Miraż pojednania

W roku 1990 wszedł w życie plan Balcerowicza, w ramach którego podjęty został szereg działań o charakterze antyinflacyjnym i rozpoczęto proces zmian struktury własnościowej w gospodarce.
Plan Balcerowicza sprawdził się w części dotyczącej obniżenia inflacji i uzdrowienia sytuacji na rynku towarowym. Późniejsze posunięcia rządu, jak chociażby postawienie wszystkich PGR-ów w stan upadłości, niezależnie od ich indywidualnej kondycji finansowej, czy dyskryminacja przedsiębiorstw krajowych, preferowanie obcego kapitału i prowadzenie prywatyzacji bez względu na koszty społeczne, interes skarbu państwa czy wręcz rację stanu wzbudzały pewną nieufność społeczeństwa. Załamanie gospodarcze, szybko rosnące bezrobocie i liczne afery finansowe zdążyły w ciągu półrocza zmniejszyć poparcie społeczne, jakim cieszył się rząd Tadeusza Mazowieckiego na początku swojego istnienia.
Adambik
Posty: 497
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 24 lis 2010, 22:41

Miraż pojednania

Post autor: Adambik »

Coraz liczniejsze wypowiedzi i decyzje niemieckich polityków przychylne środowiskom tzw. wypędzonych dowodzą, że polsko-niemieckie pojednanie jest w najlepszym razie kwestią przyszłości, a nie faktem dokonanym jak sugerowali niektórzy entuzjaści zbliżenia pomiędzy Polską a RFN.

Polacy i Niemcy żyją jednak po sąsiedzku - obok siebie, a biorąc pod uwagę członkostwo w Unii Europejskiej można nawet powiedzieć że razem, zaś relacje między sąsiadami powinny być przynajmniej poprawne. Warunkiem poprawnego sąsiedztwa jest wzajemna tolerancja. Warunkiem tolerancji jest zrozumienie, a podstawą zrozumienia jest prawda.

Jest prawdą, że wysiedlenia Niemców z obszarów przyznanych Polsce po Drugiej Wojnie Światowej były dla nich wydarzeniem bolesnym. To prawda, że podczas tych wysiedleń dochodziło do czynów kryminalnych, w których brali udział Polacy. Są to jednak prawdy częściowe, wyrwane z łańcucha przyczyn i skutków. Takie półprawdy, z pewnością nie służą budowaniu konsensu między państwami po obu stronach Odry. O nich zaś mówią najgłośniej niemieckie środowiska tzw. wypędzonych, którym patronuje Erika Steinbach.

Tymczasem nie da się rzetelnie przedstawić problemu wysiedleń Niemców pomijając tragiczne wydarzenia które bezpośrednio je poprzedzały.

Nad ranem 1 września 1939 roku wojska niemieckie wtargnęły na terytorium Polski. O godzinie 4.40 samoloty Luftwaffe rozpoczęły bombardowanie Wielunia, mimo że w miasteczku nie było żadnych jednostek ani obiektów wojskowych. W wyniku nalotów śmierć poniosło 2169 cywilnych mieszkańców, a 70% zabudowy miasta uległo zniszczeniu. Tak rozpoczęła się Druga Wojna Światowa. [1]

Wieluńska tragedia była prologiem krwawej orgii jaką w ciągu prawie sześciu lat wojny i okupacji zgotowali Polakom ich niemieccy sąsiedzi. "Bądźcie bez litości, bądźcie brutalni" - powiedział Adolf Hitler w Obersalzbergu na naradzie dowódców poprzedzającej napaść na Polskę. Niemieccy żołnierze i funkcjonariusze rzetelnie spełniali wolę swojego führera. W celu odwetu i zastraszenia rozstrzeliwali, wieszali, palili żywcem, głodzili na śmierć niewinnych cywilów i jeńców wojennych. [2], [3], [4], [5], [6]

