Strażnicy pamięci. Zapomniani bohaterowie z krakowskiego prosektorium

Wszystko co nie pasuje do pozostałych sekcji, a dotyczy tego okresu.
Adambik
Posty: 497
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 24 lis 2010, 22:41

Strażnicy pamięci. Zapomniani bohaterowie z krakowskiego prosektorium

Post autor: Adambik »

Po zakończeniu II wojny światowej, do drzwi Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie zaczęli pukać ci, którzy przeżyli. Poszukiwali grobów swoich bliskich. Za sprzymierzeńców mieli bohaterów, którzy z narażeniem życia i w absolutnej tajemnicy ratowali pamięć o Polakach mordowanych przez Niemców. Najwyższa pora, by także ich historia ujrzała światło dzienne.
W latach wojny i okupacji do Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie trafiały zwłoki różnych osób. Ośródek znajdował się wówczas w rękach Niemców, jednak pracował w nim także personel polski. W części przypadków wszystkie czynności prowadzone były oficjalnie, wraz z oględzinami i sekcjami zwłok, fotografią i pobieraniem odcisków palców (w sprawach, którymi interesowała się Kripo – nazistowska policja kryminalna).
W czasie powstania trafiały do krakowskiego zakładu zwłoki uchodźców i przesiedleńców z terenu Warszawy, głównie osób starszych, pozbawionych dokumentów. Również wobec tych zmarłych czynności pracowników polegały między innymi na sfotografowaniu denata, zabezpieczeniu przedmiotów osobistych i fragmentów odzieży, które mogłyby posłużyć do identyfikacji. Zwłoki ewidencjonowano w księdze sekcyjnej, choć o sekcji, ani nawet dokładnych oględzinach nie było mowy.
Wiedza zakazana

Sytuacja przedstawiała się inaczej, gdy do zakładu trafiały zwłoki z terenu Krakowa i okolic, określane jako „NN”. Według informacji z „Przeglądu Lekarskiego” z 1971 roku, większość z nich stanowiły ciała osób, które zmarły w więzieniu policyjnym na ul. Montelupich (gdzie do tej pory działa zakład penitencjarny), na gestapo na ul. Pomorskiej, bądź zginęły w czasie ulicznych łapanek, obław i „kotłów”. Ilość tych zwłok rosła z każdym kolejnym rokiem okupacji. Początkowo niemiecki dyrektor Zakładu, dr Werner Beck, nie dopuszczał do nich polskiego personelu. Niezidentyfikowane, niezewidencjonowane i nieopisane przechowywano je pod kluczem, a po jakimś czasie po cichu wywożono na cmentarz. Wiele z tych ciał nosiło ślady ciężkich przesłuchań (charakterystyczne sińce, rany, otarcia).
Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie. Zdjęcie współczesne ze strony internetowej Katedry Patomorfologii CM UJ.
Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie. Zdjęcie współczesne ze strony internetowej Katedry Patomorfologii CM UJ.
W czasie okupacji zgłaszanie się rodzin poszukujących zmarłych „NN” do Zakładu Medycyny Sądowej było sporadyczne. Z drugiej strony przeprowadzane po cichu rozpoznanie ciał było ważne dla podziemia. Niemniej jednak polski personel zdawał sobie sprawę z tego, że wojna się kiedyś skończy i zaczną się poszukiwania grobów. W związku z tym, z największą dyskrecją i przy współpracy zakładu pogrzebowego i zarządu cmentarza pracownicy Zakładu zwłoki oznaczone jako „NN” na własną rękę opisywali. Zbierali przy tym wszystkie detale, jakie mogłyby pomóc w ich identyfikacji (np. charakterystyczne blizny i znamiona, ogólny stan fizyczny, kolor włosów i oczu, stan uzębienia i temu podobne). Następnie w księdze sekcyjnej przy osobach o ustalonej tożsamości w sposób zaszyfrowany notowali informacje o lokalizacji grobu bezimiennego denata. Ową księgę sekcyjną uciekając z Krakowa zabrał dr Werner Beck. Informacje w niej zawarte pracownicy w dużym stopniu zdołali odtworzyć dzięki zachowanym protokołom sekcyjnym i fenomenalnej pamięci samych pracowników.
Artykuł powstał w oparciu o "Przegląd Lekarski" z 1971 roku.
Artykuł powstał w oparciu o „Przegląd Lekarski” z 1971 roku.
Pamięć absolutna

Autorka artykułu „Z działalności identyfikacyjnej pracowników Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie podczas okupacji”, Maria Byrdy, wspominała o tym, że poza oficjalną dokumentacją sekcyjną pracownicy mieli zakaz sporządzania notatek odnośnie zwłok. Zwłaszcza odnośnie zmarłych „NN” spisywanie szczegółów pozwalających na identyfikację było niedozwolone. Polski personel, unikając podejrzeń, po prostu zapamiętywał szczegóły i utrwalał je poza Zakładem. Jak pisze autorka, obserwacje tego rodzaju, dokonywane w stanie ustawicznego napięcia, wykształciły w nas pamięć niemal fotograficzną. Dzięki temu nawet wiele lat po wojnie pracownicy Zakładu mogli z pamięci podawać wiele najdrobniejszych szczegółów dotyczących stanu i wyglądu zwłok. Ofiarna praca tych osób pomogła po wojnie wielu ludziom. Przykładem mogą być tu ciała trzech młodych osób, które pojawiły się w Zakładzie Medycyny Sądowej pod koniec lipca 1944 roku.
Trzy ciała (dwóch mężczyzn i kobiety, w wieku około 20 lat) przewieziono z więzienia na Montelupich. Pracownicy po dokonaniu oględzin (prawdopodobnie dawniejsze rany postrzałowe, które zdążyły zaropieć, powstałe dwa tygodnie wcześniej oraz rany egzekucyjne – strzał w głowę z bliskiej odległości) skojarzyli fakty. 11 lipca miał miejsce nieudany zamach na wyższego dowódcę SS i policji w Generalnym Gubernatorstwie Wilhelma Koppego. Przeprowadzająca akcję wydzielona grupa z „Parasola” poniosła w jej wyniku spore straty. Trójka „NN” to byli akowcy. Przypuszczenia pracowników Zakładu potwierdziły się po wojnie. Dzięki ich pomocy rodziny zamachowców mogły zidentyfikować swoich zmarłych. Dzięki współdziałaniu zakładu pogrzebowego i dyrekcji cmentarza dokładnie wiedziano, gdzie są pochowani. A był to tylko jeden z szeregu przykładów.
Źródła:

„Przegląd Lekarski”, nr 1 (1971)


Cytat za: http://ciekawostkihistoryczne.pl/2013/1 ... z2sTwTUptG
Dzięki za udostępnienie fragmentu. Nie mamy nic przeciwko cytowaniu naszych tekstów, ale: 1) zawsze dołączaj linka, 2) Cytuj, a nie kradnij. Nie zamieszczaj na innych stronach fragmentów większych niż 30% artykułu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Historia PRL ogólnie”