Sprawa pułkownika Kalksteina

Dnia 10 listopada 1673 r. zmarł we Lwowie król Michał Korybut Wiśniowiecki. Nowym królem obrany został 19 maja 1674 r. Jan III Sobieski (1674-1696).
Warka
Posty: 1570
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 16 paź 2010, 03:38

Sprawa pułkownika Kalksteina

Post autor: Warka »

Paweł Skworoda

W 1670 roku szlachecką społecznością Rzeczpospolitej Obojga Narodów wstrząsnęła sprawa uprowadzenia pułkownika Krystiana Ludwika Kalksteina (Stolińskiego) przez ludzi elektora brandenburskiego Fryderyka Wilhelma spod boku samego króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Czy Kalkstein był tylko niegroźnym wichrzycielem, czy też jego akcja mogła przywrócić Rzeczpospolitej Prusy Książęce?

Jak pisał Jan Sobieski, wtedy hetman wielki koronny, ów Kalkstein rozgniewał się na Kurfirsta [elektora – przyp. PS] i skarżył się na niego na sejmie, z której okazyi wziął go Król Jeść w swą protekcją i uczynił był go już Oberster-lejtnantem Bakunowym. W tem, po sejmie, pierwszych jakoś dni grudnia, przysłał Kurfirst kilkanaście rajtarów i wzięli go w nocy z Warszawy, włożyli w skarbny wóz i pojechali tak, że ich żaden nie gonił. Rezydent potem w kilka dni kurfirsztowski Brandt pojechał z Warszawy za nim, który był tego przyczyną i temu nikt nic nie mówił lubo się to taka rzecz stała, jakich niewiele i za nas i przed nami było na świecie!

Fryderyk Wilhelm Kalkstein był szlachcicem z Prus Książęcych, pułkownikiem cudzoziemskiego autoramentu w wojsku litewskim w 1664 roku, który podczas wojen z Moskwą dostał się do niewoli. Zbiegł z niej w 1665 roku i powrócił do swej posiadłości w Knauten. Od początku miał być podejrzewany o działalność antyelektorską. Szukano tylko pretekstu, którego usłużnie dostarczył brat Krystian Albrecht Kalkstein, podpułkownik w służbie elektora, z powodu zapisu w testamencie ojca, na mocy którego Krystian Ludwik odziedziczył cały majątek. W czerwcu 1668 roku pułkownik został osądzony i skazany na rok ciężkiego więzienia o chlebie i wodzie a następnie na pozostanie w innym więzieniu przez cały ciąg życia pod zarzutem przygotowania najazdu za pomocą wojska litewskiego. Prośby o ułaskawienie pisane do elektora poparł namiestnik Prus Książęcych książę Bogusław Radziwiłł. Ostatecznie elektor zdecydował się na nałożenie 5000 talarów grzywny i nakazał Kalksteinowi pozostać więźniem w Knauten na słowo honoru do momentu spłaty. Kalkstein zobowiązał się do spłaty w specjalnym rewersie i po roku więzienia powrócił do rodzinnej posiadłości. W marcu 1670 roku okazało się jednak, że nie jest w stanie spłacić grzywny choćby nawet sobie i swym małym dzieciom chleb chciał z gęby wyciągnąć. Wobec groźby przybycia dragonów elektora i powtórnego uwięzienia zdecydował się na ucieczkę w granice Rzeczypospolitej. W ten sposób spór pruskiego szlachcica z elektorem brandenburskim, wtedy jeszcze określany mianem osobistego, zaczął stopniowo przybierać formę sporu politycznego. W pewnym momencie wydawać się nawet mogło, że nad Bałtykiem w 1670 roku rozszaleje się burza porównywalna z ogniem wojen kozackich.
Niezależność w Prusach czyli zarzewie sporu polsko-brandenburskiego

