Mariusz Zaruski, czyli człowiek wszechstronny

Obszerny opis dziejów całości życia oraz dokonań wybitnej postaci.
Warka
Posty: 1570
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 16 paź 2010, 03:38

Mariusz Zaruski, czyli człowiek wszechstronny

Post autor: Warka »

2005-12-01 21:00 | Tomasz Leszkowicz

Wielu jest ludzi, którzy jako wybitni władcy, autorytety, politycy i przywódcy trafiają do podręczników historii. Wiele jest postaci, które trafiają na karty kronik i przekazów „ku przestrodze”. Wiele jest też takich, którzy, mimo swych niewątpliwych zasług w działalności społecznej, intelektualnej czy artystycznej, nie są powszechnie znani. Nie wahałbym się stwierdzić, że taką osobą jest gen. Mariusz Zaruski — Polak, którego legenda bardzo powoli odradza się po latach zapomnienia.

Autoportret rysowany węglem.
Młodość

31 stycznia 1867 roku w majątku Dumanów na Podolu (zabór rosyjski) urodził się drugi syn małżeństwa pana Seweryna Zaruskiego (zarządcy majątku) i Eufryzyny z domu Iwanickiej. Rodzice dali mu na imię Mariusz. Całe pogodne i radosne dzieciństwo spędził w majątku zarządzanym przez ojca. Czas spędzał na zabawach z braćmi: starszym o cztery lata Stanisławem i młodszym Bolciem. Zaczytywał się w Przypadkach Robinsona Crusoe i 20 000 mil podmorskiej żeglugi. Nauczył się jeździć konno i sprawnie pływać. Pierwsze nauki pobierał w domu.

Dziadek chłopców brał udział w powstaniu listopadowym, natomiast ojciec i stryj Józef byli powstańcami styczniowymi, członkami powstańczego Komitetu Podolskiego. Seweryn Zaruski uniknął represji carskich i zsyłki na Sybir dzięki zgodnym zeznaniom mieszkańców Dumanowa, że pan administrator nie opuścił majątku przez cały okres trwania walk. Dzięki temu rodzina Zaruskich nie została rozbita. Dziadek i ojciec chętnie snuli wieczorami opowieści o swych walkach powstańczych, zaszczepiając synom miłość do ojczyzny. Dzięki temu Mariusz oparł się rusyfikacji, powszechnej wtedy we wszystkich szkołach zaboru rosyjskiego. Edukację, w tym naukę języka rosyjskiego, zaczął w Mohylewie w prywatnej szkole prowadzonej przez panny Miłkowskie, gdzie oprócz oficjalnych przedmiotów uczył się konspiracyjnie języka polskiego i polskiej historii. Do gimnazjum rosyjskiego uczęszczał w Kamieńcu Podolskim, gdzie zamieszkał u swego stryja Józefa. Były powstaniec nadal prowadził działalność konspiracyjną, w czym pomagał mu młody Mariusz. Młodzieniec nawiązał wówczas kontakty z rosyjskimi rówieśnikami, prowadzącymi działalność antycarską.

Maturę zdał w 1885 roku i rozpoczął studia matematyczno-fizyczne na uniwersytecie w Odessie. Już podczas pierwszego roku studiów Mariusz zakochał się. Obiektem westchnień była panna Maryla, Polka z Podola, którą poznał podczas jej wizyty u ciotki w Odessie. Jako że ciotka była właścicielką mieszkania, gdzie mieszkał Zaruski, poproszono młodzieńca, aby oprowadził gości po mieście. Chwile te były dla Mariusza momentami niezapomnianymi: spacer po ogrodzie botanicznym i parku, wizyta w cukierni i na słynnych schodach potiomkinowskich tak utkwiły mu w pamięci, że z trudnością zdał egzaminy kończące rok. Podczas wakacji odwiedził Marylę w jej domu w Choszczowej na Podolu. Rodzice panny byli przychylni młodemu szlachcicowi, jednak ostatecznie znajomość ta urwała się po jakimś czasie. Doskonałą relacją z okresu studiów Mariusza są jego Wspomnienia — grube bruliony z ponumerowanymi ręcznie stronicami, zakładane przez młodzieńca na każdy rok i prowadzone z dużą starannością. Podczas trzeciego roku studiów zmarł ojciec Mariusza Seweryn i cała rodzina przeniosła się do Odessy.

To właśnie w Odessie, jednym z największych miast portowych nad Morzem Czarnym, Mariusz Zaruski poznał i pokochał morze. Często obserwował jego wzburzone fale, życie portu i marynarzy. Zafascynowany tymi obrazami, po powrocie do domu często malował to, co wtedy zobaczył. Jako że wychodziło mu to całkiem nieźle, postanowił zapisać się do odeskiej Szkoły Sztuk Pięknych. Podczas którychś z kolei wakacji zaciągnął się jako załogant na żaglowiec Mewa, który płynął z Odessy do Bombaju. Młodzieniec przygotował się starannie do rejsu. Mimo wszystko podróż nie była łatwa: z jednej strony dokuczała mu choroba morska, a z drugiej — wrogość rosyjskiej załogi. Wszystko to starał się zwalczyć siłą woli i wrodzonym uporem. Wreszcie nawet wrogo do niego nastawiony bosman docenił go, gdy podczas burzy Mariusz zaproponował bezpieczniejsze rozłożenie leżącego luzem zboża, które mogło spowodować wywrócenie statku.

Mariusz postanowił zapisać się do odeskiej szkoły morskiej, aby zdobyć uprawnienia żeglarskie. Z tamtego okresu pochodzą jego Notatki naukowe — zgromadzone w twardym brulionie rysunki wynalazków morskich i lądowych, a także przepisane z gazet informacje o nowościach technicznych. Zaruski zaczął też pisać coraz liczniejsze wiersze. Zgromadził je w trzech grubych brulionach, z których do dzisiaj zachował się jeden — Poezye II z lat 1890–91. Zapisane są one bardzo starannie, zawierają dokładny spis treści, a także spisaną korespondencję z redakcjami, do których wysyłał swoje wiersze. Młodzieniec miał wysokie mniemanie o swej twórczości, jednak wiersze często były przez prasę odrzucane. Uparty Mariusz nie zrażał się tym jednak i tworzył nadal.

W latach 1891–92 Zaruski odbył ochotniczą służbę wojskową w artylerii armii carskiej i, po zdanym egzaminie, został chorążym rezerwy. Prawdopodobnie zgłosił się do wojska na polecenie konspiracyjnej organizacji, której był aktywnym członkiem. Działalność spiskowców skierowana była na wywalczenie niepodległości Polski, a jednocześnie wymierzona przeciw cesarzowi (Polacy nawiązali kontakty z rosyjskimi rewolucjonistami). Pod przykrywką stowarzyszenia gimnastycznego konspiratorzy ćwiczyli musztrę i władanie bronią. Zaruski wykorzystywał umiejętności z wojska, a także udostępniał swój dom na spotkania spiskowców. Niestety, policja carska trafiła na trop konspiracji i prawdopodobnie w 1894 roku aresztowała całą grupę, łącznie z Mariuszem. Wiele miesięcy spędził młodzieniec w trudnych warunkach odeskiego więzienia. Aby przetrwać, Zaruski wykonywał liczne ćwiczenia gimnastyczne, a nawyk codziennej gimnastyki pozostał mu na całe życie. Wreszcie, 26 grudnia 1895 roku Mariusz Zaruski został skazany na 5 lat pobytu pod ścisłym nadzorem w Archangielsku.
Zesłanie

Długą drogę z południa na północ przebył w warunkach typowych dla zesłańców politycznych w Rosji: w trudzie, zimnie, chorobie. Nocowano w brudnych więzieniach etapowych. Tę męczeńską podróż przebył Mariusz bez większych komplikacji, a to dzięki swej dużej sprawności fizycznej. Wreszcie w lutym 1896 roku przybył do Archangielska, położonego nad Morzem Białym. Tutaj miał status zesłańca na wolnej stopie, co zobowiązywało go do regularnego stawiania się na komisariacie miejscowej policji. W tym portowym mieście istniała duża społeczność Polaków, w całości prawie zesłańców. Tutaj Zaruski poznał m.in. Tadeusza Gałeckiego, młodego literata, który po powrocie z zesłania zasłynął swą twórczością pod pseudonimem Andrzej Strug. Zaruskiemu udało się znaleźć pracę w porcie archangielskim, ludnym i podobnym do odeskiego. Tutaj też, dzięki pomocy polskich przyjaciół, wydał tomik swoich tłumaczeń wierszy Siemiona Nadsona, młodego poety rosyjskiego, który swoją buntowniczością i uczuciowością fascynował Mariusza. Tomik nosił tytuł Z Nadsona — wybór poezyj i jest uznawany za doskonałe dzieło translatorskie.

