Polacy po stronie Niemców
Autor: Jarosław Gdański
Okupacji niemiecka na ziemiach polskich wyróżniała się brakiem szerokiego frontu kolaborantów. Stało to w jaskrawej sprzeczności do sytuacji pod okupacją radziecką w latach 1939–1944. Dlatego też Niemcy nie mieli się na kim oprzeć. Nie oznaczało to oczywiście, że nie podejmowano prób znalezienia grup ludności lub powszechnie uznanych autorytetów, mogących stanowić oparcie do nawiązania współpracy. Spoiwem takiego współdziałania mogłyby być antyradzieckie nastroje polskiego społeczeństwa. Zajmiemy się tu tylko częścią takiego współdziałania – próbami współpracy zbrojnej.
W październiku 1939 r. powstało w Warszawie sprzysiężenie o kryptonimie NOR, dążące do porozumienia z Niemcami i sformowania armii polskiej u boku Wehrmachtu. Jednakże represje stosowane wobec Polaków przez aparat administracyjny terenów okupowanych oraz SS i policji, szczególnie w pierwszej połowie 1940 r., skutecznie odstręczały większość Polaków od współdziałania z Niemcami. Pomimo tego aż do wiosny 1940 r. strona niemiecka poszukiwała kontaktów i prowadziła rozmowy ze znanymi osobistościami z przedwojennej polskiej sceny politycznej.
Pierwszym krokiem do nawiązania współpracy była próba posłużenia się Wincentym Witosem. Według niemieckich zamysłów ten trzykrotny prezes Rady Ministrów w okresie międzywojennym miał zostać premierem rządu „Polski Szczątkowej" (Reststaat). Oparciem dla tych działań miały być antysanacyjne resentymenty na wsi polskiej i poglądy polityczne Witosa. Był on już stary i schorowany, ale przede wszystkim przeciwny jakiejkolwiek współpracy z Niemcami. W końcu Niemcy odstąpili od koncepcji zorganizowania organizmu państwowego i utworzyli na części okupowanych ziem polskich Generalne Gubernatorstwo.
Kolejną próbą było poszukiwanie kontaktu z kierownictwem Związku Walki Zbrojnej. W 1941 r. gestapo aresztowało szefa sztabu ZWZ płk. Janusza Albrechta. Zgodził się on przekazać Komendantowi Głównemu propozycję układu pomiędzy gestapo i ZWZ („spokój za spokój"), który mógł być podstawą szerszego porozumienia. Płk Albrecht został zwolniony przez Niemców, ale pod warunkiem (potwierdzonym oficerskim słowem honoru) dobrowolnego powrotu do więzienia. Nie został on dopuszczony do generała Roweckiego. Przekazano mu tylko polecenie „Grota" „honorowego wyjścia z sytuacji" i po kilku dniach przebywania poza więzieniem płk Albrecht popełnił samobójstwo1.
Następne próby podjęto po Stalingradzie. Były one związane z ogólną reorientacją w polityce Niemiec wobec ludności krajów podbitych. Okólnik ministra propagandy Rzeszy Josepha Goebbelsa z 15 lutego 1943 r. zapowiadał zerwanie z polityką dyskryminacji, rabunku i eksterminacji w stosunku do narodów znajdujących się poza Rzeszą. Jednakże Hitler nie zaakceptował zmian w traktowaniu „podludzi". Uważał on, że ustępstwa mogłyby być traktowane jako objaw słabości Niemiec, zwłaszcza po klęsce stalingradzkiej.
Pamiątkowe zdjęcie po wspólnej akcji polskich i niemieckich policjantów
Władze okupacyjne Generalnego Gubernatorstwa i organy propagandy III Rzeszy zmuszone były sięgnąć do innych środków – przede wszystkim ukazywano społeczeństwu polskiemu okropności bolszewizmu. Wykorzystano w tym celu odkrycie miejsca pochówku zamordowanych oficerów polskich. Radio niemieckie 15 kwietnia 1943 r. podało komunikat o odkryciu grobów katyńskich. Mord na polskich oficerach miał stać się podstawą porozumienia, a nawet kolaboracji choćby części Polaków. Dodajmy, kolaboracji na bliżej nie określonej płaszczyźnie2. Pomimo oburzenia ogółu społeczeństwa polskiego na tę zbrodnię ludobójstwa nie znaleziono wielu chętnych do współpracy. Swoją ofertę zgłosił były oficer Wojska Polskiego, pułkownik w stanie spoczynku Stanisław Wrzaliński3. Przesłał on 2 lipca 1943 r. z Wrocławia list do Himmlera, w którym zgłaszał się „wraz ze swoimi ludźmi"4 do walki z bolszewizmem. Jego oferta pozostała bez odpowiedzi.
Nie przyniosły również rezultatu próby rozmów z aresztowanym 30 czerwca 1943 r. komendantem Głównym AK gen. Stefanem Roweckim „Grotem". Osadzony przez Niemców w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen nie zgodził się na żadne rokowania.
Pomimo braku szerszego odzewu społecznego na niemiecką ofertę nadal podejmowano działania zmierzające do wciągnięcia do współpracy części Polaków. Tym razem zwrócono uwagę na prawicowe organizacje podziemne. Niemcy liczyli na antyradzieckie nastawienie kierownictw tych organizacji i możliwość wciągnięcia ich do współpracy przeciwko ZSRR, a co za tym idzie – przeciwko partyzantce radzieckiej i polskiej konspiracji komunistycznej, ukazywanej jako „agentura Moskwy". Działanie to przyniosło pewne wyniki. Późną wiosną 1943 r. kierownictwo organizacji podziemnej „Miecz i Pług"5 przekazało Niemcom pisemną ofertę współpracy polsko-niemieckiej, zawierającą m.in. następujące propozycje:
* sojusz niemiecko-polski pod niemieckim kierownictwem,
* utworzenie polskiej siły zbrojnej do walki z bolszewizmem,
* współpraca gospodarcza,
* odciążenie administracji niemieckiej przez zastąpienie jej administracją polską,
* nieubłagana walka przeciwko bandom6.
Administracja GG i aparat Himmlera zlekceważyły te propozycje z powodu znikomego znaczenia „Miecza i Pługa" w polskiej konspiracji.
