Polska - Litwa

Polityka zagraniczna RP, sformułowana po przemianach politycznych w 1989, określa ją polska racja stanu. Podstawowe cele polityki zagranicznej w latach 90. pozostawały niezmienne mimo zmian politycznych w parlamencie i rządzie. Są to: członkostwo w NATO oraz Unii Europejskiej, współtworzenie stabilnego systemu bezpieczeństwa europejskiego opartego na współdziałaniu NATO, UZE, OBWE oraz ONZ, utrzymywanie dobrosąsiedzkich stosunków z państwami regionu, działanie na rzecz współpracy regionalnej, zrównoważona polityka wobec Zachodu i Wschodu, popieranie procesów rozbrojeniowych, ochrona tożsamości narodowej i dziedzictwa kulturowego, rozwinięte kontakty z Polonią.
Artur Rogóż
Administrator
Posty: 4635
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 24 maja 2010, 04:01
Kontakt:

Polska - Litwa

Post autor: Artur Rogóż »

Litwa: Kryzys mija, problemy Polaków pozostają

Martyna Kośka

Pomimo wieków wspólnej historii dzisiejsza Litwa jest dla większości Polaków państwem nieznanym. Niby wszyscy kojarzą, że kryzys nie oszczędził Litwinów, wiedza też o problemach Polaków tam mieszkających. Kojarzą nazwisko wieloletniego prezydenta – Valdasa Adamkusa. I na tym znajomość sąsiada kończy się.





Valdas Adamkus, który przez wiele lat mieszkał w Stanach Zjednoczonych, dokąd jego rodzina wyemigrowała w poszukiwaniu spokojniejszego życia po wojnie, wystartował w wyborach prezydenckich w 1998 roku. Wcześniej zorganizował kampanię prezydencką innego polityka. Na okres jego prezydentury przypadły negocjacje, poprzedzające wstąpienie do Unii Europejskiej i NATO (do Sojuszu Litwa przystąpiła w 2004 roku, a więc później, niż Polska). Niespodziewanie nie wygrał wyborów prezydenckich w 2003 roku, ale powrócił jako głowa państwa już w 2004 r., gdy zwycięzca wyborów, Rolandas Pakas, został odsunięty od pełnienia urzędu po ujawnieniu jego udziału w aferze korupcyjnej. Adamkus uzyskał zaledwie kilkuprocentową przewagę nad swoją przeciwniczką. Najwyraźniej dwie kadencje prezydentury odpowiadały jego ambicjom, bo w wyborach w 2009 roku nie wystartował, czym zaskoczył nie tylko swych zwolenników. Już w pierwszej turze głosowania zwyciężyła niezależna kandydatka Dalia Grybauskaitė. Ekonomistka z wykształcenia, może pochwalić się m.in. piastowaniem stanowiska ministra finansów oraz komisarza europejskiego odpowiedzialnego najpierw za kulturę i edukację, a następnie za kwestie budżetowe. Pani prezydent dobrze mówi po polsku (podobno nauczyła się go słuchając naszych rodaków, których nie brakuje na litewskich ulicach), czemu dała wyraz w trakcie oficjalnych wizyt w Warszawie.

Gospodarcza huśtawka

Jeszcze w 2007 roku tempo wzrostu gospodarek państw bałtyckich wynosiło w granicach 10% rocznie. Wprawiało to w zdumienie całą Europę. Wzrost płac, hojnie udzielane przez banki (zwłaszcza te zagraniczne) kredyty, inwestycje, które angażowały znaczna część budżetu – wszystko to wcześniej czy później musiało doprowadzić do przegrzania gospodarki. Kryzys, który w 2008 roku rozpoczął się Stanach, uderzył w Litwę z pełnym impetem. Mieszkańcy mogli przyglądać się, jak z dnia na dzień spadają wszelkie wskaźniki gospodarcze. Nikt nie miał wątpliwości – to nie będzie tylko zwykłe osłabienie gospodarcze.

Warto zwrócić uwagę, że w chwili, w której kryzys się rozpoczął, każde z państw bałtyckich było na innym etapie rozwoju. Litwa dopiero zbliżała się do punktu, w którym była Estonia, czyli do apogeum swego rozwoju. W polskich programach informacyjnych coraz częściej pokazywano naszych mieszkających na Litwie rodaków, którzy drżącym głosem wyrażali swoje obawy dotyczące przyszłości. Nie było w tym przesady. W ciągu zaledwie kilku miesięcy bezrobocie sięgnęło ponad 17% . W 2010 r., gdy sytuacja gospodarcza w Polsce stosunkowo się ustabilizowała, nasi sąsiedzi zmagali się z bezrobociem na poziomie 13%. Przedsiębiorstwa zamknięte na początku kryzysu nie wznowiły działalności, administracja publiczna nie zwiększyła zatrudnienia. O około 10% zmniejszono świadczenia emerytalne. Jeszcze w 2009 roku jedna z polskich gazet codziennych poświeconych gospodarce grzmiała: „Gospodarka Litwy najgorsza w całej UE”. W artykule można było przeczytać o kurczącej się gospodarce (12,6% w I kwartale 2009 roku). Prognozy na przyszłość były równie mało optymistyczne – i niestety, w dużej mierze pozostają aktualne. Bezrobocie jeszcze przez jakiś czas ma rosnąć.

Niestety, Litwa wciąż nie odzyskała zaufania zagranicznych inwestorów. Być może boją się oni inwestować w kraju, który w jednym roku ma jedną z najbardziej galopujących gospodarek na kontynencie, a w kolejnym musi walczyć, by odbić się od dna. Ten przykład pokazuje, ze żadna skrajność w gospodarce nie jest dobra, a państwa, które w zbyt krótkim czasie pragną nadrobić wieloletnie zaległości nierzadko po prostu dostają zadyszki tak dużej, że nie są już w stanie dalej funkcjonować. Wyrazem niepokoju społecznego były przechodzące ulicami największych litewskich miast manifestacje, które – gdy chodzi o przebieg – ustępowały tym, które odbyły się w Rydze czy w Tallinie.

W lepszych czasach rząd Litwy mówił o wprowadzeniu wspólnej waluty UE w roku 2014 lub 2015. Od co najmniej 2010 roku wiadomo, że jest to nie do zrealizowania, zresztą można przypuszczać, że nawet, gdyby Litwa spełniła kryteria konwergencji, Litwini nie przejawialiby nadmiernego entuzjazmu z powodu zmiany waluty. Mają już dość niepewności, podwyżek, braku stabilności gospodarczej. Jako główny powód rezygnacji z aspiracji do wstąpienia do strefy euro prezydent Dalia Grybauskaite wskazała konieczność wyrównania emerytur do wysokości sprzed kryzysu.

Warto wiedzieć, że to już drugie podejście Litwy do tematu wspólnej waluty. Kraj przymierzał się do wielkiej zmiany już w 2007 roku, na przeszkodzie stanęła jednak zbyt wysoka inflacja – o około zaledwie 0,3% przekroczyła maksymalny poziom dopuszczalnej inflacji. Litwini uznali to za przejaw złej woli ze strony Komisji Europejskiej. Złość może być zrozumiała, gdy wziąć pod uwagę fakt, że Włochy i Grecja zostały dopuszczone do klubu krajów euro landu na podstawie zapewnień, że zredukują swoje wielkie zadłużenie do poziomu 60% PKB. Jak wiadomo, Grecji się nie udało. Litwa, choć po 2008 roku także nie mogła pochwalić się doskonałymi wynikami gospodarczymi, takich problemów nigdy nie doświadczyła.

Mniejszość roszczeniowa czy dyskryminowana?

Wbrew oświadczeniom polityków, wygłaszanym w trakcie bilateralnych spotkań czy wspólnych obchodów (np. Święta Niepodległości w 2010 r.), sprawy polsko-litewskie przyjmują nie do końca satysfakcjonujący obrót. Punktem zapalnym są prawa mniejszości polskiej na Litwie. W maju 2010 roku litewski parlament uznał, że nakładanie kar finansowych za używanie polskich nazw ulic i miejscowości jest zgodne z prawem. Wcześniej stanowisko takie zajęła Litewska Państwowa Inspekcja Językowa, która nałożyła mandat na właścicieli dwóch firm przewozowych, którzy na tabliczkach umieścili dwujęzyczne oznaczenie trasy jazdy autobusów. Litewskich posłów nie przekonał nawet twardy fakt, że używanie dwujęzycznych napisów jest przewidziane w konwencji Rady Europy o ochronie mniejszości narodowych, więc ma pierwszeństwo przed prawem krajowym. Należy pamiętać, że w zasadzie w całej Unii Europejskiej podwójne nazewnictwo na obszarach, gdzie występują duże skupiska mniejszości narodowych, jest standardem.

