził, a rozgłos Bolesława rozszedł się między nimi szeroko i daleko. Stąd też ułożono pamiętną piosenkę, która nader właściwie wysławia ową dzielność i odwagę w te słowa:
Naszym przodkom wystarczały ryby słone i cuchnące,
My po świeże przychodzimy, w oceanie pluskające!
Ojcom naszym wystarczało, jeśli grodów dobywali,
A nas burza nie odstrasza ni szum groźny morskiej fali.
Nasi ojce na jelenie urządzali polowanie,
A my skarby i potwory łowim, skryte w oceanie!
-
- Administrator
- Posty: 4635
- Rejestracja: 24 maja 2010, 04:01
- Kontakt:
Re: KRONIKA POLSKA - Gall Anonim
[29]
Gdy tak wielkimi trudami i drogą zmęczone rycerstwo pokrzepiło się już nieco udzielonym wypoczynkiem, znowuż Bolesław zwołał swe oddziały i na nowo wyzwał Pomorzan do walki. Powód zaś do tej wyprawy dał Swiętobor, jego krewniak, którego ród nigdy panom polskim nie dochował wierności. Ten to bowiem Swiętobor był więziony na Pomorzu i przez pewnych zdrajców z państwa swego wyzuty. Niezmordowany zaś Bolesław, pragnąc uwolnić swego krewnego, zamierzył wszystkimi swymi siłami najechać ziemię Pomorzan. Lecz Pomorzanie, obawiając się zuchwałości Bolesława, chytry powzięli plan: oddali mu bowiem krewniaka i tym sposobem uniknęli jego gniewu i najazdu, którego nie byliby w stanie odeprzeć. Wracając stamtąd Bolesław ustalił z królem Węgrów Kolomanem, wykształconym w książkowej wiedzy ponad wszystkich królów tego czasu, dzień i miejsce zjazdu, na który jednak król Węgier zawahał się przybyć obawiając się zasadzki. Bawił bowiem wtedy u księcia Bolesława książę węgierski Almus, wygnany z Węgier, a zaopatrywany przezeń z obowiązku gościnności. Później jednak wymieniwszy między sobą dalsze poselstwa, zjechali się razem i utwierdziwszy wieczyste braterstwo i przyjaźń rozjechali się [z powrotem].
Gdy tak wielkimi trudami i drogą zmęczone rycerstwo pokrzepiło się już nieco udzielonym wypoczynkiem, znowuż Bolesław zwołał swe oddziały i na nowo wyzwał Pomorzan do walki. Powód zaś do tej wyprawy dał Swiętobor, jego krewniak, którego ród nigdy panom polskim nie dochował wierności. Ten to bowiem Swiętobor był więziony na Pomorzu i przez pewnych zdrajców z państwa swego wyzuty. Niezmordowany zaś Bolesław, pragnąc uwolnić swego krewnego, zamierzył wszystkimi swymi siłami najechać ziemię Pomorzan. Lecz Pomorzanie, obawiając się zuchwałości Bolesława, chytry powzięli plan: oddali mu bowiem krewniaka i tym sposobem uniknęli jego gniewu i najazdu, którego nie byliby w stanie odeprzeć. Wracając stamtąd Bolesław ustalił z królem Węgrów Kolomanem, wykształconym w książkowej wiedzy ponad wszystkich królów tego czasu, dzień i miejsce zjazdu, na który jednak król Węgier zawahał się przybyć obawiając się zasadzki. Bawił bowiem wtedy u księcia Bolesława książę węgierski Almus, wygnany z Węgier, a zaopatrywany przezeń z obowiązku gościnności. Później jednak wymieniwszy między sobą dalsze poselstwa, zjechali się razem i utwierdziwszy wieczyste braterstwo i przyjaźń rozjechali się [z powrotem].
-
- Administrator
- Posty: 4635
- Rejestracja: 24 maja 2010, 04:01
- Kontakt:
Re: KRONIKA POLSKA - Gall Anonim
[30]
Tymczasem Skarbimir polski komes pałacowy, wkroczył ze swymi towarzyszami broni na Pomorze, gdzie niemałą pozyskał dla Polaków sławę, wrogom swym wyrządzając szkody i zniewagę. Wolał on pozyskać sławę zdobywcy grodów i miast niż łupieżcy wielu nawet wsi i stad. Przeto zuchwałym zamachem zdobył pewien gród, skąd wywiódł nielicznych jeńców i zagarnął łupy, a gród cały spalił do szczętu.