Był to bowiem czas nie tylko konfrontacji z Turkami, którzy stali całą swoją potęgą na południowej granicy Rzeczypospolitej, ale także czas walki szlachty pruskiej o swoje prawa i przywileje gwałcone przez urzędników elektora za jego przyzwoleniem a często i osobistym rozkazem. Pisano wtedy: Prusacy bardzo na udry chodzą z kurfirstem sprzeciwiając mu się we wszystkim. Nowy król Polski Michał Korybut Wiśniowiecki, niezwiązany względem elektora działaniami swego poprzednika Jana Kazimierza, odmawiał zatwierdzenia prawa niezależności Fryderyka Wilhelma w Prusach Książęcych. Było to niezwykle istotne dla elektora, który w myśl postanowień traktatów w Welawie i Bydgoszczy (1657) musiał u każdego nowego polskiego króla szukać zatwierdzenia prawa swej niezależności w Księstwie Pruskim. Zagrożona była więc największa zdobycz elektora. Przypomnijmy, że ustępstwa ze strony polskiego władcy uzyskał on dzięki zręcznej polityce w dobie potopu szwedzkiego, będąc najpierw aliantem Karola X Gustawa i uczestnikiem pierwszej próby rozbioru Rzeczypospolitej (traktat w Radnot – 1656), a następnie przechodząc na stronę Jana Kazimierza.

„Hołd pruski” pędzla Jana Matejki. Zerwanie z obowiązkiem jego składania było podstawą polityki Fryderyka Wilhelma.

Elektor mógł liczyć w Polsce na poparcie swych agentów i potężnego stronnictwa, które hojnie opłacał za oddawane sobie przysługi. Pieniądze nad wierność królowi przedkładali kanclerz wielki koronny Jan Leszczyński, podskarbi koronny Jan Andrzej Morsztyn i kasztelan wielkopolski Krzysztof Grzymułtowski. Elektorowi niechętny był jednak ogół szlachty, co wykorzystał król i odmówił zatwierdzenia roszczeń elektora. W związku z polską odmową Warszawę opuścił ambasador Jan von Hoverbeck. Na miejscu pozostał jednak rezydent Fryderyka Wilhelma: młody, odważny, ale przy tym podstępny, cyniczny i skłonny do przemocy Euzebiusz von Brandt. Udając prostoduszność, uległość i rubaszność, znakomicie władając językiem polskim, zjednał on sobie magnaterię i część szlachty, co ułatwiło mu znakomicie odegranie głównej roli w sprawie Kalksteina.
Niegroźny fantasta czy szlachecki przywódca?

Kiedy w marcu 1670 roku Kalkstein przybył do Warszawy początkowo chciał tylko uniknąć więzienia i porozumieć się polubownie z elektorem za pośrednictwem króla polskiego za wiedzą i współdziałaniem rezydenta. Brandt szybko uzyskał zaufanie szlachcica, pośrednicząc w jego korespondencji z żoną. Kiedy Michał Korybut odmówił wydania zbiega w ręce elektora, ten poważnie zaniepokoił się działalnością Kalksteina. Szlachta pruska, niezadowolona z ograniczania swych praw, podjęła bowiem kontakty ze zbiegiem za pośrednictwem Pawła Branickiego, rektora collegium jezuickiego w Warszawie. Spór osobisty przeistoczyć się więc mógł w polityczna burzę, niczym spór Czaplińskiego z Chmielnickim w pożar wojen kozackich. Stronnictwo elektorskie w Polsce, wobec ostrożności i powściągliwości Michała Korybuta, nie zdołało skłonić go do wydania zbiega. Protektorami pruskiego szlachcica stali się natomiast podskarbi koronny Michał Olszowski i książę Dymitr Wiśniowiecki. Szczególnie popularny był on wśród mas szlachty, do której zwracał się pod nazwiskiem Stoliński tym śmielej, im elektor dotkliwiej represjonował jego żonę i dzieci, pozbawiając przy tym majątku. Brandt alarmował swego władcę, że Kalkstein często robi Polakom nadzieję na odzyskanie ziem pruskich, wyrażając się przy tym niewybrednie i obraźliwie na temat osoby Fryderyka Wilhelma. Pułkownik nie miał na swe nieszczęście zdolności dyplomaty, za oznakę tychże trudno bowiem uznać wypowiedź, że gdyby był królem polskim, przykroiłby sąsiadowi elektorskiemu potężnie spodni, a nie radziłby mu iść bez nich do łóżka. Zamiast działać ostrożnie i rozciągać kolejne nici kontaktów w Prusach, deklarował otwarcie, w obecności rezydenta i zwolenników elektora, że w 2000 polskich żołnierzy, za poparciem stanów pruskich, pozbawi elektora władzy w Prusach. Nie zaprzestał przy tym częstych kontaktów z Brandtem, którego uważał pochopnie za swego przyjaciela, oznajmiając mu, że doprowadzi do tego, iż elektor będzie musiał złożyć przysięgę lenną.