To niestety nie jedyny przykład łamania praw mniejszości – nierozwiązany pozostaje problem używania języka polskiego jako pomocniczego (obok litewskiego) w urzędach. Dotyczy to obwodów wileńskiego, solecznickiego oraz częściowo trockiego i święciańskiego – zamieszkałych przez znaczną grupę Polaków. Obowiązująca od 1995 roku ustawa o języku litewskim jest niezgodna z niektórymi postanowieniami ustawy o mniejszościach narodowych. Stosownie do jej uregulowań, nazwiska polskich obywateli mieszkających na Litwie mogą być zapisywane jedynie po litewsku. Polacy chcieliby zapisywać swoje nazwiska w brzmieniu oryginalnym. Na wszystkie przejawy łamania przez Litwę praw mniejszości polskiej zwrócił uwagę Związek Polaków na Litwie w wydanym w połowie lutego 2011 roku raporcie. Autorzy raportu zwrócili uwagę na przejawy nietolerancji, której przykładem jest wypowiedź wiceprzewodniczącego Komitetu Spraw Zagranicznych Sejmu Republiki Litewskiej Justinasa Karosasa. Zauważył on, że ten, komu nie odpowiadają porządki panujące na Litwie, może w każdej chwili wyjechać do Polski.

Znaczenie polskiej mniejszości i reprezentującej ją siły politycznej w postaci Akcji Wyborczej Polaków na Litwie (AWPL) w życiu społecznym kraju, potwierdziły wyniki lutowych wyborów samorządowych. Okazały się one dla AWPL ogromnym sukcesem, szczególnie w powiatach: wileńskim (65% głosów oddanych na Akcję) i solecznickim (70%), ale również trockim (19%) i święciańskim (13%). AWPL będzie także jedną z gł. Sił współrządzących samym Wilnem, gdzie uzyskała 15% głosów i dwukrotnie zwiększyła liczbę radnych. O antypolskich nastrojach mogą świadczyć m.in. pojawiające się w debacie publicznej stwierdzenia, iż po sukcesie AWPL stolicę kraju należałoby przenieść do Kowna.

Były prezydent Litwy, Valdas Adamkus oskarżył stronę polską o zepsucie wzajemnych stosunków. "Polska dzisiaj usiłuje zaistnieć wśród dużych państw, składając w ofierze wcześniejsze stosunki z Litwą" - powiedział w wywiadzie dla portalu Delfi. Na sporne zagadnienia w dwustronnych relacjach zwrócił uwagę prezydent Bronisław Komorowski w trakcie lutowej wizyty w Wilnie. Powiedział m.in. że „oczekiwanie tyle lat na wykonanie traktatu polsko-litewskiego jest rzeczą trudną do zrozumienia dla polskiej polityki”. Przypomniał też, że Polska od lat respektuje prawa mniejszości litewskiej, nie czyniąc problemów z dwujęzycznych nazw ulic czy pisowni nazwisk.

Nie tylko Polacy

Na Litwie żyje również duża mniejszość rosyjska – to około 220 tysięcy Rosjan, z których 75% przybyło na Litwę po 1945 roku. Stanowi to ponad 6% ogółu mieszkańców. Na Litwie działają rosyjskie stowarzyszenia i szkoły, a także partie polityczne, jednak w porównaniu z mniejszością polską Rosjanie są słabiej zorganizowani i mniej zainteresowani współdziałaniem dla realizowania wspólnych celów. To ciekawe, ale nawet na terenach, na których większość mieszkańców stanowią Rosjanie, w wyborach zwyciężają politycy startujący z list litewskich. Portal kresy24.pl zamieścił wypowiedź historyka z Uniwersytetu Wileńskiego, Grigorija Potaszenko. Tak wyjaśnił on nikłe zainteresowanie mieszkających na Litwie Rosjan otaczającą ich sytuacją polityczną: „Polacy wiedzą, czego chcą, a Rosjanie żyją w strefie kulturowej, polityka ich nie interesuje (…). Kompleks winy wobec Litwinów za zajścia z przeszłości również odgrywa sporą rolę”. Inny powołany w artykule ekspert wskazał, że „Trzeba rozumieć różnicę między Polakami i Rosjanami. Polacy — to autochtoni. Rosjanie w większości przyjechali z różnych regionów. Wśród Rosjan nie ma czegoś takiego jak solidarność narodowa”.

Sny o atomie

Podobnie jak pozostałe państwa regionu, Litwa notuje coraz lepsze wyniki gospodarcze, choć do stanu sprzed kilku lat jeszcze bardzo daleko. Dowodem na poprawiająca się sytuację niech będą podtrzymywane ambicje atomowe. Elektrownia ma powstać w miejscu zamkniętej Ignalińskiej Elektrowni Atomowej i ma być wspólną inwestycją litewsko-polsko-łotewsko-estońską. Budowa elektrowni ruszyła w 1974 roku. Planowano 4 reaktory, ale ostatecznie uruchomiono 2. Elektrownia zaopatrywała w energię także Łotwę, Estonię, Białoruś i obwód kaliningradzki . Wokół elektrowni powstało najmłodsze miasto Litwy - Visagina. Część ekspertów jest zdania, że elektrownia nie zagrażała bezpieczeństwu, mimo to Unia Europejska uznała ja za jedną z najniebezpieczniejszych elektrowni na świecie i uzależniła przyjęcie Litwy do swej struktury od zamknięcia Ignaliny. Po 26 latach funkcjonowania, 31 stycznia 2009 roku został zatrzymany ostatni reaktor.

Nie można określić, kiedy projekt nowej elektrowni zostanie zrealizowany, gdyż wciąż brak inwestora strategicznego. Do przetargu na budowę siłowni atomowej zgłosiło się tylko jedno konsorcjum, które w ostatniej chwili wycofało swoją ofertę. Trwają indywidualne rozmowy z inwestorami, ale żadna ze stron tych rozmów nie jest skora do podania bliższych szczegółów.

Należy mieć nadzieję, że sytuacja Polaków na Litwie faktycznie ulegnie zmianie, a nie będzie tylko tematem poruszanym przy kolejnych spotkaniach głów państw. Należy także wierzyć, że Polska oraz Litwa znajda język porozumienia i na arenie europejskiej będą działać jako partnerzy – znaczna część naszych interesów jest zbieżna, brak tylko języka porozumienia. Szkoda, bo przez wieki Polacy i Litwini we względnej zgodzie tworzyli wspólne państwo. Ta współpraca jest potrzebna obu stronom – zarówno podnoszącej się po ciężkim załamaniu gospodarczym Litwie, ja też Polsce, która dla przeforsowania swych pomysłów wciąż musi zyskiwać poparcie pozostałych członków UE.
http://www.stosunki.pl/?q=content/litwa ... staj%C4%85
Artur Rogóż
Administrator
Posty: 4635
Rejestracja: 24 maja 2010, 04:01
Kontakt:

Re: Polska - Litwa

Post autor: Artur Rogóż »

Litwo! Ojczyzno moja?

Joanna Zwierzyniecka
Choć przez kilka wieków Polacy i Litwini żyli w jednym państwie to dziś można powiedzieć, że co najwyżej żyją jak pies z kotem. Aby się o tym przekonać wystarczy odwiedzić dwa najważniejsze miasta tego niewielkiego bałtyckiego kraju-Wilno i Kowno.

Litwo! Ziemio utracona!

Wileńska Rossa jest cmentarzem przynajmniej w swojej starszej części polskim. 99% nazwisk brzmi polsko, a przy samym wejściu znajduje się słynny już grób matki Marszałka Piłsudskiego oraz jego serce „(Matka i serce syna”). Nekropolia znajduje się za torami kolejowymi w spokojnej dzielnicy litewskiej stolicy i wydaje się być trochę na uboczu. Najbardziej jednak uderza w niej zaniedbane nagrobki polskich żołnierzy z 1920 roku. Przypominające o bardzo trudnym dla obu narodów okresie międzywojennym.

Samo Wilno jest miastem europejskim w którym jest wiele interesujących miejsc do zwiedzania, ale uderzają kontrasty spotykane w naszym kraju tuz po obaleniu komunistycznej dyktatury. Choć wiele polskich osiedli pozostawia wiele do życzenia jeśli chodzi i o architekturę i o czystość to w porównaniu z wileńskimi i kowieńskimi osiedlami mogą uchodzić za co najmniej bardziej wyremontowane. To co można bardzo łatwo dostrzec to jak o wiele dłuższą i bardziej krętą drogę musieli przejść Litwini kiedy nastał kapitalizm. Choć w okresie wzrostu gospodarczego w latach 2005-2007 (nawet 6% wzrost gospodarczy) wszystkie kraje nadbałtyckie uchodziły za tzw. tygrysy północnoeuropejskie to jednak również ze względu na wielkość kraju kryzys dotknął ich znacznie boleśniej. Litewska gospodarka tylko w tym roku może się skurczyć aż o jedną piątą.

Jaki to właściwie język?

Litewski nie jest dla Polaka zrozumiały ponieważ nie należy on do słowiańskiej rodziny językowej, choć w pierwszym momencie brzmi bardzo podobnie do rosyjskiego. A i stosunek samych Litwinów kiedy usłyszą polski na ulicy bywa ambiwalentny. W Wilnie z racji dużego skupiska polonii w niektórych miejscach bez problemu można się porozumieć w naszym ojczystym języku, dotyczy to jednak głównie osób starszych a jeśli młodsza osoba zna polski to najprawdopodobniej ma polskie korzenie. Często jednak odpowiedź można usłyszeć po rosyjsku (niezwykle przydatny język na Litwie!), a z najmłodszym pokoleniem najprościej dogadać się po angielsku, który jest nauczany w litewskich szkołach od odzyskania niepodległości w 1991 roku.

