POLSKA RZECZYWISTOŚĆ – W OCZEKIWANIU NA CUD

Zazwyczaj przyjmuje się, że przegłosowanie przez tzw. Sejm kontraktowy przywrócenia nazwy państwa polskiego Rzeczpospolita Polska i godła w postaci orła w koronie, które weszło w życie 31 grudnia 1989, zapoczątkowało symbolicznie powstanie tak zwanej III Rzeczypospolitej. Według innych opinii, za początek III Rzeczypospolitej uznaje się rozpoczęcie bądź też zakończenie obrad Okrągłego Stołu, lub powołanie rządu Tadeusza Mazowieckiego albo przeprowadzenie pierwszych po wojnie wolnych wyborów do Sejmu i Senatu w 1991, gdy nastąpiło tym samym przerwanie ciągłości niedemokratycznych struktur PRL. Konstytucja RP z kwietnia 1997 w swej preambule zawarła nazwę Trzeciej Rzeczypospolitej.
Warka
Posty: 1570
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 16 paź 2010, 03:38

POLSKA RZECZYWISTOŚĆ – W OCZEKIWANIU NA CUD

Post autor: Warka »

Rok 1989 stanowi w historii naszego kraju swoistą cezurę dzielącą od siebie dwie jakże różne epoki. Transformacja ustrojowa, jaka się wtedy dokonała była niewątpliwie początkiem wielkich przemian, pierwszym krokiem na drodze do demokracji i samorządności. Jednakże droga, na którą wtedy weszliśmy – patrząc z perspektywy mijających lat – jest trudna i kręta, pełna wyboi i czyhających zewsząd niespodzianek. Pomimo wielu wyrzeczeń wizja kraju ogólnej szczęśliwości i dobrobytu jest jeszcze dość odległa. No, cóż „wolność odzyskana zawsze jest mniej piękna od tej ze zbiorowych marzeń. Podobnych rozczarowań doświadczali mieszkańcy II Rzeczypospolitej, gdy dość szybko okazało się, że nie spełnią się wizje idealistów i nie będzie to kraj szklanych domów, do których klucze dostaną wszyscy” . Zdobyta wolność przytłoczyła nas swoim ciężarem, zapóźnienia naszego państwa w stosunku do państw Europy zachodniej okazały się o wiele większe niż sądziliśmy, a co gorsza, nikt nie był przygotowany do ponoszenia tak ogromnych kosztów. Owa »terapia szokowa« polegająca na odejściu od systemu gospodarki nakazowo – rozdzielczej, sprawującej szeroką kontrolę nad procesami produkcji, do gospodarki kierującej się zasadami wolnego rynku, gdzie o wszystkim decyduje już nie państwo, ale czasami wręcz bezwzględne reguły popytu i podaży, była ogromnym wyzwaniem dla całego społeczeństwa, które musiało zacząć kierować się nie tylko rachunkiem ekonomicznym, ale także nauczyć się odpowiedzialności za dobro wspólne jakim jest nasz kraj. Zmiany ustrojowe doprowadzić miały do ukształtowania się w naszym kraju społeczeństwa obywatelskiego i szerszego niż dotychczas, uczestnictwa w życiu politycznym i społecznym. To przecież „nie centralizacja państwa oraz życia gospodarczego i społecznego toczącego się w jego granicach, lecz globalizacja procesów politycznych, kulturalnych oraz ekonomicznych, ograniczająca klasyczne pojmowanie suwerenności państwa oraz decentralizacja jego kompetencji i struktur należą do najbardziej znaczących kierunków zmian, jakie przechodzi w ostatnich latach społeczeństwo”
Państwo zmuszone było więc zrezygnować z przynajmniej niektórych mechanizmów wpływania na gospodarkę po to właśnie, by mogło lepiej się ono rozwijać, dając tym samym obywatelom nie tylko poczucie wolności, ale i możliwość decydowania o własnym losie. Oczywiście, to wymagało od nas wyrobienia w sobie wielu, nieznanych dotąd umiejętności i wkroczenia na drogę, do której nie bardzo przystają nasze dotychczasowe przyzwyczajenia. Było to doświadczenie trudne i bolesne zarazem. Problem tkwi bowiem w tym, iż nie łatwo jest dokonać przeobrażeń ludzkiej mentalności i starych nawyków, a przecież to one powodują, że naszym staraniom ciągle jeszcze czegoś brakuje, a nasza gospodarka, mimo wysiłku wielu ludzi, wciąż »kuleje«. Wszak transformacja systemowa to proces stale się dokonujący, którego nie można zmienić jedną decyzją organu prawodawczego, zaś „sama reorientacja ustrojowa jest zaledwie wstępnym etapem na drodze do przełamywania stanu względnej izolacji i strukturalnego zacofania” . Wprowadzenie tych zasad w życie wymaga wiele czasu i dlatego proces ten, w polskiej rzeczywistości jeszcze się nie zakończył. Dlaczego jednak wciąż wątpimy w jego powodzenie?