Zaruski jednak nie mógł usiedzieć w miejscu. Chciał wrócić na morze, jednak nie jako uciekinier. W kwietniu 1898 roku zgłosił się do gubernatora Archangielska z prośbą o zezwolenie na zaciągnięcie się na żaglowiec. Kiedy gubernator zasugerował, że w ten sposób zesłaniec ma szansę na ucieczkę, Mariusz miał powiedzieć Wrócę! Słowo honoru Polaka. Gubernator wiedział, czym jest dla Polaków honor, wiedział też, że Zaruski ma już pewne doświadczenie marynarskie. Dlatego przystał na propozycję Mariusza. Młody Podolanin zaciągnął się na szkuner-bryg Dzierżawa1, który pływał po morzach północnych z ładunkiem futer i drewna. Żegluga w takich warunkach była dla każdego marynarza twardą szkołą. Niech świadczy o tym opowiadanie pióra Zaruskiego pt. Historia jednej nocy2. Podczas straszliwej burzy na Morzu Arktycznym dowódca Dzierżawy, kapitan Bujow, zrezygnowany upił się i, położywszy się na koi, czekał śmierci. W tej trudnej chwili statek bez kapitana stanął w obliczu śmiertelnego zagrożenia — niesiony wiatrem o mało co nie wpadł na skalisty brzeg. Załoga, prowadzona przez doświadczonych żeglarzy (w tym Zaruskiego), sama postanowiła wydostać się z niebezpieczeństwa. W momencie, kiedy okręt zmieniał feralny kurs, nagła fala zmyła pokład, a Mariusza uratował tylko fakt, że kurczowo trzymał się sznurowej drabinki. Kiedy udało się wreszcie zawrócić, Zaruski stanął przy kole sterowym, w kluczowych momentach rąbał burty statku i sam wchodził na maszt, by poprawić żagle. Wreszcie, niemal cudem udało się wyprowadzić Dzierżawę z tarapatów. Zdumiony Bujow po wyjściu na pokład wierzył, że płynie już swym żaglowcem na tamten świat. Podczas tego sztormu Zaruski przekonał się, jak potężne jest morze.

Po tym wydarzeniu imię polskiego zesłańca-marynarza stało się sławne. Właściciel Dzierżawy, kupiec o nazwisku Smietanin, wezwał go na rozmowę i zaproponował opłacenie nauk Mariusza w szkole morskiej. W ciągu sześciu miesięcy Zaruski przeszedł kurs, zdał celująco egzaminy, otrzymał tytuł szturmana żeglugi kabotażowej i wiosną 1899 roku został kapitanem innego statku Smietanina — Nadziei. Na tym statku nauczył się nie tylko skutecznego prowadzenia okrętu w trudnych warunkach, ale także odpowiedzialności za swoją załogę i statek. Przykładem talentu młodego kapitana niech będą jego własne zapiski z Pamiętnika żeglugi, w których wspomina, iż podczas rejsu w lipcu 1899 roku Nadzieja jako jedyna przeszła bez poważnego uszczerbku w trudnych warunkach na trasie Archangielsk-Hammerfest (Norwegia), kiedy w tym samym czasie trzy statki rozbiły się, a wiele innych (w tym parowców) miało poważne uszkodzenia. Zaruski podczas swych licznych rejsów powrócił do tworzenia własnej poezji — przykładem tego są jego Sonety morskie, wydane kilka lat po powrocie z zesłania. Wyraża w nich zarówno piękno arktycznej żeglugi, trud marynarskiego życia, jak i tęsknotę za daleką Ojczyzną. Równocześnie z okresu archangielskiego pochodzi wiele opowiadań Zaruskiego, zebranych potem w tomie Na morzach dalekich. Można więc uznać, że twórczość Zaruskiego pisana na zesłaniu jest jednym z pierwszych przykładów literatury marynistycznej w Polsce, chociaż jeszcze bardzo niepopularnym.

Okres archangielski miał duży wpływ na życie Zaruskiego — zdobył w końcu uprawnienia kapitańskie, nabył nowych umiejętności, wreszcie zżył się z morzem. Jednak w roku 1900 zakończył się okres zesłania. Mariusz Zaruski wrócił do Odessy. Drzwi do mieszkania matki otworzyła mu Izabela Kietlińska, córka właścicielki obszernego mieszkania. Matka Mariusza wiele opowiadała swoim współlokatorkom o synu-zesłańcu. Mówiła o nim tak dobrze, że panna Iza zakochała się w nim „na kredyt”. Energiczna, dwudziestoletnia panna szybko, bo już w 1901 roku zaprowadziła młodego marynarza przed ołtarz. Nowożeńcy postanowili przenieść się na ziemie polskie, w czym towarzyszyła im matka Izabeli i bracia Mariusza.

Pani Kietlińska oraz Stanisław i Bolesław Zaruscy wybrali Warszawę. Państwo młodzi zamieszkali w Krakowie, nakłonieni przez przyjaciela Mariusza z Archangielska, Tadeusza Gałeckiego (Andrzeja Struga). Tu Mariusz początkowo chłonął urodę tego „jawnie polskiego” miasta, zaangażował się też w pracę Uniwersytetów Ludowych, gdzie poznał między innymi Ignacego Daszyńskiego, znanego polityka galicyjskiego, socjalistę i posła na Sejm austriacki. Pani Izabela zaczęła studia na Uniwersytecie Jagiellońskim jako wolna słuchaczka na wydziale prawa, a Mariusz kontynuował studia malarskie na Akademii Sztuk Pięknych. Studiował m.in. pod okiem Cynka, Mehoffera i Wyczółkowskiego, osiągając bardzo dobre wyniki. Po ukończeniu ASP jako zawód zaczął podawać „artysta malarz”. Próbował też wybić się jako poeta — przywiózł ze sobą z Archangielska cały nakład Z Nadsona — wybór poezyj, a w grudniu 1901 roku wydał tomik własnych wierszy Sonety morskie. Niestety, nie dość, że wydał wszystko własnym sumptem, a wydawnictwo zażądało wysokiej marży dla siebie, nie dość, że nawet gdyby sprzedano wszystkie egzemplarze, to Zaruski byłby znacznie stratny, to jego poezja nie zdobyła popularności w Krakowie. Przekonany o własnym talencie Mariusz nie mógł nadziwić się, że jego wiersze, chwalone przecież w Archangielsku, nie są tu doceniane. Niestety, Młoda Polska inne dyktowała mody i tematy.

