Lenno Pruskie lata 1525-1618

Dynastia Jagiellonów władała państwem polsko-litewskim przez następne dwieście lat, tworząc w pewnym momencie (II połowa XV wieku) jedno z największych imperiów europejskich - Jagiellonowie rządzili w Polsce, na Litwie, w Czechach i na Węgrzech.
Kazik36
Posty: 338
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 22 lut 2011, 06:05

Lenno Pruskie lata 1525-1618

Post autor: Kazik36 »

Na rynku w Krakowie Albrecht Hohenzollern, ostatni Wielki Mistrz Krzyżacki, przysięgał królom i Królestwu Polskiemu być wiernym i posłusznym. Działo się to wszystko w kwietniu 1525 r., a zawarty wówczas traktat przewidywał, że w razie wygaśnięcia linii Hohenzollernów w Prusach Książęcych, władzę obejmą tam królowie Polski. W 1618 roku następuje natomiast połączenia Prus Książęcych i Brandenburgii pod berłem jednego władcy, co stanowi jawne naruszenie zawartego w 1525 r. porozumienia. Interesuje mnie droga, jaka powiodła Hohenzollernów do skupienia w jednym ręku obu prowincji dynastii, które przecież miały pozostać rozdzielne ze względu na prawa do dziedziczenia po księciach pruskich przez królów polskich. Wyczytałem niedawno, że prawo dziedziczenia przeniósł na brandenburską gałęź rodu Zygmunt II August w 1563r. w trakcie walk o dominium Maris Baltici. Interesują mnie pobudki, jakie skłoniły ostatniego Jagiellona do podjęcia tej decyzji, jawnie przecież godzącej w żywotne interesy Polski. Postanowienie to podtrzymał Stefan Batory, który na dodatek zezwolił Brandenburczykom na przejęcie opieki nad umysłowo chorym księciem pruskim. Ta decyzja jest dla mnie bardziej jasna, bo Batory potrzebował funduszy na wojnę z Rosją i z rozkoszą godził się na ustępstwa w zamian za brzęczącą monetę, czego przykładem zniesienie statuów Karnkowskiego dla Gdańska. Gdy ów chory umysłowo książe pruski zmarł, władzę nad lennem objęli brandenburscy Hohenzollernowie. Działo się to za Zygmunta III Wazy i na niekorzyść króla należy zapisać jego bierność wobec wzmocnienia potęgi i zwiększenia prestiżu Brandenburgii. Późniejsze wypadki są już powszechnie znane: 1641 r. - ostatni hołd lenny Wielkiego Elektora, 1657 - traktaty welawsko-bydgoskie, 1701 - Koenig in Prussen.

Interesuje mnie jednak przedział czasowy 1525 - 1618 i perypetie wobec pruskiego lenna, jakie wówczas miały miejsce. Jeśli ktoś mógłby rozbudować to, co napisałem, lub skorygować ewentualne błędy, byłbym wdzięczny.

Pozdrawiam.
Adambik
Posty: 497
Rejestracja: 24 lis 2010, 22:41

Re: Lenno Pruskie lata 1525-1618

Post autor: Adambik »

Znalazłem na stronie http://www.krolhistor.webpark.pl/lennprus.doc :
Dzieje Lenna Pruskiego
Problemy Polski z Prusami sięgają korzeniami do roku 1226 i fatalnej w skutkach decyzji księcia Konrada Mazowieckiego sprowadzenia do Polski Zakonu Niemieckiego Najświętszej Marii Panny, znanego w Polsce pod potoczną nazwą Krzyżaków. Jak dobrze wiadomo, Krzyżacy fałszu-jąc tekst umowy z Konradem, uzyskali od cesarza niemieckiego Fryderyka II nadanie ziemi cheł-mińskiej na własność, a następnie w ciągu kilku dziesiątków lat, drogą podbojów militarnych oraz intensywnej akcji kolonizacyjnej, zdołali przekształcić ziemię dawnych Prusów w silne, świetnie zarządzane i niezwykle niebezpieczne państwo. Państwo to stało się w XIV wieku bazą wypadową do dalszej ekspansji terytorialnej Krzyżaków oraz nieustannych najazdów na ziemie Polski i Litwy.
W ten sposób uwikłała się Polska w przewlekły konflikt z agresywnym sąsiadem,
górującym nad nami pod każdym względem – militarnym, gospodarczym, cywiliza-cyjnym a także intelektualnym. Krzyżacy, doskonale zorientowani w arkanach euro-pejskiej polityki, mistrzowie sztuki tajnej dyplomacji i propagandy politycznej, byli od samego początku stroną przeważającą. Nie mogli się z nimi równać drobni ksią-żęta dzielnicowi, których horyzonty myślowe nie wykraczały poza małe sprawy ich małych państewek. Dość powiedzieć, że w wieku XIII wielu piastowskich książąt
dobrowolnie i aktywnie wspierało Krzyżaków w ich krwawym dziele podboju Prus.
Polska nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństwa rosnącego nad jej północną granicą. Tym większym szokiem było rozpoczęcie przez Zakon w 1308 roku otwartej agresji prze-ciwko Polsce – zaskoczona, nieprzygotowana do wojny, słaba Polska Łokietka ponosiła klęski i kolejno traciła swoje ziemie. Nie zmieniła tego stanu rzeczy mądra, dalekowzroczna polityka, pro-wadzona przez Kazimierza Wielkiego. Co prawda zawierając z Zakonem pokój w Kaliszu w 1343 r zdołał Kazimierz odsunąć w czasie moment generalnej rozprawy z potężnym przeciwnikiem, a zdo-byty w ten sposób czas wykorzystać na pomnożenie naszego potencjału militarnego. Jednakże wraz ze śmiercią ostatniego Piasta utraciliśmy również definitywnie narodową polską dynastię, której in-teres dynastyczny był tożsamy z interesem państwa i narodu. Tym samym przestał istnieć ośrodek polskiej myśli politycznej, przedkładającej dobro państwa ponad ambicje dynastyczne.
Wraz z utratą narodowej dynastii weszła Polska w nowy okres swej historii, kiedy to zaczęła być traktowana przez władców z dynastii Jagiellonów (a także większość spośród królów elekcyj-nych) nie jako podmiot, lecz jako przedmiot polityki. Rozpoczęły się czasy poświęcania żywotnych interesów kraju w imię doraźnych korzyści dynastycznych, trwonienia sił narodu na niepotrzebne i bezsensowne przedsięwzięcia, żałosnego marnowania historycznych szans i wielkich możliwości.