Michał Korybut Wiśniowiecki Oskarżając kurfirsta o wiarołomstwo i krzywoprzysięstwo wobec Rzeczypospolitej i stanów pruskich przypieczętował swój los, otoczony czujną i dobrze płatną siecią Polaków i Niemców (oficerów cudzoziemskiego autoramentu). Gadatliwy samochwała wpływał bowiem coraz silniej na umysły szlacheckie. Jak pisał Brandt: Dzielą już bowiem w swych dyskursach księstwo pruskie na województwa, starostwa i biskupstwa między siebie. Cóż innego, jak sprzedawać skórę niedźwiedzia, nim go się schwyciło! Sytuacja stała się zaś tym gorętsza, że stany pruskie odmówiły utrzymania wojsk, płacenia nowych podatków, zwróciły też uwagę, że nie potwierdzono traktatów w Welawie i Bydgoszczy i myślały nawet nad wysłaniem delegacji do Warszawy. Z kolei na sejmie w Warszawie posłowie litewscy domagali się, aby nie zatwierdzać traktatów, a Grzymułtowskiemu z powodu korespondencji z elektorem wytoczono proces pod zarzutem zdrady kraju. Kalkstein rozrzucał wśród szlachty pisma, w których w imieniu stanów pruskich prosił o pomoc. Oskarżał w nich kurfirsta o ucisk, tyranię, prześladowanie religii katolickiej, odcięcie Polski od morza i pogwałcenie wszystkich przywilejów szlacheckich. Wysuwając śmiałe plany pokonania elektora Kalkstein nie wziął jednak pod uwagę, że jego wrogiem jest brandenburski monarcha absolutny, który nie cofnie się przed niczym. Elektor miał podstawy obawiać się reakcji szlachty na agitację pruskiego buntownika. Na podstawie doświadczeń z czasów potopu szwedzkiego w swoim testamencie politycznym nie bez powodu określał Rzeczypospolitą mianem nigdy nie wymierającej. Zdecydował się na wysłanie nad granicę kilku pułków oraz zapowiedział przybycie do Prus osobiście. Stany pruskie zmuszono do wyparcia się kontaktów z Kalksteinem. Brandt otrzymał rozkaz, aby tajemnie za łeb schwycić pułkownika za pomocą przekupionych Polaków i żywego lub umarłego przewieźć przez granicę do Prus. Kiedy Kalkstein w obecności Brandta zagroził, że poprowadzi na Prusy pospolite ruszenie szlachty polskiej elektor wysłał do Warszawy kilkunastu rajtarów. Dowodził nimi porucznik Hugo de Montgommery, były oficer w służbie polskiej i carskiej. Towarzyszył mu inny weteran armii litewskiej, niejaki Baumgardt. Brandt zaangażował w porwanie także pułkownika Łąckiego, kapitana Meglana, oficera Lehndorffa oraz polskich wielu kawalerów, jakkolwiek żaden [z tych ostatnich] w stanowczym momencie nie chciał kotu zarzucić obroży na szyję. Rajtarów elektora Brandt ulokował na kilkanaście dni w winiarni kolejnego agenta elektora, Szkota Andrzeja Thamsona (Tamsona) na Lesznie. Skłonił też do wstąpienia na służbę u Kalksteina swojego człowieka, nazwiskiem Klingsporre. Wabikiem dla ofiary okazał się list żelazny, który sprokurowano specjalnie w celu porwania. Kalkstein złapał się na ten haczyk i 28 XI 1670 roku odwiedził Brandta u Thamsona. W toku rozmowy pochwalił się niebacznie, że niebawem mieszkać będzie w warszawskim domu biskupa poznańskiego Wierzbowskiego. Uprowadzenie go stamtąd byłoby zbyt trudne, dlatego Brandt zareagował błyskawicznie. Kiedy przy pomocy Thamsona kilku ludzi służby Kalksteina upito w sąsiedniej izbie, na jego samego rzucili się, skrępowali i zakneblowali rajtarzy Montgommerego. Zawiązanego w perską, końską derkę, rzucono go na przygotowany zawczasu wóz i przewieziono na Żerań, gdzie wsadzony został na konia, na którym galopem odbył dalszą drogę. Związanego pułkownika pod silną eskortą przewieziono, pośród obojętności licznych gapiów, przez granicę pruską 1 XII a 15 XII został osadzony w kajdanach w cytadeli w Kłajpedzie.
Wielkie plany i marny koniec