Kowno

Kowno jest miastem które pełniło rolę stolicy przez okres komunizmu, a Polacy choć nie spotkają się wprost z objawami niechęci to jednak nie spotkają się też z sympatią. Na głównym deptaku miasta (Alei Wolności) stoi pomnik upamiętniający 600. rocznicę bitwy pod Grunwaldem. Niestety jednak nie ujrzymy tam dwóch rycerzy: polskiego i litewskiego górującego nad Krzyżakiem. Ujrzymy litewskiego rycerza którzy góruje nad… polskim i krzyżackim. Prawdą jest, że dużej mierze Polacy sobie przypisują wyłączność jeśli chodzi o zwycięstwo w 1410 roku nie mniej jednak ów pomnik sprawia wrażenie jakby Litwini wreszcie pokonali wszystkich swoich wrogów.

Mimo że Litwa to mały kraj ma jednak swoją dumę narodową. Jest nią niewątpliwie koszykówka. W odbywających się w tym roku Mistrzostwach świata zdobyła brązowy medal wygrywając 8 z 9 meczy. Kiedy akurat odbywa się mecz reprezentacji narodowej to Litwinów ogarnia gorączka niczym Polaków w latach największej świetności Adama Małysza a i do późnych godzin nocnych można na ulicach usłyszeć wszelkie narodowe piosenki.

Oba sąsiadujące ze sobą narody zarzucają sobie wiele krzywd: Litwini nam wytykają traktowanie ich ziem jak części własnego państwa, my nie możemy się pogodzić z pisownią polskich nazwisk po litewsku. Najlepiej jak zaczniemy robić ze sobą duże interesy, wtedy historia odsuwa się na dalszy plan, byleby nie skończyło się jak z Możejkami.
http://www.stosunki.pl/?q=content/litwo-ojczyzno-moja
Artur Rogóż
Administrator
Posty: 4635
Rejestracja: 24 maja 2010, 04:01
Kontakt:

Re: Polska - Litwa

Post autor: Artur Rogóż »

Polityka obronna Litwy

Robert Czulda

Choć może wydawać się, że Litwa nie stanowi istotnego elementu polskiego bezpieczeństwa, to przecież ten mały kraj jest jednym z ważnych buforów odgradzających nas od Federacji Rosyjskiej. Tym samym
bezpieczeństwo Litwy jest i w naszym interesie. Położenie geopolityczne przyniosło Litwie wiele problemów w XX wieku. Tym samym bezpieczeństwo Litwy jest i w naszym interesie. Położenie geopolityczne przyniosło Litwie wiele problemów w XX wieku. Na mocy porozumienia III Rzeszy i Związku Sowieckiego, kraj ten w 1939 roku trafił do strefy wpływów Moskwy, która kontrolowała go aż do 1990 roku.Wtedy to Litwa – jako pierwsza sowiecka republika – ogłosiła niepodległość. Nie chcąc dopuścić do utraty tak istotnego kraju, oddziały sowieckie dokonały szturmu na litewską stację telewizyjną, co zakończyło się śmiercią 13 osób. Tak rozpoczął się nowy etap w litewskiej historii – niepodległości.

W poszukiwaniu nowej drogi

Wraz z wyjazdem ostatnich żołnierzy rosyjskich w dniu 31 sierpnia 1993 roku, Litwa stanęła przed koniecznością wytworzenia własnej doktryny obronnej i polityki bezpieczeństwa, niezależnej, w oparciu o własny potencjał. Federacja Rosyjska z sojusznika stała się nagle głównym zagrożeniem ładu i bezpieczeństwa Litwy. Do tej pory to właśnie Rosjan Litwini boją się najbardziej. Niepokój wzrósł jeszcze bardziej, gdy Litwa oficjalnie zgłosiła chęć przystąpienia do NATO, uznając, że to właśnie ta organizacja stanowi fundament bezpieczeństwa Europy, a tym samym Litwy. Minister obrony narodowej L. Linkevicius uspokajał wtedy Moskwę, że wejście do Traktatu Północnoatlantyckiego ma ze strony Litwy charakter „szczery, przejrzysty i niekonfrontacyjny”. Już na początku lat 90. Litwini wyznaczyli trzy podstawowe źródła mogące negatywnie wpłynąć na bezpieczeństwo kraju:

* Zagrożenia zewnętrzne wynikające z niekorzystnego położenia politycznego kraju;
* Wpływy płynące z Federacji Rosyjskiej mające charakter polityczny;
* Wzrost przestępczości zorganizowanej;

Doktryna obronna Litwy już od wczesnych lat 90. charakteryzowała się stabilnością i konsekwencją w realizowaniu. Już wtedy za cel strategiczny uznano przyłączenie do NATO. Wejście struktur zachodnich wydawało się tak oczywiste, że kwestia ta praktycznie nie pojawiała się w społecznym dyskursie. W kraju zapanowała całkowita zgoda, czego dowodem jest podpisanie przez trzynaście ugrupowań wspólnej deklaracji w tej sprawie. Zdaniem niektórych ekspertów kraj ten już na wstępie odrzucił inne alternatywy całkowicie skupiając się tylko na integracji z zachodnimi strukturami. Litwa szybko dołączyła do Partnerstwa dla Pokoju, gościła przedstawicieli Traktatu w bazie wojennej w Kłajpedzie, a w 1992 roku przyjęła amerykańską fregatę. Zaledwie rok później Litwa po raz pierwszy uczestniczyła w ćwiczeniach morskich „Baltops”. Mimo współpracy rokującej szybkie włączenie, Litwa musiała długo czekać. Już w 1996 roku Litwa zgłosiła chęć przystąpienia do NATO, jednak zamierzeń nie udało się zrealizować z przyczyn politycznych. Zdaniem zachodnich polityków przyjęcie krajów bałtyckich mogłoby zahamować demokratyzację Rosji. Kraje zachodnie nie były także gotowe nakładać na siebie nowych zobowiązań i – w razie konieczności – gwarantować bezpieczeństwa krajów bałtyckich. Dopiero w 2002 roku Litwa otrzymała zaproszenie do NATO. Zgłoszenie poparła także Polska, tak jak kiedyś nasz wniosek znalazł poparcie Niemiec. Także i teraz nie wynikało to z sympatii, lecz z polityczno-militarnych kalkulacji. Dzięki przyjęciu Polski do NATO Niemcy przestawały być krajem granicznym, na terytorium którego prowadzona byłaby wojna. Dzięki przyjęciu Litwy, ewentualna wojna mogłaby rozegrać się na wschód od Polski.

Budowa własnej doktryny obronnej nie była prosta, bo kraj ten nie posiadał profesjonalnej i samodzielnej armii. Istniejąca struktura była archaiczna, podległa Moskwie i nie cieszyła się ani zaufaniem, ani szacunkiem Litwinów. Jak trudne okazało się to zadanie niech świadczy fakt, że litewskie siły zbrojne formalnie powołano dopiero rok po uzyskaniu niepodległości. W kwietniu 1990 roku utworzono Ministerstwo Obrony Narodowej, a sierpniu tegoż roku pierwsze oddziały Straży Granicznej podległe Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. We wrześniu utworzono oddziały gwardii terytorialnej.

Z czasem pojawiły się pierwsze formalne dokumenty z zakresu bezpieczeństwa. W dokumencie z 2004 roku, w porównaniu z tym z 2000 roku, zaszła istotna zmiana – Litwa odeszła od koncepcji „totalnej i bezwarunkowej” obrony w stronę odstraszania i obrony „kolektywnej”, tj. z pomocą NATO. Nie powinno więc dziwić, że na pierwszym miejscu raz jeszcze potwierdzono konieczność „wzmacniania bezpieczeństwa euroatlantyckiego”. Zmniejsza się też rola obrony cywilnej na wypadek wojny oraz odchodzi się od walki nieregularnej podczas okupacji. Zaufanie politycznych decydentów do NATO i wiara w skuteczność Traktatu wydaje się przesadna, czego jasnym dowodem jest zapisanie w strategii bezpieczeństwa przekonania, że siły NATO będą gotowe i zdolne bronić terytorium Litwy.

Obecnie Litwa dostrzega dużo więcej zagrożeń. Zgodnie z najnowszą doktryną obronną, do zagrożeń Litwini zaliczają:

* Działania obcych służb wywiadowczych;
* Niekontrolowane migracje ludności;
* Niestabilność regionalna;
* Międzynarodowy terroryzm;
* Demonstracje siły, prowokacje, groźby użycia siły;
* Broń masowego rażenia;
* Konflikty zbrojne;

Litwa wyraziła nadzieję na zwiększanie militarnych środków w ramach Unii Europejskiej z jednym zastrzeżeniem – nie mogą się one dublować z kompetencjami NATO. Litwa wspiera również utworzenie europejskich grup bojowych. W grupie „litewskiej” (kompania piechoty) znaleźć miałyby się również oddziały łotewskie, słowackie, polskie i niemieckie. Warto też zauważyć, że Litwa (jako bodaj jedyny kraj świata) w oficjalnej doktrynie obronnej dużo miejsca poświęca Polsce doceniając nasz wkład we włączenie Litwy w struktury europejskie.