Od pierwszych tygodni wojny gehenna uwięzień i eksterminacji dotknęła polskich działaczy społecznych, politycznych, księży oraz inteligencję. W zatrzymaniach osób z tych środowisk czynnie pomagała mniejszość niemiecka zamieszkująca tereny Rzeczypospolitej. [7]

Niemieccy okupanci wprowadzili dla ludności polskiej głodowe racje żywnościowe w wysokości 400-700 kcal na człowieka dziennie. Ponadto Polacy - w tym dzieci - uwięzieni przez Niemców w obozach lub wywiezieni do Rzeszy byli wykorzystywani do niewolniczej, często wyniszczającej pracy. [S], [8]

Niemcy, tak wyczuleni od 1945 roku na kwestię wypędzeń, nie przejawiali podobnej wrażliwości podczas okupacji Polski. Rodacy Hitlera wysiedlili 2 mln 478 tys. Polaków, przede wszystkim z zachodnich terenów II Rzeczypospolitej wcielonych do Rzeszy Niemieckiej, a także z żyznych terenów Zamojszczyzny. Jednak główna fala wysiedleń miała nastąpić po zwycięstwie Niemiec nad Związkiem Radzieckim. W myśl założeń tzw. generalnego planu wschodniego 80-85% Polaków miało być wówczas wypędzonych na Syberię, gdzie w warunkach narzuconych przez Niemców ulegliby zapewne w ciągu kilku pokoleń fizycznej jak i umysłowej degeneracji. [S], [9]

Niemiecki terror w postaci morderstw, głodu, niewolniczej pracy i wypędzeń ze szczególną brutalnością uderzał w polskich obywateli pochodzenia żydowskiego. Niemcy w swoich planach skazali ich - podobnie jak Żydów ze wszystkich podbitych krajów - na całkowitą biologiczną zagładę, prowadzoną na skalę masową w komorach gazowych i krematoriach Oświęcimia, Majdanka, Treblinki, a także w wielu innych miejscach kaźni. Wstępnym etapem eksterminacji Żydów było wypędzenie i uwięzienie w przeludnionych do granic możliwości gettach. Słabi fizycznie, chorzy, biedni, niezaradni umierali bardzo często już tam. Pozostali oddawali Niemcom za bezcen resztki swojego majątku oraz zdolność do pracy w złudnej nadziei przetrwania w zamkniętych dzielnicach żydowskich. [10]

Jak wynika chociażby ze wspomnianego przykładu Wielunia, przestępcze działania Niemców podczas wojny i okupacji powodowały straty nie tylko w życiu i zdrowiu Polaków, ale również w polskim majątku narodowym. W gruzach legły ważne ośrodki miejskie takie jak Warszawa, Poznań czy Grudziądz. Niemcy spowodowali zniszczenie setek tysięcy budynków i zagród, kilkunastu tysięcy fabryk, setek szpitali, tysięcy szkół oraz wielu innych społecznie ważnych obiektów i instalacji. Nadto okupowane polskie obszary - zwłaszcza Generalne Gubernatorstwo - padły ofiarą rabunkowej gospodarki rolniczej i leśnej podporządkowanej potrzebom machiny wojennej III Rzeszy. Niemieccy łupieżcy ograbili Polskę z milionów sztuk inwentarza i wykarczowali setki tysięcy hektarów lasów.

Przedstawione wyżej w ogromnym skrócie akty niemieckiego barbarzyństwa kosztowały Polskę utratę życia przeszło 6 mln obywateli. Straty materialne Polski spowodowane walką z Niemcami i niemiecką okupacją sięgnęły kwoty 258,4 mld zł przedwojennych, co obecnie stanowi równowartość 956 mld euro. Czyni to Polskę krajem, który w wyniku Drugiej Wojny Światowej poniósł jedne z najwyższych szkód w przeliczeniu na jednego mieszkańca. [S]