W Warszawie dopiero po trzech dniach zorientowano się, że Kalkstein został porwany. Domagano się głowy Brandta, który mimo obrony ze strony zwolenników elektora, uciekł z Warszawy do Królewca, a stamtąd incognito przez Gdańsk do Brandenburgii. Aby oczyścić imię kurfirsta zmuszono Kalksteina do napisania listów do Polski, w których przedstawił sprawę porwania jako wynik zatargu pomiędzy nim a Montgommerym i Baumgardtem, którego przyczyn należy szukać w czasach ich wspólnej służby w wojsku litewskim. Nie zmyliło to jednak strony polskiej, która domagała się energicznie uwolnienia Kalksteina i ukarania Brandta. Elektor wszczął nawet komedię procesu Brandta, który został skazany na banicję, zanim jednak zapadły pozorne wyroki na oskarżonych w sprawie porwania zmieniła się sytuacja międzynarodowa Rzeczypospolitej. Opozycja antykrólewska (tzw. fakcja francuska) podjęła próby detronizacji Michała Korybuta Wiśniowieckiego, a Turcy ruszyli na Kamieniec Podolski. Dwór polski zmuszony był więc nie tyle żądać u elektora sprawiedliwości, co raczej szukać pomocy przeciw wrogom. Kalkstein, podczas przesłuchań brutalnie torturowany, przyznał się do większości stawianych mu zarzutów, choć nie wydał nikogo z pruskich spiskowców. Pułkownik zapłacił głową za swoją działalność 8 listopada 1672 roku, kiedy wydawało się, że wojna z Turcją zakończyła się upokarzającą klęską Rzeczypospolitej. Taki był koniec pruskiego szlachcica, który w imię obrony praw i przywilejów stanowych przed absolutną władzą elektora, planował powrót zwierzchnictwa Rzeczypospolitej nad Prusami Książęcymi. Był to koniec jakże inny od tego, jaki przedstawił nam reżyser serialu „Czarne chmury”, Andrzej Konic – serialu, który telewizja polska emituje niemal co roku i który, chyba słusznie, nie znajduje uznania w oczach ani historyków epoki nowożytnej ani szerokiej widowni. Co ciekawe antybohater tej opowieści Brandt w 1674 roku powrócił do Polski i był świadkiem koronacji Jana III Sobieskiego, który co prawda zwrócił swemu otoczeniu uwagę, że przedstawianie mu Brandta dowodzi braku uczucia bólu publicznego, ale dyplomatę zaakceptował, ponieważ w czasie wojny z Turcją nie mógł sobie pozwolić na otwarty konflikt z elektorem. W 1678 roku Brandt został zrehabilitowany, aby w glorii sławy umrzeć w 1708 roku jako minister pierwszego króla pruskiego.
Bibliografia:

Źródła:

Chrapowicki J. A., Diariusz wojewody witebskiego, 1845.
Listy Jana Sobieskiego, wydał A. Helcel, 1860.
Listy Jana Sobieskiego, wyd. L. Kukulski, 1962.
Ojczyste spominki, wyd. Grabowski A., 1845.
Pisma do wieku i spraw Jana Sobieskiego, wyd. F. Kluczycki, 1881.
Relacje nuncjuszów apostolskich, t. I-II, 1864.

Opracowania:

Legnich G., Historia Polona, 1740.
Jarochowski K., Sprawa Kalksteina, 1878.
Korzon T., Dola i niedola Jana Sobieskiego, 1898.
Konopczyński W., Dzieje Polski nowożytnej, 1936.
Piwarski K., Dzieje Prus Wschodnich, 1946.
Przyboś A., Michał Korybut Wiśniowiecki, PSB, t. XX.
Przyboś A., Michał Korybut Wiśniowiecki, Kraków 1984, 2007.
Szymczak B., Fryderyk Wilhelm, Wrocław 2006.
Wójcik Z., Jan Kazimierz Waza, Wrocław 2004.

Zredagował: Kamil Janicki
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wiśniowecki i Sobieski”