Zawiedziony Zaruski ponownie wykazał się swoim uporem — postanowił zabłysnąć w dziedzinie, na której znał się dobrze i w której nie miał w Polsce konkurencji — było to żeglarstwo. Zasiadł więc do pisania podręcznika, któremu dał nazwę Współczesna żegluga morska. Podpisał się tam swoim oficjalnym tytułem „szturmana marynarki handlowej”. Praca ta bogata w treść i ilustracje (malowane ręką samego Zaruskiego), miała duży wpływ na rozwój polskiego żeglarstwa. Mariusz, mimo wielu głosów sprzeciwu, postanowił, że nie będzie spolszczał na siłę międzynarodowej terminologii żeglarskiej, pozostawiając w podręczniku tradycyjne słowa pochodzenia zachodnioeuropejskiego, takie jak „rumpel”, „takielunek” czy „grotmaszt”3. Pierwszy odcinek Współczesnej żeglugi morskiej ukazał się 31 marca 1903 roku w warszawskim tygodniku ilustrowanym „Naokoło świata” wydawanym przez Aleksandra Orłowskiego. W drugiej połowie tego roku wydano pierwszą część podręcznika Zaruskiego. Publikacja ta wyrobiła Mariuszowi opinię znawcy żeglarstwa, co zaowocowało współpracą z zespołem Wielkiej powszechnej encyklopedii ilustrowanej, w której opracował dużą liczbę haseł morskich.

Mimo wszystko Kraków przytłaczał i nudził Mariusza. Kłopoty zdrowotne Izabeli sprawiły, że Zaruscy przenieśli się do modnego wówczas kurortu górskiego — Zakopanego.
Tatry

Zaruscy, gdy mieszkali w Krakowie, na pewno wyjeżdżali w pobliskie Tatry, o czym świadczyć może chociażby członkostwo Mariusza w Towarzystwie Tatrzańskim. W roku 1903 pani Izabela przeniosła się wraz z matką do Zakopanego i zamieszkała w willi Zagórze na Kasprusiach. Po ukończeniu studiów na ASP Mariusz dołączył do swej żony. Wkrótce Zaruscy przenieśli się do domu na Ogrodowej 54, a założony tam pensjonat nazwali Krywań (nazwa pochodzi od świętej góry Słowaków — Krywania).

Zakopane przeżywało wtedy okres gwałtownego rozkwitu. Co prawda od kilkunastu lat nie żyli już wielcy zasłużeni dla miasta — doktor Tytus Chałubiński i pierwszy proboszcz Zakopanego ks. Józef Stolarczyk — jednak miasto stawało się coraz bardziej popularne. Pojawiali się tam literaci (m.in. Sienkiewicz, Reymont, Żeromski, Asnyk, Tetmajer), muzycy (m.in. Paderewski, Lutosławski, Szymanowski), malarze (m.in. Matejko) czy aktorzy (np. boska Helena Modrzejewska, znana w całym świecie aktorka). Wielkimi działaczami społecznymi byli wtedy hrabia Władysław Zamoyski, właściciel dóbr zakopiańskich, oraz architekt Stanisław Witkiewicz, twórca stylu zakopiańskiego (a także ojciec Witkacego). Miasto jednak radziło sobie słabo z taką popularnością — ulice były brudne i ciemne; połączenia ze światem niewystarczające; brakowało kanalizacji.

Pierwsze lata swego pobytu w Zakopanem Mariusz spędził na poznawaniu jego obywateli, zarówno tych ważnych, jak i zwykłych. Chodził w góry, pomagał też swej małżonce w prowadzeniu Krywania. Pani Izabela miała przed sobą bardzo trudne wyzwanie — w Zakopanem co drugi dom był pensjonatem, a błotnista i ciemna ulica Ogrodowa nie była dobrą reklamą. Dzięki starym znajomościom udawało się jednak jakoś wiązać koniec z końcem. Oprócz zwykłych gości Krywań odwiedzali między innymi tacy ludzie jak Ignacy Daszyński (znajomy Zaruskiego z Krakowa), Józef i Bronisław Piłsudscy czy działacz Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy Julian Marchlewski, który wizjom niepodległości Polski przeciwstawiał własne idee marksistowskie i internacjonalistyczne. Różnice światopoglądowe nie przeszkadzały tym lewicowym działaczom we wspólnych wycieczkach w góry wraz z Zaruskim. Pani Iza lubiła też organizować u siebie seanse spirytystyczne, czym zdobyła sobie pewną sławę w mieście. Mariusz zaczął działać społecznie, m.in. w zakopiańskim towarzystwie „Sokół”, gdzie wykorzystywał swe doświadczenia z odeskiej konspiracji i służby w carskiej armii. Chętnie pomagał też w pracach Uniwersytetu Ludowego, na którym — oprócz m.in. Daszyńskiego i Wojciecha Korfantego — prowadził wykłady o żeglarstwie, opowiadając biednym góralom o swych morskich przygodach.

Taternikiem był Zaruski zawołanym — przeszło 20 szczytów zdobył w zimie jako pierwszy. Pierwszy przeszedł kilkanaście przełęczy, grani i tras turystycznych. Często jako pierwszy wchodził na szczyty na nartach5. Wykazywał się też dużą pomysłowością — skonstruował hamulec do nart, a także wymyślił kijki norweskie z odpinanymi talerzykami, które po połączeniu dawały jeden, długi kij alpejski. Zaruski był też inicjatorem utworzenia organizacji zrzeszającej zakopiańskich narciarzy. Związek ten powstał 28 lutego 1907 roku jako Zakopiański Oddział Narciarzy Towarzystwa Tatrzańskiego. Na sekretarza oddziału wybrano Zaruskiego. W grudniu tego samego roku ZON zorganizował pierwszy kurs narciarski, prowadzony przez sekretarza oddziału. Niedługo potem ukazała się książka autorstwa Zaruskiego pt. Podręcznik narciarstwa według alpejskiej szkoły jazdy. Zaruski zaczął też pisać do lokalnej gazety pt. „Zakopane”, prowadząc tam rubrykę Z Tatr, gdzie informował o wydarzeniach w dziedzinie sportu i turystyki górskiej. 13 marca 1910 roku udało się zorganizować w Zakopanem pierwsze zawody narciarskie w stylu alpejskim. Niechętny wyczynom w narciarstwie Zaruski zgodził się wziąć udział w zawodach, wystartował w tatrzańskim biegu starszych i zajął trzecie miejsce. W tym samym biegu wziął udział Ignacy Daszyński, zjeżdżając na nartach ubrany w sakpalto i melonik, czym wzbudził ogólną wesołość. Zaruski był też speleologiem — amatorem. Podczas swoich wypraw odkrył kilka jaskiń tatrzańskich, miał też pomysł, aby jedną z nich — Świnicką Kolebę — zagospodarować i udostępnić turystom.

Nasilenie ruchu turystycznego w Tatrach spowodowało, że zwiększyło się zagrożenie życia i zdrowia turystów. Organizowane doraźnie półśrodki nie wystarczały. Zaruski zawsze chętnie brał udział w wyprawach ratunkowych, jednak miały one utrudnione zadanie przez swoją jednorazowość i brak organizacji. W związku z tym wpadł na pomysł stworzenia pogotowia ratunkowego. Z uporem działał w tej sprawie wśród mieszkańców Zakopanego, a także na łamach prowadzonej przez siebie wspomnianej rubryki w lokalnej gazecie. Pogotowie ratunkowe być musi — i będzie! — mawiał. Wspomagał go przy tym przyjaciel, a zarazem znany wówczas kompozytor, Mieczysław Karłowicz. Czekając na decyzję Towarzystwa Tatrzańskiego, Zaruski stworzył prowizoryczny oddział ratowniczy, który 10 września 1907 roku wyruszył pod jego dowództwem w góry i sprowadził zabłąkanego turystę Zygmunta Dagleza. Utworzenie straży ratunkowej z prawdziwego zdarzenia przypieczętowała dopiero tragedia — śmierć gorącego orędownika jej powstania, Mieczysława Karłowicza. Zdarzyło się to 9 lutego 1909 roku. Na miejscu, gdzie znaleziono jego ciało, Zaruski zainicjował postawienie pomnika upamiętniającego to wydarzenie.

Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe powstało 29 października 1909 roku w Zakopanem. Półtora miesiąca później wybrano jego władze: prezesem zarządu został dr Kazimierz Dłuski, założyciel sanatorium przeciwgruźliczego w Zakopanem, szwagier Marii Skłodowskiej-Curie. Naczelnikiem Straży Ratunkowej mianowano Mariusza Zaruskiego, a jego zastępcą — Klemensa „Klimka” Bachledę, przewodnika tatrzańskiego. Godłem TOPR-u został niebieski krzyż na białym polu. Zaruski opracował rotę ślubowania ratownika TOPR-u i założył Księgę ślubowań, gdzie złożył podpis jako pierwszy. Odtąd każdy nowy ratownik składał na ręce Naczelnika ślubowanie i wpisywał się do tej księgi. Celem statutowym TOPR-u było niesienie pomocy zaginionym w górach. Zaruski opracował regulamin służbowy, a także system porozumiewania się w górach (tzw. tatrzański telegraf wzrokowy). Ratownicy nie otrzymywali pieniędzy za swe wyprawy, jednak zwracano im koszty służby i rekompensowano stracony czas. Niestety, już we wczesnym okresie istnienia Pogotowia śmierć zabrała wybitnego ratownika i zastępcę naczelnika — Klimka Bachledę. Było to 6 sierpnia 1910 roku, podczas akcji ratunkowej na Małych Jaworach. Mimo że to Klimek samodzielnie odłączył się od grupy, o jego śmierć obwiniono Zaruskiego. W Zakopanem mówiono o konflikcie w TOPR-ze. Jednak powołana specjalnie na tę okoliczność komisja uniewinniła naczelnika. Zaruski był nie tylko organizatorem i dowódcą Pogotowia, ale również jego wytrwałym kronikarzem. Założył Księgę wypraw, a relacje z akcji ratunkowych umieszczał często w Pamiętniku Towarzystwa Tatrzańskiego. W roku 1913 brał wraz z Leonem Lorią udział w II Kongresie Ratownictwa w Wiedniu.

Zaruski działał nie tylko jako propagator turystyki i sportu w Tatrach — wiele siły włożył też w pracę na rzecz Zakopanego. Można o tym mówić naprawdę wiele, jednak pozwolę sobie wymienić co ważniejsze inicjatywy: brał udział w organizowaniu obchodów czterdziestolecia Towarzystwa Tatrzańskiego, we własnym domu założył jego biuro w Zakopanem, nadzorował prace nad schroniskami na Hali Gąsienicowej i nad Morskim Okiem, wspierał inicjatywy mające na celu ochronę przyrody w Tatrach, zainicjował montaż zimowych termometrów na tatrzańskich szczytach, zorganizował straż pożarną w Zakopanem, zajął się nawet takim drobiazgiem jak przebieralnie dla turystów na dworcu kolejowym w Zakopanem. Należał do większości istniejących w mieście instytucji: Sekcji Przyjaciół Zakopanego, Sekcji Ludoznawczej, Sekcji Przyrodniczej TT, Towarzystwa Przyjaciół Muzeum Tatrzańskiego, Sekcji Ochrony Tatr i Komisji Klimatycznej. Był przez pewien okres redaktorem naczelnym gazety „Zakopane”, a także założył Koło Dziennikarzy, które miało czuwać nad etyką dziennikarską w Zakopanem. Jednym słowem, Zaruski był superspołecznikiem. Nie na darmo nazywano go „organizacyjnym królem Tatr”. Dlaczego to wszystko robił? Nie lubił próżni. Gdy tylko widział, że coś jest do zrobienia, brał się za to i zachęcał ludzi do współpracy.

Jak ocenili go zakopiańczycy? Nie miał zbyt wielu wrogów, natomiast bardzo wielu przyjaciół. Zaruscy byli ludźmi przyjacielskimi, aktywnymi społecznie i potrafiącymi zjednać sobie ludzi. Niech świadczy o tym fakt, że w 1913 na ścianie sali w eleganckim hotelu Morskie Oko pojawiło się malowidło pędzla Stanisława Hirschla, które w dosyć żartobliwy, ale szczery sposób przedstawiało pozycję Zaruskich w społeczności zakopiańskiej: Mariusz ubrany w gronostajowy płaszcz króla Tatr i Zakopanego prowadził turystów na szlak, a nad głowami wędrowników latała na miotle dobrotliwa czarownica, Pani Iza. Już wcześniej Hirschl obwołał Zaruskiego Królem Tatr, obsadzając go w roli Króla Heroda w noworocznej szopce zakopiańskiej drukowanej w gazecie „Zakopane”. Również Andrzej Strug w swym Zakopanoptikonie, satyrycznym i niemal groteskowym opisie społeczności zakopiańskiej, umieścił Zaruskiego jako czołowego taternika o nazwisku Gdysz: […] nieznacznie wysokiej i tęgiej postawy taternik obwieszony linami i ubrany od stóp do głów w nieprzemakalny garnitur z wielorybiego pęcherza. Był to nieustraszony taternik, odkrywca kilkunastu nowych dróg, który wszedł, podtrzymując się tylko lewą ręką, na Babiego Konia, w prawej na łyżce trzymając jajko. Doniósłszy je nienaruszone, na samym szczycie zjadł je wobec zgromadzonych świadków. Czyż nie jest to wierny, a zarazem sympatyczny obraz Zaruskiego? Troszkę inaczej wypowiedział się o naczelniku TOPR-u Jerzy Żuławski, pozostający z nim w konflikcie. W swym Laus femine ukazał Zaruskiego pod postacią Jutrasinkiewicza, lekko zarozumiałego krzewiciela turystyki górskiej i piewcę zalet wycieczek tatrzańskich, będącego zarazem człowiekiem chętnym do współpracy i uczestnictwa w organizowaniu każdej inicjatywy. Czyż i to nie jest pewna prawda o Zaruskim?

Mariusz Zaruski zrobił wiele dla Zakopanego. Jednak tak jak szybko zaczął z nim przygodę, tak i nagle ją zakończył. Przed sobą miał nowe wyzwania.