Jest oczywiste, że za monstrualne krzywdy wyrządzone przez Niemcy w czasie Drugiej Wojny Światowej Polska i jej obywatele mieli prawo uzyskać odszkodowanie. Przyłączenie do Polski obszarów obecnych Ziem Zachodnich i Północnych było właśnie takim odszkodowaniem i to zaledwie częściowym, co potwierdzają nawet wyliczenia niemieckiego Związku Wypędzonych (BdV). Z wyceny niemieckich przesiedleńców wynika, że wartość mienia państwowego i prywatnego pozostawionego na terenach przyznanych Polsce wynosiła 428,6 mld marek według wartości tej waluty z 1999 roku. Odpowiada to aktualnie sile nabywczej 571,3 mld euro. Rekompensata w postaci Ziem Zachodnich i Północnych stanowiła więc zaledwie około 60% podanej wyżej kwoty strat materialnych wyrządzonych Polsce przez Niemców. [11]

Trzeba zauważyć, że przytaczana tutaj wysokość strat materialnych dotyczy obszarów przedwojennej Polski, jednak z wyłączeniem ziem, które w trakcie Drugiej Wojny Światowej anektował Związek Radziecki. Zatem takie samo prawo do odszkodowania od Niemiec miałaby Polska także wówczas, gdyby terytorium II Rzeczypospolitej nie obejmowało przedwojennych Kresów Wschodnich. Stąd oczywisty wniosek, że Polacy nie muszą uzasadniać swojego tytułu do przejęcia Ziem Zachodnich i Północnych potrzebą uzyskania rekompensaty za utracone na rzecz Związku Radzieckiego tereny na wschód od linii Curzona. Takie uzasadnienie jest nie tylko niepotrzebne ale również niemoralne, gdyż aprobuje sytuację, w której Niemcy spłacałyby winy popełnione wobec Polski nie przez siebie a przez Związek Radziecki.

Przejęcie przez Polskę obszarów obecnych Ziem Zachodnich i Północnych oraz wysiedlenie stamtąd ludności niemieckiej nastąpiło w wyniku decyzji podjętych przez mocarstwa alianckie na konferencji w Poczdamie (17 lipca - 2 sierpnia 1945 r.). Mocarstwa koalicji antyhitlerowskiej miały prawo do takich rozstrzygnięć w sprawie Niemiec, gdyż na mocy deklaracji berlińskiej z 5 czerwca 1945 roku sprawowały wówczas funkcję niemieckiego suwerena. Postanowienia konferencji poczdamskiej i deklaracji berlińskiej poprzedzone były podpisaniem przez Niemcy dnia 8 maja 1945 roku aktu bezwarunkowej kapitulacji. Ten sposób poddania się oznaczał że Niemcy uznają z góry wszelkie decyzje, jakie będą podjęte w ich sprawie przez alianckie mocarstwa. Dlatego kwestionowanie przez Niemców mocy prawnej ustaleń poczdamskich dotyczących zmiany granic i wysiedleń jest bezprzedmiotowe. [12], [13]

Mocarstwa alianckie postanawiając w Poczdamie o transferze ludności niemieckiej z terenów przyznanych Polsce nie nałożyły na państwo polskie zobowiązania do wypłaty wysiedlanym Niemcom odszkodowań. Zatem żądania rekompensat dla wysiedlonych formułowane przez rewizjonistyczne środowiska niemieckie również nie mają uzasadnienia.

Przyjęty sposób egzekucji należnego Polsce od Niemiec odszkodowania był niewątpliwie rozwiązaniem radykalnym. Państwo niemieckie traciło przecież na rzecz Polski około 21% swojego terytorium z 1937 roku. Wysiedlani z przejmowanych obszarów Niemcy tracili swoją własność prywatną - przede wszystkim nieruchomości, a w wymiarze duchowym swoje strony rodzinne.