Ochotnicy z terenów Generalnego Gubernatorstwa
O wiele bardziej interesująca była niemiecka oferta z 1943 r. stworzenia i wyekwipowania dywizji sformowanych z internowanych żołnierzy polskich przebywających na Węgrzech. Informację taką otrzymali Brytyjczycy od swojego wywiadu. Polacy na Węgrzech nie ucierpieli zbytnio od SS, mieli więc być podatni na takie propozycje. Jednakże żadne dokumenty i polskie relacje nie potwierdzają tego faktu7. O tym, że mogłaby to być próba wbicia klina pomiędzy polski rząd na wychodźstwie a Londyn może świadczyć brak jakichkolwiek śladów prób takiego działania.
Kierownictwo SS, a szczególnie sam Reichsführer, liczyło jeszcze na możliwość rekrutacji Polaków. Pomoc w zorganizowaniu takiej akcji zadeklarowała Służba Bezpieczeństwa (SD), która mogłaby ją wesprzeć przez sieć swojej agentury. 19 czerwca 1943 r., w niecałe trzy tygodnie po ukazaniu się apelu Własowa, Himmler zjawił się u Hitlera, by przedłożyć kolejną propozycję sformowania jednostek zbrojnych z Polaków. Argumentem mającym poprzeć projekt sformowania jednostki z Polaków był sukces odniesiony przy tworzeniu Dywizji Galicyjskiej SS. I chociaż projekt ten był najprawdopodobniej uzgodniony z niemiecką generalicją, to odmowa Hitlera była stanowcza. Führer stwierdził, że SS-Galizien jest sprawą zupełnie odrębną, gdyż Ukraińcy przez 150 lat należeli do Austrii8. Opinia Hitlera co do polskich żołnierzy walczących po stronie Niemiec została ukształtowana przez gen. Ericha Luddendorfa, podczas I wojny światowej zastępcy szefa kajzerowskiego Sztabu Generalnego, a w listopadzie 1923 r. współorganizatora zamachu stanu w Monachium: ...mamy w końcu tragiczną nauczkę od Polski w czasie I wojny światowej. Luddendorf tłumaczył się później, że wmawiano mu, iż uzyska tą drogą 500 tys. żołnierzy. Ale rozsądny człowiek mógłby z góry go przestrzec: pan otrzyma owe 500 tys., ale nie do walki z Rosją. Polacy wystawią armię po to, aby wyzwolić Polskę9.
Posterunek obsadzony przez niemiecką i „granatową" policję
I chociaż do sprawy oddziałów polskich wrócił jeszcze w grudniu 1943 r. wydawany przez okupanta „Nowy Kurier Warszawski", to nie było już wówczas szans na sformowanie jakiejkolwiek jednostki polskiej po stronie Niemców.
W marcu 1943 r. znany jeszcze przed wojną germanofil Władysław Gizbert-Studnicki10 złożył memoriał na ręce warszawskiego gubernatora dr. Ludwiga Fischera. Proponował w nim utworzenie 12–15-milionowego kolaboracyjnego państwa polskiego i domagał się sformowania oddziałów polskich, które na wschodzie wspólnie z Niemcami zatrzymałyby Armię Czerwoną. I chociaż Studnicki nie był przez Niemców traktowany poważnie, to jego propozycje spowodowały natychmiastową reakcję. 30 kwietnia Główny Urząd SS odrzucił możliwość utworzenia jakichkolwiek jednostek polskich w składzie Wehrmachtu czy Waffen SS, podając jako przyczyny:
* masowe dezercje Polaków z armii niemieckiej i austriackiej w latach 1917–1918,
* aktualną postawę rekrutów-volksdeutschów na froncie,
* względy rasowo-biologiczne,
* względy propagandowe, czyli konieczność traktowania Polaków na równi z Niemcami,
* obiekcje SD,
* fakt, że sami Polacy nie są chętni do ofiar na rzecz III Rzeszy11.
I chociaż niezrażony Studnicki ponawiał jeszcze kilkakrotnie swoje propozycje (ostatni raz w marcu 1945 r.!), to nie znalazł już posłuchu u jakichkolwiek władz niemieckich.
Inną próbę podjął osadnik Józef Ciszko. Pod koniec lutego 1944 r. wysłał on list do niemieckiego Naczelnego Dowództwa Sił Zbrojnych (Oberkommando der Wehrmacht – OKW) z propozycją utworzenia w Warszawie polskiego legionu ochotniczego. OKW przesłało 4 marca 1944 r. ten list do Sztabu Dowodzenia Reichsführera SS (Reichsführer SS Kommandostab)12. Nie ma śladów, by ta inicjatywa znalazła jakikolwiek oddźwięk u adresatów.
Jeden z pierwszych poległych na froncie wschodnim. Napis na krzyżu: Artura Czaja geb. (geboren – urodzony) 4.11.21. gef. (gefallen – poległ) 3.8.41 – Erk. M. (Erkenungsmarke – nieśmiertelnik) 1/l.E.B 372 (1./Infanterie Ersatz Batallion – 1. kompania Zapasowego batalionu piechoty) nr.637, 11/4-42 – oznacza miejsce pochowania
Późną wiosną 1944 r. w otoczeniu Reichsführera SS po raz kolejny rozważano możliwość utworzenia u boku Niemiec jednostek wojskowych złożonych z Polaków. Front zbliżał się już do granic Generalnego Gubernatorstwa i część społeczeństwa polskiego obawiała się radzieckiego „wyzwolenia". Do kierownictw organizacji podziemnych dochodziły bowiem informacje o traktowaniu polskich konspiratorów, zwłaszcza ujawniających się wobec wojskowych i policyjnych władz ZSRR żołnierzy Armii Krajowej. Np. depesza z 23 marca 1944 r., którą otrzymał komendant AK gen. Tadeusz Komorowski „Bór", ...zawiadamiała o rozbrojeniu drobniejszych naszych oddziałów, kiedy się ujawniły, w ?użowej, Przebrażu, Rożyszczach, Antonówce i w Zaturcach. 15 marca w Przebrażu rozstrzelano dowódcę miejscowej placówki, żołnierzy rozbrojono i częściowo aresztowano. W Rożyszczach rozstrzelano dowódcę i trzech żołnierzy, kilku innych powieszono, a około 20 aresztowano i wywieziono. [...] 6 kwietnia dostałem depeszę, że bolszewicy na całym terenie Wołynia, od granicy do Styru i Stochodu, natychmiast po zajęciu każdej miejscowości przeprowadzają pobór mężczyzn od lat 17 do 3513. Część prawicowo i antyradziecko nastawionych Polaków mogła w takiej sytuacji być skłonna do jakiegokolwiek współdziałania.
