Mieszko I opisany na nowo. Rewolucyjna wizja początków Polski

Około roku 1000 Polska, zwana jeszcze "państwem gnieźnieńskim", liczyła około miliona mieszkańców, żyjących na 250 tysiącach kilometrów kwadratowych. Niemal 2/3 powierzchni stanowiły nieprzebyte puszcze, a na terenach zamieszkanych gęściej przeważały pola uprawne i łąki. Najgęściej zaludnionymi obszarami były środkowa Wielkopolska, Kujawy, rejony Śląska, okolice Krakowa i Sandomierza oraz tereny przy ujściu Odry.
ziomeka
Posty: 443
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 01 cze 2010, 03:37

Mieszko I opisany na nowo. Rewolucyjna wizja początków Polski

Post autor: ziomeka »

Mieszko I, pierwszy polski władca, mógł być potomkiem książąt wielkomorawskich, wychowanym w rodzinie chrześcijańskiej. A jeśli tak, to chrzest Polski w 966 roku mógł być głównie gestem dyplomatycznym. Rewolucyjną wizję początków Polski przedstawia prof. Przemysław Urbańczyk, archeolog z Polskiej Akademii Nauk i Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w rozmowie z Markiem Rabijem.

Newsweek Historia: Niezłe zamieszanie rozpętał pan książką „Mieszko Pierwszy Tajemniczy”. Z księgarń znika błyskawicznie, ale część naukowców uważa, że uprawia pan nie historię, lecz spekulacje.
Prof. Przemysław Urbańczyk: „Mieszko” rzeczywiście sprzedaje się znacznie lepiej niż większość prac czysto naukowych, ale czy to źle? Zarzuty adwersarzy sprowadzają się właściwie do tego, że nie ograniczam się do zebrania suchych faktów i źródeł, lecz poddaję je analizie i zestawiam z ustaleniami innych dyscyplin naukowych. Rzeczywiście, badając początki państwa na ziemiach polskich, wykraczam poza klasyczny warsztat historyka, dla którego najważniejsze są źródła pisane.
Ale jakimi źródłami literackimi i archiwalnymi dysponujemy dla epoki Mieszka I? Mamy strzępy relacji arabskich podróżników i geografów, kilka wzmianek w niemieckich kronikach oraz archiwa papieskie w Rzymie. Jest wreszcie młodsza o przeszło dwa stulecia kronika Galla Anonima, o którym wiemy, że swoim dziełem miał stworzyć legendę legitymizującą władzę potomków Mieszka I. Bez nowoczesnej krytyki tego materiału, polegającej na zestawieniu jej z badaniami archeologicznymi i koncepcjami antropologicznymi, nie posuniemy się w zrozumieniu, dlaczego w połowie X stulecia w Wielkopolsce nagle zakwitł twór wcześniej niespotykany na tym obszarze – państwo z silnym ośrodkiem władzy w Poznaniu. Stawiam pytania, formułuję tezy i jestem gotów do dyskusji na ich temat. A jeśli ktoś uważa, że nie tak powinna wyglądać ta książka, to powtórzę to, co napisałem w przedmowie do „Mieszka Pierwszego Tajemniczego”: niech napisze lepszą.

Newsweek Historia: Już to brzmi prowokująco, a w argumentach naukowych idzie pan jeszcze dalej, właściwie wypowiadając wojnę klasycznej polskiej mediewistyce.
Prof. Przemysław Urbańczyk: Dobrze, że nie mówi pan o początkach Polski, bo to, co się wtedy działo, nie miało nic wspólnego z ideą polskości, która wykluła się znacznie później. Jako archeologa zawsze fascynowało mnie, że ślady państwowości na naszych ziemiach pojawiają się tak gwałtownie. Pośród lasów na terytorium dzisiejszej Wielkopolski, z dala od głównych traktów handlowych ówczesnego świata, w kilkadziesiąt lat rozkwita całkiem spore, sprawnie zarządzane i bardzo agresywne państwo. W Poznaniu powstaje murowany pałac i świątynia, co w owym czasie było oznaką dużej zamożności. Aż prosi się o pytanie: skąd twórcy tego państwa czerpali inspiracje?