Czy obiektywne potrzeby zniszczonej wojną i okupacją Polski zaspokoiłaby łagodniejsza forma spłaty przez Niemcy odszkodowania, na przykład w postaci rocznych rat? Niestety nie. Czy zastosowane wobec Niemców i Niemiec rozwiązania windykacyjne były moralnie dopuszczalne? Biorąc pod uwagę wcześniejsze wydarzenia - tak. Obie powyższe odpowiedzi wymagają uzasadnienia.

By przekonać się że mniej dotkliwe dla Niemców formy uregulowania długu wobec Polski nie mogły być brane pod uwagę wystarczy odpowiedzieć na pytanie: ile lat trwałaby ratalna spłata odszkodowania stanowiącego równowartość mienia przejętego przez Polskę wraz z Ziemiami Zachodnimi (wspomniana kwota 571,3 mld euro) w wyjątkowo korzystnych dla Niemiec warunkach polityczno-gospodarczych. Owe wyjątkowo korzystne dla Niemiec warunki i sposób spłaty będą określone trzema założeniami.

Założenie pierwsze: po zakończeniu wojny Niemcy pozostają jednolitym państwem, innymi słowy nie dochodzi do podziału Niemiec; państwo to liczy 70 mln mieszkańców.

Założenie drugie: począwszy od 1946 roku Niemcy wytwarzają produkt krajowy brutto o aktualnej równowartości 23,1 tys. euro na osobę, czyli taki jaki w rzeczywistości Republika Federalna Niemiec wypracowała dopiero w roku 1960 (4 946 marek zachodnioniemieckich per capita).

Założenie trzecie: Niemcy przeznaczają corocznie 2% swojego PKB na spłatę odszkodowania dla Polski; 2% PKB na samą tylko Polskę to wbrew pozorom dużo jeżeli uwzględni się, że Niemcy musiały również zadośćuczynić innym poszkodowanym przez nie państwom.

Przy podanych założeniach spłata reparacji równych co do wartości majątkowi jaki przejęła Polska wraz z Ziemiami Zachodnimi zajęłaby Niemcom przeszło 17 lat. Jeżeli tyle czasu wymagałoby ratalne uregulowanie należności wobec Polski w niezwykle korzystnych dla Niemców hipotetycznych okolicznościach, to spłata tym systemem w rzeczywistych warunkach trwałaby jeszcze dłużej. 17 lat albo i więcej by uzyskać istotną rekompensatę to stanowczo zbyt długo dla kraju, któremu agresor zniszczył 38% substancji majątkowej, a w takim właśnie położeniu z winy Niemców znajdowała się powojenna Polska. Ze względu na rozmiar szkód zagrażający cywilizacyjną zapaścią Polska potrzebowała szybkiej pomocy ekonomicznej, jaką praktycznie rzecz biorąc mogła uzyskać jedynie poprzez bezpośrednie przejęcie majątku niemieckiego.

Pozostaje wykazać, że przyłączenie do Polski wschodnich obszarów przedwojennych Niemiec oraz wywłaszczenie i wysiedlenie zamieszkującej tam niemieckiej ludności było rozwiązaniem dopuszczalnym etycznie. Rozważając tę kwestię trzeba pamiętać, że narodowi socjaliści do stycznia 1933 roku zdobywali swoją pozycję w Niemczech na drodze demokratycznej, w wolnych wyborach, w których głosował przecież nie kto inny jak społeczeństwo niemieckie. Kto w sposób wolny podejmuje decyzję - także decyzję wyborczą - ponosi za nią odpowiedzialność. Wobec tego społeczeństwo niemieckie jest odpowiedzialne za tragiczne skutki jakie dla świata i Niemiec przyniosły rządy narodowych socjalistów. Zwłaszcza, że narodowi socjaliści nie byli obcymi przybyszami a Niemcami, którzy żyli i zostali ukształtowani w społeczeństwie niemieckim, byli jego integralną częścią.

