Zbrodnia bez kary

Wszelkie zagadnienia dotyczące historii Polski obejmujące szerszy zakres niż dany dział.
historyk
Posty: 331
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 19 lis 2010, 20:35

Zbrodnia bez kary

Post autor: historyk »

„Kariera” Nicolae Ceauşescu dobiegła finału przed plutonem egzekucyjnym, Erich Honecker zmarł na wygnaniu, a Todora Żiwkowa aresztowano tuż po złożeniu pełnionych przezeń funkcji. Niczego takiego nie doczekaliśmy się nad Wisłą i Wartą, mimo że także i u nas moskiewskich sługusów nie brakowało. Wśród nich szczególne miejsce niezmiennie zajmuje główny realizator stanu wojennego, gen. Wojciech Jaruzelski.

Jak swego czasu miał stwierdzić szczególnie nielubiany przez komunistów Józef Mackiewicz: „Niemiecka okupacja robi z nas bohaterów (…)”. Natomiast o sowieckiej, porzucając wszelkie eufemizmy, wyrażał się w znacznie mniej cenzuralnych słowach. Z miejsca należy zaznaczyć, że w swoich sądach nie zamierzał on usprawiedliwiać poczynań Niemców bestialsko poczynających sobie zarówno w tzw. Generalnym Gubernatorstwie jak i obszarach II RP siłą wcielonych do Rzeszy. Podkreślał jednak i tak wyraźną różnicę w obu formułach zniewolenia. Bo o ile w Polsce wciąż chlubimy się, że pomimo podejmowanych przez nazistów okazjonalnych prób porozumienia się z przedstawicielami polskich elit politycznych (sondowano ewentualną skłonność do współpracy m.in. Janusza Radziwiłła) nie zdołali oni znaleźć na naszym gruncie odpowiedników Pétaina czy Quislinga. Natomiast znacznie lepiej poradzili sobie w tym zakresie Sowieci znajdując oddanych sługusów pokroju Marcelego Nowotki, Pinkusa Findera czy Bolesława Bieruta.

Koniunkturalizm stosowany

Jak powszechnie wiadomo chętnych do bratania się z Moskwą nie zabrakło również w późniejszych latach. W ów koniunkturalizm z dużym powodzeniem wpisał się także potomek ziemiańskiego rodu z Kurowa na Lubelszczyźnie, Wojciech Jaruzelski. O „walorach” bolszewickich porządków miał on okazję przekonać się osobiście dzieląc los tysięcy Polaków deportowanych na Syberie. Trudno mniemać co też wpłynęło wówczas na psychikę młodego zesłańca (z wycieńczenia zmarł jego ojciec; on sam doznał uszkodzenia wzroku); pewne jest, że niebawem stał się gorliwym zwolennikiem porozumienia z Sowietami. Niewykluczone, że wiernopoddańcza postawa wynikła po części z przesłanek ideologicznych, swoistą fascynacją (nie wolną od podświadomego lęku) silniejszym, a być może również utożsamieniem się ideologią internacjonalistyczną. Powojenne poczynania Jaruzelskiego sytuują go jednak na pozycji skrajnego oportunisty, bezwzględnego gracza wyzbytego śladowych chociażby skrupułów. Z równym zapałem wkupujący się w łaski sowieckiej generalicji kontrolującej wczesny PRL, jak i zwalczający niepodległościowe Podziemie. I takim też, pomimo upływu lat, Jaruzelski pozostał przez kolejne dekady, doskonale odnajdując się pośród komunistycznej wierchuszki. Znawcy tematu zgodnie przyznają, że umiejętność wyczuwania politycznej koniunktury opanował on do perfekcji.

Generał nadziei?

Utrzymaniu realnego wpływu na bieg spraw w państwie miał bez wątpienia służyć sojusz z kontrolującym bezpiekę Stanisławem Kanią. „Dwie potężne siły uległy zjednoczeniu” – jak oceniał ów alians prof. Paweł Wieczorkiewicz. Jak widać na tyle potężne, że to właśnie za ich sprawą z kierowaniem partią pożegnali się zarówno Władysław Gomułka jak i Edward Gierek (mimo, że ten ostatni bardzo sprzyjał generałowi zamierzając nawet uczynić go marszałkiem). Przy równoczesnym zwiększaniu swoich wpływów, Jaruzelski zdołał pozostać w oczach społeczeństwa (co zresztą nie dziwi ze względu na skalę ówczesnej dezinformacji) osobą może nie tyle neutralną, co raczej korzystnie wyróżniającą się na tle szermujących propagandą sukcesu partyjnych „kacyków”. Oczywiście nowomowa również i jemu nie była obca, a jego publiczne wystąpienia raczej trudno byłoby uznać za szczególnie porywające. Niemniej blichtr munduru wynikający z popularności armii zrobił swoje. Objęcie funkcji premiera przez Jaruzelskiego (w lutym 1981 r.) powitano z nadzieją. Dał temu wyraz m.in. Wałęsa pochlebnie wypowiadając się o tej nominacji. Tymczasem Jaruzelski przejął kierowanie rządem nie po to by bratać się z „Solidarność”, lecz by ów ruch bezwzględnie zdławić. Oczywiście ku chwale swych sowieckich mocodawców.