Ewidentnym dowodem tej niekorzystnej przemiany może być wielka wojna z Krzyżakami w latach 1409-11. Pomimo wspaniałego zwycięstwa pod Grunwaldem, wojnę tę należy uznać za polityczną klęskę Polski – wskutek małodusznej polityki Władysława Jagiełły (dla którego ważniejszą sprawą było utrzymanie przewagi Litwy nad Polską w ramach unii niż całkowite zniszczenie Krzyżaków), nie udało się zdobyć Malborka, nie udało się odzyskać ani skrawka utraconych ziem, z ciężkich zmagań Polska wychodziła z pustymi rękami. To prawda, że w wyniku Grunwaldu radykalnie zmienił się układ sił w sporze polsko-krzyżackim – od tej pory aż do końca XVII wieku to właśnie Polska zdecydowanie górowała militarnie nad swym pruskim sąsiadem, i miała wszelkie szanse aby dzięki swej przewadze całkowicie zniszczyć przeciwnika. Niestety, tej ogromnej szansy ani Jagiel-lonowie, ani ich następcy nie potrafili wykorzystać. Dzieje stosunków Polski z Prusami począwszy od XV aż do XVII wieku są właściwie niczym więcej, jak długim, irytującym i wołającym o poms-tę do nieba katalogiem beznadziejnie roztrwonionych możliwości i głupio zmarnowanych szans. Z jednej strony stali bowiem nieudolni polscy monarchowie. A po drugiej stronie Krzyżacy – mistrzo-wie politycznej intrygi i chłodnej, trzeźwej kalkulacji, którzy znaleźli godnych następców w oso-bach książąt z niemieckiego rodu Hohenzollernów. Ich przewaga umysłowa pozostała niezmienna.
Rezultatem długoletnich zmagań polsko – krzyżackich za czasów Władysława Jagiełły był tzw.”pokój wieczysty”, podpisany w Brześciu Kujawskim w roku 1435. Pod względem terytorial-nym Polska odzyskiwała co prawda tylko maleńką Nieszawę (co nawiasem mówiąc należy uznać za dotkliwą wpadkę naszej dyplomacji). Jednakże inne artykuły traktatu zabraniały Zakonowi od tej pory wchodzić w jakiekolwiek konszachty przeciwko Polsce z postronnymi potęgami – cesarzem i papieżem, a dodatkowo przyznawały poddanym Zakonu prawo do wypowiedzenia posłuszeństwa swym panom w przypadku naruszenia przez nich litery traktatu. Było to bardzo ważne postanowie-nie, ponieważ ludność Państwa Krzyżackiego, zniechęcona stosowanym przez Krzyżaków uciskiem fiskalnym, tudzież zrażona drakońskimi metodami sprawowania przez nich władzy, zaczęła coraz częściej oglądać się na Polskę, szukając u niej opieki i obrony przed tym uciskiem. Już od XIV w. niechętna Krzyżakom ludność państwa zakonnego zaczęła tworzyć tajne organizacje, szukające w Polsce pomocy i protekcji. Pierwszą tego typu organizacją było Towarzystwo Jaszczurcze, rozbite jednak na początku XV w. przez władze krzyżackie. Działalność antykrzyżackiej opozycji odrodzi-ła się jednak w roku 1440, kiedy to utworzono w Kwidzyniu Związek Pruski. Stawiał on sobie za cel połączenie ziem pruskich z Królestwem Polskim; ziemie obu sąsiadujących państw zrastały się zresztą coraz bardziej ze sobą pod względem gospodarczym, nasilały się związki kulturalne. Rycer-stwo i mieszczaństwo Prus, żyjące pod żelazną ręką Krzyżaków, tęskniło do polskich swobód i przywilejów stanowych. Jednak wielki mistrz Zakonu, Ludwik von Erlichshausen, nie bacząc na artykuły traktatu brzeskiego poddające Krzyżaków pod kontrolę własnych poddanych, zaczął kon-sekwentnie dążyć do zniszczenia Związku Pruskiego, pozyskując w tym celu poparcie papieża i ce-sarza, a wreszcie posunął się do otwartej konfrontacji, skazując na śmierć 300 najaktywniejszych działaczy Związku. Odpowiedzią Związkowców był apel o pomoc do Polski, skierowany do króla Kazimierza Jagiellończyka przez delegację Związku Pruskiego na czele z Janem Bażyńskim, w sty-czniu 1454 roku. Król i rada królewska przychylnie ustosunkowali się do prośby Prusaków, wsku-tek czego 6 marca tegoż roku Kazimierz Jagiellończyk wydał tzw. przywilej inkorporacyjny.
Akt ten stwierdzał, iż wobec złamania przez Zakon postanowień układu pokojowego w Brześciu oraz naruszania swobód ludności Prus, mieszkańcy tych ziem dobrowolnie oddają się pod polską opiekę i przystępują do Korony Królestwa Polskiego. Jednocześnie wszystkie ziemie państ-wa Krzyżackiego w Prusach ogłoszono za wcielone do Polski, z zachowaniem odrębnych praw i przywilejów tej prowincji. Król pisał w dokumencie m.in.: „bierzemy i przyjmujemy ziemie i pańs-twa wyżej pomienione, Królestwu Polskiemu przywracamy, z nim jednoczymy, do niego włączamy i wcielamy”. Znaczenie dziejowe aktu inkorporacji jest ogromne. Stwierdzano oto expressis verbis, iż na mocy dobrowolnej decyzji i suwerennej woli ludności ziem pruskich, Gdańsk, Toruń, Elbląg, Olsztyn, Królewiec oraz inne miasta i ziemie nad Bałtykiem, Pregołą i jeziorami mazurskimi zosta-ją na zawsze przyłączone do Polski. Mieszkańcy tych ziem – Polacy, Niemcy, Prusowie – z własnej woli zrzucali z barków znienawidzone jarzmo krzyżackie i z ochotą szli pod panowanie Polski.
Jednocześnie z ogłoszeniem aktu inkorporacji wybuchło w Państwie Krzyżackim powszech-ne powstanie ludności, które w krótkim czasie doprowadziło do opanowania prawie wszystkich miast i zamków krzyżackich oprócz tylko Malborka i Chojnic. Wystarczyło tylko zdobyć te dwie fortece, by definitywnie skończyć z krzyżackimi rządami. Niestety, zebrane dopiero późnym latem polskie pospolite ruszenie rycerskie, rozpolitykowane i pozbawione wsparcia regularnych wojsk za-ciężnych (na które jak zwykle nie było pieniędzy), w dodatku nieudolnie dowodzone, poniosło 18 września 1454 całkowitą klęskę w bitwie z dwukrotnie słabszą armią krzyżacką pod Chojnicami. Tak oto wojna, zapowiadająca się na początku na błyskawiczny i całkowity triumf, przemieniła się w przewlekłe i kosztowne zmagania wojny trzynastoletniej. Krzyżacy przeszli do kontrofensywy, odzyskując utracone pozycje. Król prowadził wojnę tak, jakby nie chciał rozstrzygnąć jej na swoją korzyść. Przez 13 lat ze strony Litwy nie wyszedł ani jeden atak na Krzyżaków, choć zajęcie przez Litwinów wschodniej części Prus byłoby wówczas bardzo łatwe. „Neutralne” Mazowsze zaopatry-wało wojska Krzyżackie w bydło i zboże. W tej sytuacji, pomimo zwycięstwa Piotra Dunina w bit-wie pod Świecinem 17 września 1462 r., pokój toruński przynosił nam tylko połowiczny sukces.