Misje zagraniczne Litwy

Podobnie jak Polska, Litwa wsparła Stany Zjednoczone w tak zwanej Wojnie z Terroryzmem, wysyłając skromne siły do Iraku i Afganistanu. To konsekwencja istniejącego wśród litewskich wojskowych przekonania wyrażonego stwierdzeniem, iż „bezpieczeństwo Litwy zaczyna się w Afganistanie” oraz „NATO na Litwie, Litwa w Afganistanie”. Podczas gdy w Iraku Litwini znaleźli się pod polskim dowództwem (a także duńskim i brytyjskim), w Afganistanie – w 2005 roku – przejęli dowództwo nad zespołem rekonstrukcyjnym (PRT – Provincial Reconstruction Team). Już podczas trwania operacji „Enduring Freedom” Litwini zgłosili gotowość użycia 37-osobowego oddziału specjalnego. Litwa, jeszcze poza strukturami NATO, wsparła operację KFOR w Kosowie tworząc polsko-litewski batalion (LITPOLBAT) oraz wysyłając dziewięciu funkcjonariuszy policji do pomocy tymczasowym władzom ONZ (UN Interim Administration). Litwini wysłali też niemal stuosobową kompanię do wsparcia misji w Serbii (SFOR), wchodząc w skład sił duńskich. W kwietniu 2001 Litwa oddała do dyspozycji NATO samolot transportowy An-26 wraz z załogą do obsługi lotów z Neapolu. Warto tutaj dodać, że wspomniany LITPOLBAT, który miał za sobą również misje w Libanie, Iraku oraz Syrii, został rozwiązany w połowie 2007 roku. Zapowiedziano już jednak dalszą wojskową współpracę z Polską i przekształcenie stacjonującego w Kosowie polsko-ukraińskiego batalionu (POLUKRBAT) w polsko-ukraińsko-litewski batalion (POLUKRLITBAT), w którym litewski komponent miałby składać się z jednej kompanii.

Tak interesujące, jak i niespodziewane jest poparcie przez Litwę budowy w Europie amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej (BMD). Taki system (najlepiej w ramach NATO) już samym swym istnieniem wzmacniałby Europę, a tym samym Litwę. Co więcej, dawałby potencjalne zwiększenie bezpieczeństwa przed rosyjskimi rakietami, jak choćby operacyjno-taktycznymi zestawami rakietowymi Iskander M, które mogłyby zostać zainstalowane w Kaliningradzie. Pojawiły się nawet prasowe spekulacji o rzekomych propozycjach rozmieszczenia na Litwie elementów systemu. Niewątpliwie umieszczenie amerykańskich instalacji na dziesięciolecia związałoby Litwę ze Stanami Zjednoczonymi, co mogłoby być najistotniejszym elementem budowania bezpieczeństwa tego kraju.

Sąsiedzka współpraca

Integracja w ramach „trójkąta bezpieczeństwa” (OBWE, UE, NATO) byłaby jednak niepełna bez współpracy z krajami sąsiadującymi, które znajdują się w identycznej co Litwa sytuacji – Łotwą i Estonią. Litwa współpracuje z dwójką bałtyckich sąsiadów w ramach powołanego wiosną 1998 roku dywizjonu okrętów BALTRON. Zespół wspólne z jednostkami z Polski, Niemiec oraz Danii prowadzi oczyszczanie torów do portów bałtyckich z niebezpiecznych obiektów, będących pozostałością po II wojnie światowej. Zespół prowadzi również cykliczne ćwiczenia z zakresu ratownictwa morskiego.

Już w 1994 roku zainicjowano projekt powołania „Batalionu Bałtyckiego” (BALTBAT), który miałby wypełniać operacje utrzymywania pokoju, a jednocześnie umożliwiałby szybszą integrację z zachodnimi strukturami. Aktywny udział w powołaniu nowej jednostki odegrała przede wszystkim Norwegia, choć podpisano umowy o pomocy przy jej tworzeniu również ze Szwecją, Finlandią, Danią, Wielką Brytanią oraz Stanami Zjednoczonymi. Utworzona w oparciu o brytyjskie zasady taktyki i doktrynę zmechanizowany batalion piechoty został wysłany do Bośni w ramach misji SFOR.

Swego czasu Litwa zabiegała także o zaktywizowanie współpracy w ramach trójkąta współpracy Dania – Niemcy – Polska. Liczne spotkania ministrów obrony narodowej oraz wojskowych zaowocowały powołaniem w 1999 roku Wielonarodowego Korpusu Północ-Wschód w celu zwiększania interoperacyjności pomiędzy armiami krajów NATO i państw aspirujących. Obecnie sztabowcy Korpusu wspierają operację ISAF w Afganistanie. Aby szybciej dojść do standardów NATO, powołano również Balic Defense College z siedzibą w Estonii, która szkoli oficerów krajów bałtyckich według zasad i procedur NATO.

Dzięki aktywnej działalności władz i profesjonalizacji, siły zbrojne Litwy przeszły metamorfozę. Według sondażu opinii społecznej z 2002 roku, armia znalazła się na czwartym miejscu instytucji obdarzonych największym zaufaniem, za mediami, prezydentem i Kościołem.

Parasol NATO

Litwa nie posiada żadnych bojowych formacji powietrznych. Mimo rozpoczętego programu modernizacyjnego, kraj ten nadal posiada przestarzałe sowieckie i czechosłowackie samoloty. Aby zapewnić bezpieczeństwo przestrzeni powietrznej, w marcu 2004 roku NATO wzięło na siebie pełną odpowiedzialność za jej ochronę w ramach stałej operacji „Balic Air Policing”. Kraje członkowskie pełnią misję przez trzy – cztery miesiące. Obecnie jest to Norwegia pilnująca litewskiej przestrzeni powietrznej na samolotach F-16M. Przypomnijmy, że dokładnie dwa lata temu – w styczniu 2006 – nad litewskim niebem latały polskie MiG-29.

Takie wsparcie ma odstraszyć Rosjan, czego nie ukrywał swego czasu litewski szef MON, G. Kirkilas: „są przypadki naruszania naszej przestrzeni powietrznej przez Rosjan, choć niezbyt częste. Podczas tury amerykańskiej nic takiego nie miało miejsca”. Do incydentu doszło jednak nieco wcześniej – podczas tury niemieckiej. Wtedy to rosyjski Su-27 zboczył z trasy i rozbił się na Litwie. Za braki w systemie obrony zdymisjonowany został dowódca sił powietrznych J. Marcinkus, a rosyjski dowódca sił powietrznych W. Michaiłow nie szczędził słów krytyki: „Oczywiście nie planowaliśmy testowania obronności NATO, ale okazała się ona do niczego”. Oczywiste jest, że nie chodzi tutaj o realne zapewnienie bezpieczeństwa przestrzeni powietrznej. W przypadku wojny z Federacją Rosyjską cztery samoloty NATO nie przedstawiałyby żadnej wartości. Jednakże atak na jakikolwiek samolot NATO byłby równoznaczny z atakiem na cały Traktat. Stacjonowanie samolotów NATO na Litwie ma wymiar polityczny, a nie militarny - to otwarta manifestacja, że kraj ten znajduje się pod ochronnym parasolem Traktatu Północnoatlantyckiego.

Kalendarium bezpieczeństwa

1939 – Przekazanie przez III Rzeszę Litwy do Sowieckiej strefy wpływów
1940 – Proklamowanie Litwy Sowiecką Republiką Socjalistyczną
1990 – Ogłoszenie niepodległości Litwy i powołanie MON
1991 – Dołączenie Litwy do Organizacji Narodów Zjednoczonych
1992 – Formalne utworzenie Sił Zbrojnych Litwy
1993 – Wycofanie wojsk rosyjskich z Litwy
1994 – Przyłączenie się Litwy do Partnerstwa dla Pokoju NATO
2002 – Oficjalnie zaproszenie do NATO
2004 – Wstąpienie Litwy do NATO i Unii Europejskiej

Ramka

Samodzielne siły zbrojne Litwy zostały powołane w 1992 roku i składają się z trzech rodzajów broni (siły lądowe, powietrzne i morskie), ochotniczych sił obrony narodowej (obrona terytorialna) oraz komponentu rezerwowego. Łącznie w siłach zbrojnych służy obecnie około 10,000 żołnierzy. Istotną rolę odgrywają oddziały obrony terytorialnej zorganizowanych na wzór skandynawski. W 2004 roku powołano siły specjalne. W 2006 roku Litwa wydała na obronę 1,28% swojego PKB.

Najbardziej znaną formacją lądową jest składająca się z pięciu batalionów zmotoryzowana brygada piechoty „Żelazny Wilk” mająca na wyposażeniu nieliczne HMMWV. Jednostki lądowe opierają się na lekkim i mobilnym sprzęcie, choć mocno przestarzałym: transporterach opancerzonych M113A1, BTR-60 oraz MT-LB. Najnowszą bronią na wyposażeniu Litwinów są amerykańskie zestawy przeciwpancerne FGM-148 Javelin.

