Kulinarna historia okupowanej Polski

Kącik mówców na wszelkie tematy niezwiązane z historią.
samoludek26
Posty: 5
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 07 gru 2015, 12:46

Kulinarna historia okupowanej Polski

Post autor: samoludek26 »

Na pustkach w sklepach dorabiali się cwaniacy. A o towarach z polskiego czarnego rynku marzyli… Niemcy. Wojna od kuchni jest zaskakująca!

„Dwa pociągi żywności zjadają codziennie warszawianie” – grzmiał 6 lutego 1940 r. „Goniec Krakowski” – polskojęzyczna gazeta wydawana przez Niemców. Ta tzw. gadzinówka rozpisywała się, jak dużo konsumują mieszkańcy Warszawy i jak trudno jest zapewnić im wikt. „Cywilizowani” okupanci mimo to dostarczali każdego dnia dziesiątki wagonów żywności. Nie omieszkali przy tym dokładnie obfotografować tłumu wygłodniałych ludzi.

GŁODUJĄCA GUBERNIA

Już 13 listopada 1939 r. Niemcy wprowadzili w Krakowie, stolicy Generalnego Gubernatorstwa, kartki na cukier, a 3 tygodnie później na chleb. W Warszawie system kartkowy uruchomiono dopiero 15 grudnia.

Obejmował w całym kraju ludność nierolniczą, ale kartek nie otrzymywał każdy, kto się po nie zgłosił. Były przeznaczone dla ludzi o potwierdzonym zatrudnieniu i ich rodzin. Osoby niezdolne do pracy musiały zdobyć odpowiednie zaświadczenie, co nie było łatwe.

Coraz bardziej rozbudowywany system reglamentacji miał w założeniu zapewnić każdemu przynajmniej minimalne, konieczne do przeżycia racje. O ile sama idea była słuszna – ba, można by wręcz stwierdzić, że naziści popisali się humanitaryzmem! – o tyle jej realizacja zakrawała na żart. Jeden z krakowskich pamiętnikarzy okresu okupacji zanotował, że wydzielane dzienne racje chleba były kiepskiej jakości i wystarczały najwyżej na śniadanie.

Za to sami okupanci w Generalnym Gubernatorstwie otrzymywali początkowo tak duże racje, że – jak to tłumaczył jeden z pracowników Urzędu Żywnościowego – z czysto psychologicznych względów należało je lekko zmniejszyć. Po zmianach (od 1 kwietnia 1942 r.) mieli otrzymywać „zaledwie” 2,4 kg mięsa i 1,2 kg tłuszczu miesięcznie, czyli i tak wielokrotnie więcej niż Polacy [patrz: Tygodniówka Polaka]. Niemcy, by wspierać wysiłek wojenny, musieli się zdobywać na poświęcenia. Nawet mieszkając w Generalnym Gubernatorstwie – tak przynajmniej twierdzili hitlerowscy propagandyści. Inaczej wyglądała sytuacja na ziemiach polskich wcielonych do Rzeszy.

(K)RAJ WARTY

Niemcy już przed wojną borykały się z trudnościami gospodarczymi. Najbardziej uciążliwe dla zwykłego obywatela były niedobory artykułów rolnych. W dodatku na terytorium Trzeciej Rzeszy od dawna obowiązywał system kartkowy. Nowo wcielony Kraj Warty nie miał takich problemów. To dlatego do połowy 1940 r. był najlepiej zaopatrzonym obszarem w państwie Hitlera! Nic dziwnego, że Niemcy masowo wykupywali te towary, które na przedwojennym terytorium Rzeszy były reglamentowane. W polskich sklepach i na targowiskach zdobywali żywność i wysyłali do kraju. A przydziały kartkowe dla „rasy panów” na tle racji reszty ludności wyglądały wręcz imponująco. Szacuje się, że Niemcy dostawali trzy razy więcej produktów i do tego lepszej jakości! Polacy wegetujący w Generalnej Guberni mogli tylko marzyć o takim jedzeniu.

WOJENNE MENU

Gliniasty, gorzki, kruszący się – każdego z tych przymiotników używano do opisania okupacyjnego „razowiaka”. Ale nie potrafią one oddać „walorów” tamtego chleba. Obok pieczywa wątpliwej jakości i równie niepewnym składzie, żelaznym punktem kartkowych zakupów była przydziałowa marmolada. Przyjmowała różne formy. Raz była wodnista, innym razem tak twarda, że ekspedientka kroiła ją nożem. Niemcy utrzymywali, że to doskonały jakościowo produkt, z czystych owoców i w 50 proc. z cukru. Prawda była jednak inna. Nazywanie marmoladą wytworu sprzedawanego na kartki stanowiło duże nadużycie. Smarowidło z pastą z buraków lub innymi wypełniaczami nijak miało się do przetworów przedwojennych, do jakich przyzwyczaili się Polacy.

