"Krwawa niedziela" w Bydgoszczy 1939

1 września 1939 nazistowskie Niemcy napadają na Polskę. Armia broniąca granic stawia opór, jednocześnie czekając na pomoc sojuszników, którzy niebawem deklarują wojnę Rzeszy. Pomoc jednak nie nadchodzi, dodatkowo 17 września wojsko ZSRR wkracza na tereny wschodniej Polski. Przy olbrzymiej dysproporcji sił, Polska przegrywa kampanię wrześniową.
Husarz
Posty: 803
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 31 paź 2010, 04:37

"Krwawa niedziela" w Bydgoszczy 1939

Post autor: Husarz »

Zapraszam do dyskusji o jednym ze zdarzeń w historii naszego kraju, które jest bardzo trudne i dookoła którego wciąż toczą się dyskusje. Przedstawiam kilka wersji wydarzeń , jestem bardzo ciekawy waszej opinii.

Proszę moderatorów o bezwzględne traktowanie nie merytorycznych wypowiedzi zabarwionych emocjami.

Wersja I (encyklopedyczna – wersja polskiej historiografii)

Ze względu na złą sytuację już od pierwszych dni września dowództwo Armii Pomorze zdecydowało o wycofaniu na południe przez Bory Tucholskie. W związku z zniszczeniem mostu na Wiśle w Chełmnie jedyna droga wiodła przez Bydgoszcz. Bydgoszcz stała się nagle ważnym punktem strategicznym przejściowo zabezpieczającym północne skrzydło obrony. Miasta broniła 15 DP, natomiast wycofująca się Pomorska Brygada Kawalerii oraz 9 i 27 DP osiągnęły miasto rankiem 3 września 1939 roku. Około godziny 10 rano ciągnące przez miasto kolumny wojskowe zostały zaatakowane przez zorganizowane grupy ludności narodowości niemieckiej wsparte przez dywersantów z Rzeszy i Wolnego Miasta Gdańsk. Ostrzał był kierowany z dachów, okien i parków przez małe przemieszczające się nieustannie uzbrojone grupy nie charakteryzujące się żadnym umundurowaniem czy oznakowaniem. W szeregach wycofujących się dywizji zapanowała panika, dopiero po dłuższym czasie opanowano sytuacje , zlikwidowano kilkanaście punktów oporu zdobywając duże ilości broni i amunicji. Jeszcze 4 września wojsko i ochotnicy oczyszczali miasto, zginęło około 30 – 45 żołnierzy i około 70 – 90 dywersantów, zorganizowano sądy polowe i wykonywano wyroki śmierci około, 150 dywersantów rozstrzelano. Następnego dnia 5 września Niemcy wkroczyli do miasta natychmiast rozpoczynając represje i egzekucje w zemście za nieudaną rebelię.

Wersja II (na podstawie wywiadu prof. Stanisława Jastrzębskiego z Pomorskiej Akademii w Bydgoszczy – pro niemiecki rewizjonizm)