Mariusz Zaruski na szlaku.
W wojsku

Dzięki znajomości z Józefem Piłsudskim Zaruski zaangażował się w działalność Związku Walki Czynnej, który w 1912 roku został zalegalizowany przez władze Austrii jako Związek Strzelecki „Strzelec”. Zaruski pełnił tam funkcję instruktora drużyn kawaleryjskich. Tuż po wybuchu pierwszej wojny światowej, 5 sierpnia 1914 roku, wyruszył na czele zakopiańskiej kompanii piechoty w kierunku Kielc, gdzie miał spotkać się z innymi oddziałami strzeleckimi Piłsudskiego. Niestety, wkroczenie piłsudczyków do Kielc nie wywołało ogólnonarodowego powstania Polaków. Zaruski znudzony służbą w piechocie wstąpił do 1. pułku ułanów (dowódcą był ppłk Władysław Belina-Prażmowski), gdzie ze stopnia szeregowego dorobił się najpierw stopnia wachmistrza, a potem stopnia oficerskiego. 22 grudnia 1914 Władysław Sikorski, przewodniczący Departamentu Wojskowego w Naczelnym Komitecie Narodowym mianował go oficerem II rangi i komendantem Szkoły Narciarskiej Polskich Legionów. Wśród kadry oficerskiej i instruktorskiej miał wielu znajomych, m.in. Leona Lorię, kolegę z TOPR-u. Jednak kiedy Loria i ppor. Włodzimierz Hellman zostali pominięci przez Zaruskiego we wnioskach o awans, stosunki wewnątrz kompanii znacznie się pogorszyły. Dochodziło do tego, że Loria nie składał raportu swemu dowódcy, gdy ten przechodził obok. Lekarz kompanijny Ciborowski nie odwiedzał Zaruskiego w chorobie i prowadził dywersyjną politykę kwalifikowania żołnierzy jako chorych i niezdolnych do służby. Zaruski w ostry sposób zwrócił im uwagę o podważaniu przez nich dyscypliny, jednak niesubordynacja powtarzała się. Wreszcie wysłał ich do wyższego dowództwa w Kołomyi, gdzie mieli stanąć przed sądem. W jakiś sposób jednak ominęła ich kara. 25 marca 1915 roku Zaruski sporządził w tej sprawie dłuższy raport do dowództwa i złożył wniosek o powrót do 1. pułku ułanów.

11 maja objął tam dowództwo szwadronu. Brał udział we wszystkich walkach swego oddziału z Rosjanami, podobno aż w kilkudziesięciu bitwach. Niektóre z nich opisał w wierszu Do mojego konia. 21 lipca 1917 roku objął dowództwo swego pułku po zdymisjonowanym Belinie-Prażmowskim. Nie cieszył się tym stanowiskiem długo, gdyż na ten czas przypadł tzw. kryzys przysięgowy, kiedy to Piłsudski zaapelował do swych żołnierzy, żeby nie składali przysięgi na wierność dowództwu państw centralnych. 1 października 1917 roku Zaruskiego aresztowano wraz z innymi oficerami legionów i osadzono w więzieniu w Przemyślu. Przesiedział tam dwa miesiące. W grudniu tego samego roku został zwolniony z wojska i powrócił do Zakopanego. Piłsudski mianował go komendantem konspiracyjnej Polskiej Organizacji Wojskowej w obwodzie nowotarskim. Zaruski powrócił do działalności w Towarzystwie Tatrzańskim, zorganizował też konspiracyjną kompanię wojskową. 13 października 1918 Zaruski wziął udział w wiecu założycielskim Zakopiańskiej Organizacji Narodowej na czele ze Stefanem Żeromskim. 1 listopada organizacja ta proklamowała powstanie Rzeczpospolitej Zakopiańskiej na czele z Żeromskim. Rozbrojono przebywających w mieście żołnierzy i oficerów obcych wojsk. Przez dwa tygodnie istniało na Podhalu to samozwańcze państewko, po czym zostało podporządkowane poprzez działania Polskiej Komisji Likwidacyjnej odrodzonej Rzeczpospolitej Polskiej.

Zaruski na czele swej góralskiej kompanii wyzwolił polskie wsie na Spiszu i Orawie, za co gen. Edward Rydz-Śmigły awansował go 15 grudnia 1918 roku na majora. Jako że był doświadczonym kawalerzystą, skierowano go do Komisji Regulaminów Jazdy. Opracował on tam dwa bardzo ważne regulaminy służbowe: Nauka jazdy konnej i Rząd koński. Druga z tych prac oparta była na polskich pracach z XVII, XVIII i XIX wieku. Oba regulaminy zostały zatwierdzone przez Sztab Generalny i były doskonałą podstawą wiedzy kawaleryjskiej. 19 lutego 1919 roku wódz naczelny marszałek Piłsudski mianował Zaruskiego dowódcą 11. pułku ułanów. Mariusz sformował go w Pińczowie z resztek innych luźnych oddziałów. Już 4 kwietnia dowódca Brygady Kawalerii, w skład której wchodził 11. pułk, płk Władysław Belina-Prażmowski, dokonał przeglądu oddziału Zaruskiego. Niedługo potem pułk skierowano pod Wilno. Dnia 19 kwietnia oddział Zaruskiego zdobył śmiałym atakiem wileński dworzec kolejowy, po czym dotarł w głąb miasta. Za ten wyczyn podano Zaruskiego do odznaczenia Orderem Virtuti Militari V klasy, a 11. pułk jako pierwsza jednostka polska, która wkroczyła do miasta, otrzymał od mieszkańców Wilna sztandar z napisem Obrońcom swoim — wdzięczne Wilno. Do dnia 14 sierpnia 1919 roku pułk Zaruskiego walczył w rejonie Wilna, po czym został przerzucony wraz z całą Brygadą Kawalerii na Białoruś. Mariusz Zaruski 1 czerwca został mianowany na pułkownika, a 11. pułkiem ułanów dowodził do dnia 31 lipca 1920 roku, kiedy to został czasowo skierowany do Oficerskiej Stacji Zbornej w Warszawie. Przez cały okres walk na Białorusi i Litwie pokazał się jako dobry dowódca, a jego żołnierze brali udział w najsroższych walkach. 6 listopada został mianowany na okręgowego inspektora jazdy w okręgu wojskowym Warszawa, a w lutym 1921 roku powrócił na stanowisko dowódcy 11. pułku ułanów, które zajmował do 1 września tego roku. Potem przeszedł do dyspozycji Ministerstwa Spraw Wojskowych, z przeznaczeniem przejścia do rezerwy lub na emeryturę. Jednak dzięki swej legionowej przeszłości jesienią 1922 roku został mianowany dowódcą 23. Pułku Ułanów Grodzieńskich, wchodzącego w skład Brygady Wileńskiej. Dowództwo pełnił do 8 lutego 1923 roku, kiedy to został adiutantem prezydenta RP. Podczas pożegnania poprosił swego następcę, aby zwolnił z aresztu polowego wszystkich przebywających tam żołnierzy.

Do obowiązków Zaruskiego jako adiutanta prezydenta Stanisława Wojciechowskiego należało m.in. informowanie prezydenta o nastrojach panujących w wojsku, o pracach, jakie podejmuje Ministerstwo Spraw Wojskowych, referowanie wniosków o ułaskawienie w sprawach karnych sądów wojskowych, wreszcie dowództwo szwadronem i kompanią przyboczną. Zamieszkał wraz z Izabelą w Warszawie przy ulicy Ossolińskich. 15 sierpnia 1923 roku otrzymał awans na generała brygady. Podczas tego okresu swego życia Zaruski zajął się spisaniem swoich prac podróżniczych. Zwracał też uwagę prezydenta na sprawę gór i morza. W maju 1925 roku otrzymał Złoty Krzyż Zasług za działalność zakopiańską. Niechętnie odnosili się do Zaruskiego ludzie z otoczenia prezydenta, tacy jak szef kancelarii Wojciechowskiego Konstanty Lentz czy gen. Gustaw Orlik-Dreszer, traktujący Zaruskiego jako człowieka Piłsudskiego. Dopóki stosunki na linii Wojciechowski-Piłsudski były przyjazne, Zaruski nie miał problemów z tym, komu ma pozostać wierny. Jednak kiedy konflikt nasilił się, prostolinijny generał złożył wniosek o skierowanie go w stan spoczynku. Stało się to 30 kwietnia 1926 roku, tuż przed zamachem majowym Piłsudskiego.

Przez cały okres służby wojskowej Zaruski zdobył następujące odznaczenia: order Virtuti Militari V klasy, pięciokrotnie Krzyż Walecznych, Krzyż Niepodległości, Polonia Restituta IV i III klasy, Medal za Wojnę, jak również wiele odznaczeń zagranicznych.