Kartkowe były także tłuszcze. Przez lata wojny i okupacji niejeden dorosły Polak zapomniał, jak smakuje prawdziwe masło, bo jeśli udało mu się je zdobyć, oddawał dzieciom. A jak smakowała przydziałowa margaryna? Dosadnie określił to Wojciech Jursz, powstaniec warszawski: „Margaryna niemiecka – jakby świecę jadł”. Niektórzy woleli jakoś ją zastępować i na chleb nakładali na przykład smażoną na oleju cebulę. Z drugiej strony wielkiego wyboru nie mieli. W przeciętnej rodzinie jadało się pajdę chleba posmarowaną margaryną albo marmoladą. Nie jednym i drugim naraz. „O nie, to jest rozpusta” – odpowiadała na prośbę córki o kromkę z margaryną i marmoladą mama Danuty Kalińskiej-Łaszkiewicz, przed wojną dyrektorka prywatnej szkoły.
W symbolicznych ilościach na kartki wydawano także cukier i mąkę pszenną. Mięso dla ludności innej niż niemiecka istniało głównie na papierze. Jeśli nawet zdarzało się, że jakąś mikroskopijną partię rzucono do sklepów, to zawsze było podłej jakości. Coś, czego naziści wstydziliby się dać tym, których uznawali za pełnoprawnych ludzi. Dodatkowo przydzielano kartki na makaron, kaszę, namiastki kawy.

CZAS PRZYWILEJÓW

System kartkowy nie zapewniał nawet minimum niezbędnego wyżywienia i to niezależnie od tego, jak prezentowała się teoria. Przede wszystkim rzadko bywały dni, kiedy w sklepie rozdzielczym można było wykupić wszystkie produkty z bonów. A i tak pierwszeństwo mieli Niemcy. Na dodatek niemiecki starosta miejski w Krakowie w 1942 r. wydał nawet rozporządzenie wyznaczające specjalne godziny, podczas których właściciele sklepów mogli obsługiwać tylko Niemców. Była to odpowiedź na apele osób, które uskarżały się, że przedstawiciele „rasy panów” muszą się tłoczyć z brudnymi Polakami, co urąga ich godności. Choć między godzinami 7 a 9 oraz 17 a 20 Polacy nie mogli kupować, polscy właściciele sklepów i dostawcy potrafili obchodzić zakazy. Np. towar dowożono tak, by Niemcy dostawali nieświeży, a Polacy mogli kupić prosto od dostawcy!

Oprócz osobnych godzin istniały specjalne sklepy przeznaczone wyłącznie dla Niemców. Można w nich było kupić towary, o których Polacy mogli tylko pomarzyć – np. pracownicy gdańskiego browaru Danziger Aktien Bierbrauerei otrzymywali na kartki dynię, soję, proso czy zupy Knorr (osiem rodzajów). W początkowym okresie okupacji sklepy dla Niemców na terytorium Generalnego Gubernatorstwa były doskonale zaopatrzone. Ale nawet gdy sytuacja się pogorszyła, nadal miały się lepiej niż te przeznaczone dla reszty mieszkańców.

TYGODNIÓWKA POLAKA

Ile dokładnie jedzenia dostawali Polacy w ciągu typowych 7 dni? Od stycznia 1941 r. do września 1943 r. dorosły człowiek otrzymywał średnio:

2 kg ziemniaków
1 kg chleba
10 dag mąki (około . szklanki)
5–10 dag mięsa i jego przetworów
5–10 dag cukru
5–10 dag marmolady
4 dag kawy zbożowej
1/4 –1/2 szt. jajka i minimalną ilość soli

Przydziały były niezależne od płci i zawodu. Tylko zatrudnieni w kluczowych dla niemieckiego przemysłu zakładach mogli liczyć na dodatki. Pozostali byli skazani na wegetację.

UMIERAJĄCE GETTO

Najgorsza była sytuacja ludności żydowskiej. Już jesienią 1939 r. Niemcy zaczęli tworzyć w Polsce getta, w których coraz brutalniej stłaczali Żydów. Palący problem stanowiło za-opatrzenie. Przydziały kartkowe od okupantów obliczone były na szybkie zagłodzenie Żydów. Dlatego średnia wartość kaloryczna żywności spożywanej w getcie warszawskim pod koniec 1941 r. wynosiła poniżej 1300 kalorii (wliczając towary na kartki i zdobyte w inny sposób). Z drugiej strony do wartości uśrednionej zaliczają się też porcje przedstawicieli Judenratu, którzy byli mocno uprzywilejowani w stosunku do reszty. Według ankiety spożywali około 1665 kalorii dziennie, podczas gdy np. uchodźcy stołujący się w punktach żywienia dostawali zaledwie 807. A i tak to nie oni zjadali najmniej. Fatalną sytuację, jaka panowała w gettach, najlepiej obrazuje fakt, że wiele matek nie zgłaszało nigdzie śmierci dzieci i nie grzebało ich. Od tego zależało przeżycie rodzin. Ukrywając zgon dziecka, matka mogła dalej korzystać z jego racji żywnościowych.

Lepiej wyglądało życie Żydów ukrywających się po aryjskiej stronie – pod warunkiem, że nie zdradzały ich semickie rysy. Ciężko było w szczególności osobom religijnym, które do wybuchu wojny przestrzegały nakazów biblijnych w kwestii jedzenia.

Koszerność mogła oznaczać dla ukrywającego się Żyda wyrok śmierci. Wielu pobożność musiało odwiesić na kołek. Żydowscy uciekinierzy z gett zatrudniali się w różnych miejscach, otrzymywali pensję i kartki. Byli głodni, jak niemal całe polskie społeczeństwo, ale przynajmniej nie umierali na uliczkach getta.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Hyde Park”