To, co zdarzyło się 3 i 4 września 1939 r. w Bydgoszczy było zwykłą napaścią Polaków skutkującą wymordowaniem sporej ilości Niemców. Twierdzą oni, że stało się tak na skutek dłuższego oddziaływania propagandy II Rzeczypospolitej. Mieliśmy być silni, zwarci i gotowi. Tymczasem dwa pierwsze dni wojny to nieustający odwrót pociągający za sobą rozgoryczenie, co wywołało próbę zemsty na niewinnych Niemcach. Nie mamy natomiast żadnych dowodów ze strony niemieckiej, że na terenie Pomorza planowano jakakolwiek akcję dywersyjną. W aktach górnośląskich jest tylko malutka wzmianka, że w Bydgoszczy działa paroosobowa grupka, która miała zadanie wysadzenia elektrowni i utrudnienie komunikacji z naszego miasta do Inowrocławia. Jak wiadomo, elektrownia stoi do dziś. To czysta fantazja że 3 września zamieszki w Bydgoszczy wywołała specjalnie wyszkolona i przerzucona przez zieloną granicę supertajna kompania dywersyjna niemieckiej SD. Nie wierzę, by mogło do czegoś takiego dojść. W archiwach nie zachowało się absolutnie nic, co upoważniałoby do stawiania takiej tezy. Byłem w wielu archiwach polskich, niemieckich, nawet w Moskwie. Nie znalazłem niczego. A taka akcja nie mogła się odbyć bez choćby najmniejszego śladu. Mamy około tysiąca relacji polskich świadków o niemieckiej dywersji i około tysiąca spisanych wspomnień przedwojennych niemieckich bydgoszczan, że niczego takiego nie było. Fakty natomiast są takie, że po stronie niemieckiej mamy kilkaset ofiar, niestety, w sporej części są to kobiety i starcy. To już jest wskazówka, że to była akcja bardziej odwetowa niż walka ze specjalnie wyszkolonymi i przygotowanymi "poborowymi" dywersantami. To jest dokładnie 358 osób, mieszkańców Bydgoszczy pochodzenia niemieckiego, którzy zginęli w dniach 3 i 4 września 1939 r. Natomiast żołnierzy polskich, którzy zginęli w Bydgoszczy w dniach 3 i 4 września to liczba oscylująca między 20 a 30 osób. Coraz bardziej przekonuję się do tego, że Polacy nie wytrzymali utrzymującego się od wiosny napięcia i wojny propagandowej prowadzonej przez stronę niemiecką i oskarżającej Polaków o prześladowanie mniejszości niemieckiej. Polacy twierdzili, że mniejszość niemiecka to szpiedzy, dywersanci itd. Władze nie miały na to dowodów. Większość napływających meldunków to tzw. szeptanka. Natomiast faktycznych aktów dywersji, udowodnionego szpiegostwa praktycznie nie było. Oskarżał absurdalnie niekiedy sąsiad sąsiada, że np. lusterkiem daje znaki samolotom, że ktoś miał radiostację ukrytą w worku mąki etc. Polska prasa cały czas taki ton podtrzymywała. Wiele złego rodziło się też jak wszędzie z zawiści. Niemcy, którzy na Pomorzu zostali po I wojnie, byli na ogół ludźmi majętnymi. Polacy oburzali się, że oto nie mają pracy, głodują w swojej ojczyźnie, a Niemiaszkom powodzi się znakomicie. W Bydgoszczy i okolicach jeszcze przed rozpoczęciem wojny miejscowa endecja oraz hallerczycy zaczęli organizować grupki paramilitarne błękitnych legionów, by podjąć próbę obrony miasta. To musi rodzić podejrzenie, że jednym z założeń było dobranie się do skóry mniejszości niemieckiej. Na to są dowody. Do tego 31 sierpnia 1939 r. dokonano zmiany na stanowisku wojskowego komendanta placu w Bydgoszczy. Majora Sławińskiego zastąpił major rezerwy Wojciech Albrycht, działacz Związku Hallerczyków. Ci właśnie hallerczycy zabiegali o wydanie im broni. To znamienne, że jednym z szefów straży obywatelskiej był przywódca miejscowej endecji Konrad Fiedler, a oddziałami wojskowymi straży dowodził por. rez. Stanisław Pałaszewski, hallerczyk. Straż rzekomo powstała dopiero 4 września. To jest wersja oficjalna. Okazuje się tymczasem, że działała już 2 września. Anons wzywający ochotników do stawienia się w Domu Społecznym przy Gdańskiej tego dnia ukazał się w bydgoskiej prasie.
Wszystko zaczęło się od incydentu, o którym wspominają liczni świadkowie także polscy? Otóż od 2 września przez Bydgoszcz przeciągała fala uciekinierów przemieszana z wycofującymi się wojskami, głównie Gdańską. Następnego dnia, w niedzielę rano w okolicy starych torów kolejowych na skrzyżowaniu Gdańskiej i Artyleryjskiej (dzisiejsza ulica Kamienna) zgromadził się tłum bydgoszczan pełen napięcia. W pewnym momencie jakieś ciężkie działo zjechało z nawierzchni szutrowej na brukową. Rozległ się hałas, ktoś wzniecił okrzyk, że oto jadą niemieckie czołgi, rozpoczęła się straszliwa panika. Kto żyw ruszył na oślep Gdańską, tratując wszystko po drodze. Chcąc opanować tę panikę, niektórzy oficerowie zaczęli strzelać w powietrze, żeby lawinę zatrzymać, wydobyć ludzi z amoku. Zostało to odebrane jako strzały "oczekiwanych" dywersantów niemieckich. Wieść poszła w miasto, a że trafiła na wyjątkowo podatny grunt, rozpoczęło się poszukiwanie miejscowych Niemców stopniowo przybierające charakter nagonki. Tworzą się samorzutnie grupki złożone z żołnierzy i cywilnych bydgoszczan pewne, że to Niemcy strzelają. Uruchamia się mechanizm nie do powstrzymania, przeszukiwanie domów. A w tym czasie w rękach bydgoszczan było już sporo broni, którą wydawano masowo hallerczykom i straży obywatelskiej. Brali też czynny udział w tym uczniowie liceum Kopernika, gdzie nauczycielem był Albrycht. Początkowo mogło to mieć rzeczywiście charakter spontaniczny.
Hermann Dietz, znany lekarz-społecznik, miał wówczas 78 lat. Ukrywał się w piwnicy swojego domu przy Gdańskiej. Wtargnęła tam jakaś grupka i chciała go wyprowadzić, ale za Dietzem wstawił się Polak, jego woźnica i to go uratowało. Potem w swoje ręce wziął sprawę komendant placu razem z hallerczykami. Około godz. 17 mjr Albrycht zameldował gen Przyjałkowskiemu, dowodzącego stacjonującym w mieście i okolicach wojskiem, że w Bydgoszczy jest już spokój. Dlaczego tak twierdził? Tymczasem strzały w mieście słychać było przez całą noc, a rano 4 września rozpoczęła się już normalna pacyfikacja Szwederowa na chłodno, z wyraźnymi cechami odwetu i zemsty. Tu już patrole wchodziły do domów, wyciągały Niemców i ich rozstrzeliwały.