Poza tym do Himmlera napłynęła oferta od kierownictwa Narodowych Sił Zbrojnych. Pierwszym krokiem współpracy miało być zwolnienie z niemieckich obozów jenieckich ok. 700 polskich oficerów. Jednakże 30 kwietnia szef Urzędu IIIb SS-Brigadeführer Otto Ohlendorf odrzucił możliwość utworzenia jednostek polskich ze względów politycznych (pomimo polityki „nowego kursu") i historycznych.
Kolejna próba uzyskania od Polaków deklaracji współpracy, w tym również zbrojnej, nastąpiła po upadku powstania warszawskiego. Według opinii policji bezpieczeństwa (Sicherheitspolizei – SiPo) i SD straty poniesione w powstaniu skłaniały niektóre kręgi społeczeństwa polskiego do unikania dalszych powstań i nienarażania substancji narodu. Trudno jednak byłoby znaleźć większą grupę Polaków, którzy byliby gotowi postawić na Niemcy i walczyć u ich boku z ZSRR. Obie służby oceniały, iż przedłożenie przez gen. „Bora" niewoli niemieckiej nad przejście do Rosjan nie zmieniał faktu, że istniały zasadnicze opory przeciw współdziałaniu z Niemcami. Wśród Polaków panowało przekonanie, że oznaczałoby to koniec Polski14. Wszelkie ustępstwa nie byłyby zatem wskazane.
W październiku 1944 r. Niemcy częściowo zmodyfikowali swoje stanowisko. 24 października Hitler wyraził zgodę na służbę Polaków w Wehrmachcie w charakterze Hiwisów według zasad jak dla Osttruppen. Wyróżnikiem miała być noszona na lewym przedramieniu biała opaska z napisem Im Dienst der deutschen Wehrmacht15. 4 grudnia Himmler zezwolił na rozciągnięcie tego zezwolenia na Waffen SS16.
Rekrutację do Wehrmachtu rozpoczęto w listopadzie. Według stanu na 31 grudnia 1944 r. w składzie dwóch grup armii broniących się na terytorium Polski było ok. 6 tys. Polaków17. O jednostkach czysto polskich nadal jednak nie chciano nawet słuchać. Chociaż część zwerbowanych na jesieni zaciągnęła się do Legionu Polskiego, to nie utworzono żadnej jednostki szczebla wyższego niż kompania. Poza tym Hitler uważał, że oddziały takie przy pierwszej okazji zdradziłyby III Rzeszę i zwróciły broń przeciw Niemcom.
Jednak byli i tacy Polacy, którzy zgłaszali się do Wehrmachtu nawet w ostatnich miesiącach wojny. Dowództwo 523. zapasowo-szkolnego pułku grenadierów (Grenadier Ersatz und Ausbildungs Regiment 523.) 15 stycznia 1945 r. meldowało: „Od pewnego czasu zgłaszają się do pułku polscy ochotnicy z obozu szkoleniowego Organizacji Todta w Falkensee z wnioskiem o zostanie żołnierzem Wehrmachtu. Są to przede wszystkim młodzi chłopi w wieku 18–23 lat, znający trochę język niemiecki i według kierownika obozu po zakończeniu szkolenia chcieliby wstąpić do Wehrmachtu lub Waffen SS"18.
Natomiast z notatki z 3 marca 1945 r., nadesłanej do Oddziału Organizacyjnego Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych z rejonu Berlina i Poczdamu wynika, że do niemieckiego wojska przyjęto Polaków zgłaszających się do „walki z bolszewizmem"19.
Na tle jednolitej postawy narodu polskiego kolaboracja militarna była zjawiskiem peryferyjnym i wyobcowanym. Na jej kształt i niewielką skalę wpływały bezpośrednio dwa czynniki:
* eksterminacyjna polityka III Rzeszy wobec Polaków; odepchnęła ona od zbliżenia z okupantem nawet najskrajniejsze odłamy polskich nacjonalistów,
* pozostawanie przez Polskę w szeregu koalicji antyhitlerowskiej; żołnierz polski walczył na wszystkich frontach wojny, skutecznie osłabiając niemiecką propagandę i stanowiąc argument do przechodzenia zmobilizowanych do niemieckiego wojska volksdeutschów na stronę któregokolwiek z państw alianckich.
Nie było więc i nie mogło być wśród Polaków sprzyjającego klimatu do kolaboracji zbrojnej, o czym zresztą Niemcy wiedzieli. Nie znaczy to jednak, że nie były zawierane porozumienia z Niemcami w różnych rejonach kraju na szczeblu lokalnym. W Wilnie niemiecki wywiad – Abwehra – prowadził, nieudane zresztą, rozmowy z płk. Aleksandrem Krzyżanowskim „Wilkiem", komendantem Okręgu Wileńskiego Armii Krajowej. Niektóre oddziały AK czy Narodowych Sił Zbrojnych nawiązały z Niemcami kontakty, będące swoistym rodzajem zawieszenia broni. Najbardziej charakterystyczne są tu dwa wybrane przypadki. Pierwszy to Zgrupowanie Stołpeckie AK dowodzone przez kpt. Adolfa Pilcha „Górę". Działające w trudnym terenie, w bezpośredniej styczności z partyzantką radziecką, zawarło z Niemcami umowę o nieangażowaniu się we wzajemne walki. Taka postawa akowców mogła być spowodowana rozbrojeniem i internowaniem poprzedniego dowództwa Zgrupowania i części jego żołnierzy20. Dzięki temu porozumieniu Zgrupowanie mogło wycofać się z Puszczy Nalibockiej do Kampinosu. Tu zerwało kontakt z Niemcami i weszło w skład oddziałów AK w Puszczy, stając się ich poważnym wzmocnieniem ze względu na liczebność, uzbrojenie i doświadczenie bojowe.
Drugim charakterystycznym przykładem są dzieje Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych. Została ona utworzona 11 sierpnia 1944 r. na Kielecczyźnie z oddziałów partyzanckich i tzw. Akcji Specjalnej. Brygadą21 dowodził ppłk Antoni Szacki-Dąbrowski „Bohun". Wykorzystując wcześniejsze kontakty (głównie ze Służbą Bezpieczeństwa – SD), dowództwo brygady zawarło z niemieckimi władzami wojskowymi „układ o nieagresji", gdyż uważało, że skoro Niemcy i tak przegrywają wojnę, to nie ma sensu prowadzić z nimi walk. I chociaż dochodziło do starć pomiędzy pododdziałami brygady a Niemcami, to dzięki tej umowie żołnierze Brygady Świętokrzyskiej mogli rozpocząć 13 stycznia 1945 r. wycofywanie się wraz z wojskiem niemieckim na zachód. 21 stycznia trzy kompanie Brygady Świętokrzyskiej i jedna kompania niemiecka ochraniały most na Odrze w Krapkowicach, by mogły się przez niego przedostać odpływające za rzekę jednostki wojskowe i uchodźcy22. Oczywiście Niemcy starali się wykorzystać fakt wspólnego odwrotu. W niemieckiej prasie pojawiły się artykuły o specyficznej wymowie. W jednym z nich, zatytuowanym Polski Legion Ochotniczy do walki z bolszewikami, czytamy: ...armia gen. Własowa zatrzymała ofensywę sowiecką nad Odrą i Nyssą [...] a teraz 35-tysięczna polska jednostka weźmie udział w walce z bolszewikami23.