Układ pokojowy podpisany w Toruniu 19 października 1466 zwracał Polsce Pomorze Gdańskie, ziemię chełmińską i michałowską, przyznawał jej Malbork i Elbląg. Ponadto Warmia przechodziła pod berło Polski jako księstwo kościelne, rządzone przez własnego biskupa rezydują-cego w Lidzbarku Warmińskim. Oprócz tego reszta państwa zakonnego przechodziła w stan dość luźnej zależności lennej od Polski – każdy kolejny wielki mistrz (których stolica została przeniesio-na z Malborka do Królewca), miał obowiązek najpóźniej w pół roku po swoim wyborze złożyć hołd lenny królowi. Bez pozwolenia Polski nie wolno było Krzyżakom od tej pory prowadzić wojen. Z tą chwilą rozpoczynają się właściwe dzieje lenna pruskiego.
Pokój toruński może z pozoru uchodzić za sukces Polski. Trudno jednak nie zauważyć, że był to w istocie sukces połowiczny. Zmarnowano przecież szansę całkowitego zlikwidowania Krzy-żaków i zupełnego usunięcia ich z tych ziem. Wola ludności Prus, tak pięknie i dobitnie wyrażona w przywileju inkorporacyjnym, nie została w pełni zrealizowana – ani wtedy, ani nigdy. Trzeba w tym miejscu stwierdzić jasno i wyraźnie – jedyny naprawdę rozsądny i trwały sposób rozwiązania kwestii pruskiej mógł polegać tylko na całkowitym, bezpośrednim wcieleniu tego kraju do Polski.
Wszelkie inne rozwiązania były tylko nieskutecznymi półśrodkami. Gdyby w roku 1454 Polska istotnie wcieliła Prusy i usunęła powszechnie znienawidzonych i pogardzanych Krzyżaków, wszys-cy uznaliby to za spełnienie woli ludności i wielki akt sprawiedliwości dziejowej. Prusy zrosłyby się i zintegrowały z resztą ziem polskich, stopniowo uległyby polonizacji. Tymczasem pozostawie-nie przy życiu szczątka państwa zakonnego miało spowodować całą lawinę zupełnie niepotrzeb-nych problemów i komplikacji. A przecież wystarczyłby tylko jeszcze jeden, ostatni wysiłek, by całkowicie wykończyć Krzyżaków, walczących resztkami sił, zupełnie pozbawionych funduszy.
Nie wysłuchał król nalegań mieszkańców Gdańska, członków rady królewskiej, biskupa warmińs-kiego Pawła Legendorfa, którzy domagali się dalszego prowadzenia wojny aż do całkowitego zwy-cięstwa. Polska miała po temu aż nadto sił i środków, wyczerpanie wojną nie jest tu żadnym uspra-wiedliwieniem. Po prostu - Jagiellończykowi spieszyło się do zdobywania tronów Czech i Węgier, do umacniania potęgi dynastycznej Jagiellonów. Niewiele dlań znaczył interes narodowy Polski.
Taki sposób postępowania ze strony króla jest wyraźnie widoczny w trakcie zatargu o obsadę bis-kupstwa warmińskiego w latach 1472-79, czyli tak zwanej wojny popiej. Ten mało znany szerszej publiczności konflikt rozpoczął się od wyboru przez kapitułę na biskupa Warmii księdza Mikołaja Tungena, zaprzysięgłego stronnika Krzyżaków. Chłopcy z czarnymi krzyżami na płaszczach dążyli naturalnie do zniweczenia pokoju toruńskiego i odzyskania utraconych ziem. Korzystając z zaanga-żowania Polski w zupełnie niepotrzebne walki o tron czeski i węgierski, z poparcia papieża (który nie uznał układu z 1466 roku) oraz wspierani przez walczącego z Polską króla Węgier Macieja Kor-wina, natychmiast zwietrzyli swoją szansę. Wielki mistrz Henryk von Richtenberg poparł biskupa Tungena, który na czele najemnych oddziałów opanował całą Warmię. W 1478 Krzyżacy wystąpili otwarcie, odmawiając złożenia hołdu, wkroczyli z wojskiem do Polski, zajmując Brodnicę, Chełm-no i Starogard. Była to jawna próba przekreślenia pokoju toruńskiego. W dodatku sprzyjający Krzy-żakom papież rzucił na Jagiellończyka klątwę kościelną. Na szczęście wojska polskie wkroczyły energicznie do akcji, szybko rozbijając oddziały Tungena i Krzyżaków. Jednakże sposób, w jaki król zakończył ostatecznie wojnę popią, nie znajduje żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Zamiast zlikwidować lenno pruskie a przywódców buntu skrócić o głowy, Jagiellończyk przyjął hołd wiel-kiego mistrza, zaś sprawcy całego zamieszania, Mikołajowi Tungenowi, przebaczył i...uznał go za prawowitego biskupa Warmii ! W ten sposób przepadła kolejna szansa zniszczenia nieprzyjaciela.
Błędy ojca próbował naprawić następny król Polski, Jan Olbracht, najodważniejszy i najbar-dziej energiczny z rodu Jagiellonów. Podczas pechowej wyprawy na Mołdawię w 1497, z wojskiem królewskim szły również oddziały krzyżackie, z mistrzem Janem von Tieffen. Wszystko wskazuje na to, że król zamierzał przesiedlić Zakon z Prus na Podole lub nad Morze Czarne. Niestety, klęska wyprawy i ciężkie straty w lasach Bukowiny przekreśliły te śmiałe plany. W czerwcu 1501, w prze-dedniu generalnej wyprawy na Krzyżaków, Jan Olbracht zmarł w Toruniu na ostry atak syfilisu. Ta niespodziewana śmierć króla uratowała Krzyżaków - do rozstrzygającej wojny nigdy nie doszło.
