Nie tylko Zawisza

Armia pierwszych Piastów (do 1034 r.) była w dużym stopniu kontynuacją słowiańskiej siły zbrojnej. Plemienny system wojskowy polegał na powszechnej mobilizacji mężczyzn, dowodzonych prze wybieranego na zgromadzeniu (wiecu) wodza. Z czasem wodzowie, swoją władzę uczynili permanentną, kosztem swobód wiecu. Taki system był jednak coraz mniej przydatny w państwie toczącym częste wojny na rozległym terytorium. Również wyżywienie takiej ilości wojsk było trudne. Z tego powodu nastąpiło częściowe uzawodowienie armii. Oddziały, pochodzące z powszechnej mobilizacji, zostały wówczas wsparte, przez grupę zawodowych wojów skupionych wokół dowódcy – księcia, którego władza z tymczasowej stała się permanentną, a w końcu dziedziczną. Pewna rolę (chociaż nie wiadomo do końca jaką) odegrali również wojownicy skandynawscy, którzy byli cennym dodatkiem do rodzimych oddziałów.
stach
Posty: 496
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 19 cze 2010, 03:48

Nie tylko Zawisza

Post autor: stach »

Obrazek

W turniejowych szrankach narażali się w średniowieczu nie tylko zwykli rycerze, ale także nasi monarchowie. Dla paru z nich zakończyło się to tragicznie…

Najsławniejszym polskim rycerzem jest bez wątpienia Zawisza Czarny (1370-1428). Znano go z wielu bitewnych pól, misji dyplomatycznych i przynajmniej dwóch wielkich turniejów. Na obu z nich ten wybitny wojownik (a jednocześnie utalentowany dyplomata) występował nie tylko w imieniu własnym, ale i patronujących mu królów. W 1412 r. podczas swoistego drużynowego turnieju w Budzie stał na czele ekipy czternastu polskich rycerzy króla Władysława Jagiełły. Pokonał przeciwników z innych państw i wygrał dla Polski te zawody. Z kolei trzy lata później w Perpignan Zawisza Czarny jako dworzanin towarzyszący królowi niemieckiemu i węgierskiemu (a przyszłemu cesarzowi) Zygmuntowi Luksemburskiemu wysadził z siodła Jana, sławnego wojownika z Aragonii. Polski rycerz z Garbowa był niepokonany. Kto by nie marzył o takiej sławie?

Rozrywki władców

Zwycięstwa Zawiszy Czarnego przekładały się na splendor, otaczający koronowane głowy, którym służył. Średniowieczni władcy kochali turnieje rycerskie, bo mogli na nich pokazać swoją prawdziwą i domniemaną wielkość. Na nic zdawały się papieskie napomnienia i zakazy, by dla rozrywki nie przelewać chrześcijańskiej krwi. Pęd do współzawodnictwa był silniejszy.

Pierwsze takie zawody na ziemiach polskich przeprowadził książę Bolesław II Rogatka (ok. 1220-1278) w Lwówku Śląskim w 1243 r. Ciekawe, że akurat on. „Gwałtownik względem własnych i obcych ludzi, był uwikłany aż do śmierci w ohydną miłostkę z nałożnicą. Mówił tak niewyraźnie i prędko, że najczęściej budził u słuchaczy śmiech i urąganie. Krętacz w czynach i obyczajach, pochopny w wyrokowaniu

bez rozważenia słuszności, szczególnie w sprawach gardłowych” – ten opis władcy pozostawiony po dwóch wiekach przez Jana Długosza nie wygląda na laurkę.

Ale jednocześnie ten srogi i okrutny śląski Piast był rozkochany w dworskiej kulturze i sam też brał udział w rycerskich zapasach. Nic dziwnego: mógł w ten sposób własnoręcznie utrzeć nosa konkurentom, zaimponować pięknym damom na widowni i – pomimo marnej opinii – stać się bohaterem pieśni, śpiewanych przez minnesingerów.

Nie on jeden. Wielu spośród polskich książąt i pretendentów do królewskiego tronu nie poprzestawało na pysznieniu się własnymi rycerzami i samemu stawało w szranki. Najwięcej wśród tych śmiałków było właśnie śląskich Piastów.

Bitni ze Śląska

Weźmy bratanka Rogatki, zresztą swego czasu porwanego i trzymanego przez niego w niewoli, Henryka IV Probusa (1257-1290). Ów ambitny piastowski książę, któremu przedwczesna i zagadkowa śmierć (zdaniem Długosza poniesiona wskutek „trucizny podanej mu przez jego Ślązaków”) przeszkodziła w staraniach o koronę królewską, został nawet sportretowany jako triumfator turnieju rycerskiego! Na przepięknej miniaturze w sławnym XIV-wiecznym Kodeksie z Manesse widzimy, jak jadąc konno sięga po wieniec przeznaczony dla zwycięzcy.

Obrazek
szkic Matejki z Bolesławem Wysokim
Może miał to w genach? Warto bowiem pamiętać o Bolesławie I Wysokim (1127-1201), pradziadku Rogatki i prapradziadku Probusa. Kiedy w połowie XII w. u boku cesarza Fryderyka Barbarossy walczył w Italii, wziął udział w niezwykłym starciu. Otóż w trakcie oblężenia Mediolanu cesarskich rycerzy wyzwał na pojedynek butny miejscowy olbrzym. Gdy żaden z nich nie kwapił się do podjęcia wyzwania, Mediolańczyk wyśmiał gnuśnych przeciwników, wyzywając od bab i tchórzy. Wtedy rękawicę podniósł Bolesław. Obaj rycerze natarli na siebie konno, złożyli kopie… To miała być walka na śmierć i życie! Polski książę okazał się lepszy: zadał olbrzymowi zabójczą ranę. Dzięki zwycięstwu zyskał rozgłos, o którym – jak każdy rycerz – marzył.

Ostrzeżenie cesarza

Bolesław Wysoki zdobył sławę, jednak nie uznanie cesarza. Bowiem Barbarossa tłumaczył mu (w końcu swemu kuzynowi), że prawdziwie roztropny książę nie powinien się narażać w takich przypadkowych pojedynkach…

Być może cesarz miał rację. Przekonali się o tym dwaj inni śląscy książęta, prapra…wnukowie Bolesława Wysokiego. Najpierw Bolesław IV Legnicki (ok. 1350-1394), który zginął po ugodzeniu kopią podczas turnieju. Niebawem zaś, zaledwie trzy lata później, podobnie skończył pochodzący z linii głogowsko-żagańskiej Henryk VIII Młodszy Wróbel (ok. 1360-1397). Zmarł on wskutek ciężkich ran po włóczni, odniesionych w rycerskich szrankach. A tak przez całe życie uwielbiał turnieje! Na dodatek w chwili śmierci obłożony był biskupią klątwą za to, że dla finansowania swoich rycerskich zabaw zagarniał kościelne dochody.

Czy śmierć podczas turnieju była dla władcy głupia, niepotrzebna? Z pewnością sami zainteresowani tak tego nie widzieli, choć trudno, by ze swojego pecha się cieszyli. Co by jednak nie mówić, zawsze było to odejście z tego świata bardziej dostojne, niż np. Bolesława III Rozrzutnego – dziadka wcześniej wspomnianego Bolesława IV Legnickiego. Tak się składa, że zmarł on z obżarstwa. Świętując koniec Wielkiego Postu zjadł… trzynaście kurczaków, na dodatek suto popijając je alkoholem! A takie menu zabija szybciej niż miecz czy kopia.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wojsko, technika i uzbrojenie”