Wersja III ("Deutsche Rundschau" (nr 202, 9.09. 1939 r.) niemieckiego dziennika wydawanego w Bydgoszczy przed wojną i w czasie okupacji. Artykuł nosi tytuł "Noc św. Bartłomieja")

"W niedzielę ok. godziny 10 powstała nagle panika. Ulicą Gdańską w dół, w stronę pl. Teatralnego uciekały w dzikim popłochu oddziały wojska polskiego. Ulica zatłoczona była wozami, konnicą, samochodami na całą szerokość. Latarnie uliczne zostały przewrócone, hydranty uliczne wyrwane. Ludność cywilna uciekała również chroniąc się do bram i domów. Okrzyki: Niemcy nadchodzą rozbrzmiewały na ulicy. Również na równoległych do Gdańskiej ulicach powstała panika. Oficerowie nie byli w stanie opanować sytuacji. Ich głosy, rozkazy, ginęły w ogólnym hałasie, turkocie wozów, okrzykach tłumu. Ostatecznie chwycili za broń, by strzałami podnieść swój autorytet i zmusić żołnierzy do posłuchu. Padły strzały, ale panika trwała. Całe miasto opanował paraliżujący strach. Po chwili przekonano się, że Niemcy jeszcze nie wkraczają, ale tłum krzyczał: To niemiecka ludność strzelała do polskich żołnierzy. A co się potem działo, można określić mianem polowania na Niemców. Wielu na miejscu zastrzelono, ubito, zażgano". (liczba zabitych Niemców zwiększyła się wkrótce dzięki Geobelsowskiej propagandzie do liczby 58 000 – o zgrozo spotkałem niemieckie strony, które podtrzymują nadal tą wersję , a dawno zidentyfikowane zdjęcia z egzekucji polskich nauczycieli są umieszczane jako rzekome niemieckie ofiary)

Wersja IV (Była dywersja - list od czytelnika, świadka wydarzeń z 3 września 1939 Mieczysław Finkelstein 19-08-2003, Gazeta Wyborcza, wydanie internetowe)

Jestem rodowitym bydgoszczaninem. Urodziłem się w 1927 roku. 1 września 1939 wraz z rodzicami mieszkałem przy ul. Gdańskiej 93. Byłem uczniem szkoły powszechnej w klasie VI, przy ul. Świętojańskiej.
Mimo podeszłego wieku pamięć mnie nie zawodzi. Nie wiem, czy to dobrze czy źle? Po przeczytaniu pierwszego zdania wywiadu prof. Jastrzębskiego, udzielonego "Gazecie Wyborczej": "Doszło do rozruchów, których ofiarami padli miejscowi Niemcy", wołałbym pamięć stracić. Po przeczytaniu tego zdania "Duży Format" wypadł mi z ręki.

Prof. Jastrzębski już parę lat temu w swoich publikacjach dot. tzw. "zniemczania" (marzec 1942, tzw. Aufruf gauleitera Forstera) pisał takie brednie, że nam, rodowitym bydgoszczanom, którzy nie skorzystali z łaski "eindeutschungu", zapierało dech. Gdzie tutaj solidność i obiektywizm badacza? To jest pisanie pod niektóre ugrupowania niemieckie. Jak tak można?