Trudności Polski z utrzymaniem Prus w posłuszeństwie i zależności lennej trwały w dal-szym ciągu, a na początku XVI wieku przybrały jeszcze groźniejsze rozmiary. Wbrew wszelkim traktatom, Krzyżacy znów zaczęli szukać przeciwko Polsce poparcia cesarza niemieckiego. Rządzą-cy Zakonem w latach 1498-1510 wielki mistrz Fryderyk książę saski otwarcie odwoływał się do protekcji Maksymiliana Habsburga, który uważał ziemie zakonne za część Rzeszy Niemieckiej, żą-dał od Polski zwrócenia Zakonowi Prus Królewskich, zabraniał mistrzowi składania hołdu lennego, a nawet bezczelnie pozywał Gdańsk i miasta pruskie przed swój cesarski sąd. Te szachrajstwa były jednak tylko przygrywką do tego, czego miał dokonać następny wielki mistrz Zakonu, Albrecht Hohenzollern, jeden z 10 synów margrabiego Brandenburgii i Zofii Jagiellonki, siostry króla Polski Zygmunta Starego. Zygmunt zgodził się na ten wybór i w roku 1511 Albrecht został wielkim mist-rzem. Decyzję królewską należy określić ostro jako wręcz niepoczytalną. Rządzona przez Hohen-zollernów Brandenburgia uprawiała na przełomie XV i XVI wieku zdecydowanie antypolską poli-tykę, i to w wielu krajach. Liczni przedstawiciele tej dynastii mieli wielkie wpływy na dworze cesa-rskim, na dworze węgierskim, sięgali po spadek po książętach Śląska i Pomorza Zachodniego, spis-kowali przeciwko Polsce z Moskwą i innymi wrogami Jagiellonów, w ten sposób osaczając Polskę z wielu stron. Dla każdego trzeźwego na umyśle polityka powinno być jasne, że nie wolno dopuścić do przekazania Prus jednemu z książąt tego rodu, że jest to jak wpuszczenie na północną flankę Polski kolejnego ramienia germańskiej ośmiornicy. Zygmunt Stary był jednak władcą niedołężnym, szukającym przede wszystkim świętego spokoju, swą bezczynność uzasadniającym pięknymi fraze-sami. Energia, realizm i trzeźwość polityczna to chyba ostatnie cechy, które możnaby mu przypisać.
Książę Albrecht, który Prusy Zakonne zwał po prostu „Nową Germanią” i jawnie dążył do ich całkowitego odłączenia od Polski, skrzętnie wykorzystał okazję jaką była ciężka wojna toczona właśnie przez Polskę i Litwę z Rosją. W 1517 podpisał z carem Wasylem III potajemną umowę o współpracy przeciwko Polsce, otrzymał od cara wielką zapomogę pieniężną i za rosyjskie pieniądze zaczął przygotowywać armię w celu napaści na Polskę. Na wieść o tym sejm koronny uchwalił w roku 1519 wojnę prewencyjną przeciw Prusom. Ostatnia w historii wojna polsko-krzyżacka toczyła się ze zmiennym szczęściem do roku 1521, stopniowo jednak bez porównania silniejsza Polska zdo-była przewagę. Wojska hetmana Mikołaja Firleja obległy Królewiec, odparły idący Krzyżakom z pomocą korpus najemnych wojsk niemieckich, który wdarł się na Pomorze. Po stronie Polski była zdecydowana przewaga wojskowa, sytuacja wojsk Albrechta stawała się beznadziejna. Poddani Zakonu bić się nie chcieli, nienawidzili zresztą swoich panów. Cesarz Karol V nie mógł udzielić swoim pupilom realnej pomocy, sam zajęty wojnami we Włoszech, a w Niemczech poskramianiem zwolenników Marcina Lutra. Wszystkim wydawało się, że dla mistrza i całej sprawy prusko-krzy-żackiej wybiła wreszcie ostatnia godzina. Toteż kompletnym zaskoczeniem była decyzja Zygmunta o oddaniu sporu polsko-krzyżackiego pod arbitraż króla czesko-węgierskiego, Ludwika Jagielloń-czyka, przy czym 15-letniego monarchę miał w tych negocjacjach reprezentować....rodzony brat mistrza Albrechta, Jerzy Hohenzollern ! Owi to zatem mężowie mieli rozstrzygać o losach Polski nad Bałtykiem; do spółki z Marcinem Lutrem obmyślili plan sekularyzacji Zakonu Krzyżackiego w Prusach i przekształcenia Prus w świeckie księstwo luterańskie pod władzą Hohenzollernów. Z bli-żej nieznanych motywów król Zygmunt Stary dał się przekonać do tej idei, której realizacja ozna-czała wszak przekreślenie wszystkich rezultatów wojny, wyrzucenie w błoto za jednym zamachem krwi, pieniędzy i wysiłku włożonego w walkę z Albrechtem. Przeciwko paranoicznej decyzji króla gorąco protestował kanclerz Jan Łaski, sejm w Piotrkowie w lutym 1525 stanowczo domagał się, by „nie zawierać pokoju ani rozejmu z Zakonem, lecz usunąć go z tych ziem”. Nic to nie pomogło – 10 kwietnia 1525 roku Albrecht Hohenzollern złożył na rynku w Krakowie hołd Zygmuntowi Staremu, i otrzymał z jego rąk prawomocną, dziedziczną władzę nad Księstwem Pruskim. Wczoraj jeszcze zajadły wróg, dzisiaj w majestacie prawa stawał się przyjacielem i lennikiem. Spadkobiercami mieli być jego synowie, również zobowiązani wobec kolejnych królów do hołdu i posłuszeństwa, a w ra-zie ich braku bracia Albrechta i ich potomstwo. Decyzję Zygmunta można przyrównać do rzucenia koła ratunkowego tonącemu wrogowi. Był to jeden z najgorszych błędów w całej historii Polski.
Haniebny układ z roku 1525 całkowicie zmienił układ sił nad Bałtykiem. Zdegenerowa-nych, powszechnie pogardzanych Krzyżaków zastąpiła niemiecka dynastia, od wielu lat trzymająca w swych rękach wszystkie nici intryg antypolskich, przy tym dynastia znana z diabelskiej wprost energii i konsekwencji w działaniu, zaprawiona w trudnej sztuce rządzenia. Z takim przeciwnikiem było bez porównania trudniej sobie poradzić. Oczywiście, Polska w dalszym ciągu miała nad państ-wem Albrechta zdecydowaną przewagę potencjału ludnościowego, gospodarczego i militarnego, i teoretycznie mogłaby po prostu dokonać zbrojnego podboju i aneksji Prus. Niestety, zawierając ów nieszczęsny układ i legalizując władzę księcia Albrechta, Polska sama skrępowała sobie możliwość takiego działania. O ile wcześniejsza walka z Krzyżakami i likwidacja tychże byłaby pod względem prawnym uzasadniona przywilejem inkorporacyjnym, czy chociażby nie wykonaniem przez Krzy-żaków wyroków sądów papieskich z lat 1320 i 1339, o tyle teraz ewentualny atak na pruskie księs-two Hohenzollernów (pod warunkiem, że ci zachowują się lojalnie wobec Polski), byłby zwykłą agresją i złamaniem zasad legalizmu. Zygmuntowi i jego doradcom (za głównego winowajcę wśród nich uchodzi kanclerz i wielki magnat Krzysztof Szydłowiecki) fatalny układ wydawał się zapewne rozwiązaniem doskonałym. Albrecht z powodu przyjęcia luteranizmu był początkowo izolowany w całej Europie, wyklęty przez papieża, potępiony przez cesarza. Ciekawe skądinąd, że katolicka Pol-ska wystąpiła w roli sponsora pierwszego państwa heretyckiego w Europie. Wydawało się, że ta izolacja pruskiego księcia zmusi go do lojalności wobec Polski. Stało się oczywiście inaczej – po kilku latach luteranizm opanował większą część Niemiec oraz Skandynawię, luterańskie Prusy znów stały się ekspozyturą prącej na Wschód niemczyzny. Przy okazji, odmienność religijna przy-czyniła się do szybkiej germanizacji ludności Prus. Od XV wieku Królestwo kilkakrotnie trzymało Krzyżaków za gardło, za każdym razem zwalniając uścisk. Seryjnie marnowano okazje, aż wreszcie sytuacja zmieniła się na naszą niekorzyść - nieudolny król i małoduszni doradcy w Polsce, wyjątko-wo groźny przeciwnik po drugiej stronie. I wreszcie dodatkowa szansa dla Prus, protestantyzm, z której Hohenzollernowie potrafili skorzystać z pełnym cynizmem i błyskawicznym refleksem.