Newsweek Historia: Twierdzi pan, że pomysł na państwo Mieszko I „odziedziczył” po władcach wielkomorawskich, z którymi był zapewne blisko spokrewniony, skoro swemu drugiemu synowi dał na imię Świętopełk – po przedostatnim i ostatnim władcy Wielkiej Morawy. Jednak na tę sensacyjną tezę nie ma pan dowodów w źródłach.
Prof. Przemysław Urbańczyk: W źródłach pisanych owszem, ale wspomniałem już, że szczupłość przekazów pisemnych z tej epoki zmusza nas do szukania wskazówek gdzie indziej. Jeśli np. sięgniemy po onomastykę, czyli dział językoznawstwa zajmujący się badaniem nazw własnych, okaże się, że nazwę Poznań można wywieść od wielkomorawskiego rodu Poznanów. A Sandomierz – od wielkomorawskiego imienia Sudomir. Książęta wielkomorawscy musieli sprowadzać z północy niewolników, których sprzedawali następnie na rynki arabskie. Kiedy zacząłem tropić ten ślad, uderzyło mnie, że w polskiej nauce nie zajmowano się nim na poważnie. Badacze zwykle uważali, że inspiracja dla narodzin pierwszego organizmu państwowego na naszych ziemiach przyszła z Cesarstwa Niemieckiego albo z dalekiej Skandynawii, ewentualnie z Rusi. Tak jakby trop południowy, słowiański, był dla nas mniej honorowym rozwiązaniem. A przecież tzw. teoria normańska ma zaczepienie wyłącznie w późnej kopii dokumentu z końca X wieku, w którym wymieniono tajemniczego Dagome, pana ziem pokrywających się mniej więcej z zasięgiem władzy Mieszka I. Ów słynny „Dagome iudex” („sędzia Dagome”) miał być pochodzenia skandynawskiego, bo Dagome ma źródłosłów północnogermański. Ale w znaleziskach archeologicznych z tych terenów sprzed końca X w. nie ma wiele nordyckiej biżuterii lub uzbrojenia typowego dla wikingów. Po co zresztą wikingowie, koczowniczy morski lud, mieliby się osiedlać i tworzyć państwo w Wielkopolsce, kilkaset kilometrów od morza?
ziomeka
Posty: 443
Rejestracja: 01 cze 2010, 03:37

Re: Mieszko I opisany na nowo. Rewolucyjna wizja początków Polski

Post autor: ziomeka »

Newsweek Historia: Ale w tym samym materiale archeologicznym nie ma również zbyt licznych śladów wielkomorawskich.
Prof. Przemysław Urbańczyk: O, przepraszam! Na Dolnym Śląsku powstawały grody o wałach umacnianych kamieniami na podobieństwo wielkomorawskich warowni. Na tej podstawie część archeologów formułowała wręcz tezę o podboju Dolnego Śląska przez wielkomorawskich władców. W Wielkopolsce faktycznie nie mamy wiele znalezisk z południa, ale nie zapominajmy, że na ziemie polskie musiały dotrzeć niedobitki wielkomorawskiej arystokracji po rozbiciu ich państwa przez koczowniczych Węgrów na początku X wieku. Co ci ludzie mogli ze sobą w popłochu zabrać? Tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Biżuteria i broń mogły trafić do grobów. Problem w tym, że nie potrafimy tych grobów znaleźć.