Gen. Zaruski w mundurze.
Na morzu

W wyniku pierwszej wojny światowej Polska otrzymała wąski pas wybrzeża nad Morzem Bałtyckim w okolicy Pucka, Wejherowa i półwyspu Hel. Niestety, fakt istnienia Wolnego Miasta Gdańska utrudniał dostęp Polski do żeglugi morskiej. Z tego powodu z inicjatywy ministra Eugeniusza Kwiatkowskiego rozpoczęto w 1921 roku budowę portu w Gdyni, zakończoną dwa lata później. Popularyzowaniem żeglarstwa miała zajmować się Liga Morska i Rzeczna (przemianowana w roku 1930 na Ligę Morską i Kolonialną). Niestety, społeczeństwo polskie miało niewiele tradycji związanych i łączących je z morzem, a u władzy byli ludzie przeważnie wywodzący się ze śródlądowej Galicji.

Już podczas swej służby jako adiutant prezydenta RP gen. Mariusz Zaruski włączył się czynnie w rozwój polskiego żeglarstwa. W roku 1924 był jednym z założycieli Yacht-Klubu Polska i jego pierwszym komandorem. Po przejściu w stan spoczynku w roku 1926 został zaproponowany przez członka Ligi Morskiej i Rzecznej Juliana Rummla na członka Rady Nadzorczej nowo powstałego państwowego przedsiębiorstwa Żegluga Polska, którego Rummel był dyrektorem. Niestety, spotkanie się dwóch mocnych charakterów i dwóch przeciwnych poglądów na sprawę doprowadziło do tego, że między Rummlem a Zaruskim wybuchł poważny konflikt. Prawdopodobnie Rummel doprowadził do tego, że z części starostw puckiego i wejherowskiego utworzono starostwo morskie, którego starostą mianowano 30 października 1926 roku Zaruskiego. Generał sądził, iż ma zająć się zarządzaniem wód przybrzeżnych, dlatego skupił się w całości na tym, zapominając, że władze chciały widzieć go w roli tradycyjnego urzędnika. Do tego jednak się Zaruski nie nadawał. Jedynym jego osiągnięciem jako starosty było powołanie Komisji Terminologicznej, która miała zająć się opracowaniem polsko-angielsko-francusko-rosyjskiego słownika morskiego. Na początku 1927 roku odwołano Zaruskiego z funkcji starosty.

Los jednak uśmiechnął się do emerytowanego generała kawalerii — 16 lutego 1927 roku sejm powołał (a właściwie reaktywował) Komitet Floty Narodowej, którego sekretarzem generalnym został Zaruski. Komitet miał zająć się organizowaniem i koordynowaniem wszelkich akcji mających na celu budowę polskiej floty. Będąc w swoim organizacyjnym żywiole, Zaruski rozpoczął akcję, równą swoim rozmachem kampanii prezydenckiej w USA6.

Działalność rozpoczął od serii spotkań z dygnitarzami państwowymi, m.in. ze swym przyjacielem marszałkiem sejmu Ignacym Daszyńskim oraz z ministrem spraw wewnętrznych gen. Felicjanem Sławoj-Składkowskim. 17 października 1928 roku zorganizował w Warszawie konferencję prasową, na której nakreślił plany swej działalności. A potem… Potem ruszył w Polskę — organizował wykłady, spotkania, prelekcje z użyciem przeźroczy. Docierał do szkół i malutkich, prowincjonalnych miasteczek. Wykorzystywał wszystkie znane sobie media: prasę, radio, film, ulotki, afisze, odezwy. Organizował widowiskowe wystawy. Rozdawał flagi, proporczyki, tabliczki z logiem KFN czy nawet koperty zaadresowane do biura Komitetu w Warszawie. Ułożył specjalną wielką inwokację morską zatytułowaną Słuchaj Polsko!, która urzekała słuchaczy pięknem, jednocześnie każdym słowem wołała Polska na morze! Budujmy okręty!. Rozpropagował hasło Potężna marynarka to gwarancja potęgi Polski. Zaruski wzywał, by każdy obywatel wpłacił na rzecz Komitetu Floty Narodowej jedną złotówkę. Wpłata ta była jednoznaczna ze wstąpieniem do Komitetu i upoważniała do posiadania legitymacji członkowskiej. KFN miał nawet swój organ prasowy o nazwie „Flota Narodowa”. Jednak po pewnym czasie jej redaktor naczelny Radosław Krajewski pokłócił się z Generałem i uniezależnił się od KFN. Propagowaniu KFN pomógł także jubileusz trzydziestolecia pracy społecznej i literackiej Mariusza Zaruskiego obchodzony w roku 1930.

Monumentalna akcja zaczęła przynosić rezultaty. 13 lipca 1930 roku w Gdyni poświęcono Dar Pomorza, fregatę kupioną rok wcześniej ze składek pomorskich oddziałów KFN w stoczni w Hamburgu. Okręt przekazany został jako statek szkolny dla Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni. Zaruski snuł wizje nowych statków — Daru Warszawy, Daru Kolejarzy, Daru Szkół Polskich. W roku 1932 za pieniądze zebrane przez prawników zakupiono w Niemczech dwa duże jachty: Temida I i Temida II. Powstała też nowa gazeta Komitetu Floty Narodowej — „Polska Flota Narodowa”. Redaktorem naczelnym został Zaruski, który oprócz pisania poważnych artykułów, prowadził też kącik satyryczny Bonzio ma głos. Bonzio, jak przystało na wiernego kapitańskiego psa, wypowiadał się na temat budowy polskiej floty narodowej dokładnie tak samo jak jego pan, jedynie z trochę większym przymrużeniem oka.

Niestety, Bonzio nie tylko zachęcał. Potrafił też poważnie ukąsić. Oberwało się zwłaszcza Julianowi Rummlowi z Żeglugi Polskiej. Również duża popularność Zaruskiego była niektórym działaczom nie w smak. Jeżeli dodać do tego nasilający się kryzys gospodarczy, który opanował wówczas cały świat, idea budowy silnej floty straciła swoje poparcie. 10 marca 1932 roku uchwała sejmu rozwiązała Komitet Floty Narodowej, a jego zadania przekazano Lidze Morskiej i Kolonialnej. Ostatnie wpłaty przeznaczone zostały na zakup statku pasażersko-towarowego Łódź. Zawiedziony i sfrustrowany Zaruski wycofał się w zacisze domowe, do tzw. jaskini piratów — swego pokoju na poddaszu. Wstęp tam mieli tylko wybrańcy. Generał wiele pisał — poradniki żeglarskie, opowiadania marynistyczne, książki o Zakopanem. Wysyłał też swoje felietony do gazet krajowych. Był jak lew liżący rany i przygotowujący się do nowego skoku.

Już w roku 1925 Zaruski poprowadził rejs członków Yacht-Klubu Polska na nowo zakupionym pełnomorskim slupie Witeź. Kilkakrotnie pływał jeszcze generał na Witeziu, opisując owe podróże w swych książkach. W roku 1928 brał też udział w inauguracyjnym rejsie statku szkoleniowego Państwowej Szkoły Morskiej o nazwie Iskra. Od roku 1929 był kierownikiem wyszkolenia żeglarskiego w Państwowym Urzędzie Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego. W tym samym roku został kierownikiem i głównym instruktorem w ośrodku szkolenia żeglarskiego PUWFiPW znajdującym się w Jastarni. Pełnił tę funkcję przez trzy sezony letnie. Podczas sześciu kursów przez „szkołę Zaruskiego” przeszła duża liczba młodych żeglarzy, studentów i harcerzy. Zarówno chłopców, jak i dziewczyn (zwłaszcza te Zaruski chwalił, podkreślając, że pilnością i zapałem prowadziły na kursie). Mimo braków kadrowych i sprzętowych kursanci zdobyli dużą wiedzę żeglarską. Generał propagował ideę wypływania na pełne morze zamiast ograniczania się do żeglowania na wodach przybrzeżnych. W roku 1931 Zaruskiego wybrano na komandora Wojskowego Klubu Sportów Wodnych, który przekształcił szybko w Oficerski Yacht-Klub. Dzięki rosnącej popularności został też w tym samym roku wybrany na prezesa Polskiego Związku Żeglarskiego.