W maju 1945 r. znaleźli się na terytorium Czech, gdzie przeszli linie amerykańskie. Po zakończeniu działań wojennych żołnierze brygady stali się podstawą do tworzenia jednego ze zgrupowań kompanii wartowniczych amerykańskich wojsk okupacyjnych w Europie.
Ale współpraca nie ograniczyła się tylko do wycofywania na Zachód. Od połowy lutego do końca kwietnia 1945 r. cztery grupy dywersyjne ze składu brygady zostały przerzucone do Polski przez niemieckie samoloty. Były to grupy: por. Bogusława Denkiewicza „Bolesława" odprawiona 13 lutego, kpt. Zygmunta Rafalskiego „Sulimczyka" – 22 marca, ppor. Władysława Stefańskiego „Szczerby" – 25 marca, por. Jerzego Celińskiego „Gnata", która wystartowała 15 kwietnia24.
Ostatnia grupa piesza por. Tadeusza Żółkiewskiego „Mosta" wyruszyła z czeskiej miejscowości Rozstáni 25 kwietnia. Większość żołnierzy z tej grupy zawróciła z drogi jeszcze na terenie Czech, a do Polski dotarły tylko dwie siedmioosobowe grupy – ppor. Jana Dzielskiego „Wareckiego" i kpr. Włodzimierza Kołaczkiewicza „Huberta". Żadna z nich nie odegrała nawet najmniejszej roli, a zostały one aresztowane przez UB w lipcu 1944 r.25
„Granatowa policja" i Schutzmannschaften
Pomimo zamknięcia dla Polaków możliwości służenia w zwartych oddziałach wojskowych Niemcy wykorzystywali ich do służby w Policji Porządkowej Generalnego Gubernatorstwa (tzw. granatowej policji) i w Schutzmannschaften. „Granatowa policja" liczyła w GG ok. 18 tys. ludzi. Trzy czwarte z tej liczby to byli Polacy. Sami Niemcy używali w stosunku do „granatowych" nazwy Polnische Polizei (Policja Polska) lub Ukrainische Polizei (Policja Ukraińska). Na mocy rozkazu Wyższego Dowódcy SS i Policji z 30 października 1939 r. zostali powołani do służby wszyscy funkcjonariusze przedwojennej Policji Państwowej znajdujący się na obszarze Generalnego Gubernatorstwa. Źródłem pierwszych uzupełnień stali się policjanci wysiedleni z ziem wcielonych do Rzeszy.
Jeden z posterunkowych „granatowej" policji. Na prawej kieszeni „blacha" z numerem osobistym policjanta. Na prawym rękawie czerwona opaska z białym napisem „Generalgouvernement"
„Granatowi" tworzyli sieć posterunków w miastach i wsiach GG. Używali przedwojennych, granatowych mundurów Policji Państwowej (stąd popularna nazwa), tylko zamiast orła nosili na czapkach herb stolicy dystryktu, w którym pełnili służbę. W Warszawie istniał poza tym Oddział Wartowniczo-Konwojowy, który był swoistym odwodem mobilnym komendanta warszawskiej policji „granatowej". Polski komendant podlegał niemieckiemu Dowódcy Policji Porządkowej (Ordnungspolizei) i musiał z nim uzgadniać niemal wszystkie posunięcia.
Polscy „granatowi policjanci" pełnili służbę w dystryktach warszawskim, radomskim oraz części krakowskiego i lubelskiego. We wschodnich powiatach Lubelszczyzny i Małopolski i w Dystrykcie Galicyjskim większość „granatowej policji" rekrutowała się z Ukraińców. Część polskich policjantów wysługiwała się okupantom, ale część ściśle współpracowała z organizacjami konspiracyjnymi. Również komendanci „granatowej policji" w dystryktach utrzymywali w miarę stały kontakt z dowódcami okręgów ZWZ, a potem AK.
Przedwojenni obywatele polscy, w tym również narodowości polskiej, byli powoływani do Białoruskiego Korpusu Obronnego (BKA). Polscy mieszkańcy Nowogródczyzny znaleźli się również w Brygadzie RONA, zmobilizowani tam wiosną 1944 r.
Polscy żołnierze Wojsk Lądowych z Pomorza lub Śląska nad grobem kolegi
Z Polaków i obywateli polskich różnych narodowości formowano również skoszarowane jednostki niemieckiej policji pomocniczej. Na wschodnich terenach Rzeczypospolitej, które weszły w skład Komisariatu Rzeszy „Ukraina", w jednostkach tych służyli przede wszystkim Ukraińcy. Sytuacja zmieniła się wiosną 1943 r., gdy duża część ukraińskich policjantów zdezerterowała, by zasilić oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii. Wtedy skład posterunków i batalionów oraz samodzielnych kompanii został uzupełniony m.in. przez Polaków. Tak było np. w batalionach nr 102 w Krzemieńcu, nr 103 w Maciejowie, nr 104 w Kobryniu czy w batalionie w Sarnach. Zresztą batalion z Maciejowa przeszedł w niemal w pełnym składzie na stronę AK i został włączony do 27. Wołyńskiej DP AK. Ale wszystkie te jednostki nie były nigdy określane jako polskie. Jedynym wyjątkiem jest tu batalion Schutzmannschaften nr 20226.
Jego historia sięga marca 1943 r. Niemieckie władze policyjne postanowiły wówczas rozpocząć formowanie batalionów policyjnych z mieszkańców GG. Głównym powodem takiego kroku był coraz bardziej rozwijający się ruch partyzancki na terenach Gubernatorstwa oraz potrzeba skierowania formowanych tu jednostek do wspomożenia zwalczania partyzantki radzieckiej na terenach dawnych polskich Kresów Wschodnich.