Pozostawała jeszcze jedna droga wybrnięcia z pata, w który Polska zaplątała się z własnej winy. Można było liczyć na wygaśnięcie rodu Albrechta - w takim przypadku, zgodnie z literą trak-tatu krakowskiego, Prusy powinny powrócić do Polski. Było jednak do przewidzenia, że ród Hoh-enzollernów nie wypuści tak łatwo z rąk zdobyczy, że będzie się starał przenieść na linię branden-burską prawa do dziedziczenia w Prusach. Do tego za żadną cenę nie wolno było dopuścić. Alb-recht wykazywał się jednak wielką operatywnością, np. w 1526 usilnie zabiegał o spadek po wy-marłych Piastach mazowieckich. Dzięki jego poparciu, rodzony brat księcia Wilhelm został bisku-pem Rygi. Tymczasem zaś, zabiegając o przychylność obu Zygmuntów, w niczym niezmąconym spokoju umacniał swoje niewielkie państwo. Jesienią 1552 Zygmunt August wybrał się z wizytą do Prus Książęcych, gdzie zresztą omal nie zginął w trakcie ceremonii powitalnej. Podczas oddawania przez artylerię księcia Albrechta salwy honorowej, kula ze „źle wycelowanego” działa minęła króla o włos, roztrzaskując głowę stojącemu tuż obok króla giermkowi. Ten nieprzyjemny incydent pop-suł jeszcze tym razem wzajemne rozmowy. Za to bardzo aktywnie wspierał Albrecht politykę Zyg-munta Augusta wobec Inflant, był współtwórcą układu z 1561 o przejęciu tego kraju dla Rzeczy-pospolitej. Niejako w nagrodę za te działania, oraz potrzebując poparcia w kwestii inflanckiej, zgo-dził się Zygmunt August w 1563 na ustępstwo, którego wcześniej odmawiał nawet Zygmunt Stary. Zgodził się mianowicie, aby w przypadku wygaśnięcia pruskiej linii Hohenzollernów, spadek po niej objęli kuzyni z Berlina. W kwestii następstwa i tak sprzyjało nam wyjątkowe szczęście – trzej bracia Albrechta zmarli bezpotomnie, on sam miał tylko jednego syna, w dodatku chorego umysł-owo. Katastrofalne ustępstwo ostatniego Jagiellona oznaczało zmarnowanie tej niebywałej szansy,
podarowanej nam przez los. Od tej pory zjednoczenie Prus z Polską odsunęło się w bliżej nieokreś-loną przyszłość. Zarysowały się natomiast wyraźnie kontury niemieckich kleszczy, ściskających z dwóch stron nasze Pomorze. Było logiczne, że dwa niemieckie państwa, rządzone przez ten sam ród Hohenzollernów, będą dążyły do połączenia się, a tym samym do odcięcia nam dostępu do morza. Uratować mogła nas już tylko siła - albo cud. Bogowie wszelako nie lubią się powtarzać.
Elektor pruski, książę Albrecht Hohenzollern, zmarł w roku 1568. Żył lat 78, w Prusach pa-nował lat 43 – w trakcie których osiągnął dla swego państwa bardzo wiele. Ocalił państwo niemie-ckie w Prusach i zapewnił mu trwałą przyszłość. Co więcej – nadał swemu państwu zdecydowane oblicze, wywodzące się bezpośrednio z ducha dawnych krzyżackich podbojów i najazdów. Po sobie pozostawił jedynego syna, księcia Albrechta Fryderyka. Od strony prawa władzy jego nie można było nic zarzucić, w sprawowaniu jej jednak przeszkadzało mu poważne upoś-ledzenie umysłowe. Młody następca tronu pruskiego był człowiekiem o umys-łowości przedszkolaka, już jako dorosły człowiek całe dnie spędzał na zabawie żołnierzykami lub lalkami, tudzież na huśtawce. Ze swej umysłowej ułomności zdawał sobie zresztą dobrze sprawę, wszystkie listy podpisywał : „Albrecht Fryderyk, biedny nieszczęśliwy książę w Prusach”. Był przy tym impotentem, co zapowiadało nieuchronne wygaśnięcie pruskiej linii rodu. Los obdarzył jed-nak pomyleńca wyjątkowo długim życiem – zasiadał on na tronie Prus Książę-cych aż do roku 1618, a więc równe 50 lat. W tej sytuacji kwestią wielkiej wagi było wyznaczenie osoby opiekującej się chorym i niezdolnym do samodzielnego sprawowania rządów księciem. Taki kurator posiadałby, rzecz jasna, faktyczną władzę nad Księstwem Pruskim. W okresie zamieszania w Polsce, spowodowanym sporami o elek-cje królewskie, w sprawy pruskie wmieszał się margrabia Jerzy Fryderyk z Hohenzollernów bran-denburskich. Energicznie zabiegając o poparcie króla Stefana Batorego, zjawił się w roku 1577 w obozie Batorego oblegającego właśnie zbuntowany Gdańsk. Król Stefan, potrzebujący na gwałt pie-niędzy na swoje kampanie wojenne, zgodził się przekazać margrabiemu kuratelę nad Prusami za skromną sumę dwustu tysięcy złotych. Brandenburska linia Hohenzollernów zaczynała umacniać się w Królewcu. Nie bez słuszności pojawiły się w polskiej opinii publicznej głosy krytykujące pos-tępek króla, twierdzące iż za doraźną łapówkę sprzedał on Księstwo Pruskie. Był jeszcze czas zaw-rócić ze złej drogi, ustanowić dla Prus kuratora z ramienia Polski. Same stany pruskie, lękając się energii margrabiego, prosiły o zmianę decyzji, przyrzekały płacić skarbowi więcej niż Jerzy Fryde-ryk. Jednak król Stefan, zajęty wojnami z Iwanem Groźnym, nie cofnął postanowienia.