Newsweek Historia: Może dlatego, że ich tutaj po prostu nie ma?
Prof. Przemysław Urbańczyk: Warto rozważyć też inne wyjaśnienie. Twardych, materialnych dowodów na obecność wielkomorawskich osadników w Wielkopolsce może nam dostarczyć tylko archeologia. W Polsce jednak wykopaliska przez ostatnie dziesięciolecia toczyły się i nadal toczą pod dyktando koncepcji historycznych. Jak napisał zaraz po wojnie prof. Aleksander Gieysztor: „Punktem wyjścia dla badań archeologicznych muszą pozostawać świadectwa historiograficzne”. Największy program poszukiwań archeologicznych w dziejach naszego kraju (a pewnie i Europy) – tzw. badania milenijne przeprowadzone przed rocznicą tysiąclecia chrztu Polski w 1966 r. – szły również według scenariusza nakreślonego przez historyków. Brak licznych znalezisk wielkomorawskich, przyznaję, osłabia moją hipotezę, ale to także za mało, by ją z miejsca przekreślać, jeśli przemawiają za nią inne argumenty.





Newsweek Historia: Krytycy pańskich hipotez twierdzą jednak, że szuka pan drzwi do lasu, uparcie stawiając nowe pytania tam, gdzie wszystko już dawno wyjaśniono. Wbrew większości badaczy polskiego średniowiecza pisze pan na przykład, że państwo polskie nie powstało w wyniku ewolucyjnego zjednoczenia plemion zamieszkujących ziemie polskie.
Prof. Przemysław Urbańczyk: Niech pan tylko nie wyskoczy zaraz z Lechem, Czechem i Rusem! Oczywiście, że ziemie dzisiejszej Polski zamieszkiwały w IX i X wieku plemiona posługujące się podobnym językiem. Jeśli jednak chcemy mówić o plemionach, to używajmy tego terminu w znaczeniu właściwym dla tamtej epoki, czyli wspólnoty społeczno-kulturowej przekonanej o łączących ją więzach krwi. O innym poczuciu wspólnotowości, np. terytorialnej, nie mogło być w tamtych czasach mowy. Dlatego sprzeciwiam się wizjom niektórych badaczy, którzy widzieli w początkach państwa na ziemiach polskich ducha „słowiańskiego patriotyzmu”, nakazującego jednoczyć się w obliczu saskiego niebezpieczeństwa. W tamtych czasach nikt jeszcze nie myślał w takich kategoriach, bo nie czuł przynależności narodowej we współczesnym znaczeniu tego słowa.
Państwo na ziemiach polskich nie jest zresztą owocem ewolucji, lecz rewolucji, i to dość gwałtownej. Wykopaliska pokazują falę podpaleń, jakie towarzyszyły podbojowi kolejnych terytoriów przez wojów z Poznania. Jeśli tak miało wyglądać to pokojowe zjednoczenie w duchu etnicznego braterstwa, to czegoś tutaj nie rozumiem.
Newsweek Historia: Imię samego Mieszka I również budzi pańskie wątpliwości.
Prof. Przemysław Urbańczyk: Imię pierwszego historycznego władcy Polski od dawna sprawia wielki problem historykom: nie potrafimy odtworzyć dokładnie jego brzmienia i nie znamy jego pierwotnego znaczenia. Źródła pisane serwują nam zabójczy koktajl informacji na ten temat. W kronice Galla Anonima czytamy na przykład, że to imię Mieszko nosił w rodzinie jako pierwszy. A pamiętajmy, że zwyczajem rodów panujących w tamtej epoce było nadawanie nowo narodzonemu dziecku imienia po którymś z przodków, zwykle po dziadku. Wyłamanie się rodziców Mieszka z tej tradycji wygląda więc na próbę zapoczątkowania nowej tradycji dynastycznej. W innych kopiach kroniki Galla pojawia się jednak informacja, że Mieszko początkowo nosił inne imię. Z kolei we wspomnianym dokumencie, którego kopia z X wieku zachowała się w rzymskich archiwach, mowa o księciu Dagome. W relacji Ibrahima Ibn Jakuba, zapewne kupca lub dyplomaty z kalifatu kordobańskiego w Hiszpanii, który w czasach Mieszka I dotarł do Czech, pojawia się z kolei władca imieniem Mshqh, nazwany „królem północy”. Imię to można odczytać także jako M(e)š(e)kh, co nasuwa skojarzenia z mieszkającym daleko na północy „ludem Meszek” wymienionym kilkakrotnie w Starym Testamencie. Ibrahim Ibn Jakub był oczytanym Żydem. Pisał dla wykształconego arabskiego odbiorcy, który również świetnie znał Stary Testament. Możliwe więc, że słysząc egzotyczne dlań imię tajemniczego władcy, próbował jakoś dopasować je do imion znanych jego czytelnikom lub popisać się erudycją, nawiązując do starotestamentowej nazwy. O tym, jakie kłopoty sprawiało mu dokładne oddanie nazw zasłyszanych na Słowiańszczyźnie, świadczą nazwy, z którymi zetknął się osobiście w Czechach. Z Bohemii zrobił Bawaymah, Praga to dla niego Far.gh, a praski książę Bolesław – Buyaslaw.
ziomeka
Posty: 443
Rejestracja: 01 cze 2010, 03:37