Winę społeczeństwa niemieckiego potęguje jego bierność wobec kolejnych aktów hitlerowskiego terroru. Niemcy nie podjęli żadnych zdecydowanych działań, kiedy po pożarze Reichstagu nazistowski reżim odarł ich z demokratycznych praw obywatelskich. Zniesiono wówczas wolność poglądów, zgromadzeń i publikacji oraz zdelegalizowano niehitlerowskie partie polityczne, związki zawodowe i stowarzyszenia. Tym sposobem Niemcy dali się pozbawić demokratycznej kontroli nad swoim państwem. Owe wypadki po dziś dzień służą Niemcom za pretekst do zrzucania z siebie odpowiedzialności za późniejsze wydarzenia, kiedy z tą samą co poprzednio biernością pozwolili się wprząc w kierat nazistowskiej machiny wojennej druzgocącej kolejne państwa i narody - w tym Polskę. "Myśmy nic nie mogli zrobić; myśmy nic nie wiedzieli" - tłumaczą się Niemcy. Kto jednak bez znaczącego oporu, a wręcz skwapliwie daje się zniewolić i wykorzystać do zbrodniczych działań staje się współwinny popełnionych przestępstw. Zwłaszcza jeżeli z apetytem spożywa krwawe kęsy podrzucane przez swego dzierżymordę. [14]

A jak naprawdę było z rzekomą niewiedzą na którą powołują się Niemcy? Niemieccy żołnierze i funkcjonariusze uczestniczący w masowych mordach kobiet, dzieci i starców, nawet jeżeli "tylko wykonywali rozkazy", mieli świadomość, że są to rozkazy zbrodnicze i że państwo, które takie rozkazy wydało siłą rzeczy jest organizacją zbrodniczą. Świadomość popełnianej zbrodni musieli mieć również niemieccy lekarze przeprowadzający siłą eksperymenty medyczne na więźniach obozów koncentracyjnych (np. na polskich więźniarkach w Ravensbrück) kończące się często śmiercią lub kalectwem. [15]

Czy jednak ci Niemcy którzy bezpośrednio nie mordowali, nie okaleczali i nie wydawali zbrodniczych rozkazów wiedzieli tyle samo? Zapewne nie, przynajmniej nie wszyscy. Jednak z zachowanych dokumentów wynika, że kierownictwo i konstruktorzy produkującej piece firmy Topf und Söhne wiedzieli do jakich celów są wykorzystywane zamawiane u nich przez komendanturę Auschwitz wysokowydajne krematoria. Mało tego, inżynierowie Topfa na miejscu nadzorowali montaż i pracę sprzedawanych obozowi urządzeń. Ponadto jeden ze specjalistów tej firmy zaprojektował system wentylacyjny obsługujący komory gazowe w Auschwitz. [16], [17], [18]

Brakiem wiedzy nie może się również zasłaniać znaczna grupa spośród kadry kierowniczej niemieckich fabryk korzystających z pacy więźniów obozów hitlerowskich. Co więcej ci Niemcy - dyrektorzy, inżynierowie, majstrowie - są często współwinni zbrodni, gdyż kierowali więźniów do prac szkodliwych dla zdrowia lub prace takie nadzorowali nie zapewniając im odpowiednich zabezpieczeń. W licznych wypadkach kończyło się to śmiercią, kalectwem lub ciężką chorobą fabryczno-obozowego niewolnika, zwłaszcza że był to przeważnie niewolnik wynędzniały, co musiało się rzucać w oczy jego przemysłowym nadzorcom oraz innym niemieckim pracownikom widującym więźniów. [19]

Sygnały, które powinny niepokoić, dotyczące obozów hitlerowskich, docierały nie tylko do personelu współpracujących z obozami fabryk. Mieszkańcy miejscowości w pobliżu "lagrów" byli niejednokrotnie świadkami przemarszów kolumn więźniarskich idących do pacy lub z niej wracających. Widok w jakim stanie znajdują się więźniowie mógł dać niemieckim obserwatorom wiele do myślenia, jednak oni przeważnie myśleć nie chcieli.