Powodów takiej sytuacji jest wiele, najważniejszym z nich są problemy na jakie napotykają się współcześni mieszkańcy naszego kraju. Społeczeństwo bowiem coraz bardziej się rozwarstwia. Nieliczni się bogacą, większość zaś skazana jest na wiązanie przysłowiowego »końca z końcem. Dla wielu z nich nastały ciężkie czasy, w których pozostawieni zostali sami sobie. «, a czując się odepchnięci na margines społecznego życia, nie bardzo wiedzą jak sobie z tymi problemami poradzić. Czują się zapomniani, a kierują się nostalgią za czasami, w których to państwo roztaczało nad nimi swą opiekę, wracają do czasów PRL-u z sentymentem „Polska Ludowa coraz rzadziej jawi się jako kraj totalitarny, bez swobód demokratycznych, z wszechwładną monopartią na czele. Zapomina się, że była cenzura, dyktatura proletariatu i Służba Bezpieczeństwa, niczym nie skrępowana w swoich działaniach. W kabaretach, książkach i okolicznościowych happeningach wraca natomiast wspomnienie ojczyzny absurdów i paradoksów, w których wszystko było jedną wielką groteską, także władza” . Nikt nie pamięta tego, że tak naprawdę we wszystkich sprawach decydowała za nas partia, odgórnie decydując o naszych potrzebach i pragnieniach. A przecież władza wywodząc się z woli ludu powinna trafnie odgadywać jakie są przekonania tych, nad którymi sprawuje rządy. „Państwo powstało jakoby w wyniku wzajemnej umowy między ludźmi, że podporządkują się wspólnej władzy Władza- najwidoczniej także władza nieograniczona – została więc ustanowiona na mocy umowy między poddanymi” . Trudno więc oczekiwać, że ludzie krytykować będą to, co sami tworzyli. Tym bardziej, że - jak dalej konkluduje George Simmel - „nawet w warunkach najsroższego ucisku istnieje spory margines osobistej wolności. Przeważnie jednak nie zdajemy sobie z tego sprawy, gdyż zachowanie wolności w takich sytuacjach wymaga ofiar, których zazwyczaj nie chcemy ponosić” . Nic więc dziwnego, że kraj w którym żyli przedtem, nie jawi się aż taki zły; roztaczał przecież nad nimi opiekę, dawał pracę i gwarantował życie na przyzwoitym poziomie. Mało kto zdawał sobie wtedy sprawę z tego, iż tak naprawdę ówczesne reformy gospodarcze, wsparte na wielomiliardowych długach jeszcze bardziej cofały nas w rozwoju, a zmierzch tego ustroju widoczny był już od dawna
Droga na którą weszliśmy była więc historyczną koniecznością, Dlatego też, trzeba bardziej skupić się dziś na tym, aby w miarę szybko nadrobić cywilizacyjne zaległości. Pytania o to czy w ogóle warto po niej kroczyć wydają się pustą retoryka i stanowią kolejny dowód na to, że zmiany społecznej mentalności zachodzą najwolniej. Fakt, iż dzisiaj dla wielu rodaków myślenie kategoriami ekonomicznymi wydaje się być trudne, a nieznajomość podstawowych pojęć i praw rządzących gospodarką rynkową jest powszechna, nie może być usprawiedliwieniem dla działań, które jawnie kontestują tamten wybór. Owszem, można poszukiwać innych, łatwiejszych dróg zapewniających dobrobyt, jednakże nikt tak do końca nie wie czy, takowe istnieją. Dzieje się to teraz, kiedy toczą się dyskusje na temat przyszłej wizji naszego kraju. Chcemy stworzyć oryginalną drogę, stanowiącą pomost między kapitalizmem a socjalizmem, korzystającym z wszystkich dobrodziejstw obu tych systemów, nawet wbrew temu, iż tak naprawdę nie jest to realne. Uparte wprowadzanie społecznej gospodarki rynkowej czy inaczej mówiąc rozbudowywanie państwa opiekuńczego wbrew wynikającej kalkulacji rynkowej, to czysty populizm, a zarazem bardzo kosztowne przedsięwzięcie, za które płacą podatnicy. Należy sobie zatem otwarcie powiedzieć, iż „Polska trzecia droga to potworny dryf w kierunku etatystycznych regulacji, a równocześnie układ pełen dowolności i luk prawnych. (...) W Polsce zachowaliśmy po roku 1990 ogromną liczbę regulacji płacowych, cenowych, administracyjnych, stwarzając w ten sposób klimat dla korupcji i doraźności. Nie możemy się uporać z ogromnym »sektorem nierynkowym«, żądającym finansowania na podstawie ekonomicznego prawa kaduka. Zafundowaliśmy sobie Komisję Trójstronną po to, by móc przerzucać na państwo ekonomiczne konsekwencje sporów między pracodawcami a pracownikami. Nie ujedziemy daleko z państwem jako stroną w sporach płacowych. Tymczasem na tym właśnie polega nasza trzecia droga. Zafundowaliśmy sobie kodeks pracy skutecznie zniechęcający pracodawców do angażowania nowych pracowników. Pod hasłem ochrony rodzimej gospodarki wspieramy monopole. Ceny cukru i chleba to wymowny skutek tej ochrony. Robimy więc akurat to, od czego starają się odejść kraje Europy Zachodniej. Nie wmawiajmy sobie, że musimy powtarzać błędy krajów Unii. Nie powinniśmy rozbudowywać państwa opiekuńczego, bo na to po prostu nie mamy pieniędzy. Polska trzecia droga to skutek ulegania populizmowi przez kolejne rządy. Czas najwyższy powiedzieć sobie, że populizm występujący pod hasłem ucywilizowania wrednego kapitalizmu jest zawsze bardzo kosztowny, a przy tym niesprawiedliwy wobec tych, którzy są niedostatecznie głośni” .
Warto wiec pamiętać, że pomimo trudności jakie nas spotykają (niejednokrotnie z naszej winy, choć o wiele łatwiej wszystkie błędy przypisywać nam bezdusznemu kapitalizmowi), to droga, na którą weszliśmy przed kilkunastoma laty jest dla nas właściwa. Słusznie zauważył to profesor Marek Szczepański pisząc, iż to „Polska włącza się w funkcjonowanie rynku światowego po latach wymuszonej izolacji, ma zatem ograniczony wpływ na jego kształt i akceptować musi historycznie utrwalone reguły gry i zasady” . To, co wydarzyło się w Polsce końca lat 90-tych ubiegłego stulecia było rzeczą bez precedensu, pewną iskrą która dawała z jednej strony nadzieję na odzyskanie wolności i suwerenności państwa, splątanego w powojennej historii wieloma zależnościami, bynajmniej nie symetrycznymi; z drugiej zaś, co wydaje się nie mniej ważne, stwarzało szansę na przezwyciężenie gospodarczej niemocy ówczesnego systemu gospodarczego, tak skrzętnie ukrywanej pod płaszczykiem panującej wówczas ideologii i dołączenie do grona państw demokratycznych. Jednakże aby ten kuszący nas dobrobyt państw Zachodu nie mógł u nas zagościć niezbędne systemu były reformy gospodarcze, które, to fakt, zatrzęsły podstawami poprzedniego systemy, ale także, o czym warto pamiętać, dawały nadzieję na lepsze jutro.
Dzisiejsze dylematy rozwojowe bardzo dobitnie świadczą więc o bolączkach naszego państwa.. Wynika z tego, iż nie tak łatwo jest przygotować się do dokonania ostatecznego rozrachunku z poprzednią epoką, Aby konsekwentnie poprowadzić to, co zaczęliśmy niezbędne jest przełamanie pewnego wizerunku kraju, które odpowiedzialne jest za nasze problemy i kłopoty. Istota społeczeństwa obywatelskiego, które przychodzi nam z trudem budować, zawiera się we współdziałaniu wszystkich obywateli, aktywnie budujących swą pozycje w społeczeństwie. Parafrazując słynne już powiedzenie jednego z amerykańskich prezydentów, można powiedzieć: ”Nie pytaj co państwo może dla ciebie zrobić, zapytaj raczej co ty możesz zrobić dla państwa.” Wprowadzony ustrój polega właśnie na poszanowaniu własności i każe nam brać odpowiedzialność za nasze poczynania, a w sytuacji, gdy nie wszyscy sobie z nią radzą, nie wolno nam idąc za ich głosem zrezygnować z kolejnych niezbędnych rozwiązań. Efekty takiej postawy są mizerne, nie da się bowiem dobrobytu osiągnąć bez ciężkiej i rzetelnej pracy, nawet wtedy, gdy bardzo tego będziemy chcieli. Oczywiście, jest to w zasadzie problem polskich elit politycznych (lub de facto ich braku) które, jak już wspomnieliśmy kierują się raczej populistycznymi hasłami i dbaniem o żywotny interes swojej partii, niż szeroko pojętym dobrem społecznym; brak tu dalekosiężnych wizji rozwoju kraju, nie wspominając już o faktycznym informowaniu obywateli o zagrożeniach i niezbędnych krokach, które trzeba podjąć by temu zapobiec.