Re: Mieszko I opisany na nowo. Rewolucyjna wizja początków Polski

Post autor: ziomeka »

Newsweek Historia: Mamy też przekazy saskich kronikarzy, dla których język sąsiedniej Słowiańszczyzny nie był aż taką egzotyką jak dla gościa z dalekiej Kordoby.
Prof. Przemysław Urbańczyk: Oni mieli z imieniem Mieszka identyczny kłopot. Kronika biskupa Thietmara z Merseburga wspomina słowiańskiego władcę o imieniu Miseco i choć jej autor lubuje się w objaśnianiu swemu czytelnikowi niuansów nazewniczych Słowiańszczyzny, to o znaczeniu imienia Miseco nie mówi akurat nic. Najstarsze łacińskie źródło, w którym mowa o Mieszku I, kronika Widukinda z Korbei, wymienia z kolei władcę imieniem Misaco lub Misaca, który wojuje z saskim grafem Wichmanem i pokonawszy go w bitwie w 967 r., odsyła cesarzowi Ottonowi broń zabitego. Możliwe, że Widukind, podobnie jak Ibn Jakub, również chciał ułatwić czytelnikom zadanie i upodobnił egzotycznie brzmiące imię słowiańskiego księcia do czegoś, co wykształcony zachodnioeuropejski odbiorca znał z innych lektur. Prof. Władysław Semkowicz jeszcze przed II wojną światową zauważył podobieństwo imienia Misaco z biblijnym Misachem, wspomnianym w Księdze Daniela. Znamienne, że Misach jest w Starym Testamencie babilońskim zarządcą prowincji. A przecież na dworze cesarza Ottona wiedziano już, że na jego wschodnich rubieżach wyrosło silne militarnie państewko, które wskutek chrztu stało się częścią chrześcijańskiego świata. Możliwe więc, że Widukind odpowiadał w swej kronice na polityczne zapotrzebowanie cesarza. Misaco kojarzyłby się czytelnikowi z Misachem i w ten sposób Mieszko stałby się w jego wyobrażeniu kimś w rodzaju namiestnika prowincji.

Newsweek Historia: To, co pan mówi, całkowicie burzy szkolną wizję początków państwa polskiego.
Prof. Przemysław Urbańczyk: Ale tak trzeba. Weźmy chrzest Polski. Dziś wiemy już z pewnością, że budowa państwa nie zaczęła się u nas w 966 roku. Rdzeń swej domeny terytorialnej w Wielkopolsce tutejsi władcy zaczęli tworzyć jeszcze w latach 20. X stulecia. Na długo przed chrztem Mieszka ok. 5 tysięcy kilometrów kwadratowych Wielkopolski znajdowało się już pod kontrolą sieci silnych grodów – Gniezna, Grzybowa, Giecza czy Poznania – zbudowanych według jednego wzorca architektonicznego. Powstały w ciągu zaledwie kilkunastu lat, co pokazuje, jak szybko umacniało się państwo stworzone przez przodków Mieszka i jego samego. W Poznaniu powstaje też murowany kościół, w którego fundamentach archeolodzy odnaleźli drewnianą belkę, datowaną metodą dendrochronologiczną na „po 941 r.” Z tym „po” mamy poważny kłopot badawczy. Wiemy na pewno, że belki nie użyto przed rokiem 941. Nie można jednak przesądzić, czy wmurowano ją przed, czy też po roku 966. Jeśli przed – mielibyśmy dowód na to, że chrześcijaństwo funkcjonowało na naszych ziemiach jeszcze przed chrztem Polski. A przecież państwo wielkomorawskie było chrześcijańskie od czasów misji Cyryla i Metodego. Jeśli rodzina Mieszka I wywodziła się z tamtejszej arystokracji, to zapewne była także chrześcijańska.