Po pierwszej wojnie światowej nastąpił okres rozwoju harcerstwa wodnego. Pierwsze drużyny działały jeszcze w czasie wojny we Władywostoku na Syberii. Po odzyskaniu niepodległości w Wejherowie utworzono ośrodek szkolenia harcerzy wodnych. W roku 1930 istniało już 26 drużyn wodniackich, skupiających 830 harcerzy. Rok później utworzono w Komendzie Głównej ZHP Kierownictwo Harcerskich Drużyn Żeglarskich, którym kierował harcmistrz Witold Bublewski. Jak już wspomniano, na kursy organizowane w ośrodku wodnym PUWFiPW dostało się wielu harcerzy i harcerek. Tam też poznali generała Mariusza Zaruskiego. W roku 1934 harcerki pod wodzą Jadwigi Wolffowej, kapitana żeglugi morskiej jachtowej i absolwentki kursu prowadzonego przez Zaruskiego, zakupiły jacht pełnomorski nazwany Grażyna. Harcerze też chcieli mieć swój jacht. Inicjatorami jego zakupu byli Jan Kuczyński i Witold Bublewski. Zorganizowano ogólnokrajową zbiórkę pieniędzy, podobnie jak u Zaruskiego w KFN-ie — złotówka od każdego harcerza. Udało się zebrać sumę 10 000 złotych.

Wybór padł na duży szwedzki szkuner Petrea zbudowany w roku 1901 i do roku 1934 przewożący towary w żegludze małej. Cenę za statek ustalono na 39 000 złotych. Z zebranych 10 000 zł wpłacono zaliczkę. Witold Bublewski powrócił do kraju, aby zebrać dalszą część kwoty, a Jan Kuczyński pozostał na statku jako członek załogi. W końcu czerwca 1934 roku okręt, z tymczasową nazwą Harcerz wypisaną kredą na burcie, stanął na kotwicy niedaleko Jastarni. Niedługo potem został przeprowadzony do Gdyni, gdzie dokonać miano remontu. Tamtejsza stocznia zażądała astronomicznej sumy 270 000 złotych, dlatego harcerze postanowili wykonać prace remontowe sami, stoczni zlecając tylko wysoko specjalistyczne prace. Z gór sprowadzono cieśli, którzy prace wykonali za symboliczne wynagrodzenie. Resztę prac wykonali sami harcerze, czasem przy bezinteresownej pomocy robotników ze stoczni w Gdyni. Statek postanowiono nazwać Zawisza Czarny, na cześć słynnego polskiego rycerza, który dla harcerzy był wzorem obowiązkowości i prawdomówności (_Na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy_ — mówi prawo harcerskie). Jego podobizna znalazła się na galionie statku wykonanym przez studenta ASP Mścisława Kociejowskiego.

Brakowało tylko kapitana. Harcerze chcieli na to miejsce człowieka doświadczonego, popularnego i potrafiącego przekazać swą wiedzę młodzieży. Był tylko jeden taki człowiek w Polsce — Mariusz Zaruski, szturman żeglugi dalekiej. Objął on nowe stanowisko kapitana szkolnego szkunera-jachtu Głównej Kwatery Harcerzy Związku Harcerstwa Polskiego Zawisza Czarny 3 maja 1935 roku.

Główne dane Zawiszy Czarnego po remoncie:

pojemność: 166 ton rejestrowych

nośność: 275 ton

długość pokład: 31 metrów

szerokość: 8,1 metrów

zanurzenie: 3 metry

wysokość masztów: 27 metrów

powierzchnia żagli: 430 metrów kwadratowych

Jacht miał 52 miejsca, z tego 16 zajmowali: kapitan, 4 oficerów, 7 pracowników płatnych, 3 starszych żeglarzy i intendent. Dokładny opis statku zawarł Zaruski w swej książce Z harcerzami na Zawiszy Czarnym.

Pierwszy rejs Zawiszy pod dowództwem generała rozpoczął się 29 czerwca 1935 roku. Zakończył się 13 sierpnia. Statek zawitał do Kopenhagi, Londynu i Antwerpii. W sumie Zaruski dowodził siedemnastoma rejsami Zawiszy, przebywając 14 000 mil morskich i zawijając do 26 portów (do niektórych kilkakrotnie) w 10 krajach7. Ostatni rejs odbył się w dniach 6–20 sierpnia 1939 roku, a celem była szwedzka Karlskrona.

Stosunki pomiędzy Zaruskim a harcerską załogą były wręcz wzorowe. Generał doskonale rozumiał ideę skautową Baden-Powella i według niej starał się prowadzić swoją pracę. Darzył swych podkomendnych szacunkiem, swego rodzaju „kapitańską miłością”, nie próbował narażać ich na niebezpieczeństwo. Jednocześnie był zawsze sprawiedliwy. Kiedy widział, że pokład jest brudny, brał za szmatę, nachylał się i zaczynał go szorować. Po chwili cała załoga zgodnie myła pokład wraz z nim. Jednocześnie Zaruski nie brał żadnych wynagrodzeń za swą pracę, często dokładał z własnej kieszeni, kiedy trzeba było dokupić na Zawiszę dodatkowy sprzęt.

Harcerze darzyli ogromnym szacunkiem swego ponadsiedemdziesięcioletniego kapitana, traktowali go jak wzór do naśladowania. Mówili do niego Czuwaj, druhu kapitanie!, na co on odpowiadał Czuwajcie na morzu!. Widzieli oni, jak własnym przykładem uczy ich żeglarstwa i miłości do morza. Wizyta na dywaniku u kapitana byłą dla nich najgorszą z możliwych kar. Rzadko jednak się one zdarzały. Zawsze przestrzegano zarządzeń Zaruskiego, np. zakazu chodzenia po pokładzie w nakryciu głowy. Młodzi harcerze uwielbiali zwłaszcza wieczorne spotkania w mesie. Zaczynały się zawsze od wspólnego odśpiewania piosenki-hymnu Zawiszy:
Pod żaglami Zawiszy życie płynie jak w baśni,
Czy to w sztormie, czy w ciszy, czy w pogodny dzień jasny.

Potem następowały inne wspólne śpiewy oraz gawędy kapitana na temat przygód morskich i górskich, których młodzi harcerze słuchali z zapartym tchem. Trudno nie zgodzić się ze słowami hymnu Zawiszy, że życie na jego pokładzie toczyło się jak w bajce…

Kapitan Mariusz Zaruski.
W ogarniętym wojną kraju

Pod koniec sierpnia Zawisza Czarny miał wyjść w swój kolejny pełnomorski rejs. Niestety, nie doszło do niego w związku ze zbliżającą się mobilizacją i wojną. Zaruski ze względu na podeszły wiek nie został przyjęty do wojska. Udał się więc na Wołyń, a potem do Lwowa. Tam ukrywał się po wejściu Rosjan, jednak prawdopodobnie 10 grudnia 1939 roku został aresztowany i osadzony we lwowskim więzieniu Brygidki. Stamtąd w marcu 1940 roku przewieziono go do Chersonia niedaleko Odessy — niedaleko miejsca, skąd zaczynał swoją drogę na zesłanie do Archangielska. Zachowały się relacje opowiadające o jego dzielnej postawie i o tym, jak opowiadał towarzyszom niedoli o swych przygodach i wielkich Polakach, z którymi się spotkał. Generał Mariusz Zaruski zmarł dnia 8 kwietnia 1941 roku w Chersoniu w wieku siedemdziesięciu czterech lat. Tam też został pochowany. W roku 1997 z inicjatywy ZHP — zgodnie z życzeniami generała — przeniesiono jego prochy do Zakopanego i złożono na cmentarzu na Pęksowym Brzysku, wśród wielu innych zasłużonych dla rozwoju miasta.