To wszystko prowadzi jednak do prowadzania polityki pod dyktando różnych grup nacisku. Jawne psucie gospodarki poprzez ciągłe sterowanie mechanizmami, za które w gospodarce wolnorynkowej (a do takiej przecież zdążamy) odpowiedzialna jest owa »niewidzialna ręka rynku«, to efekt nie tylko takiego sposobu uprawiania polityki, polegającego na tym, by nikomu się nie narażać, ale nade wszystko konsekwencja obaw i oporów większej części społeczeństwa, która nie wie, do czego owe zmiany mają prowadzić. Odpowiedź na pytanie dlaczego tak się dzieje jest niestety smutna, ale prawdziwa. Politycy psują gospodarkę dla dobra narodu; łatwiej jest bowiem ulegać wpływom grup nacisku, które niejednokrotnie właśnie wykreowały nasze quasi-elity polityczne, niż prowadzić politykę twardej ręki charakteryzującą się tym, że jej efekty, choć trwalsze, widoczne są dopiero po pewnym czasie. Faktycznie pod owym »dobrem narodu« „kryją się interesy konkretnych grup nacisku. Górników, którzy chcą pracować w dotowanych kopalniach, rolników pragnących sprzedawać świnie po zawyżonych cenach, taksówkarzy, którzy nie chcą, żeby po mieście jeździło więcej taksówek, odbierając im zarobek. Właścicieli sklepów, którzy nie życzą sobie konkurencji supermarketów i niższego marginesu zysków. Politycy chętnie ulegają grupom nacisku. Nie tylko dlatego, że chcą być lubiani, ale i dlatego, że lubią wszystko, co łączy się z polityką społecznej troski” . Bez przerwy słyszymy bowiem o polskiej specyfice, o nie sprzyjających okolicznościach historycznych, o wielkiej roli naszego państwa w budowaniu demokracji bloku wschodniego, żądając przy tym taryf ulgowych w dokonywaniu dalszych przemian. Nie należy jednak zapominać, że „honorowanie tak zwanych względów społecznych, rozumianych przy tym bardzo wąsko i doraźnie, powoduje straty gospodarki narodowej jako całości, osłabiając jej potencjał i podcinając możliwości zaspokojenia rzeczywistych potrzeb w przyszłości.(...) Chyba czas sobie wyraźnie powiedzieć, że z balastem polskiej specyfiki i populizmu będzie nam trudno do unii wejść i jeszcze trudniej w niej żyć” .