Newsweek Historia: W takim razie po co Mieszko I, wychowany po chrześcijańsku, miałby się chrzcić w roku 966?
Prof. Przemysław Urbańczyk: Przyznaję, to najsłabsze ogniwo mojej hipotezy. Wykopaliska z tej epoki pokazują jednak, że po 966 r. Mieszko właściwie w ogóle nie prowadzi w swoim kraju ewangelizacji. Wygląda na to, że nie obchodzi go, w co wierzą jego poddani, dopóki zachowują wierność wobec niego. Prawdziwą chrystianizację państwa przeprowadzi dopiero wiele lat później jego syn, Bolesław Chrobry. Dlatego uważam, że akt chrztu z 966 r. – a i ta data wcale nie jest pewna – trzeba analizować w dwóch wymiarach. Po pierwsze, mógł to być akt symbolicznego oddania chrześcijańskiemu światu wielkomorawskich emigrantów, którzy po upadku własnego państwa skryli się w lasach Wielkopolski, uważanej wówczas przez ochrzczoną Europę za terytorium barbarzyńskie. Z drugiej strony, wydaje się, że Mieszko traktował chrzest jako gest dyplomatyczny, który ułatwił mu obecność na arenie międzynarodowej. A dyplomatą był wyśmienitym, z niezwykłym wyczuciem lawirował np. pomiędzy Czechami i Cesarstwem Niemieckim, grając na umocnienie własnej pozycji na arenie międzynarodowej. Pod tym względem wyraźnie wyróżnia się na tle innych słowiańskich książąt tamtej epoki. Czy takim zmysłem do politycznych intryg i znajomością realiów dyplomatycznych ówczesnej Europy mógłby wykazać się ktoś wychowany w wielkopolskiej puszczy, w rodzinie odciętej od wzorców europejskiej dyplomacji? Wątpię.
Newsweek Historia: Twardych dowodów na to raczej pan nie znajdzie.
Prof. Przemysław Urbańczyk: Możliwe. I właśnie to tak bardzo pociąga mnie w badaniu początków polskiej państwowości.

Prof. Przemysław Urbańczyk mediewista i archeolog. Autor ponad 300 publikacji i kilku książek o wczesnym średniowieczu w Europie Środkowej i Północnej. Najnowsza książka „Mieszko Pierwszy Tajemniczy” ukazała się nakładem Wydawnictwa Naukowego UMK. Związany jest z Instytutem Archeologii UKSW oraz Instytutem Archeologii i Etnologii PAN

Wywiad ukazał się w "Newsweeku Historia" 9/2013.
modrzew
Posty: 1
Rejestracja: 13 lip 2015, 20:02
Kontakt:

Re: Mieszko I opisany na nowo. Rewolucyjna wizja początków Polski

Post autor: modrzew »

Świetnie się to czyta. Bez względu na to czy jest to prawda, często czytając o Polsce Piastów zadaję sobie pytanie - co musimy zrobić aby odbudować dawną potęgę? Nie mam tutaj na myśli powrotu do monarchii ale przywróceniu dawnego ducha.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Państwo pierwszych Piastów”