Podobną troskę o polskie interesy w Prusach wykazał też kolejny król, Zygmunt III Waza. Po zgo-nie zmarłego w 1603 roku pierwszego kuratora, Jerzego Fryderyka, Zygmunt Waza i grono jego najbliższych doradców podjęło w marcu 1605 decyzję wyznaczenia kolejnego opiekuna nad cho-rym umysłowo księciem, nie pytając nawet o zdanie sejmu i z nikim tego nie konsultując. Tym razem kuratelę (czyli w praktyce zarząd kraju) otrzymał inny książę brandenburski, Joachim Fryde-ryk. Widoki na wcielenie w przyszłości Prus do Polski stawały się coraz bardziej mgliste. Kiedy i ten „opiekun” zmarł po kilku latach, Zygmunt Waza dokonał w roku 1611 ceremonii ostatecznego przekazania władzy nad Prusami linii brandenburskiej. Elektor Jan Zygmunt złożył polskiemu kró-lowi uroczysty hołd lenny, wykonał przepisaną prawem przysięgę wierności. Obłąkany władca Prus żył jeszcze, i gdyby utrzymano w mocy chociażby tylko punkty traktatu krakowskiego z 1525, już wkrótce Prusy stałyby się integralną częścią Polski. Społeczeństwo szlacheckie, upojone świeżymi zwycięstwami nad Rosją, nie dostrzegało jednak, że właśnie dokonała się po cichu, w białych ręka-wiczkach, faktyczna utrata Prus. Zarówno książę Jan Zygmunt, zmarły w roku 1620, jak i jego nas-tępca, Jerzy Wilhelm (1620-1640), rządzili już obiema częściami państwa Hohenzollernów, Prusa-mi i Brandenburgią, łącząc je na zasadzie unii personalnej. Dalszy etap ich starań był jasny – całko-wite uniezależnienie od Polski, w dalszej perspektywie połączenie obu części poprzez zagarnięcie polskiego Pomorza. Ostatnim królem Polski, który miał jeszcze szansę zawrócić z drogi polityczne-go obłędu i pokojowo odzyskać Prusy, był Władysław IV. W roku 1635, przygotowując się do woj-ny ze Szwecją, wkroczył on ze swymi wojskami do Królewca. Towarzyszyli mu kanclerz Jerzy Os-soliński oraz hetman Stanisław Koniecpolski. Władysław stworzył fakt dokonany, okupował Prusy, a Brandenburgia musiała się z tym pogodzić. Można było kraj po prostu zająć, opierając się na pra-wie silniejszego. Państwa europejskie, toczące właśnie wojnę 30-letnią, musiałyby ten fakt uznać.
Niestety, po kilku miesiącach Władysław, przez nikogo nie naciskany, sam wycofał się z Prus.
Nikt zapewne z osób uczestniczących 7 października 1641 w ceremonii złożenia hołdu len-nego Władysławowi IV przez nowego księcia Prus Fryderyka Wilhelma, nie zdawał sobie sprawy, że ceremonia ta będzie już ostatnią tego typu w historii Polski. Książę pruski, który tak pokornie uklęknął przed królem Polski i złożył na jego ręce stosowne dokumenty oraz przysięgę wierności, miał bowiem przejść do historii jako Fryderyk Wilhelm Wielki Elektor. Rządząc od 1640 do 1688 roku, doprowadził on do skutku to, o czym marzył swego czasu książę Albrecht – stworzył z Prus udzielne, niezależne od Polski państwo. Fryderyk Wilhelm okazał się znakomitym władcą, świetnym gospodarzem i administratorem kraju, a przy tym niezwykle przebiegłym politykiem, potrafiącym bezbłędnie wy-korzystać wszystkie szanse, jakie dla Prus stwarzało osłabienie Rzeczypospolitej ciągłymi wojnami od 1648 roku, a szczególnie klęską potopu szwedzkiego. Wyciągając wnioski z doświadczeń wojny 30-letniej, kiedy to duża część terytor-ium Brandenburgii była okupowana przez obce wojska, Fryderyk Wilhelm posta-nowił wzmocnić państwo i pruską armię. Przekazując pruskiej szlachcie - junkrom - całkowitą wła-dzę nad chłopami, narzucił jednocześnie bezwzględny reżim podatkowy. Pozwoliło to na wystawie-nie 20-tysięcznej stałej armii, świetnie uzbrojonej i wyszkolonej. Reformy te stały się kamieniem węgielnym pruskiego absolutyzmu. Dość powiedzieć, że podatki w państwie Wielkiego Elektora były dwukrotnie wyższe niż we Francji Ludwika XIV, a liczebność armii wzrosła w tym czasie siedmiokrotnie. Niebywałą koniunkturę dla Wielkiego Elektora stworzył najazd na Polskę wojsk szwedzkich w 1655 roku. Pod wrażeniem szwedzkich przewag w pierwszej fazie wojny i komp-letnego załamania się polskiej obrony, Fryderyk Wilhelm postanowił wejść w porozumienie ze zwycięskim królem Szwedów, Karolem Gustawem. Wielki Elektor chciał z tego wyciągnąć jak naj-większe korzyści dla swojego państwa. 17 stycznia 1656 r. podpisał w Królewcu traktat, na mocy którego zrywał związki lenne z Polską i przechodził oficjalnie na stronę Szwedów jako lennik Ka-rola Gustawa. Obaj dostojni monarchowie uświetnili podpisanie układu wypiciem tradycyjnego bruderschaftu. Wojska elektora brały następnie udział w walkach u boku Szwedów przeciwko Pol-sce, m.in. w wielkiej trzydniowej bitwie pod Warszawą 28-30 lipca 1656, przyczyniając się decydu-jąco do porażki armii polskiej. Mieszkańcy Prus Książęcych wkrótce jednak boleśnie odpokutowali krętacką politykę swego pana. 8 października tegoż roku chorągwie Wincentego Gosiewskiego sto-czyły z armią elektorską bitwę pod Prostkami, rozbijając w puch świetne regimenty pruskie. Polacy wtargnęli na terytorium Prus, pustosząc je dziko w odwecie za zdradę i zniszczenia ziem polskich. Mimo tej nauczki Fryderyk Wilhelm zdecydował się przystąpić do układu rozbiorowego w Radnot na Węgrzech, podpisanego 6 grudnia 1656. Prusy miały do spółki ze Szwedami, Siedmiogrodem, Chmielnickim i Bogusławem Radziwiłłem podzielić między siebie Polskę, otrzymując ziemie Wiel-kopolski, województwa sieradzkie i łęczyckie. Kiedy jednak kampania roku 1657 zakończyła się klęską sprzymierzonych wojsk, elektor postanowił znowu zmienić front i poszukać porozumienia z Polską. Wynik negocjacji, które rozpoczęły się w Królewcu w lipcu 1657, przeszedł chyba jednak nawet jego oczekiwania. Jana Kazimierza reprezentował austriacki baron Franciszek Lisola, który nieopatrznie zdradził elektorowi treść tajnej instrukcji królewskiej. Zezwalała ona Prusom na zer-wanie zależności lennej od Polski. Taki sposób prowadzenia rozmów przez stronę polską nie znaj-duje usprawiedliwienia przed trybunałem rozumu. Skoro szala wojny przechylała się wyraźnie na korzyść Polski, po co było iść na takie ustępstwo i zrzekać się całkowicie zwierzchnictwa nad Pru-sami ? Przecież Fryderyk Wilhelm dopuścił się jawnej zdrady wobec Polski – należało więc unie-ważnić wszystkie traktaty, uderzyć całą siłą na Prusy i zająć je zbrojnie. Wojna ta z pewnością nie byłaby łatwa, ale absolutnie możliwa do wygrania. Wysłannik królewski donosił w tych dniach, że „cała szlachta pruska, wszyscy poddani gotowi do powstania, gdyby się polskie wojsko pojawiło”. Zamiast przeciwko wiarołomnym Prusakom, Jan Kazimierz wysłał jednak doborową dywizję jazdy Czarnieckiego...na pomoc Danii. 19 września w Welawie, a 6 listopada w Bydgoszczy podpisano fatalne układy, znoszące zależność lenną i czyniące z Prus udzielne państwo, niezależne od Polski. Obrady zakończyła wystawna uczta - król wspólnie z elektorem pijatyką fetował utratę Prus.