W początkach maja 1943 r. kpt. policji porządkowej Felsinger ze sztabu Dowódcy Policji Porządkowej (Kommandeur der Ordnungspolizei - KdO) w Warszawie przekazał dowódcy „granatowej policji" w Warszawie ppłk. Aleksandrowi Reszczyńskiemu pismo dotyczące utworzenia batalionu Schutzmannschaften w GG. Batalion miał się składać z Polaków i był przeznaczony do walki z „bandytyzmem" (to jest z radziecką partyzantką) na „nowych terenach wschodnich"27. Przyjmowani mieli być kandydaci w wieku 20–30 lat, najlepiej po przeszkoleniu wojskowym. Komendy gminne i powiatowe policji powinny przeprowadzić akcję werbunkową, jednakże bez ogłaszania jej w prasie czy przez plakaty. Podania ochotników miały być składane za pośrednictwem komendanta „granatowej policji" odpowiedniego szczebla do komendanta niemieckiej policji porządkowej do 30 maja 1943 r.
Przeprowadzony w ten sposób werbunek nie dał jednak spodziewanych wyników. Zgłosiło się dwóch(!) kandydatów. Ppłk Reszczyński polecił wówczas przymusowe odkomenderowanie części policjantów, w tym zwłaszcza kadry oficerskiej i podoficerskiej. Kandydaci wyznaczeni spośród szeregowych starali się uniknąć odkomenderowania. Najpopularniejsze stało się zgłaszanie różnych chorób, które miały uniemożliwiać służbę o charakterze wojskowym. Zarządzono więc badania lekarskie, które niemal wszystkich stających przed komisją medyczną uznawały za zdrowych. Protesty, czasami nawet w ostrej formie (jeden z policjantów o mało nie zabił lekarza i chciał zastrzelić ppłk. Reszczyńskiego), na nic się nie zdały. Jednakże nadal brakowało ludzi do stanu etatowego28. Wówczas to, w celu wspomożenia akcji werbunkowej, zamieszczono w prasie ogłoszenia następującej treści: Wolne posady. Mężczyźni zdrowi, w wieku od 20–30 lat mogą zgłaszać się o przyjęcie do Policji Polskiej pod następującym adresem...29 I tu następował adres punktu werbunkowego, np. w Krakowie była to ulica Michałowskiego (Luxemburgerstrasse) 8–10. Takiej treści ogłoszenie ukazało się np. w „Gońcu Krakowskim" z 18 maja 1942 r.30
Każdy wstępujący w odpowiedzi na ogłoszenie do „granatowej policji" musiał podpisać deklarację następującej treści: W wypadku, gdyby moje przyjęcie do polskiej (względnie ukraińskiej) Policji w Generalnym Gubernatorstwie nie mogło z powodu braku wolnych miejsc nastąpić, zgadzam się także na zatrudnienie mnie w polskiej Policji (Schutzmannschaften) na zajętych wschodnich obszarach (także d. obszarach rosyjskich)31. Wówczas trafiał do oddziału uzupełnień, którym dowodził sierżant policji Jan Klewek, a od listopada 1942 r. starszy sierżant policji Józef Jarmiński. Tam otrzymywał do podpisania następującą deklarację: Zobowiązuję się do pełnienia służby w Schutzmannschaft (w Policji). Zobowiązuję się do bezwzględnego wykonywania rozkazów wydanych mi przez moich przełożonych niemieckich i przełożonych ze Schutzmannschaft. Przyrzekam być posłusznym, wiernym i odważnym32.
Oddział uzupełnień wysyłał szeregowych na poligon Waffen SS w Dębicy. Tam byli oni przydzielani do jednej z trzech kompanii liniowych batalionu lub kompanii sztabowej. Obsada kadrowa batalionu została ustalona w połowie czerwca 1943 r. Dowódcą został major policji Antoni Ignacy Kowalski, a dowódcami kompanii: 1. – kpt. Walery Sauermann, 2. – ppor. Jan Nowak z Dystryktu Radomskiego, 3. – ppor. Witold Obrębski z Komendy Powiatowej Garwolin. Niemieckim oficerem nadzorującym (deutsche Aufsichtsoffizier – DAO) został kpt. policji porządkowej Tschnadel33.
Już w okresie rekruckim zaczęły się pierwsze dezercje i bójki z ukraińskimi rekrutami Waffen SS, którzy odbywali wstępne przeszkolenie na tym samym poligonie. Być może to spowodowało zmianę dowódcy batalionu. W sierpniu 1943 r. został nim mjr policji Kazimierz Mięsowicz34. W sierpniu również batalion złożył przysięgę według roty ustalonej dla Schutzmannschaften: Jako przynależny do Schutzmannschaftu przysięgam być wiernym, dzielnym i posłusznym i moje obowiązki służbowe, szczególnie w walce przeciwko niszczącemu narody bolszewizmowi, sumiennie wykonywać. Dla tej przysięgi jestem gotów moje życie położyć. Tak mi Boże dopomóż35.
Według napisu na odwrocie zdjęcia to jest pamiątka z Frontu Zachodniego 1.03.1944 r., przesłana rodzicom przez jakiegoś Franka
W październiku 1942 r. nastąpiła kolejna zmiana dowództwa. Batalion objął awansowany na majora Walery Sauermann, a dowództwo drugiej kompanii ppor. Jan Grzegorzek. Nowym niemieckim oficerem nadzorującym został kpt. policji porządkowej Weidlich. 15 listopada liczący ponad 500 ludzi batalion otrzymał numer porządkowy i nazwę Schutzmannschafts Bataillon 202. Jednak pod koniec 1942 r. polska kadra, nawet volksdeutsche jak Sauermann czy Nowak, została odsunięta od dowodzenia batalionem. Nowym dowódcą batalionu został dotychczasowy DAO kpt. Weidlich, a kompanii m.in. por. policji porządkowej Kurt Hoffmann i kpt. policji porządkowej Klisten.
W połowie stycznia 1943 r. batalion wyjechał na wschód do Borysowa na Białorusi i 28 tegoż miesiąca objął służbę na zapleczu Grupy Armii „Środek". Jego zadaniem była ochrona linii zaopatrzeniowych (drogowych i kolejowych), walka z radzieckimi grupami desantowymi i partyzantami. 30 marca 1943 r. batalion został podporządkowany jednostce Dirlewangera i przeznaczony do operacji przeciwpartyzanckiej „Lenz–Süd", która zaczynała się 1 kwietnia. Batalion, któremu przydzielono drużynę SD, został skierowany w okolice Słobódki36.