Izabela Zaruska przeżyła drugą wojnę światową. Aresztowano ją razem z mężem i wywieziono na Wschód. Pracowała ciężko na Syberii, w tajdze w Kraju Norylskim i w Kazachstanie. Zachowały się wspomnienia jej współwięźniarek mówiące o postawie pani Izy: w więzieniu była nadal prawdziwą damą i jednocześnie opoką dla swych towarzyszek. Udało jej się powrócić do kraju. Tu opiekowali się nią wychowankowie jej męża. W roku 1963 zarejestrowano na taśmie dźwiękowej jej spotkanie z dawnymi towarzyszami generała. Opowiadała wtedy o Mariuszu z niemałym wzruszeniem, ale także z poczuciem humoru. Zmarła 16 stycznia 1971 roku, w wieku dziewięćdziesięciu jeden lat. Pochowana została na warszawskich Powązkach.

Wojennej zawieruchy nie przeżył też ukochany okręt Zaruskiego — Zawisza Czarny. W roku 1940 przejęła go niemiecka Kriegsmarine. Przemianowany na Schwarzer Husar, jacht służył do roku 1943 jako statek szkoleniowy marynarki wojennej. Odnaleziony w październiku 1945 roku Zawisza nie nadawał się do remontu. W roku 1948 został w okolicy Chałup potajemnie zatopiony. Odnaleziono go dopiero w 1982 roku. W roku 1961 zakupiono nowy okręt, który również ochrzczono Zawisza Czarny. Do dzisiaj służy jako harcerski okręt szkoleniowy.
Jak zapamiętaliśmy gen. Mariusza Zaruskiego?

Ludzi takich jak on nazywa się popularnie „ludźmi renesansu”. Zajmował się wszystkim — pisał, malował, organizował, wychowywał. Działał społecznie. Popularyzował turystykę górską w Zakopanem i żeglarstwo na Bałtyku. Był pilnym dziennikarzem. Był w Polsce prekursorem literatury marynistycznej.

Jakim był człowiekiem? Na pewno uczciwym, otwartym i prostolinijnym. To, że chciał we wszystkim uczestniczyć, przypisać można jego chęci działania dla dobra ogółu. Poglądami politycznymi bliżej było mu do lewicy, o czym świadczyć może przyjaźń z Ignacym Daszyńskim, Józefem Piłsudskim czy znajomość z komunistą Julianem Marchlewskim. Jednak jego sympatie nie spełniały się w uczestnictwie w walce politycznej, a w działalności społecznej. Zaruski narzucał sobie wysokie wymagania — nie palił tytoniu, pił sporadycznie i w symbolicznych ilościach. Codziennie uprawiał gimnastykę. Fakt, że nie posiadał rodzonych dzieci, powodował, że swych wychowanków traktował jak synów i córki, przykładając dużą uwagę do ich wychowania, nie tylko na żeglarzy czy taterników, ale także na porządnych ludzi. Wydawać by się mogło, że Zaruski był człowiekiem krystalicznie czystym — jak wiemy, takich ludzi nie ma. Czy miał wady? Na pewno była nią swoista bezkompromisowość i twierdzenie o posiadaniu jedynych słusznych poglądów, która wielokrotnie prowadziła do konfliktów. Powtórzyć trzeba jednak, że wszystko to czynił Zaruski dla dobra ogółu.

Ciekawy jest również pogląd filozoficzny głoszony przez Zaruskiego. Jedną z jego maksym są słowa Kurs na słońce — tak trzymać. Twierdził on bowiem, że zarówno góry, jak i morze służyć powinny do wychowania ludzi silnych, wrażliwych i obowiązkowych. Przeciwny był wyczynom i elitaryzmowi, przeciwnie, prowadził ze sobą ludzi, aby spopularyzować daną formę wypoczynku. To, w jaki sposób traktował morze i góry, ukazują jego wiersze, m.in. Sonety morskie. Wyłania się z nich obraz dzikiej natury — dzikiej, a zarazem pięknej. Kontakt z nią powoduje, że człowiek wzmacnia się nie tylko fizycznie, ale i duchowo.

Obecnie w Polsce wiele miejsc upamiętnia osobę gen. Mariusza Zaruskiego. Powstały dwie książki na jego temat: Mariusz Zaruski. Opowieść biograficzna autorstwa Henryki Stępień i Kurs na słońce Nadziei Druckiej. Jeszcze przed wojną Liga Morska i Kolonialna w zupełnej tajemnicy zakupiła w Szwecji duży jacht pełnomorski, który miał nosić imię Zaruskiego i służyć wychowaniu morskiemu młodzieży. Niestety, do Gdyni przybył jacht Mariusz Zaruski dopiero po wojnie i pływa do dzisiaj. Jeden z basenów portu w Gdyni nosi imię Zaruskiego, znajduje się tam również pomnik generała stojącego za sterem. W Warszawie, w ścianie domu, w którym Zaruscy mieszkali, znajduje się tablica upamiętniająca Zaruskiego, ufundowana przez jego wychowanków. Na cmentarzu na Pęksowym Brzysku w Zakopanem znajduje się grób generała, początkowo symboliczny, od 1997 roku miejsce spoczynku doczesnych szczątek Zaruskiego. Wiele drużyn harcerskich i szkół (w tym Liceum Ogólnokształcące w Węgorzewie, do którego uczęszczam) nosi imię Mariusza Zaruskiego.

Pozwolę sobie zakończyć tę pracę słowami samego Mariusza Zaruskiego, zaczerpniętymi z jego książki Wśród wichrów i fal, które bardzo krótko i skutecznie opisują sylwetkę generała:

Gdy stanę przed św. Piotrem i ten zapyta, jak mnie zameldować, odpowiem: Łamałem młotem wrzeciądza niewoli, prowadziłem Polaków w góry i na morze, ażeby stali się twardzi jak granit, a dusze mieli czyste i głębokie jak morze.

Adnotacja od autora: W opracowaniu powyższego tekstu korzystałem niemal w całości z książki autorstwa Henryki Stępień Mariusz Zaruski. Opowieść biograficzna, Warszawa 1997. Pomocą służył mi również artykuł nt. Mariusza Zaruskiego w polskiej Wikipedii. Ilustracje pochodzą ze stron: www.fotkitatr.webpark.pl, www.rodlo.sh.org.pl, www.gosciniec.pttk.pl oraz www.gdynia.pl.

Przypisy

1 Rosyjskie „Mocarstwo”.

2 Opowiadanie jest fragmentem książki Zaruskiego Na morzach dalekich, Warszawa 1920.

3 Na to miejsce proponowano takie nazwy jak (kolejno): „dyszel sterowy”, „olinowanie”, „średmaszt”.

4 Dziś ul. Mariusza Zaruskiego 6, naprzeciwko Domu Turysty, również jego imienia.

5 Maciej Pinkwart, Zakopiańskim szlakiem Mariusza Zaruskiego, Warszawa — Kraków 1983.

6 Henryka Stępień, Mariusz Zaruski. Opowieść biograficzna, Warszawa 1997.

7 Ibidem.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Biografie”