A teraz znane mi fakty z tzw. "Blutsonntagu". W ową słynną niedzielę działo się tyle, że 12-letni chłopiec musiał ze zwykłej ciekawości tym wydarzeniom towarzyszyć, kibicować. Około godziny 10 w dużym nieładzie i z oznakami paniki wycofywały się polskie oddziały z kierunku Myślęcinka. Wraz z tymi oddziałami pojawili się nieznani mieszkańcom tej dzielnicy ludzie, którzy szerzyli bardzo różne informacje na temat ostatnich wydarzeń. Rozpowiadali, że trzeba koniecznie z miasta uciekać i Polska już przegrała.

W kierunku wycofujących się oddziałów polskich, z posesji przy Gdańskiej 76 padły strzały karabinowe z dachu. Żołnierze sprowadzili prawdopodobnie tego niemieckiego strzelca. Był nim posiadacz warsztatu tapicerskiego, który w tej posesji się mieścił - volksdeutsch Ditrich. Przez żołnierzy został rozstrzelany w ogrodzie na rogu ul. Gdańskiej i Mickiewicza (teren dzisiejszego kasyna). Miejsce to należało wówczas do niemieckiej restauracji "Deutsches Haus", a na zapleczu tej restauracji mieścił się niemiecki teatr, tzw. "Deutsche Bühne". Z tego ogrodu przez wszystkie godziny przedpołudnia owej niedzieli trwał z przerwami ostrzał skrzyżowania Gdańskiej, Mickiewicza i Świętojańskiej.

To nie Polacy sprowokowali Niemca Ditricha do strzelania w polskich żołnierzy. To dywersyjna działalność hitleryzmu. Takich Ditrichów było w Bydgoszczy wielu.

Kuzyn mój, Jerzy Prokop, lat dziś 77, w dniu 3 września 1939 był wraz ze swoją matką na mszy w kościele św. Trójcy. Po mszy, około godziny 9.30, nikt z wiernych nie mógł opuścić kościoła. W kierunku kościoła strzelano z terenu trzech zakładów produkcyjnych niemieckich: garbarnia Koppa (ul. św. Trójcy), zakłady "Lukullus" (właściciel Lehmann, róg św. Trójcy i Poznańskiej) oraz z zakładów metalurgicznych Eberharta (ul. św. Trójcy). Kuzyn mój żyje i jest gotowy w każdej chwili złożyć zeznanie.

Gdyby tylko historycy Instytutu Pamięci Narodowej chcieli nas przesłuchać przed naszą śmiercią. Ponad 90 proc. świadków owych wydarzeń już nie żyje, a bez nich naukowcy o poglądach prof. Jastrzębskiego będą mogli dać upust swoim fantazjom.

Pamiętam rozmowy okupacyjne mojego ojca (był skarbnikiem Chorągwi Pomorskiej Związku Hallerczyków) z jego kolegami hallerczykami. Oni uważali, że hitlerowska prowokacja celowo wystawiła na niebezpieczeństwo śmierci swoich obywateli, by mieć światowe usprawiedliwienie morderczego odwetu na polskich obywatelach.

Tych mordów też byłem świadkiem. Bydgoscy Niemcy byli doskonale przygotowani na wkroczenie oddziałów hitlerowskich. Wiele domów przy ul. Gdańskiej, Chodkiewicza, Piotra Skargi w dniu 5.09 1939 (data wkroczenia Wehrmachtu do Bydgoszczy) było udekorowanych hitlerowskimi flagami. Byłem świadkiem, jak właściciel sklepu kolonialnego (róg Gdańskiej i Świętojańskiej) Niemiec Lemke (mający wówczas ponad 70 lat) witał wkraczające oddziały niemieckie, machając flagą hitlerowską.

Wersja V (Biuletyn IPN Nr 12-1, zdanie IPN oraz opinia pracowników GKŚZPNP)