Po trzech dniach działań batalion skierowano z powrotem do Borysowa, gdzie miał oczekiwać na dalsze rozkazy. Dowodzący akcją płk żandarmerii Walter Schimana polecił wyznaczyć 202. batalion do drugiej części operacji „Lenz–Nord". Batalion podporządkowano 2. pułkowi policyjnemu SS (dowódca: ppłk policji porządkowej Hans Griep) i rzucono do ochrony drogi Borysów–Zembin i mostu w Gajnie na Berezynie37.
Podczas działań batalion stracił ok. 40 ludzi – zabitych, ciężko rannych i zaginionych. 3 maja został skierowany do ?ucka, a następnie do Kostopola na Wołyniu. 21 sierpnia wyznaczono mu nowy obszar działania: Kostopol–Janowa Dolina–Horochów. Batalion liczył wówczas, po otrzymaniu uzupełnień, 13 oficerów, 20 podoficerów i 550 szeregowych. W przydzielonym sobie rejonie Polacy napotkali na działania ukraińskie skierowane przeciwko Polakom.
Policjanci batalionu nie pozostali obojętni na tę sytuację. Wstrząśnięci obrazem mordowanych współrodaków, stawali w ich obronie – często wbrew woli ich niemieckich dowódców. Polskie patrole policyjne prowadziły również samorzutne działania odwetowe, atakując wioski ukraińskie.
W listopadzie 1943 r. ponad połowa batalionu zdezerterowała. Najprawdopodobniej przyłączyli się oni do polskiej samoobrony na terenie Wołynia. Wyszkoleni, uzbrojeni i z doświadczeniem bojowym, stali się cennym nabytkiem dla Polaków broniących się przed Ukraińską Powstańczą Armią. Kilku z policjantów zdołało nawet powrócić w rodzinne strony, choć zdawali sobie sprawę, że za dezercję niemieckie prawo wojenne karało śmiercią.
Pod koniec stycznia 1944 r. batalion został wycofany z Wołynia i przeniesiony do Lwowa. Liczył wówczas dwu oficerów, czterech podoficerów i 200 szeregowych. Stamtąd wyruszył 4 lutego do Drusenheim koło Stuttgartu, gdzie został zakwaterowany w koszarach policji38, gdzie oczekiwał na dalsze decyzje co do swego losu. Zanim zapadły, zasięgnięto opinii Najwyższego Dowódcy SS i Policji na Ukrainie SS-Obergruppenführera Hansa Prützmanna. Stwierdził on, że w działaniach bojowych 202. batalion spisywał się dobrze. Prowadził ciężkie walki, aż do dużego wyczerpania, co potwierdza fakt, że Polacy otrzymali niemieckie odznaczenia bojowe. Jednocześnie Prützmann zalecił odwołanie ze stanowiska dowódcy batalionu kpt. policji ochronnej Weidlicha, gdyż w jego opinii był on za miękki39.
Z rozkazu Reichsführera SS 8 maja 1944 r. batalion został rozformowany. Jednak, chociaż wszystkich żołnierzy i oficerów batalionu uznano za zhańbionych, postanowiono jeszcze wykorzystać polskich policjantów. Zostali oni poddani indywidualnej ocenie i po jej pozytywnym przejściu i wyrażeniu woli dalszej służby skierowani do Częstochowy. Na teren Dystryktu Radom reszta batalionu (ponad 150 ludzi) przybyła w połowie czerwca 1944 r. Zostali oni podzieleni na grupy bojowe (operacyjne) i poprzydzielani do umocnionych punktów żandarmerii. Tak zakończyła się historia jedynej jednostki złożonej z Polaków i walczącej po stronie Niemców.
Najprawdopodobniej skutkiem wydarzeń związanych z batalionem nr 202 była próba sformowania kolejnego „polskiego" batalionu Schutzmannschaften. 20 lutego 1944 r. na odprawie komendantów obwodów dowódca warszawskiej policji ppłk Franciszek Przymusiński poinformował, że Niemcy zażądali sformowania 500-osobowego batalionu z polskich policjantów. W związku z tym do Krakowa zostało wysłane pismo, które podpisał również dowódca policji porządkowej w Warszawie, że batalion taki mógłby zostać stworzony, ale tylko w sile 400 ludzi i o ile Niemcy zgodzą się na wycofanie kandydatów do batalionu z delegacji w placówkach niemieckich40. To na jakiś czas zamknęło sprawę. Jednakże 1 maja 1944 r. Niemcy wydali kolejny rozkaz sformowania trzech kompanii o liczebności ok. 400 ludzi, ale dzięki staraniom ppłk. Przymusińskiego został on uchylony41.
Ochotnicy z terenów Generalnego Gubernatorstwa
Góralski Legion Waffen SS
Przed wojną panowała w Polsce moda na góralszczyznę. Na Podhalu prężnie działał Związek Górali. Sytuacja taka z jednej strony sprzyjała wzrostowi samoświadomości etnicznej mieszkańców Podhala, a z drugiej – mogło to podkreślać specyficzną pozycję górali w społeczeństwie polskim. Po zajęciu Podhala Niemcy, chcąc rozbić jedność narodu polskiego, przystąpili do tworzenia separatystycznych ugrupowań etnicznych, obiecując ich przywódcom pomoc w zorganizowaniu własnych ośrodków władzy rejonowej.
W Zakopanem ujawnił swoją działalność Witalis Wieder, oficer rezerwy Wojska Polskiego, a zarazem agent Abwehry42. Po wkroczeniu Niemców Wieder przyjął Volkslistę. Współdziałał z nim dr Henryk Szatkowski, przed wojną wysoki urzędnik w Ministerstwie Komunikacji, orędownik budowy kolejki na Kasprowy Wierch, zakopiański działacz sportowy i turystyczny. Dołączyli do nich wieloletni prezes Związku Górali i prezes Stronnictwa Ludowego w powiecie nowotarskim Wacław Krzeptowski oraz jego następca na stanowisku prezesa Związku Górali Józef Cukier. Wykorzystując tych ludzi Niemcy postanowili reaktywować działalność Związku Górali, a na prezesa wytypowali Wacława Krzeptowskiego. Niemcy rozpoczęli w ten sposób tzw. akcję góralską. Miała ona charakter separatystyczny i prowadziła do wyodrębnienie ze społeczeństwa polskiego „narodu góralskiego" (Goralenvolk). Organizatorzy ruchu góralskiego spodziewali się również, że Niemcy zezwolą na powołania na Podhalu państwa góralskiego, współpracującego z Niemcami – Goralenland.