Idiotyczne, seryjne marnowanie szans na wcielenie Prus do Polski i ostateczne załatwienie problemu pruskiego, trwało przez cały XV, XVI i pierwszą połowę XVII wieku. 250 lat igrania z losem, lekkomyślnego lekceważenia podstawowych prawideł polityki, polskiej racji stanu, a nawet zwykłego zdrowego rozsądku – doprowadziło wreszcie do katastrofy. W wyniku traktatów welaw-sko-bydgoskich Prusy, które w swoim czasie mogły być tak łatwo przyłączone do Polski, stały się odrębnym niemieckim państwem, wraz z Brandenburgią okrążającym Polskę od północy. Ostatnią już możliwością rozwiązania sprawy mogła być tylko wojna – zbrojny atak armii polskiej na Księ-stwo Pruskie, bez liczenia się z traktatami, likwidacja władzy Hohenzollernów, podbój Prus i wcie-lenie ich siłą do Polski; dopóki było to jeszcze możliwe, dopóki były one jeszcze stosunkowo słabe.
Taki plan postanowił zrealizować ostatni wybitny władca na tronie polskim – Jan III Sobieski.
Rozwiązanie siłowe było jednak bardzo trudne, ponieważ Polska w okresie po potopie szwedzkim była przez cały czas uwikłana w wojnę z Rosją, następnie wojnę domową z rokoszem Lubomirskie-go, a wreszcie od roku 1667 – w ciężkie, przewlekłe zmagania z Turcją. Dużą rolę odgrywał także fakt, iż król nie mógł wypowiedzieć wojny na własną rękę, bez zgody sejmu. Postępowanie Fryde-ryka Wilhelma budziło wszakże w Polsce coraz większe zaniepokojenie. Na mocy układów z 1657, pruski książę wziął od Polski w lenno miasta Lębork i Bytów na Pomorzu, próbował również zająć Elbląg (skąd na szczęście musiał się wycofać wobec zdecydowanego sprzeciwu polskiego sejmu), wreszcie – zupełnie bezprawnie zagarnął należące do Polski miasto Drahim. Przeciwko bezwzględ-nym rządom Wielkiego Elektora utworzyła się w Prusach opozycja, która dążyła do ponownego po-łączenia Prus z Polską, z tęsknotą wspominając czasy, gdy Prusacy mogli korzystać z polskich swo-bód i opieki króla w Warszawie. Przywódca pruskiej opozycji, Krystian Kalkstein, zaocznie skaza-ny za swą działalność na karę śmierci, w marcu 1670 uciekł do Polski (wydarzenia te stały się kan-wą znanego serialu telewizyjnego „Czarne Chmury”). Po uzyskaniu azylu politycznego, Kalkstein osiadł w Warszawie i rozwinął działalność publicystyczną, w licznych pismach i broszurach ukazy-wał ucisk ludności pruskiej, i apelował do polskiej opinii publicznej o ponowne związanie Prus z Polską. Rozwścieczony władca Prus nakazał swym tajnym służbom porwanie nieposłusznego pod-danego. 28 listopada 1670 r. Kalkstein został uprowadzony ze swojego warszawskiego mieszkania przez pruskich agentów, skuty i zakneblowany, skrycie przewieziony do Prus – i tam, po dwuletnim śledztwie połączonym z okrutnymi torturami, ścięty toporem. Bezczelny zamach na przywódcę pro-polskiej pruskiej opozycji wywołał na sejmie prawdziwą burzę oburzenia i protestów. Zanosiło się nawet na wypowiedzenie przez Polskę wojny Prusom. Ale Fryderyk Wilhelm wydobył się z opałów w prosty i skuteczny sposób. Przekupiony przez niego poseł zerwał sejm za pomocą liberum veto.
Wkrótce potem, w maju 1674, elektor wprowadził do Królewca oddziały wojskowe z Brandenbur-gii, za ich pomocą sterroryzował mieszkańców, zmusił ich do posłuchu i zdusił wszelką opozycję.
Jan Sobieski zaliczał się do osób, którymi sprawa Kalksteina wstrząsnęła najbardziej. Natychmiast po wstąpieniu na tron, świadom niebezpieczeństwa ze strony Prus, postanowił związać się sojuszem z Francją i Szwecją, i przy ich pomocy odzyskać Prusy dla Polski. Z tym projektem wiązał Jan III również swe plany dynastyczne - zdobyte Prusy miałyby się stać dziedzicznym księstwem najstar-szego syna królewskiego, Jakuba Sobieskiego, co w przyszłości miało mu zapewnić tron po ojcu.
Niestety, wystąpienie zbrojne było możliwe dopiero po zawarciu pokoju z Turcją – a walki z sułta-nem przeciągały się z roku na rok, absorbując siły polskie. W dodatku przekupiony przez Prusaków i niechętny królowi potężny magnat litewski, hetman Michał Pac, działał świadomie przeciwko So-bieskiemu, torpedując plany króla i paraliżując jego poczynania, m.in. dezerterując z armią litewską w decydującej fazie wyprawy przeciw Turkom. Był to akt jawnej zdrady. Niezrażony niepowodze-niami, Sobieski próbował nadal zrealizować swój słuszny plan, zawierając w 1675 tajny układ z Francją w Jaworowie, który gwarantował poparcie Francji w razie naszego ataku na Prusy. Jednak współdziałający z Polską Szwedzi ponieśli klęskę w starciu z armią pruską, machinacje opozycji magnackiej uniemożliwiły Sobieskiemu otwarte włączenie się do wojny przeciwko Prusom, a wre-szcie w roku 1679 Francja zawarła pokój z Brandenburgią, wycofując poparcie dla polskich rosz-czeń. W ten sposób wielki wojownik Jan Sobieski stracił ostatnią sposobność na pokonanie Prus.