Podstawową jednostką marynarki wojennej są dwie fregaty produkcji sowieckiej klasy Albatros (oznaczenie NATO: Grisha III) oraz trzy norweskie szybkie łodzie patrolowe klasy Storm. Jeszcze w tym roku obie posowieckie fregaty zostaną wycofane ze służby, a zadania ochrony portów przejmą łodzie patrolowe.

Do 2011 siły powietrzne Litwy mają osiągnąć standardy NATO. Kraj ma do tego czasu wystawić lotnisko zdolne do serwisowania 24 samolotów transportowych, 14 – 16 samolotów bojowych pozostających w całodobowej służbie. Obecnie na wyposażeniu sił powietrznych Litwy znajdują się między innymi: transportowe An-2 (6 sztuk) oraz An-26 (3 sztuki), 6 maszyn szkolno-myśliwskich L-39, 10 transportowych śmigłowców Mi-8 oraz 2 maszyny Mi-2. W połowie 2007 roku litewska Straż Graniczna otrzymała trzy nowoczesne śmigłowce – 2 Eurocoptery EC135 oraz jeden EC145. Maszyny mają wzmocnić wschodnią granicę UE, zgodnie z postanowieniami z Schengen.

W zeszłym roku poza granicami kraju służyło prawie dwustu Litwinów – w Afganistanie (ISAF – 130), Bośni i Hercegowinie (ALTHEA – 1), Iraku (Enduring Freedom – 59) oraz Serbii (Joint Enterprise – 31).
http://www.stosunki.pl/?q=node/74
stach
Posty: 496
Rejestracja: 19 cze 2010, 03:48

Re: Polska - Litwa

Post autor: stach »

Artykul znaleziony w necie http://swiatowidz.pl/?p=2460 :
Histeria obojga narodów, czyli czemu Litwini nie lubią Polaków i odwrotnie. I co z tym można zrobić, jeśli to, co robiono do tej pory jakoś nie chce działać
28 May 2011,

Na ulicy Ausros Vartu (dla Polaków: Ostrobramskiej) dzwony głośno biją. A jakiś czas po dzwonach polska msza się rozlega. Tak, żeby było słychać: głośniki na full, demonstracyjnie, jakby to nie była msza, a uliczny hip–hop. Polskie mszalne zaśpiewy niosą się po ulicach litewskiej stolicy, jak głośna muzyka po rurach w bloku.

"Witold" na ulicach Wilna. W litewskiej tożsamości narodowej nie ma miejsca dla polskości. Zamiast się automatycznie obrażać i dąsać, zastanówmy się: dlaczego tak się dzieje? A może się nas boją? Tak samo, jak my byśmy się bali Niemców albo Rosjan?/AFP


Litewscy wilnianie ze stężałymi minami słuchają polszczyzny buńczuczącej się im po starówce. I zimno patrzą na rozmodlony tłum polskich turystów blokujących Ostrą Bramę.

– No, to już wiesz, czemu Litwini nie przepadają za Polakami – kiwa głową Tomasz, gdy mu opowiadam o polskiej mszy niosącej się po Wilnie jak ryk samca alfa. Wystarczy wyobrazić sobie Rosjan zachowujących się z podobną ostentacją w polskim mieście. Przy czym wyobraźmy sobie, że miastem tym byłaby polska stolica. I że Rosjanie stanowiliby w niej prawie dwadzieścia procent mieszkańców.
Po polsku Tomasz ma na imię Tomasz i tak na niego mówią w domu, ale w litewskim dowodzie wpisane ma „Tomas”. Polacy muszą bowiem na Litwie zapisywać swoje imiona i nazwiska na litewski sposób. Wymaga tego nie tylko państwo litewskie, ale i litewska ortografia. Tutaj nawet Lenin to Leninas, a George Walker Bush to Džordžas Volkeris Bušas i nie ma przebacz. Harry Potter to Haris Poteris, James Bond to Džeimsas Bondas, a Arnold Schwarzenegger: Arnoldas Švarcenegeris.
Polacy uważają jednak, że na swojej ziemi – bo są tu przecież od pokoleń – mają prawo wpisywać sobie w dowody swoje polskie nazwiska, i kategorycznie się tego domagają: Jan Kowalski chce być Janem Kowalskim, a nie Jonasem Kovalskisem.

Z Polską nie tak łatwo
Im bardziej kategorycznie się natomiast Polacy domagają, z tym większą niechęcią i podejrzliwością Litwini do tego podchodzą. Pomiędzy środowiskami litewskich Polaków a Litwinami od dawna trwa zimna wojna, która ostatnimi czasy przełożyła się na najgorsze w Unii Europejskiej stosunki międzypaństwowe. Badania opinii publicznej przeprowadzone na zlecenie Delfi.lt wskazują, że Polacy są najmniej lubianymi sąsiadami Litwy. Udało nam się przebić nawet Rosję, która pod względem sympatii tradycyjnie miała w regionie najniższe notowania.
Tomasz ma dobrze ponad dwadzieścia lat i serdecznie dosyć polsko–litewskich animozji.
– Tu mi dobrze. Wyjeżdżać stąd nie zamierzam, a żreć się z Litwinami nie chcę – mówi. Siedzimy na tarasie knajpy „Užupio Kavine” na Zarzeczu (lit. Užupis), dzielnicy Wilna uważanej za artystyczną, która w prima aprilis 1997 roku „ogłosiła niepodległość” i teraz w każdą rocznicę powstania „republiki artystów” artyści–celnicy stoją na moście nad „graniczną” Wilejką i sprawdzają „imigrantom” paszporty.
Tomasz woli mówić o „niepodległości” Zarzecza, niż o autonomii Wileńszczyzny. Po pierwsze, bardziej to interesujące, a po drugie przynajmniej coś z tego jest: dzielnica stała się kultowa, odżyła, dużo się dzieje na Zarzeczu: eventy, happeningi, koncerty, luźny, przyjemny klimat. A nie jak w środowisku natchnionych Polaków: nudne i toksyczne patriotyczne trucie i nakręcanie polsko–litewskiej niechęci.
– Owszem, jestem Polakiem, ale i Litwinem – uważa. – Przez setki lat to się nie wykluczało, to i teraz się nie musi wykluczać. Oni się po prostu boją Polaków, tak samo, jak Polacy baliby się w podobnej sytuacji – na przykład – Niemców. Trzeba ich zrozumieć i tyle.

Swoje, moje, nasze
Tomasz z Wilna jest dumny. Uważa, że lepsze do życia, niż Warszawa. Mniejsze, ale ładniejsze, chce się tu żyć. I w ogóle, jak twierdzi, Litwa teraz od Polski ładniejsza: wszystko wysprzątane, zadbane, władzom zależy, żeby było estetycznie. Jest obywatelem Republiki Litwy i dobrze mu z tym.
– Gram w jednej drużynie z Litwinami, a nie przeciwko nim – deklaruje. A co najważniejsze, jest w Wilnie u siebie, bo jego rodzina pochodzi z Wileńszczyzny od wieków.
– W litewskim Wilnie czujesz się u siebie? – Upewniam się.
– A co jest nie tak z litewskim Wilnem? – Zaperza się. – W czym gorsze od polskiego? Że „nie nasze”? Ja uważam je za swoje, moje, nasze. W Wilnie żyją Litwini, więc rozmawiam z nimi po litewsku. To tylko język, człowieku. Jeśli się nim posługujesz, a ja go przecież znam od dziecka, to gdzie jest problem? Że flagi biało–czerwone nie powiewają?
– Może to, że pamięć historyczna inna.
Tomasz się śmieje.
– Pamięć historyczna? A nie masz innych problemów?
Czego Tomasz najbardziej nie lubi? Gdy jakaś uduchowiona polska wycieczka się napatoczy, kiedy siedzi z polskojęzycznymi znajomymi przy piwie.
– Jak tacy pielgrzymi usłyszą, że mówimy po polsku – dalej, płakać nad naszym uciemiężeniem! Jakbym był jakimś nieszczęśnikiem w kajdanach i łachmanach. Teraz – mówi – jak tylko słyszymy Polaków, od razu przechodzimy na litewski.

Nieczysta mowa ojczysta
Większość młodych litewskich Polaków równie dobrze, jak na litewski mogłaby przejść na rosyjski. Współczesny wileński dialekt, którym się posługują jest bowiem naszpikowany rusycyzmami, jak keks bakaliami.
Ale ten dialekt żyje. I jest nośnikiem tożsamości wielu młodych polskich wilnian.
W ich środowisku funkcjonuje swoista lokalna odpowiedź na Dorotę Masłowską: na kolejne odcinki internetowej powieści „Robczik” autorstwa Bartosza Połońskiego (po litewsku – Bartasa Polonskisa), która rozgrywa się w świecie wileńskich Polaków – siedemnastolatków czekała chyba cała młoda Polonia.
Jaki to język?
„Radakow nie ma, cielik pokazui, mag gra, internet wali – zdajsie wsio jest, a czegoś to brakui. Dobrze, że ja cyz nie palę, to by wapszie kompciłby jak cziort. Żurnały wsie przepatrzał. Dobrze, że na kółko psycholoczine w szkole był zapisawszy się, to wiem co to “užimtumo problema” i nie mam takiej parki, każda swoja chwila jakim to zajęciem zapełniam. Tak za to i na normalnego pacana smachiwaju w szkole, bo niebezdzielnicziu”.