Ale czy winni są tylko politycy? Odzwierciedlają oni przecież obraz społeczeństwa, z jakiego pochodzą. Krytyka ich zachowań przychodzi nam dosyć łatwo, „tymczasem kilka milionów zwykłych ludzi pobiera wyłudzone świadczenia, uzyskiwane dzięki fałszywym orzeczeniom o inwalidztwie, oświadczeniom o pozostawaniu bez pracy czy zaświadczeniom kombatanckim. Tym sposobem niektóre osoby pobierające »dodatki za bezradność« jeżdżą samochodami na narty, otrzymujący zasiłki dla bezrobotnych czy świadczenia przedemerytalne pracują i zarabiają »na boku«, a liczba rencistów – kombatantów sięga już miliona. Wyłudziwszy już te rozmaite uprawnienia, często przez skorumpowanie lekarzy i urzędników, korzystają z nich żwawo, choćby w aptekach, gdzie przedkładają pliki bezpłatnych recept do realizacji a potem refundacji. Zrujnowawszy w ten sposób budżety kas chorych, przyłączają się następnie ochoczo do ogólnego pomstowania na system ochrony zdrowia, zbyt wysokie apanaże urzędników i ustrojowo – polityczny całokształt”. . Oczywiście, można powiedzieć, że są w kraju ważniejsze rzeczy do naprawienia i większe afery do wykrycia, trzeba jednak zauważyć także, że mechanizm działania w obu tych przypadkach jest sam. Naginanie prawa przez szarego człowieka, który poprzez to chce dać wyraz swojemu rozczarowaniu wobec widocznych niedociągnięć ze strony ludzi lepiej sytuowanych, polityków czy biznesmenów, którzy także starają się robić wszystko by »wykiwać system« jest mechanizmem zgubnym, do niczego sensownego nie prowadzącym. Ukazuje to jednak wyraźnie, z jakim trudem przychodzi nam pozbycie się starych przyzwyczajeń i nawyków; a to stanowi konieczny krok na naszej drodze do nowoczesności. Istotne wydaje się być więc inwestowanie w ludzi młodych, wychowanych w całkiem odmiennych warunkach, dla których odwieczne spory polskiej sceny politycznej i zarysowane nań podziały nie mają znaczenia. Przyszłość należy do ludzi młodych, dlatego też tak ważne wydaje się być reforma systemu edukacji; bez której trudno nam będzie dogonić uciekającą nowoczesność. Niezbędna do tego jest stabilność polityki państwa, jako gwaranta wolnej konkurencji i tworzenie dogodnego klimatu dla ludzkiej przedsiębiorczości,. Ułatwiającego jej poruszania się w gąszczu częstokroć zawiłych przepisów prawa i biurokratycznych procedur .
Nie można jednak analizować procesu transformacji jaki ma miejsce w naszym społeczeństwie bez uwzględnienia kosztów, jakie on ze sobą niesie, tym bardziej, że dotykają one zwłaszcza te najbiedniejsze warstwy społeczeństwa. To tutaj najbardziej generują się koszty transformacji, których konsekwencją są zawsze cierpienia ludzi, którzy bezpośrednio odczuwają skutki takiego stanu rzeczy. W szerszym kontekście najbardziej widocznym skutkiem zachodzących przemian jest tworzenie się społecznych nierówności w dostępie do dóbr pozwalających zaspokoić nawet te najbardziej elementarne potrzeby człowieka. Trudno oprzeć się stwierdzeniu, że dzisiejszy świat gubi gdzieś po drodze godność człowieka i jego prawo do normalnej egzystencji. Między ludźmi wyrasta głęboka przepaść, która charakteryzuje całe społeczeństwo; to powoduje, że dla osób słabszych i zagubionych nie ma już miejsca. Nic więc dziwnego, że wśród tych osób rośnie poczucie nieprzystosowania i marginalizacji, co w konsekwencji prowadzi do zaburzeń w życiu całego społeczeństwa i nasilenia się zjawisk określanych mianem patologii społecznej. Analiza problemów z jakimi boryka się nasze społeczeństwo, powinna stanowić więc właściwą diagnozę, niezbędną do określenia działań, jakie należy podjąć, by przeciwdziałać narastającym problemom.
Na naszej drodze do nowoczesności wiele już wykonaliśmy. Działania te polegały głównie na radykalnych działaniach władz zdążających do zahamowania hiperinflacji, prowadzących do wycofania się państwa z uczestnictwa w różnych gałęziach gospodarki. Do takiej sytuacji nie byli przygotowani przede wszystkim ludzie, wielu z nich straciło pracę. Pojawił się nieznany dotąd problem bezrobocia, stając się dla niektórych synonimem przemian, które się dokonały. Polityka wobec rynku pracy prowadzona w poprzednim ustroju doprowadziła do słabej wydajności pracy, rozsypce uległa także dyscyplina pracy. Niewiele osób liczyło się z możliwością utraty dotychczasowego miejsca pracy. Ci, których to niestety spotkało nie byli przygotowani do tego, by ponownie szukać pracy. Niski poziom wykształcenia znacznie zmniejszył lub wręcz uniemożliwił tym osobom szansę zatrudnienia w nowych, dopiero tworzących się prywatnych firmach. Oczywiście, na umiejętność znalezienia się w nowej sytuacji wpływał nie tylko brak kwalifikacji i przerost zatrudnienia w branży przemysłowej, ale także, o czym już wspominaliśmy, jest to „problem postaw i motywacji, nawyków organizacyjnych i mentalności ukształtowanej przez »przedsiębiorstwo socjalistyczne« i patologię dawnego quasi – rynku pracy” .
