Izba jadalna

Społeczeństwo polskie epoki Odrodzenia i wczesnego Baroku charakteryzowało się silnym dynamizmem demograficznym. Polska stała się w tym czasie nie tylko jednym z największych, ale i najludniejszych krajów w Europie. Po włączeniu Inflant i rozejmie w Jamie Zapolskim w 1582 roku Rzeczpospolita obejmowała obszar 815 tys. km². Jednak największy rozwój terytorialny przypada na I połowę XVII wieku, po pokoju wieczystym w Polanowie z 1634 roku. Obszar państwa wraz z lennami wyniósł wówczas blisko milion km², dokładnie 990 tys. km². W ówczesnej Europie tylko państwo rosyjskie miało większe terytorium.
karateka
Posty: 161
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 13 mar 2011, 05:42

Izba jadalna

Post autor: karateka »

Izba jadalna – albowiem jeśli dworek (por. hasło – dworek) stanowił centrum szlacheckiej egzystencji (por. hasła –szlachta, Obraz szlachcica polskiego) to w środku tego centrum tkwiła izba jadalna, a w niej: komin, stół i może jeszcze belka stropowa zwana siestrzeniem. To są symbole widzialne, konkretne, ale zarazem coś więcej (oj, trzeba by Bachelarda czy Eliadego na pomoc wezwać, bo to za wiele jak na mnie, robaka). Widzę to tak: słychać nadjeżdżających gości. Potocki (por. hasło – Potocki, Wacław (Biecz i okolice)) przekazał dużo świadectw owych przyjazdów (słyszę, widzę, chłopiec mówi „ktoś jedzie”), ale wciąż jakoś nie umiem sobie tego wyobrazić, jak się odbywało owo postrzeżenie, że ktoś przyjechał, przecież nie zapowiadał się smsem, więc to postrzeżenie, zostawiam tak ogólnie, może z resztą pójdzie mi łatwiej. Jest wczesna wiosna, może początek kwietnia, zbliżają się święta. Właśnie sypie nagły, kwietniowy śnieg, który za chwilę zniknie z pól, ale teraz dokucza. Jest późne popołudnie, do zmroku zostało niewiele. Szaro, buro. Nad wioską nisko snują się dymy z chłopskich chałup. Szlachcic wychodzi ze swojej komnaty, załóżmy, że przeglądał papiery (por. hasło - rękopisy (nie płoną!) albo czytał kalendarz, albo bezmyślnie gapił się przez okno, a może podsypiał, a może wpisywał jakieś uwagi do sylwy (por. hasło - silva rerum), a może uczył się francuskiego?, nieważne co robił, ważne, że wychodzi właśnie do sieni (por. hasło – sień). Sień idzie przez środek budynku. Kątem oka sprawdza czy żaden z przydymionych obrazów (Kochowski, por. hasło –Kochowski, Wespazjan, wyśmiewa się z tych przydymianych u piekarza „starych” portretów przodków) się nie przekrzywił; idąc w stronę ganku (czyli kierując się na południe) sprawdza czy jest porządek. Widzi w kącie, w stronę wyjścia północnego, na ogród, (por. hasło - ogrody) wiązkę słomy i jakieś zeschłe błoto, więc woła chłopaka, żeby zrobił porządek. Każe też zawiadomić Panią, (por. hasło - żona) która niedawno położyła się, skarżąc się na ból głowy i zmęczenie przygotowaniem do świąt. Za chwilę jest na ganku, przed niego przepychając się jeden przez drugiego, wybiegają psy, obskakują konia, z którego zsiada gość. To chyba Pawłowski, podsędek zawichojski, jeśli da się to w tym półmroku polskim coś w ogóle rozpoznać, jak on ma na imię? krewny daleki stryjenki z dóbr pod Samborem. Bez ekwipunku. Z wyprawy, z pospolitego ruszenia więc nie jedzie. (por. hasło – pospolite ruszenie) Uff! Powitać, witam, służba przejmuje konia, a oni tymczasem w gaworzeniu o zdrowiu, o niczym, wchodzą do sieni. (Okazuje się, że z trybunału, por. hasło – Trybunał, koronny, Wielkiego Księstwa, piela do dom.) Od przybyłego służba odbiera nawilgłą opończę, gość zdejmuje białe od śniegu nakrycie głowy. I przez drzwi (odpowiedniej szerokości, jak podpowiadają autorowie „nauk budowniczych” dostosowanych do nieba i zwyczaju polskiego, ich otwór winien być akkomodowany tak, aby dwóch naraz wchodzić mogło, ale tu jest sprawa oczywista, nikt nie będzie grzecznie przepuszczał, gość wchodzi pierwszy) wkraczają do izby jadalnej. Ciepło tu! Gospodarz też trochę zmarzł wysiadując u siebie w alkierzu. Na kominku płonie kilka drew, służba zdążyła już zapalić świecznik nad stołem. Gospodarz wie, że spodoba się on Pawłowskiemu (czy to na pewno on?): konstrukcja jego jest ciekawa: w formie koła połączone ze sobą trofea myśliwskie: poroża jeleni, kozłów, kły dzików, a na środku wyrzeźbiony z czaszki niedźwiedzia specjalny uchwyt na dodatkowe oświetlenie. Mistrzowska robota! Światło oświetla wyryty na centralnej belce stropowej napis „Boże zachoway nas” i zatartą trochę już datę 15…. Gość widzi bogate makaty na ścianach, kobierce, obrazy Najświętszej Panienki (por. hasło –obrazy cudowne), kredens ze srebrną chyba zastawą (ktoś musiał ją polerować na święta, bo błyszczy w blasku łojówek, aż oczy przymykać trzeba), widzi herb rżnięty na kaflach z pieca, ale to nie jest ważne w tej chwili; jest ciepło, tam ciągle sypie, będzie błoto, i wie, że za chwilę usiądą na ławach przy stole, wie, że podadzą nalewki, (por. hasło - Trunki (part three: wódki, nalewki) że szybko rozejdzie się ciepło po ciele, że pewnie już powiadomiono dziewkę i w kuchni (zauważył ją po lewej stronie od dworku) już (oby, bo droga w chlapie nieprzyjemna!) rozpalają piec albo wyciągają z sabaśnika ciepłą kolację (por. hasło - Jadło (szlacheckie?) (dobrze, że dziś nie piątek!). I że za chwilę przyjdzie żona gospodarza, może jego starzy rodzice, (por. hasło - Starzec (i... śmierć) dzieci i że spędzi tu długi wieczór, bo przecież nie wygoni się gościa na taką pogodę, i się pogada, popolitykuje, ponarzeka, jakże inaczej, to nie do pomyślenia aby inaczej mogło być, w Rzeczypospolitej jesteśmy w końcu, a nie w jakiejś samojedzi moskiewskiej czy tatarskiej, więc posiedzi się kilka dni, odpocznie, ogrzeje zziębnięte kości.

Krzysztof Koehler
ODPOWIEDZ

Wróć do „Gospodarka, kultura i społeczeństwo”