Akcja ta spotkała się z poparciem i zachętą Niemców dążących do rozbicia jedności narodowej Polaków, m.in. przez wyodrębnienie narodowości góralskiej, której germańskie pochodzenie – jak dowodził Krzeptowski – miało być bliższe Niemcom niż Polakom. W listopadzie 1939 r. Wacław Krzeptowski i Józef Cukier udali się na Wawel, gdzie złożyli wizytę gubernatorowi GG Hansowi Frankowi. Kilka dni później Frank rewizytował „przywódców góralskich" w Zakopanem. Po tej wizycie aktywiści Goralenvolku reaktywowali zawieszoną działalność Związku Górali.
By silniej związać górali z władzą okupacyjną, Niemcy postanowili w listopadzie 1939 r. zorganizować kompanię góralską w składzie formowanego wówczas w Krakowie 8. pułku SS „Totenkopf" (dowódca pułku SS-Oberführer Leo von Jena). Przedsięwzięcie to zakończyło się fiaskiem – praktycznie udało się zwerbować dwu mieszkańców Podhala. Ten wynik na ponad dwa lata zniechęcił aparat SS do podobnych prób43.
Plany wywołania separatystycznego ruchu, opartego głównie na odmiennej kulturze, zakończyły się niepowodzeniem. Na całym terenie Podhala wydano łącznie 150 tys. kart identyfikacyjnych (Kennkarte), w tym 27 tys. kart „góralskich" (18 proc.). Tylko w Zakopanem, Kościelisku, Nowym Targu i Szczawnicy odsetek ten był większy. Za przyjęcie karty „góralskiej" obiecywano ochronę przed wywozem na przymusowe roboty do Niemiec czy obniżenie podatków. Zapowiadano, że ci, co nie przyjmą kart „góralskich", zostaną wysiedleni z Podhala, pomimo tego większość ludności żądała wydania kart polskich i takie otrzymała. Na terenie Krościenka został nawet założony przez miejscowego wójta inż. Władysława Grotowskiego Powiatowy Zespół do Walki z Góralszczyzną.
Pomimo zapewnień Niemców i Krzeptowskego karta „góralska" nie chroniła od bezprawia, wywózki na roboty, rekwizycji i prześladowań. Nieco lepsze zaopatrzenie, zapewnione dzięki staraniom Krzeptowskiego, odegrało jednak wobec głodowej sytuacji na Podhalu pewną rolę44.
W 1942 roku powstał Komitet Góralski w Zakopanem, na czele z Wacławem Krzeptowskim. Komitet ten miał być namiastką przyszłego rządu „państwa góralskiego". W lutym 1942 roku Wacław Krzeptowski odwiedził Tylmanową i Ochotnicę, w której w niedzielę po sumie zorganizowano mu wiec. Asystowali mu delegaci do Komitetu Góralskiego Ludwik Michalczak i Jan Barnaś z Tylmanowej oraz Jan Hamerski z Ochotnicy. „Goralenführer" zapowiedział, że wkrótce z młodych górali zostanie utworzony „Legion Góralski", który będzie walczył u boku armii niemieckiej z największym wrogiem cywilizacji – Rosją Radziecką.
Góralski Legion Ochotniczy SS (Goralische Freiwilligen SS Legion) rozpoczęto organizować pod koniec 1942 r., początkowo w sile batalionu. Jego szeregi mieli zapełnić posiadacze góralskiej karty rozpoznawczej. Krzeptowski, Wieder i Szatkowski objeżdżali podhalańskie wsie i miasteczka, nakłaniając ludzi do wstępowania do legionu. Być może Wieder, jedyny oficer w tym gronie, widział się w roli dowódcy legionu. Dowódcy rzeczywistego lub chociażby tytularnego, jak np. gen. Bangerskis na ?otwie czy gen. Seyffardt w Holandii. Nie było natomiast mowy o formowaniu dywizji góralskiej45. Na taką jednostkę nie wystarczyłoby mieszkańców Podhala. Według niemieckich przepisów do sformowania dywizji potrzebnych było ok. 15 tys. rekrutów składu podstawowego, 4 tys. pierwszego uzupełnienia i drugie tyle szkolonych jako kolejne uzupełnienie. Takiej liczby młodych Podhalan nie udałoby się zwerbować. A kadra oficerska i podoficerska? Pomimo sprowadzenia z niewoli 60 jeńców wojennych pochodzących z Podhala i tak nie wystarczyłoby ich jako kadry. Pozostał więc legion.
W jego utworzenie zaangażował się „Goralenführer" Wacław Krzeptowski. Przyszłych ochotników zapewniano, że będą pełnili służbę tylko na terenie swojego kraju (Polski!), a ich krewnym obiecywano zwiększone przydziały żywności. Członkowie rodzin ochotników mieli być zwolnieni z wyjazdu na roboty do Rzeszy, a przebywający w więzieniach mieli zostać wypuszczeni. Gdy zawiódł zaciąg ochotniczy, wyznaczano z każdej wsi kontyngent „ochotników", którym polecano stawić się przed komisją poborową w Zakopanem46.
Ostatecznie do poboru stanęło 410 młodych mężczyzn. Po badaniach lekarskich pozostało ich około 300. Wśród rozpoznanych u odrzuconych chorób dominowały weneryczne. W drodze do obozu w Trawnikach, gdzie Legion miał odbywać przeszkolenie, prawie połowa zbiegła. Z pozostałych 140 górali z powodów zdrowotnych w krótkim czasie zwolniono 21, a 19 innych zdezerterowało. Kilkudziesięciu Niemcy odesłali do domów, gdyż brakowało im jakichkolwiek zdolności do służby lub odmawiali pełnienia wojskowych powinności. Ci, którzy pozostali, rozpoczęli otwartą wojnę ze szkolącymi się tam Ukraińcami. Skończyło się to dla nich nie najlepiej, gdyż część została wysłana do obozu koncentracyjnego Auschwitz. Ostatecznie według stanu z 21 marca 1943 r. w Trawnikach pozostało tylko dwunastu i Niemcy zrezygnowali z tworzenia Legionu. Niedoszłych legionistów wysłano „w nagrodę" na roboty do Rzeszy47.
Wyniki rekrutacji oraz zamieranie działalności Komitetu Góralskiego nie zaskoczyły okupanta. Niemcy przez cały czas zdawali sobie sprawę z polskiego pochodzenia górali i ich silnego patriotyzmu. Poglądy takie reprezentowała nie tylko silnie penetrująca to środowisko Służba Bezpieczeństwa Rzeszy (SD), ale trafiły one nawet do oficjalnych publikacji, jak np. książka von Günther-Swarta Die Goralen, Nation und Staat 1940/194148.