Sytuacja prawna.
Punktem wyjścia refleksji prawnej jest konwencja Haska z 1907 roku, która określa zasady prowadzenia wojny lądowej, wg. niej stroną walczącą , a więc tą której przysługują prawa kombatanckie jest również ludność cywilna terenu nie okupowanego, która spontanicznie chwyta za broń , żeby przeciwstawić się zbrojnej napaści wroga , a nie ma jednocześnie wystarczająco dużo czasu, by zorganizować się w wojsko, tj. włożyć jednolite mundury i działać pod jednolitym dowództwem.
Cywilna ludność polska w Bydgoszczy, dokonując egzekucji na Niemcach czy w nich uczestnicząc , miała status strony walczącej, a to znaczy że członków strony walczącej strona zwycięska nie mogła sądzić za zabójstwa dokonane w walce. Wszystkim mieszkańcom cywilnym Bydgoszczy którzy chwycili za broń 3 i 4 września, przysługiwał im po wkroczeniu niemieckich oddziałów status jeńców wojennych. Jeńców wojennych nie sadzi się za to ze dokonywali zabójstw tych, których uznano za przeciwników, za uczestników niemieckiej dywersji. Pozwala to na stwierdzenie, że 3 i 4 września polska ludność cywilna działała zgodnie z konwencją Haską o zasadach prowadzenia wojny lądowej, miała status strony walczącej i samoistnie chwytając za broń w obliczu zagrożenia ze strony zbliżającego się Wehrmachtu , działała zgodnie z konwencją, a więc przysługiwała jej ochrona taka, jak jeńcom wojennym.
Niektórzy obywatele polscy narodowości niemieckiej, w tym mieszkańcy Bydgoszczy – potwierdzają to meldunki polskich oddziałów , które odnaleźliśmy w archiwach wojskowych – brali udział w dywersyjnych działaniach przeciw Polakom, a przede wszystkim przeciw polskiemu wojsku. Dlatego też działania cywilnej ludności polskiej w Bydgoszczy, legitymowane konwencją haską o prowadzeniu wojny lądowej, były zgodne z prawem międzynarodowym. W ramach zwalczania niemieckiej dywersji dokonywano egzekucji na Niemcach nie dlatego że byli Niemcami - padli oni ofiarą podejrzenia że współdziałali w dokonywaniu aktów dywersji przeciwko wojsku polskiemu. Było to podejrzane uzasadnienie także tym co wypływało wcześniej z Bydgoszczy do Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy i co umożliwiło późniejsze sporządzenie list Polaków przeznaczonych do egzekucji.
W tym stanie rzeczy nie ma podstaw do prowadzenia śledztwa przez prokuratora IPN.

We wcześniej prowadzonych śledztwach ustaliliśmy, że przed niemiecką napaścią na Polskę w Bydgoszczy i na terenie całego Pomorza stworzono warunki, w których od początku napadu na Polskę mogły rozpocząć działalność struktury organizacyjne Selbstschutz. Członkowie tej organizacji, jak sami określali swoje zadania, mięli zapobiegać napadom na niemiecką mniejszość ze strony ludności polskiej i polskich żołnierzy maruderów. W rzeczywistości jednak od początku swego istnienia do grudnia 1939 Selbstschutz działał ludobójczo, tworząc komanda, które dokonywały masowych egzekucji Polaków w ramach akcji likwidacji inteligencji polskiej i polskich warstw przywódczych na Pomorzu. – kryptonim „Przedsięwzięcie Góra Jodlowa” , akcja opracowana w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy przez Wernera Besta. Wiemy że owe listy imienne sporządzał niejaki dr Emil von Augsburg , po wojnie wysoki funkcjonariusz zachodnioniemieckiego wywiadu – Instytutu Gehlena zatrudniony tam jako specjalista do spraw polskich.....

Przełomem niemieckiej historiografii dotyczącej pierwszych dni wojny w Bydgoszczy jest książka Guntera Schuberta „ Bydgoska krwawa niedziela. Koniec legendy”. Autor z wykształcenia historyk wbrew niemieckiej opinii udowadnia że w Bydgoszczy doszło do „powstania” , które przygotowali dywersanci z III Rzeszy....
ziomeka
Posty: 443
Rejestracja: 01 cze 2010, 03:37

Re: "Krwawa niedziela" w Bydgoszczy 1939

Post autor: ziomeka »

Może dodam, że Hunter Schubert zbudował swój obraz tych wydarzeń w dużej mierze na dokumentach 15 dywizji piechoty Armii Pomorze, z których wojenną zawieruchę przetrwało niewiele dokumentów, dokumentów przechowywane są w Centralnym Archiwum Wojskowym w Rembertowie. Meldunki dowódców jednostek do sztabu dywizji pisano gdy jeszcze propagandowe hasło „krwawa niedziela” nie istniało i dlatego nie były w żadnym stopniu nie obciążone odpowiedzią na Geobelsowską propagandę, były wolne i naturalne. Z tego powodu chyba są najbardziej wiarygodnymi dokumentami i relacjami z pośród przedstawionych przesłuchań czy to przez Niemców czy służby pierwszych lat PRL. Żołnierze 15 Dywizji Piechoty na bieżąco meldowali , o walkach z dywersantami i opisywali pojawiające się nagle punkty oporu wroga.

Profesor Stanisław Jastrzębski to raczej nie zawracał sobie głowy tymi dokumentami albo w jego ocenie nie mają znaczenia.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kampania wrześniowa”