Ambitne, lecz nie zrealizowane plany Jana Sobieskiego, okazały się już ostatnią szansą daną nam przez Historię. Rok 1685 przyniósł Wielkiemu Elektorowi wielką pomoc, i to z zupełnie nies-podziewanej strony. Oto absolutny władca Francji, Ludwik XIV, wydał rozporządzenie o odwoła-niu tolerancyjnego edyktu nantejskiego, dającego hugenotom – francuskim protestantom – swobody wyznaniowe i prawne. Teraz, na mocy królewskiego rozkazu, wszyscy hugenoci musieli natych-miast przyjąć wiarę katolicką lub opuścić terytorium Francji. Nieposłusznym groziła kara śmierci.
Kilkaset tysięcy najbardziej nieugiętych hugenotów wybrało emigrację. Stary, dożywający swych dni Fryderyk Wilhelm i tym razem wykazał błyskawiczną orientację. Zaledwie 11 dni po wypędze-niu z Francji hugenotów, podpisał w Poczdamie akt, ofiarujący uchodźcom schronienie, pomoc i gościnę na terenie Prus i Brandenburgii. Hugenoci uzyskali w państwie elektora wielkie przywileje, dostęp do ziemi, handlu, stanowisk w administracji i armii. Za jednym zamachem Prusy wzbogaciły się o rzeszę doskonałych rzemieślników, kupców, oficerów. Mówi się, że to właśnie zdyscyplino-wani, pracowici, zawzięci francuscy hugenoci zaszczepili rozlazłym poddanym elektora słynnego „pruskiego ducha”. W wątłe pruskie żyły napłynął strumień gorącej krwi, Prusy w szybkim tempie zaczęły przekształcać się w wielką potęgę. W ten sposób Polska utraciła również swoją trwającą od XV wieku przewagę militarną nad Prusami, a tym samym przepadły ostatnie, nawet teoretyczne, szanse na wcielenie Prus do Polski. Sprawa pruska została ostatecznie i definitywnie przegrana.
Kolejny władca Rzeczypospolitej, August II Mocny z saskiej dynastii Wettinów, nie liczył się kom-pletnie z polskimi interesami. Za jego zgodą, podczas zjazdu w Jansborku (obecnie Pisz) w 1698 r. nowy książę pruski, Fryderyk III, uzyskał przywilej zasiadania w fotelu w obecności polskiego kró-la, co oznaczało faktyczne uznanie równości obu monarchów. Na tymże zjeździe August Mocny zgodził się również na okupację przez wojska pruskie Elbląga w zamian za polskie długi. Ostatnim wreszcie, ale w sumie logicznym ustępstwem Augusta Mocnego, było wyrażenie zgody na korona-cję królewską pruskiego księcia. Dokonał jej pruski władca 18 stycznia 1701 roku w Królewcu, przyjmując tytuł Fryderyka I, „króla w Prusach”. Tym sposobem niezależne już od dawna Prusy zrównały się rangą polityczną z Polską. Marną pociechą jest fakt, iż polski sejm aż do roku 1764 odmawiał uznania prawomocności tego tytułu. Fakty wyglądały tak, że Polska pod rządami Sasów popadała w coraz większą anarchię, rozstrój państwa i całkowitą bezsilność. Prusy zaś, pod energi-cznymi i bezwzględnymi rządami swoich władców, a szczególnie Fryderyka II Wielkiego, zamie-niły się w przysłowiowe „państwo-koszary”, dołączyły do grona czołowych mocarstw europejskich a wreszcie walnie przyłożyły ręki do rozbiorów Polski, do zagłady swego dawnego dobroczyńcy.
Analiza trwających kilkaset lat dziejów stosunków polsko – pruskich prowadzi do przygnębiają-cych wniosków, a dla Polaka jest czynnością niezmiernie przykrą i irytującą. Trudno jest racjonal-nie wytłumaczyć motywy, którymi kierowali się polscy królowie zawierając wyżej wspomniane fatalne układy, dopuszczając się tasiemca przestępczych błędów i zaniedbań, w beznadziejnie głupi sposób marnując niepowtarzalne okazje. Trzeba by chyba przychylić się do wniosku, że na polskim tronie zasiadali sami kompletni kretyni, ludzie bezmyślni i nieudolni. Przecież drugiego przykładu tak skrajnej głupoty politycznej próżno byłoby szukać w całej Europie. Wniosek taki razić jednak będzie powierzchownością. W rzeczywistości przyczyn zmarnowania sprawy pruskiej trzeba szu-kać raczej w charakterze władzy polskich królów. Byli oni w większości ludźmi obcymi, ludźmi z zewnątrz. Prowadząc swą politykę, mieli na względzie zupełnie inne cele, niż zabezpieczenie pols-kich interesów nad Bałtykiem. Kierowała nimi ambicja osobista, korzyści dynastyczne, doraźne zyski. Narodowa, prawdziwie polska dynastia potrafiłaby z pewnością załatwić sprawę pruską, podobnie jak wiele innych – w sposób rozumny. Świadczy o tym przykład Jana Sobieskiego. A przecież sejmy Rzeczypospolitej (cokolwiek by złego nie powiedzieć na ich temat) wielokrotnie wypowiadały się w sprawie pruskiej rozsądnie i przewidująco. Przecież ukazywały się drukiem tra-ktaty polityczne, których autorzy trzeźwo oceniali sytuację, trafnie ostrzegali przed pruskim niebez-pieczeństwem, wzywali do podjęcia słusznych działań. To nie społeczeństwo zawiodło. Zawiodła władza, która nie dorosła do poziomu stojących przed nią zadań. I to właśnie ona ponosi odpowie-dzialność za jedną z największych politycznych porażek i kompromitacji w historii Polski.

Aneks :
Wielcy Mistrzowie Zakonu Krzyzackiego w Krolewcu
LUDWIG von ERLICHSHAUSEN (1450-1467)
HEINRICH REUSS von PLAUEN (1469-1470)
HEINRICH REFFLE von RICHTENBERG (1470-1477)
MARTIN TRUCHSESS von WETZHAUSEN (1477-1489)
JOHANN von TIEFFEN (1489-1497)
FRIEDRICH von SACHSEN (1498-1510)
ALBRECHT HOHENZOLLERN von BRANDENBURG-ANSBACH (1511-1525)

Ksiestwo Pruskie
Lenno Polski
ALBRECHT HOHENZOLLERN (1525-1568)
ALBRECHT FRYDERYK (1568-1618)
Unia personalna z Brandenburgią (lenno Polski do 1657)
JAN ZYGMUNT (elektor brandenburski od 1608) (1618-1620)
JERZY WILHELM (1620-1640)
FRYDERYK WILHELM WIELKI ELEKTOR (1640-1688; do 1657 - lennik Polski, potem niezależny książę)
FRYDERYK III (1688-1701 książę pruski; 1701-1713 - jako Fryderyk I - król w Prusiech)


Radoslaw Krol
ODPOWIEDZ

Wróć do „Polska Jagiellonów ogólnie”