- Wyobraź sobie, że wychowujesz się w mieście, w którym od urodzenia słyszysz trzy języki – mówi Ewelina Mokrzecka (po litewsku – Evelina Moksecka), autorka bloga „Pulaki z Wilni” prowadzonego w wileńskiej gwarze. – Mamy tutaj mieszane towarzystwa. Zawsze w polskiej paczce był jakiś Litwin i odwrotnie. A skąd rosyjski? Bo wiesz… – śmieje się. – To taki gangsterski język. Jest w filmach, które oglądają Polacy, w muzyce, której słuchają.

Prubliemy jest, ale czeba ich ruzwionzywać, a ni spuskacia z jimi
Ewelina zdecydowała się wyjechać do Warszawy, ale ze środowiskiem wileńskim utrzymuje kontakty. A do Wilna zamierza kiedyś wrócić. Choćby na emeryturę.
- Naszą ojczyzną jest Wileńszczyzna – mówi. – Litwa funkcjonuje w świadomości tamtejszych Polaków jako trochę inny kraj. Mówi się na przykład, że ktoś jedzie „na Litwę” – śmieje się. – Ale z drugiej strony utożsamiamy się z Litwą. Gdyby grali ze sobą koszykarze litewscy i polscy, kibicowałoby się raczej litewskim…
Ewelinę nerwy biorą, gdy polscy narodowcy w jej imieniu wypowiadają się na temat problemów litewskich Polaków. Uważa, że na Litwie nie ma kto z kim prowadzić dialogu. Polaków z AWPL-u i ZPL uważa za twardogłową prawicę. Ale Litwinów z obecnego Sejmu ma za taką samą, więc, jak mówi, „summa summarum jest remis”.
Również Tomasz zdaje sobie, oczywiście, sprawę, że konflikt pomiędzy Polakami a Litwinami ma realne, a nie wydumane podłoże.
– Ale co, Polacy chcą awanturnictwem wymusić na Litwinach zrozumienie dla swoich problemów? – Dziwi się.

Sitzkrieg w internecie
W internecie pomiędzy bardziej narodowo nastawionymi Polakami i Litwinami od dawna toczy się wojna pozycyjna: zastała, na ciągle te same argumenty, bez szans na przekonanie kogokolwiek do czegokolwiek.
Kinga Geben, polonistka po Uniwersytecie Warszawskim, obecnie wykładająca na Uniwersytecie Wileńskim, ogłosiła w 2008 roku artykuł naukowy na temat specyfiki języka litewskich polskojęzycznych internautów.
„Zabawa językiem” – czytamy w skróconej wersji artykułu dr Geben zamieszczonej na stronach Wilnoteka.lt – „odbywa się w specyficzny sposób, na przykład poprzez dopisanie końcówek litewskich „as” do polskich słów typu: byłas rezydentas (były rezydent) […]”.

Na forum „Kurierwilenski.lt” zdecydowanie najczęściej spotykaną zabawą słowem poprzez użycie litewskiej formy jest często używane słowo „Lietuvis”. Po litewsku Lietuvis oznacza po prostu Litwina. Tutaj stosowane jest po to, by odróżnić Bałtów od Polaków.
„Lietuvisy to zupełnie nowy naród, a Litwinami jesteśmy my, a w zasadzie Polacy z północno – wschodnich terenów utraconych” – pisze „Robert” pod artykułem zamieszczonym na stronach „Kuriera Wileńskiego”.
Tak, tak – wielu polskojęzycznych internautów odmawia Litwinom miana Litwinów. Za „prawdziwych Litwinów”, spadkobierców Wielkiego Księstwa Litewskiego, uważają się bowiem oni sami – litewscy Polacy. Ci, których za Litwinów uważa świat, to na forach właśnie „Lietuvisy”, względnie „Żmudzini”.
„Gdyby to byli Litwini historyczni, to by już dawno tworzyli z nami państwo!” – wścieka się „Leszek0506” na forum Youtube, pod prześmiewczym teledyskiem kabaretu „Dviracio Zinios”. Teledysk ma tytuł „Wilno nasze”, kabareciarze poprzebierani za naszych rodaków, koniecznie z doklejonymi wąsami, jeżdżą po litewskiej stolicy turystycznym autobusem, śpiewają melancholijną pieśń na nutę naszych „Kolorowych jarmarków” i marzą o odzyskaniu Wilna dla Rzeczypospolitej.
Internetowy bój polsko–litewski toczy się często po angielsku – jedynym języku, w którym adwersarze mogą się wzajemnie skląć tak, by się zrozumieć. Jeszcze niecałe sto lat temu byłoby to mniej więcej tak dla Polaków do pomyślenia, jak teraz to, że po angielsku będą musieli rozmawiać z Kaszubami bądź Ślązakami.
„Lithuanians build it [Vilnius], it was our capital for like 500 years so why we should split it? Because there were many Poles and polonized Lithuanians? ” – szydzi Itaxer z propozycji jakiegoś polskiego „ugodowca” wielkodusznie proponującego wspólną polsko–litewską władzę nad Wilnem.
„Nobody in Poland knows meaning of words polonized Lithuanian. According to your way of thinking, who Landsbergis is? Lithuanised German”? – odpowiada mu złośliwie ktoś, kto podpisuje się jako „Kulik”.

Kilka rodzajów litewskości
W XIX wieku, w dobie przebudzeń narodowych, zaczęto opierać tożsamość narodową na języku litewskim i litewskiej kulturze. Michał Roemer, później przedstawiający się jako Mykolas Roemeris, pisał do Piłsudskiego tak: „była tu w Wilnie Litwa przed nami, zanim myśmy [Polacy] tu przyszli, i będzie tu Litwa, cokolwiek byśmy usiłowali zrobić […]”.
W czasie jednak, gdy Bałtowie przeżywali swoje odrodzenie, istniała także inna litewska tożsamość, i to ona dominowała na terenach dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego: była to tożsamość słowiańska: najpierw ruska, później coraz mocniej się polonizująca.
Bałtyjska Litwa była w podobnej sytuacji, co Słowacja: bez warstwy szlacheckiej, bez mieszczaństwa.
Polacy, którzy po I wojnie światowej zabierali się do budowy własnego państwa, wydawali się być zaskoczeni faktem powstania po sąsiedzku narodowego organizmu litewskiego. I to takiego, który nie był entuzjastycznie nastawiony do Polski i jej koncepcji federacyjnych. Litwini najzwyczajniej w świecie bali się po raz kolejny utracić swoją dopiero co i z takim trudem wskrzeszoną bałtyjską tożsamość i ustawiali się w opozycji do polskości – w alfabecie celowo zamienili używane wcześniej „cz”, „sz” i „ż” na wzięte z czeskiego „č”, „š” i „ž”. Polonizmy zostały z języka pousuwane i zastąpione słowami litewskimi.

Gdy po I wojnie światowej okazało się, że ci Litwini, którzy wybrali tożsamość bałtyjską, nie mają ochoty na bycie Polakami, Polska oberwała temu państwu choć Wilno. I nikomu nawet nie przychodziło do głowy ukrywać litewskości tych ziem: parapaństwo, które Żeligowski z Piłsudskim utworzyli wokół Wilna nazwano Litwą Środkową; w jej godle oprócz polskiego Orła Białego zmieściła się także litewska Pogoń. Chodziło tu po prostu o zupełnie inną interpretację litewskości.

Utarło się sądzić, że w międzywojennym Wilnie, poza garstką Bałtów i zwolenników ruchu narodowego, nie było Litwinów. Ale Litwini tam byli – tyle, że polskojęzyczni, o kulturze polskiej. I zdecydowanie poparli przyłączenie Wilna do „polskiej Litwy”.
Często dylematy „jaką opcję litewskości wybrać” nie były proste. Rodzony brat pierwszego prezydenta RP, Gabriela Narutowicza, Stanisław, był pośród sygnatariuszy niepodległości Litwy.

Pewna wstydliwa historia
Ale to nie był ostatni raz, gdy lokalni Polacy próbowali tworzyć na tych ziemiach dziwnego rodzaju twory parapaństwowe. W czasie, gdy Litwa odzyskiwała niepodległość od ZSRR wydarzyła się pewna wstydliwa historia, o której mało kto chce teraz pamiętać.