A niemieccy rolnicy zatrudniający u siebie zagranicznych - w tym polskich - robotników? Jako ich pracodawcy wiedzieli przecież, że byli to pracownicy przymusowi, i że w związku z tym nie mogli się chociażby zwolnić, czy żądać podwyżki. Oprócz tego niemieccy "bauerzy", podobnie jak przemysł III Rzeszy, wynajmowali do pracy więźniów obozów hitlerowskich, między innymi obozu koncentracyjnego Stutthoff. [20]

Takimi przykładami informacji, które powinny alarmować a były przez Niemców ignorowane można by zapełnić opasłą księgę. Dochodziły one do większości Niemców bezpośrednio lub poprzez opowiadania - na przykład mężów czy synów wysłanych na służbę do Generalnej Guberni.

Przedstawione tutaj fakty wskazują, że na społeczeństwie niemieckim ciążyła wina za nieszczęścia Drugiej Wojny Światowej. Oczywiście nie można w tym wypadku obarczać całej zbiorowości winą w sensie kryminalnym. Grzech społeczeństwa niemieckiego polegał na brzemiennym w tragiczne skutki obywatelskim zaniedbaniu. Ta wina Niemców nałożyła na nich obowiązek materialnego zadośćuczynienia pokrzywdzonym.

Opisane wcześniej wyjątkowo katastrofalne następstwa, jakie przyniosła Polsce niemiecka agresja upoważniały aliantów do przyznania Polsce szczególnych form rekompensaty. Dlatego przejęcie przez Polskę wschodnich terytoriów Niemiec wraz ze znajdującym się tam majątkiem niemieckich obywateli oraz związana z tym akcja wysiedleń były działaniami moralnie usprawiedliwionymi.

Podczas "Dnia stron ojczystych" w sierpniu 2009 roku przewodnicząca Związku Wypędzonych Erika Steinbach powiedziała, iż "z zimnym sercem zacierane jest to, że mieszkańcy Monachium, Hamburga czy Lipska nie zostali wypędzeni, nawet jeśli byli fanatycznymi narodowymi socjalistami, nawet gdy popełnili zbrodnie". W odpowiedzi na zarzut liderki wypędzonych trzeba stwierdzić, że powojenne wysiedlenia były próbą pozytywnej solidarności dla całego narodu niemieckiego. Mieszkańcy obszarów pozostawionych w granicach Niemiec musieli podzielić się z napływającymi wysiedleńcami swoim "heimatem" - również w wymiarze materialnym. Jeżeli dzielili się skąpo, jeżeli solidarności między Niemcami zabrakło, to pretensje w tej kwestii winna Steinbach kierować do własnych rodaków. [21]

Aktywiści środowisk niemieckich wysiedleńców poddając krytyce decyzje poczdamskie powołują się często na "prawo do stron rodzinnych" oraz "święte" prawo własności. Zapominają przy tym, że prawa te nie są bezwarunkowe, podobnie jak większość innych praw przysługujących jednostkom lub społecznościom. [22]

Tak jak obowiązek płacenia przez jednostki i organizacje podatków jest ograniczeniem prawa dysponowania własnością w imię potrzeb służących całej społeczności, tak wysiedlenie Niemców i odebranie im majątków było ograniczeniem "prawa do stron rodzinnych" oraz prawa własności podyktowanym nadrzędną koniecznością wydźwignięcia z zapaści ofiary niemieckiej agresji, jaką była Polska.

Dlatego chybiona jest teza programu CDU i CSU przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku, wygłoszona ustami kanclerz Angeli Merkel według której "Wypędzenia każdego rodzaju muszą zostać potępione na płaszczyźnie międzynarodowej, a naruszone prawa muszą zostać uznane". Jeżeli odczytuje się to przesłanie wprost, to słowom pierwszej damy niemieckiej polityki oczywiście nic nie można zarzucić. Jednak dla nikogo nie ulega wątpliwości, że kanclerz Merkel mówiąc o "wypędzeniach wszelkiego rodzaju" ma na myśli powojenne wysiedlenia Niemców, a to już zmienia postać rzeczy. [23], [24]

Sugerowane przez Merkel uznanie naruszonych praw, w przypadku Niemców wysiedlanych po Drugiej Wojnie Światowej może dotyczyć tylko tych osób, które podczas prowadzonej akcji padły ofiarą przestępstwa, na przykład morderstwa.