Czynników wpływających na wzrost poziomu liczby osób pozostających bez pracy nie należy upatrywać jedynie w niskim wykształceniu czy niechęci ludzi do zakładania własnych »interesów«, bo to bardzo poważnie zawęża obraz problemu, jakim jest w naszym kraju bezrobocie. Ma one w większości swe korzenie w tym, co nazwać by można brakiem odpowiednich warunków do tworzenia prywatnych miejsc pracy. To jest nie tylko problem opłacalności podejmowanych przedsięwzięć przez małe i średnie przedsiębiorstwa, które powinny generować większość nowych miejsc pracy, ale także brak pewnych ułatwień ze strony państwa, które zachęcać powinno prywatnych przedsiębiorców do inwestowania w coraz to nowe sektory gospodarki. Ciągłe zmiany przepisów prawa oraz cały bałagan biurokratyczny nie zachęcają ludzi do prowadzenia tego typu działalności. Sposoby przeciwdziałania problemowi bezrobocia są różne, jednakże każdy z nich, a szczególnie te aktywnie przeciwdziałające temu zjawisku, potrzebują pewnego oparcia ze strony państwa. I bynajmniej nie jest to sprawa tylko i wyłącznie pieniędzy, chodzi także o zmianę polityki społecznej państwa tak, by była ona w stanie realnie pomóc ludziom pozostającym bez pracy. A nie pomogą im wypłacane zasiłki, lecz nowe miejsca pracy, których obecnie nie ma.
Wracamy tu ponownie do tematu odpowiedzialności organów państwa, a więc konkretnych przedsięwzięć poszczególnych ludzi sprawujących władzę w walce z tym zjawiskiem. Pokazuje to, jak ważny jest tutaj ów instytucjonalny charakter walki z bezrobociem. „Problemy społeczne powstałe w efekcie dokonywania zmian, powinny być traktowane wieloaspektowo. Każdy z nich posiada bowiem aspekt instytucjonalny, polegający na nieprzystawaniu struktur społeczeństwa, a szczególnie jego instytucji, do nowej sytuacji” . To państwo bowiem ma w swoich rękach wiele mechanizmów mogących skutecznie pomóc w walce ze zjawiskiem bezrobocia; nie chodzi tutaj bynajmniej o faktyczne tworzenie miejsc pracy w sferze budżetowej (bądź dotowanych z budżetu), ale o uwolnienie pewnych mechanizmów zdolnych do wytworzenia nowych miejsc pracy. „Lepsze od opracowania programów walki z bezrobociem, skrócenia tygodniowego czasu pracy, restrykcji wobec pracowników ze wschodu, rozszerzenia uprawnień Komisji Trójstronnej i narzucania przedsiębiorcom ostrzejszych warunków zwolnień indywidualnych i grupowych są: dobra polityka infrastrukturalna, pomoc w zwiększaniu mobilności na rynku pracy i tworzenie dobrego systemu edukacji, wrażliwego na to, co się dzieje w gospodarce” . Działania takie wymagają jednak zdecydowanych posunięć, których nie zastąpią doraźne rozwiązania, a do tego potrzebna jest społeczna kampania informacyjna, pozwalająca ludziom zrozumieć rzeczywiste korzyści z tego płynące. Nie zastąpi tego ciągłe oszukiwanie się i przerzucania odpowiedzialności na innych. Problem w tym, że części społeczeństwa, w tym także politykom, obecna sytuacja odpowiada, najprościej bowiem zagwarantować ludziom pieniądze z budżetu (poprzez tworzenie niepotrzebnych instytucji, dotowania nierentownych przedsiębiorstw czy różnego typu zasiłków), a później podnosić i tak już wysokie podatki, szczególnie te pośrednie w postaci VAT-u czy akcyzy. Tak buduje się państwo które na krótką metę jest dobre dla swoich obywateli czyniąc ich beneficjentami państwowej redystrybucji.