Tymczasem Skarbimir polski komes pałacowy, wkroczył ze swymi towarzyszami broni na Pomorze, gdzie niemałą pozyskał dla Polaków sławę, wrogom swym wyrządzając szkody i zniewagę. Wolał on pozyskać sławę zdobywcy grodów i miast niż łupieżcy wielu nawet wsi i stad. Przeto zuchwałym zamachem zdobył pewien gród, skąd wywiódł nielicznych jeńców i zagarnął łupy, a gród cały spalił do szczętu.
-
- Administrator
- Posty: 4635
- Rejestracja: 24 maja 2010, 04:01
- Kontakt:
Re: KRONIKA POLSKA - Gall Anonim
[31]
Innym razem podobnie zdobył inny gród, zwany Bytom, skąd nie mniej wyniósł sławy i pożytku, jak z tamtego. Albowiem wyprowadził stamtąd obfitą zdobycz i jeńców, a miejsce samo zamienił w pustynię. Lecz nie dlatego opowiadamy to o Skarbimirze, by go w czymkolwiek porównywać z jego władcą, tylko by się trzymać prawdy historycznej.
Innym razem podobnie zdobył inny gród, zwany Bytom, skąd nie mniej wyniósł sławy i pożytku, jak z tamtego. Albowiem wyprowadził stamtąd obfitą zdobycz i jeńców, a miejsce samo zamienił w pustynię. Lecz nie dlatego opowiadamy to o Skarbimirze, by go w czymkolwiek porównywać z jego władcą, tylko by się trzymać prawdy historycznej.
-
- Administrator
- Posty: 4635
- Rejestracja: 24 maja 2010, 04:01
- Kontakt:
Re: KRONIKA POLSKA - Gall Anonim
[32]
Zatem wojowniczy Bolesław, skoro [tylko] powrócił ze zjazdu z Węgrami, ułożył inny zjazd z bratem swym Zbigniewem, gdzie obaj bracia nawzajem zaprzysięgli sobie, że żaden z nich bez drugiego nie będzie wchodził z wrogami w umowy co do pokoju lub wojny, ani też jeden bez drugiego nie zawrze z nikim żadnego przymierza, wreszcie że jeden drugiemu przyjdzie z pomocą przeciw wrogom i w każdej potrzebie. Postanowiwszy to zatem, ustalili pod tą samą przysięgą dzień i miejsce, gdzie mieli się zejść z wojskami, i tak rozjechali się ze zjazdu. Niestrudzony Bolesław pospieszył, chcąc dotrzymać wiary, w umówionym dniu z garstką swoich na oznaczone miejsce, Zbigniew zaś nie tylko złamał wiarę i przysięgę, nie przybywając [tam], lecz nadto wojsko brata, zdążające ku niemu, odwołał z drogi. Skąd o mało nie wynikła dla królestwa polskiego taka szkoda i hańba, że ani Zbigniew, ani nikt inny nie mógłby potem tego naprawić. Teraz zaś, w jaki sposób Bolesław z pomocą Boską uniknął tego niebezpieczeństwa, okaże się zaraz na następnej karcie.
Zatem wojowniczy Bolesław, skoro [tylko] powrócił ze zjazdu z Węgrami, ułożył inny zjazd z bratem swym Zbigniewem, gdzie obaj bracia nawzajem zaprzysięgli sobie, że żaden z nich bez drugiego nie będzie wchodził z wrogami w umowy co do pokoju lub wojny, ani też jeden bez drugiego nie zawrze z nikim żadnego przymierza, wreszcie że jeden drugiemu przyjdzie z pomocą przeciw wrogom i w każdej potrzebie. Postanowiwszy to zatem, ustalili pod tą samą przysięgą dzień i miejsce, gdzie mieli się zejść z wojskami, i tak rozjechali się ze zjazdu. Niestrudzony Bolesław pospieszył, chcąc dotrzymać wiary, w umówionym dniu z garstką swoich na oznaczone miejsce, Zbigniew zaś nie tylko złamał wiarę i przysięgę, nie przybywając [tam], lecz nadto wojsko brata, zdążające ku niemu, odwołał z drogi. Skąd o mało nie wynikła dla królestwa polskiego taka szkoda i hańba, że ani Zbigniew, ani nikt inny nie mógłby potem tego naprawić. Teraz zaś, w jaki sposób Bolesław z pomocą Boską uniknął tego niebezpieczeństwa, okaże się zaraz na następnej karcie.