Nie ma ścisłych danych na temat liczby przestępstw popełnionych przez Polaków na wysiedlanych Niemcach. Według dr hab. Bogdana Musiała z IPN, podczas wysiedlania Niemców z rąk polskiego aparatu bezpieczeństwa życie straciło kilkanaście tysięcy osób. Wikipedia za Nową Encyklopedią Powszechną PWN podaje, że w administrowanych przez polskie władze obozach przesiedleńczych zmarło 60 tys. Niemców, co jednak nie oznacza że wszystkie te zgony nastąpiły na skutek działań przestępczych. Z założenia, że liczba zabitych przez Polaków Niemców wynosiła 50 tys. wynikałoby, że w ciągu kilkuletniej akcji przesiedleńczej życie z winy Polaków straciło tylu Niemców ilu Polaków ginęło w ciągu siedemnastu dni Drugiej Wojny Światowej. [25], [26]

Trzeba zaznaczyć, że w przypadku wysiedleń prowadzonych przez Polaków - odmiennie niż w przypadku przesiedleń organizowanych przez Niemców - przestępstw dopuszczali się przede wszystkim funkcjonariusze władzy która nie miała społecznego poparcia i demokratycznego rodowodu, o czym świadczy tragedia Powstania Warszawskiego i sfałszowane wyniki wyborów w styczniu 1947 roku. Zatem gwałtów poczynionych na Niemcach są winni przede wszystkim stróże komunistycznego systemu przyniesionego do Polski na radzieckich bagnetach.

Istnieje proste rozwiązanie problemu niemieckich wysiedleńców na których Polacy dopuścili się przestępstw, bowiem państwo niemieckie jest w posiadaniu należnych Polsce środków z których można by wypłacić ofiarom lub ich rodzinom odszkodowania. Co to za środki? Jak wykazano, przejęcie wschodnich obszarów Niemiec pokryło 60% strat jakie Niemcy wyrządzili Polsce podczas Drugiej Wojny Światowej. Z pozostałych 40% (384,7 mld euro) Niemcy na pewno nie zwróciły Polsce całości. W każdym razie do oddania pozostało bez wątpienia tyle ile trzeba aby wypłacić wszystkim ofiarom polskich przestępstw lub ich rodzinom milionowe odszkodowania.

Sposobem na zatrzymanie spirali obopólnych polsko-niemieckich żądań materialnych jest podpisanie dwustronnego traktatu o wzajemnej rezygnacji z roszczeń wynikających z Drugiej Wojny Światowej. Premier Kaczyński w 2006 roku złożył władzom niemieckim propozycję podpisania takiego traktatu, jednak została ona przez stronę niemiecką odrzucona. [27]

Negatywne stanowisko Berlina wobec projektu ostatecznego zamknięcia kwestii polsko-niemieckich roszczeń skłania do pytań o intencje jakie kierują twórcami powstającego centrum "Ucieczka, wypędzenie, pojednanie" dokumentującego losy wysiedlanych Niemców. Czy nie chodzi tu czasem o celebrowanie rzekomo niesprawiedliwie doznanych krzywd, a w konsekwencji o zrównanie w oczach opinii społecznej sprawcy wojennego nieszczęścia z jego ofiarami, co dałoby sprawcy tytuł do materialnych roszczeń?

Istotne fakty wskazują, że polsko-niemieckie pojednanie pozostaje na razie tylko mirażem, w którego realność mogą wierzyć jedynie niepoprawne pięknoduchy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Gospodarka, kultura i społeczeństwo”