W czasie, gdy padał ZSRR, duża część litewskich Polaków, m.in. Związek Polaków na Litwie, poparła ideę utworzenie niepodległego państwa litewskiego. Nie wszyscy jednak: Jan Ciechanowicz i Anicet Brodawski, deputowani do Rady Najwyższej ZSRR, mieli inny pomysł: chcieli wykorzystać sytuację do utworzenia na terytorium dawnych Kresów tworu o nazwie Republika Wschodniej Polski.
– Pakt Ribbentrop–Mołotow został anulowany – mówi Ciechanowicz. – Dlatego te ziemie powinny wrócić do Rzeczypospolitej.
Pomysł był, oczywiście, absurdalny i nierealny, a co gorsza – inicjatywa polska została przez Moskwę oceniona jako wygodny do rozgrywania element nacisku na nowo powstające kraje, szczególnie Litwę.
– Przez rok nad Solecznikami powiewała polska flaga – broni Ciechanowicz swojego projektu, ale ta polska flaga powiewała nad Sołecznikami jako symbol utworzonego jednostronnie przez część Polaków Polskiego Kraju Narodowo–Terytorialnego, który niechętnie się odnosił do litewskiej niepodległości, szukając wsparcia raczej w Moskwie. A kiedy część polskich działaczy PKN–T poparła pucz Janajewa w ZSRR, miarka się przebrała: Związek Polaków na Litwie stanowczo odciął się od zwolenników współpracy z Moskwą. Litwini również zareagowali szybko: wprowadzili w regionie zarząd komisaryczny, a Warszawa, której zależało na istnieniu niepodległej Litwy, a nie na wspieraniu ZSRR, poparła te działania.
Ruch Polaków – sympatyków ZSRR przypominał jako żywo inne tego typu ruchy w czasie, gdy republiki dawnego Związku zamieniały się w nowe państwa narodowe: identycznie zachowały się choćby Gagauzja i Naddniestrze, odrywając się od wybijającej się na wolność, nacjonalizującej się Mołdawii i żądając pozostania przy ZSRR. Tego samego domagali się Abchazi w Gruzji.
Z tych jednak – między innymi – powodów Litwini nie przejawiają specjalnej ufności w lojalność litewskich Polaków.

Partyzancka Polska
Jeśli wyjechać z Wilna, to zaraz za miastem zaczyna się kraina, która jest jedną z niewielu żywych pozostałości dawnych Kresów. Lasy i pola, łagodne pagórki. Domki jak to na litewskiej prowincji: często drewniane, tradycyjne, ale coraz bardziej zadbane. Litwa odsadza się od postsowieckości jak daleko, jak może. W końcu już miłoszowski Czarny Józef mówił Wackonisowi w „Dolinie Issy”: „w Szwecji pracowałem, tak jak oni nam żyć”. Do Szwecji Litwie jeszcze trochę, ale kierunek ten.

Coraz to osiedle nowych, ciekawie zaprojektowanych domów – w ogromnej części zamieszkanych już przez litewskich Wilnian: to stołeczna wyższa klasa średnia wyprowadza się pod miasto. Ten odruch nowoczesnego państwa traktowany jest przez wielu litewskich Polaków jako zamach na polskość tej ziemi.

Po wsiach – litewskie nazwy ulic, szyldy, tablice na urzędach, wszystko w języku urzędowym, jak trzeba. Ale gdzieniegdzie, pod tymi litewskimi napisami – te same nazwy, te same szyldy, tablice – tyle, że już po polsku.

Ustawa o języku państwowym, głosi, że wszystkie publiczne napisy mają być w języku państwowym, ale litewscy Polacy twierdzą, że nie ma sprawy.
– Ależ napisy są po litewsku, jak ustawa nakazuje – odpowiadają. – A to, co pod tym – to już nasza rzecz.
Litwini wlepiają kary. Niemałe: za wykroczenie – równowartość około 500 złotych. W media poszła historia właścicielki sklepu, która się nie poddaje i pomimo kar polskiego napisu „Sklep spożywczy” nie ściąga i ściągać nie zamierza. Poszła historia właściciela firmy autobusowej, który swoją flotę zaopatrzył w tabliczki z litewskimi i polskimi nazwami miejscowości. Przewoźnik zapowiada, że jak trzeba, to pójdzie i do trybunału w Strasburgu.
W miejscowości Lozoriskes postawiono nawet dziki drogowskaz, stylizowany na oficjalny, na którym pod litewską, oficjalną nazwą miejscowości widnieje polska: „Łazaryszki”. Takich historii jest całe mnóstwo.
Romeris do Piłsudskiego pisał tak:
„Ten szczep, z którego wyrastają ludzie, jak Kościuszko, jak Mickiewicz, jak nawet Ty, Panie, tak różny charakterem i wolą od etnograficznego szczepu polskiego, nie może zginąć”.

Litwini się boją
Premier Litwy Andrus Kubulius skrytykował dwujęzyczne napisy. Większość Litwinów uważa, że polskie tablice trzeba jak najszybciej zdjąć.
Polacy się obrażają. A po tym, jak Justinas Karosas z Litewskiej Partii Socjaldemokratycznej powiedział, że ci, którzy nie chcą się integrować z litewskim życiem kulturalnym i politycznym mogą swobodnie wyjechać do Polski, na polskiej wileńszczyźnie zawrzało, mimo, że Karosas w końcu przeprosił.
Polacy przypominają, że Litwa nie ratyfikowała co prawda Europejskiej Karty Języków Regionalnych i Mniejszościowych, ale podpisała i ratyfikowała Europejską Kartę Samorządową i Konwencję Ramową Rady Europy o Ochronie Mniejszości Narodowych zezwalającą na używanie podwójnych napisów w skupiskach zamieszkanych przez mniejszość narodową. Podpisała i jej nie przestrzega, bo – jak twierdzą Litwini – jest sprzeczna z litewskim prawem.
Szerokim echem w polskiej społeczności odbiło się „kolaboranckie” wypracowanie pochodzącej z polskiej rodziny uczennicy Katarzyny Andruszkiewicz wygłoszone na szkolnej ceremonii w państwowym litewskim gimnazjum w Sołecznikach, mieście zdominowanym przez Polaków. Jak twierdzą Polacy, wypracowanie idealnie odzwierciedla stosunek Litwinów do polskiej mniejszości.
„W Litwie Wschodniej dominuje polski język i kultura […]” – można było przeczytać. – „Nawet dziś dużo ludzi nie mówi w języku państwowym, nazwiska są spolszczone, ale co mnie najbardziej zdziwiło i nawet wstrząsnęło to, że w niektórych miasteczkach nazwy ulic są pisane po polsku i po litewsku”.
„Kurier Wileński” ogłosił to wypracowanie obrzydliwym, godnym Pawlika Morozowa i porównał do działalności Hitlerjugend.

Puńsk
Czasem Litwini próbują odbić piłeczkę przywołując sprawę leżącego w Polsce Puńska, w którym większość mieszkańców stanowią ich rodacy. Ale nie ma co kryć: Litwini w Puńsku mają takie prawa, jakich sami u siebie odmawiają Polakom: dwujęzyczne tablice, litewski w urzędzie gminy jako język pomocniczy.
Na ulicy, w sklepie, w restauracji słychać głownie litewski. Faceci w ogródku knajpy z litewskim szyldem śpiewają przy piwie litewskie piosenki. W urzędzie gminy – Litwini.
Nie ma co owijać w bawełnę, i Litwini nie owijają. Mówią wprost: boimy się was i tyle. Jesteśmy małym narodem, mamy prawo bronić tożsamości. Petras Maksimaviczius, wiceprzewodniczący Wspólnoty Litwinów w Polsce mówił na łamach „Vilniaus Diena” tak:
– Jeżeli w Polsce nazwisko zmieni tysiąc Litwinów, to w 40–milionowej wspólnocie nie będzie to miało żadnego znaczenia. Na Litwie, ze względu na liczebność mniejszości sytuacja jest odmienna. Uważam, że Litwa ma prawo pilnować swych interesów i chronić swojej większości.

Klincz
I w ten sposób Polacy i Litwini tkwią w klinczu już od 20 lat. Litwini się Polaków boją, a Polacy ze swojej strony robią wszystko, by tylko przypadkiem tych lęków nie rozwiać. A jeśli upór faktycznie jest litewską cechą, to odziedziczyli ją jedni i drudzy.
Trudno odmówić Polakom prawa do walki o swoje. Ale jeśli metody, za pomocą których walczą nie przyniosły przez 20 lat innych rezultatów, niż coraz głębsze okopy i rosnąca niechęć – może lepiej zacząć zastanawiać się, co tu nie działa?
Redaktor naczelny „Kuriera”, Robert Mickiewicz, nie widzi w polskiej bojowej retoryce wielkiego problemu, uważa, że to nie stanowisko Litwinów jest złe. A poza tym – bez przesady. Retoryka retoryką, a życie – życiem.
– Nie możemy iść na kompromisy – odpowiada stanowczo, pytany, czy może warto by pomajstrować przy strategii.