W szerszej perspektywie zaś obarcza się problemami przyszłe pokolenie, które za ową dobroczynność będzie musiało zapłacić. W bieżących poczynaniach bardzo często zapomina się też o całościowym aspekcie polskich przemian, które dotknąć mają nie tylko obecnych mieszkańców, ale także ich dzieci i wnuki, którym także powinniśmy zapewnić godziwe życie. Polska w jakiej przyjdzie im żyć leży w naszych rękach, nawet wtedy gdy nie zdajemy sobie z tego sprawy patrząc z obawami w przyszłość. Problem bieżącej polityki państwa przecina się tutaj z sytuacją całego społeczeństwa, zagubionego w nowych warunkach ustrojowych, żądających li tylko doraźnych działań państwa, jako swoistej rekompensaty za poczynione już wyrzeczenia. Dobitnie ujął to profesor Jerzy Szacki mówiąc, iż „tak naprawdę nie tak wielki procent ludzi żyje polityką i w gruncie rzeczy ich nostalgia sprowadza się do przeświadczenia, że dawniej po prostu łatwiej się żyło, łatwiej było koniec z końcem związać. Czasem oznacza to, że poziom życia tych ludzi był istotnie nieco wyższy niż jest w tej chwili. W wielu jednak wypadkach chodzi tylko o to, ze ich możliwości w stosunku do pokus, które stwarza dzisiejszy rynek, są rażąco ograniczone. Wtedy niemal każdego stać było prawie na wszystko, co rynek oferował. Obecnie tylko na drobną część. (...) Mało kto zastanawia się, czy przedtem był socjalizm, totalitaryzm, czy jeszcze coś innego, a teraz to jest kapitalizm czy demokracja. Niektórzy zastanawiają się, większość niespecjalnie” . Ludzie dążą do zapewnienia sobie godziwych warunków egzystencji, zaś problemem polityki jest tak zarządzać tym dobrem jakim jest Polska, by żyło się w niej dobrze, także tym którzy przyjdą po nas. Z tego wszystkiego wyłania się także wielkie zmęczenie przeciętnych ludzi, ich zawiedzione nadzieje na lepszą przyszłość.
Transformacja ustrojowa naszego państwa jawi się nam ciągle jako niekończący się proces przemian, do zakończenia którego tak wiele nam jeszcze brakuje. Odziedziczony po poprzednim systemie model państwa odpowiedzialnego za wszystko i generujący w swoim ręku całą władzę, strzegący pilnie swoich granic przed działaniem konkurencji i wolnego rynku, istnieje w pewnych obszarach naszego życia i ma się dobrze. Broniąc zawzięcie swoich przywilejów i gwarancji ze strony państwa, nie możemy rozstać się z poprzednią epoką, zwłaszcza tam gdzie jej obecność wcale nam nie przeszkadza, nie da się jednak przeprowadzać istotnych zmian. Dopóki owo przeświadczenie o potrzebie istnienia monopoli w polskiej gospodarce górować będzie nad historyczną potrzebą otwarcia naszego kraju na rzeczywiste, a nie kontrolowane istnienie wolnego rynku, żadne wprowadzone zmiany nie przynoszą oczekiwanego rezultatu. To w zasadniczy sposób ukazuje nam, jak wielka bariera dzieli nas jeszcze od krajów wysokorozwiniętych. Nieumiejętność pokonywania własnych problemów czy uparte korzystanie ze złych doświadczeń państw Europy Zachodniej (wbrew pozorom nie wszystko co zachodnie jest dobre; tamte kraje także borykają się z wieloma trudnościami, ale to nie znaczy, że musimy je w tym naśladować) prowadzi do paradoksalnej sytuacji, w której nie chcemy iść do przodu, celowo zatrzymując to, co wraz z poprzednią epoką powinno było odejść. Socjolog Paweł Śpiewak trafnie zauważa na łamach prasy, że naszym największym problemem jaki towarzyszy nam w procesie dokonujących się obecnie przemian jest postkomunizm. Jednakże to „nie jest problem formacji politycznych wywodzących się ze starego reżimu, ale choroba, która przenika cały ustrój i dotyka całej sfery publicznej. Mamy dzisiaj takie państwo, jakie próbowaliśmy pokonać przed 1989 r. Dlatego problemem nie jest to, jaka partia będzie rządzić ale na podstawie jakiego projektu politycznego uda nam się przywrócić, jeśli nie wymarzoną przez lata wolność polityczną , to choćby potrzebny na co dzień porządek i ład organizacyjny” .
Nie wiadomo tylko, jak to zrobić, pokusa władzy jest bowiem w naszym kraju przeogromna i pomimo, że istnieje na dzisiejsze nasze bolączki jedno lekarstwo w postaci redukcji wszechogarniającej władzy politycznej i rozbudowanej machiny biurokratycznej skutecznie hamującej procesy restrukturyzacji i prywatyzacji, jakże potrzebnej, by wreszcie odbić się od dna, to sytuacja wydaje się być patowa, bowiem tak samo jak ze ślepym nie dyskutuje się o kolorach, tak trudno z politykami rozmawiać o potrzebie redukcji funkcji państwa, nawet wtedy gdy wyraźnie widać grożące konsekwencje takiego stanu rzeczy, a rozrost biurokracji państwowej graniczy już z absurdem.
