Kulinarna historia okupowanej Polski cz.3

Kącik mówców na wszelkie tematy niezwiązane z historią.
samoludek26
Posty: 5
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 07 gru 2015, 12:46

Kulinarna historia okupowanej Polski cz.3

Post autor: samoludek26 »

Także bardziej pragmatyczni obywatele Rzeszy wikłali się w czarnorynkową sieć powiązań i to mimo że polscy partnerzy w interesach na każdym kroku starali się ich okpić. Kupcy najwięcej zarabiali na żołnierzach, którzy szybko chcieli upłynnić sprzęt i zaopatrzenie wojskowe (koce, benzyna, ziarno, konserwy). Byli też tacy wojskowi, którzy jadąc np. z Francji na wschód, przywozili na sprzedaż towary luksusowe, w rodzaju koniaków, win czy perfum. Opisał to w swoich wspomnieniach m.in. Marek Kolendo. Specjalistą od naciągania Niemców był jego wspólnik. Kiedy wyczuł, że wojakom się spieszy, wykorzystywał ich na całego. Sprzedawali mu czasem wszystko za pół hurtowej ceny i jeszcze byli zadowoleni.

Niemcy byli tymczasowo panami Polski, ale w żadnym razie nie panowali nad polskim czarnym rynkiem. Nikogo nie dziwił widok niemieckiej urzędniczki kupującej na targowisku pończochy spod lady czy żołnierza Wehrmachtu kompletującego paczkę z żywnością dla rodziny w Rzeszy przy pomocy warszawskich cwaniaków. W tym samym tłumie polska przedwojenna elegantka wyprzedawała zastawę stołową, a obdarty wyrostek targował się o pęto kiełbasy z wiejską przekupką. I tylko wierchuszka nazistowskich władz wciąż żyła złudzeniami. Jak pisze Jerzy Kochanowski, autor książki „Czarny rynek w Polsce 1944–1989”, do samego końca okupacji znaczna część decydentów z NSDAP wierzyła, że nielegalne transakcje można po-wstrzymać nakładaniem kolejnych sankcji.

Dla żywności dowiezionej przez szmuglerów przedostatnim punktem na drodze do garnka zwyczajnej polskiej rodziny było miejskie targowisko. To tam krzyżowały się ścieżki czarnorynkowych handlarzy. Przez długi czas władze Generalnego Gubernatorstwa traktowały targowiska jak zło konieczne. Hans Frank zdawał sobie sprawę z tego, że bez nielegalnego handlu żywnością ludzie zaczną umierać z głodu, przez co Trzecia Rzesza straci tanią siłę roboczą. Z perspektywy okupanta ta sytuacja miała jeszcze jedną zaletę. Jeżeli Polacy cały swój czas i energię będą poświęcać na zdobywanie żywności, zabraknie im jej na „niepożądane” aktywności. Bo wygłodniały naród nie ma siły się buntować.

PADAJĄCA RZESZA

Na przełomie lat 1944 i 1945 sytuacja zmieniła się diametralnie. Trzecia Rzesza prze-grywała na wszystkich frontach... Kiedy ruszyła ofensywa styczniowa Armii Czerwonej, drogi wypełniły tłumy uciekających Niemców. Z domów zabierali tylko to, co mogli unieść, a wielu – zwłaszcza ci, którzy nadal pokładali ufność w Hitlerze – uważało, że nie potrzebują prowiantu. Wierzyli, że zatroszczy się o nich NSV – Narodowosocjalistyczna Opieka dla Potrzebujących. Wkrótce okazało się, że to mrzonki. Dla władz niemieckich ewakuacja cywilów znajdowała się nisko na liście priorytetów.

W Berlinie działo się równie źle. Ludzi, którzy jeszcze pozostali w stolicy III Rzeszy, wycieńczyły głód i strach. Goebbels nie miał jednak zamiaru zwracać uwagi na takie drobnostki. Z jego polecenia resztki sił dziesiątki tysięcy berlińczyków miały poświęcić na kopanie rowów przeciwczołgowych. Kiedy to Polaków Niemcy zmuszali do kopania, przynajmniej dawali im za to porządny ciepły posiłek, tak by nie stracili za szybko sił. W 1945 r. w Berlinie nikt się już tym nie kłopotał...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Hyde Park”