Niemcy zdawali sobie również sprawę, że sztucznie rozdmuchiwany góralski separatyzm nie spotka się z pozytywnym odzewem ludności Podhala. Przeciwnie – wielu górali brało czynny udział w walce z okupantem. Prowadzili oni działalność kurierską i wywiadowczą. Utworzyli własną organizację konspiracyjną – Konfederację Tatrzańską, a gdy nastały warunki do działań partyzanckich, stanowili większość żołnierzy oddziałów partyzanckich Armii Krajowej.
Akcja góralska załamała się z końcem 1943 roku. Pod wpływem nastrojów społecznych, najlepiej oddanych w popularnej wówczas przyśpiewce: „Oj Wacuś, Wacuś, będziesz wisiał za cóś" oraz działań organizacji konspiracyjnych podporządkowanych Armii Krajowej, Krzeptowski porzucił Komitet i ofiarowaną mu przez Niemców trafikę i ukrył się w górach, w szałasie na Stołach.
W grudniu 1944 roku przybyła na Podhale grupa dywersyjna oddziału AK „Chełm" dowodzona przez por. Tadeusza Studzińskiego „Kurzawę". Jednym z jej zadań było wykonanie wyroku na Wacławie Krzeptowskim. Zakopiańska placówka AK zlokalizowała dom na Krzeptówkach, w którym ukrywał się były Goralenführer po powrocie z gór. 20 stycznia 1945 roku partyzanci wyciągnęli go z kryjówki i powiesili przy drodze, na konarze drzewa stojącego na jego parceli. Wieder i Szatkowski uciekli z Niemcami w 1945 roku.
Pluton kawalerii SS podczas przeglądu w Warszawie. W jego szeregi wstępowali volksdeutsche z GG
Volksdeutsche z Generalnego Gubernatorstwa
Dotychczasowy sposób rekrutacji i ponoszone w czasie działań wojennych straty bojowe stawiały pod znakiem zapytania dalszy rozwój Waffen SS. Do 1943 r. nie przeprowadzano do tej formacji żadnego poboru, a zaciąg był tylko ochotniczy. Komisje poborowe i biura werbunkowe kierowały Niemców przede wszystkim do trzech rodzajów sił zbrojnych (Wehrmacht) – Wojsk Lądowych (Heer), Marynarki Wojennej (Kriegsmarine) i Lotnictwa Wojskowego (Luftwaffe). Dla Waffen SS pozostawała tylko zmniejszająca się ciągle liczba ochotników z Niemiec oraz ochotnicy spoza Rzeszy. Podstawą uzupełniania i powiększania szeregów stali się ochotnicy pochodzenia niemieckiego z państw sojuszniczych III Rzeszy i z terenów okupowanych. W sumie udział volksdeutschów w Waffen SS szacuje się na około 260–300 tys., w tym ok. 100 tys. z terenów Generalnego Gubernatorstwa i ZSRR (tzn. głównie z dawnych Kresów Wschodnich).
Jako pierwsi zgłosili się ochotniczo Niemcy etniczni z Rumunii – jeszcze przed zakończeniem kampanii wrześniowej przybyło 350 volksdeutschów, a latem 1940 r. przeprowadzono „Akcję 1000 ludzi" (1000-Mann Aktion). Jeden z centralnych urzędów SS, tzw. Volksdeutsche Mittelstelle (VOMI), czyli ośrodek dyspozycyjny dla osób niemieckiego pochodzenia mieszkających poza Rzeszą, miał pośredniczyć w werbunku ochotników do Waffen SS49.
Eksploatacja wojenna Polaków polegała nie tylko na zmuszaniu ich do pracy na rzecz okupanta na miejscu i w Rzeszy. Na okupowanym terytorium i ziemiach włączonych do Rzeszy przeprowadzano również mobilizację sprzeczną z konwencją haską. Do niemieckiej armii wcielano przede wszystkim mężczyzn wpisanych do I, II oraz III grupy Niemieckiej Listy Narodowościowej. Wielokrotnie wcielano do Wehrmachtu młodych ludzi jeszcze przed rozstrzygnięciem ich przynależności narodowej. Jednakże mobilizacja już od kwietnia 1940 r. napotykała na opór. Poborowi odmawiali potwierdzenia przyjęcia niemieckiej przynależności państwowej, nie respektowali wezwań i nie stawiali się na przegląd lekarski. Niemcy zastosowali więc represje wobec uchylających się od poboru oraz ich rodzin i w ten sposób udało się im poważnie zwiększyć liczbę ludzi wcielonych do szeregów.
Żołnierze-Polacy wpisani na Volkslistę traktowani byli w armii niemieckiej ostrożnie i podejrzliwie. Posądzano ich o defetyzm i chęć przejścia na stronę wroga. Dochodziło nawet do wydawania i wykonywania wyroków śmierci pod zarzutem nawoływania do dezercji. Zdarzali się i tacy rekruci, którzy uchylali się od uczestnictwa w działaniach wojennych lub dezerterowali50. Szczególnie narażeni na werbunek do Wehrmachtu byli mieszkańcy Śląska i Pomorza. W stosunku do Wielkopolan Niemcy zachowywali dużą rezerwę z powodu masowego udziału miejscowego społeczeństwa w jedynym udanym polskim powstaniu – w 1918 i 1919 r.
Pobór do wojska niemieckiego realizowany był jako ogniwo akcji germanizacyjnej51. Jednakże z czasem konieczności wojskowe – tzn. potrzeba coraz większej liczby żołnierzy, którzy zastąpiliby poległych, okaleczonych i zaginionych Niemców – doprowadziły do stopniowego odstępowania przez Wehrmacht od roli germanizacyjnej. Volksdeutsche, szczególnie z III grupy, traktowani byli po prostu jako „mięso armatnie". Do walk w Normandii w czerwcu 1944 r. volksdeutsche z Polski byli grupowani w osobne pododdziały. Ale ich postawa w czasie inwazji, czyli unikanie walki i przechodzenie na stronę aliantów, spowodowała, że od tej pory zaniechano formowania z nich jednorodnych pochodzeniowo jednostek. Rozpraszano ich po oddziałach złożonych z Niemców. Taka postawa tych żołnierzy mogła zaważyć na późniejszym stosunku Hitlera do prób wystawienia jednostek polskich po stronie III Rzeszy.
Szeregowy (SS-Schütze) z 8. pułku piechoty „Totenkopf" z kolegami z jednostki Wojsk Lądowych w Krakowie