Czy jednak potrzeba nam czekać do chwili gdy z tego błogiego snu wyrwie nas widmo kryzysu jaki grozi polskiej gospodarce? Czy załamanie finansów państwa spowoduje, że politycy zaczną dostrzegać konieczność dokonywania zmian? Coraz większe uleganie populizmowi i akceptacja rozwiązań podnoszących koszty pracy w imię ochrony pracowników zaowocować może poważnym kryzysem finansów państwa, a przecież „czarne chmury gromadzące się nad naszą gospodarką nie powinny być dla nikogo niespodzianką. Każdy, kto choć trochę interesuje się ekonomią, mógł o nich wiedzieć od dawna.(...) Gra na czas nie jest dobrą strategią gospodarczą. Odwlekanie trudnych decyzji raczej zwiększa niż zmniejsza ryzyko kryzysu” . Jak więc skończy się to polskie balansowanie na linie, nie wiadomo. Ważne jest jednak to, by wreszcie zacząć dostrzegać potrzebę konstruktywnych działań chroniących nas przed owym zawałem, którego ofiarami może być większa część naszego społeczeństwa. Tragiczna sytuacja finansów państwa jaka obecnie ma miejsce jest właśnie aż nadto widocznym rezultatem owej niekonsekwencji, odpowiedzią na społeczne zapotrzebowanie na rozwiązania łatwe i przyjemne lecz w konsekwencji przynoszące więcej szkody niż pożytku. Doszliśmy do momentu, w którym nie da się dalej oszukiwać forsując rozwiązania rodem z poprzedniej epoki, tylko dlatego, że jako naród wiele przeszliśmy i w końcu to nam się należy. Nie da się wprowadzić dobrobytu półśrodkami, tu potrzeba stanowczości. Odpowiedzialność za państwo wymaga wprowadzania rozwiązań trudnych, a to wymaga odwagi i konsekwencji. A tego chyba tak naprawdę brakuje polskiej polityce. Jej charakterystyczną cechą jest ciągłe oczekiwanie, oczekiwanie, które odsuwając od nas wprowadzenie niepopularnych decyzji oddala od nas także wizję państwa dobrobytu. To ciągłe oczekiwanie na cud jest dla nas tym bardziej niekorzystne, że w sytuacji kiedy współczesny świat posuwa się naprzód, my stojąc nad przysłowiową trumną poprzedniego ustroju nie możemy się z nią rozstać, a tkliwie rozczulając się nad swym losem, zostajemy daleko w tyle. Nikt wobec nas nie będzie stosował taryfy ulgowej, nie jesteśmy osamotnieni w swoich dążeniach do nowoczesności a to wymaga od nas wielkiej pracy. To czy dokonamy koniecznych zmian i nadążymy za czołówką zależy tylko od nas. W sytuacji kiedy obecna polityka stoi niejako na rozdrożu, zrobienie owego kroku naprzód jest koniecznością, pozostawanie w tym samym miejscu oznacza zaś powolny powrót do przeszłości. Aby zbudować Polskę silną bogactwem swoich obywateli potrzeba działania i wielkiej odwagi, a tego wciąż niestety nam brakuje. Historia po raz kolejny daje nam szansę na lepsze jutro, ale to czy z niej skorzystamy zależy już tylko od nas.

This article is a reflection about transformation which took place in Poland after 1989 year. Author lays stress on need of change of mentality in our society and citizens’ stature before difficulties which our state meet. The way to modern is long, full of holes and it requires many renouncement but we could not resign it.

Problem władzy jest, co prawda tematem wykraczającym poza ramy tej pracy, nie sposób jednak powstrzymać się od refleksji na ten temat. Upartyjnianie życia społecznego i gospodarczego, nieustanna walka polityczna w zasadniczy sposób rzutują na perspektywy rozwiązania problemów, z jakimi boryka się nasze społeczeństwo. Do tego jednak potrzebna jest stabilność polityki państwa, jako gwaranta wolnej konkurencji i tworzenia dogodnego klimatu dla ludzkiej przedsiębiorczości. Do ułatwia poruszania się w gąszczu częstokroć zawiłych przepisów prawa i biurokratycznych procedur a także przywrócenia należnego miejsca edukacji. Te dylematy rozwojowe naszego państwa wymagają sprawności jego organów odpowiedzialnych za tworzenie klimatu, niezbędnego w procesie polskich przemian.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Historia III RP ogólnie”