Jeśli nie udaje się nauka na błędach, może uczyć się na sukcesach innych?
A może spróbować tego, co spróbował na Słowacji Most–Hid?
Tamtejsi Węgrzy, których sytuacja przypomina nieco sytuację Polaków na Litwie, przenieśli swoje głosy z tradycyjnie reprezentującej ich interesy Partii Węgierskiej Koalicji (SMK) na koncyliacyjny Most–Híd. Most–Híd to partia, której jednym z głównych celów jest porozumienie między Słowakami i Węgrami, a także rozwój społeczeństwa obywatelskiego, poszanowanie praw człowieka (z dużym naciskiem na prawa mniejszości – nie tylko narodowych) i utrwalanie demokracji.
Most–Híd, w przeciwieństwie do SMK, nie nastaje na autonomię terytorialną, na którą nie chcieli zgodzić się Słowacy. Może na Litwie też by się przydało takie odświeżenie wizerunku polskiej mniejszości? Może warto zacząć udowadniać Litwinom, że Polacy rozumieją litewskie lęki przed wynarodowieniem?
– Na Litwie też była Polska Partia Ludowa, nikt już o niej nie słyszy – ma wątpliwości Mickiewicz. – Tutaj też jest dialog prowadzony. Kiedy ten dialog był łagodny, do niczego to nie doprowadziło, a teraz, na szczęście, można zaobserwować zaostrzenie dialogu międzypaństwowego.
Ten ostry kurs RP wobec Litwy popiera również Artur Ludkowski, dyrektor Domu Polskiego w Wilnie i były wicemer litewskiej stolicy. Uważa, że zbyt długo Polska była wobec Litwy łagodna i pełna dobrej woli – i nic to nie dało.

Czy jednak nawet jeśli Polska cokolwiek na Litwie wymusi – czy wpłynie to dobrze na sąsiedzkie relacje? Jak Polacy odebraliby podobną politykę Niemców wobec Polaków? Jak odbierali taką politykę Rosji? Czy Litwini zaczną Polakom ufać? Czy można wymusić brak strachu?
Ludkowski uważa, że wiele czasu już zmarnowano. Gdyby tak nacisnąć ze 20 lat temu, to obecnie stosunki by się właśnie normalizowały. A tak…
– Dzięki ostrzejszej polskiej polityce na Litwie rusza debata publiczna. Pojawiają się artykuły, w których Litwini pytają sami siebie, czy aby do tej pory wszystko robiono właściwie? – mówi.
Rozmowa z panami Mickiewiczem i Ludkowskim przeprowadzona była przed podpisaniem przez Litwinów ustawy o oświacie. Wojowanie nic nie dało.

Ziemowit Szczerek
Husarz
Posty: 803
Rejestracja: 31 paź 2010, 04:37

Re: Polska - Litwa

Post autor: Husarz »

Polska flaga zakazana na Litwie
Polska flaga, którą 2 maja, w Dzień Polonii, obchodzony we wszystkich środowiskach polonijnych na całym świecie, w Jaszunach na swoim sklepie wywiesił Jarosław Pieszko, podpadła litewskiemu wymiarowi sprawiedliwości, który grozi grzywną.

- W Dzień Polonii wywiesiłem polską flagę, bo jestem Polakiem. W ten dzień polskie sztandary wywieszono we wszystkich zakątkach globu, tam gdzie są nasi Rodacy, gdzie są środowiska polonijne. Nikomu to nie przeszkodziło i nikt się nie poczuł ani oburzony, ani obrażony, a tu prawie natychmiast wezwanie na policję - powiedział nam Jarosław Pieszko. Problemy, jakich się nabawił zaraz po tym jak wywiesił na swoim sklepie flagę Polski, są kolejnym świadectwem tego, jak polskie tablice, napisy oraz jak się okazuje - polskie flagi - na Wileńszczyźnie są nie do przyjęcia dla centralnych władz. Władz, które z żelazną konsekwencją od lat zwalczają wszelkie przejawy polskości.

- Policjanci zarzucają mi, że wywiesiłem narodową flagę obcego państwa. Z tym zarzutem absolutnie się nie zgadzam. Wywiesiłem flagę, ale o mniejszych wymiarach niż flagi obcych państw i jest to symbol tego, że jestem Polakiem - mówił nam oburzony Jarosław Pieszko. Jak dowiedzieliśmy się w komendzie policji w Jaszunach, informacja o tym, że na sklepie Pieszki powiewa polska flaga, do komendy trafiła z Wilna.

- Ktoś anonimowo zatelefonował pod numer alarmowy i poinformował, że w Jaszunach na sklepie wywieszono flagę obcego państwa, czyli w tym wypadku - Polski - powiedział nam funkcjonariusz z komendy, który wolał zachować anonimowość. Dodał też, że obywatel, który poinformował ośrodek alarmowy, podał nawet czas (z dokładnością co do minuty(!), kiedy zobaczył flagę jakiegoś obcego państwa na sklepie.

- Niech mnie karzą, ale jak w święta polonijne i Polski wywieszałem polską flagę, tak i dalej będę ją wywieszał - powiedział stanowczo Jarosław Pieszko.

Artykuł pochodzi z "Kuriera Wileńskiego" - polskiego dziennika na Litwie

2010-05-08
Husarz
Posty: 803
Rejestracja: 31 paź 2010, 04:37

Re: Polska - Litwa

Post autor: Husarz »

Narodowcy litewscy: Przywrócić litewskość rejonowi solecznickiemu!

Prezes Litewskiego Związku Młodzieży Narodowej Julius Panka, fot. wilnoteka.lt
"Nasze korzenie - od Bałtów" - pod takim hasłem w Dziewieniszkach, polskiej wsi w rejonie solecznickim, trwa obóz młodzieżowy, który za cel stawia propagowanie bałtyckości i litewskości na Wileńszczyźnie. 80 procent mieszkańców Dziewieniszek stanowią Polacy. Obóz organizuje uchodzący za radykalny - Litewski Związek Młodzieży Narodowej. Słynie on ze współorganizacji głośnych marszów ulicami Wilna i Kowna pod hasłem "Litwa dla Litwinów".

Dziewieniszki zostały wybrane na miejsce obozu (swoją drogą, odbywającego się w tym miejscu już po raz drugi) nieprzypadkowo, gdyż, w opinii prezesa Litewskiego Związku Młodzieży Narodowej Juliusa Panki, tereny należące do rejonu solecznickiego są historycznie i etnicznie litewskie. "Mieszkańcy Solecznik i okolic są w rzeczywistości Litwinami - twierdzi Panka - świadczą o tym nie tylko źródła historyczne, lecz także nazwiska, które zostały spolszczone za rządów Piłsudskiego.

W obozie bierze udział litewska młodzież licealna, ogółem około 60 osób. Średnia wieku uczestników nie przekracza 16 lat. Wśród uczestników obozu jest też osiemnostolatek z Łotwy, który przyjechał na obóz ze swoją czteroletnią siostrą. Według organizatorów, uczestnikiem obozu mógł być każdy chętny niezależnie od narodowości.

Na program imprezy składają się pokazy starożytnych rzemiosł, wykłady z historii plemion bałtyckich, nauka gry na litewskich instrumentach ludowych czy też pokazy walk w wykonaniu członków klubów historycznych. Regulamin obozu zezwala na porozumiewanie się tylko w językach bałtyckich lub za pomocą znaków, natomiast języki germańskie oraz słowiańskie są niepożądane.

W rozmowie z "Wilnoteką" prezes Litewskiego Związku Młodzieży Narodowej Julius Panka zaznaczył, że propagowanie kultury i historii Bałtów ma na celu rozbudzenie litewskości wśród mieszkańców rejonu solecznickiego. Jednocześnie odżegnał się on od posądzeń o rzekomo nacjonalistyczne zabarwienie programu obozu twierdząc, że Związek nie ma na celu sianie szowinizmu i niezgody na tle narodowościowym.

Innego zdania są przedstawiciele władzy lokalnej. W opinii Andrzeja Andruszkiewicza, wicemera rejonu solecznickiego w działaniach i celach Związku towarzyszących obozowi można się dopatrzeć pewnego rodzaju prowokacji. Wyraził on też przekonanie, że przygotowanie obozu przez organizację posądzaną o radykalizm, w kilka dni po tragedii w Norwegii, jest przejawem braku trzeźwego rozsądku i dobrego smaku.

Kwestią dyskusyjną pozostaje też sprawa pozwolenia na organizację obozu. Kierownictwo rejonu solecznickiego twierdzi, że nikt z samorządem nie uzgadniał organizacji obozu, a o imprezie władze rejonu dowiedziały się dopiero z informacji medialnych. Z kolei, organizatorzy obozu twierdzą, że nie mieli oni obowiązku uzyskania stosownych pozwoleń, zaś informacja o obozie, zarówno w roku ubiegłym, jak i w bieżącym, była wysłana do władz rejonu z odpowiednim wyprzedzeniem.

Z informacji uzyskanych przez "Wilnotekę" wynika, że obóz przebiega na terenie szkoły zawodowej technologii i biznesu, która podlega nie samorządowi, a bezpośrednio Ministerstwu Oświaty i Nauki. Natomiast środki na organizację obozu wyasygnowała Fundacja Rozwoju Kultury, działająca przy litewskim Ministerstwie Kultury.

Obóz "Nasze korzenie - od Bałtów" potrwa do niedzieli.

Więcej informacji na ten temat w specjalnym reportażu, który już wkrótce ukaże się na portalu "Wilnoteka".

Wilnoteka / Narodowcy litewscy: Przywrócić litewskość rejonowi solecznickiemu!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Polska polityka zagraniczna”