Zamach na cały naród

Ze zleconego mu zadania wywiązał się on wręcz wzorcowo. Gratulacji i podziękowań nie było końca. Pochwał nie szczędzili zwłaszcza przywódcy tzw. bratnich partii, obawiający się „importu kontrrewolucji” na ich grunt. Równocześnie zdumiewa łatwość z jaką władzy „ludowej” udało się spacyfikować liczący niemal 10 mln związek. Pomijając epizodyczny opór enklaw pokroju Kopalni „Wujek” czy „Ziemowit” junta Jaruzelskiego nad wyraz sprawnie zdołała okiełznać żywiołowy, oddolny ruch społeczny jakim była pierwsza „Solidarność” (nie mylić z jej późniejszym odpowiednikiem powstałym po rok 1988). Natomiast zupełnym Fiaskiem zakończyła się operacja pod kryptonimem „Renesans”, której zasadniczy cel polegał na reaktywowaniu „Solidarności” pod kuratelą SB. Pomimo prób przekonania Wałęsy oraz innych „rokujących” działaczy związkowych okazało się zupełnym niewypałem. Stąd też „władza ludowa” zdecydowała się na zorganizowanie koncesjonowanych związków zawodowych czego efektem jest funkcjonujące po dzień dzisiejszy OPZZ. Pomimo przytaczanej niekiedy przez Jaruzelskiego wersji jakoby przy okazji wprowadzania stanu wojennego nosił się on z zamiarem odebrania sobie życia wypada potraktować je w kategoriach humoreski. Wykazana przezeń bezwzględność jasno wskazuje jaki faktycznie przyświecał mu cel.

„W obronie państwa nie cofniemy się przed niczym”

Jak miał on stwierdzić podczas jednego ze spotkań z przedstawicielami kultury. Pytanie tylko co rzeczony rozumiał pod pojęciem państwa. Wątpliwe, by w ramach tej definicji widział miejsce dla niemal 10 mln rzeszy przedstawicieli „Solidarności”, a na pewno już nie dla – jak zwykli to określać reżimowi propagandziści – tzw. ekstremy (szczególnie aktywnych członków związku). Kogo zatem widział jako trzon państwa w jego mniemaniu? Wąską klikę bliskich współpracowników, podległe mu służby, oportunistów z legitymacjami partyjnymi, którzy za dodatkowy przydział cukru skłonni byli uczestniczyć w krępowaniu swobód obywatelskich swych sąsiadów? Bo na pewno nie górników z „Wujka”, „Piasta”, „Ziemowita”, księdza Jerzego Popiełuszkę, uczestników wrocławskiego protestu z 3 maja 1982 r… Dla nich najwidoczniej hołubiony przez współczesne media „liberalne” generał nie przewidział miejsca w „swoim” państwie…

„Polacy Polakom…”

Z naturalnych względów przy okazji rocznic takich jak obecna zwykło się wspominać przede wszystkich represjonowanych oraz tych, którzy w dostępnych im formach usiłowali przeciwstawić się reżimowi. Natomiast pomijając duumwirat Jaruzelski/Kiszczak oraz kilku co bardziej znanych spośród licznego grona ich pomagierów całkowitym milczeniem zbywa się całą masę tych, którzy zasłaniając się rozkazami wyruszyli na wojnę przeciwko własnemu narodowi. Wszak – pisząc kolokwialnie – stan wojenny sam się nie przeprowadził. Stąd parafrazując jedną z najwybitniejszych polskich pisarek „Polacy Polakom zgotowali ten los”. Tysiące żołnierzy, milicjantów, płatnych (a czasami nawet nie) donosicieli, dyrektorów szkół paradujących w mundurach, nadgorliwych urzędników realizujących często niezgodne z prawem wytyczne komisarzy wojskowych – większość z tych osób wciąż żyje i ma się całkiem nieźle pobierając sute emerytury. O skali zwyrodnienia przynajmniej części przedstawicieli tych środowisk świadczy pielęgnowane przez nich poczucie „kombatanctwa”, które swą genezę miało właśnie podczas likwidowania „Solidarności”. Tych ludzi nikt jak dotąd nie rozliczył za ich służalczość wobec systemu. Mało tego! Nie brak takich, którzy śmieją aspirować m.in. do funkcji samorządowych – często chlubiąc się swymi „dokonaniami”. Co więcej powyższa sytuacja spotyka się z przyzwoleniem przeważającej części społeczeństwa, a niekiedy nawet poklaskiem. Przykład obecnej popularności osobnika tego pokroju co Urban jest pod tym względem aż nazbyt wymowny.
Miałkość naszej nacji w tym kontekście była i jest porażająca. Syndrom Radziejowskiego jak widać ma się u nas całkiem nieźle. Zarówno Jaruzelski, Siwicki, Kiszczak oraz cała masa ich mundurowych i cywilnych pomagierów bez przeszkód pobierają z państwowego budżetu krociowe apanaże. Pierwszy z wspomnianych ochoczo mieni się „panem prezydentem” mimo, że ów urząd powierzono mu wskutek układu wymuszonego przez komunistów na spolegliwej części „Solidarności”. A co najgorsze – nie tylko mało komu to przeszkadza, ale też nie brak opinii definiujących tego osobnika niemal jako „zbawcę Ojczyzny”… W obliczu takiego biegu spraw chciałoby się powtórzyć za marszałkiem Piłsudskim „Naród wspaniały, ale ludzie…”.

Kremlowski sługus

Wyzbywając się aż nazbyt często stosowanych w kontekście stanu wojennego eufemizmów stwierdzić trzeba, że teoria jakoby junta Jaruzelskiego ocaliła Polskę przed sowiecką interwencją jest wierutną brednią (a przy okazji dowodem na skuteczność reżimowej propagandy). Wypowiadając wojnę własnemu narodowi generał nie mógł sprawić Sowietom lepszego prezentu. I nawet nie w tym sedno, że – jak przyznawali współpracownicy Breżniewa – ZSRS znajdowało się u kresu gospodarczej wydolności (stąd okupacja całej Polski – niedozowana w wypadku interwencji – nie wchodziła w grę), a w Afganistanie działo się źle. Korzyść dla Kremla z takiego obrotu spraw wynikała przede wszystkim z tego względu, że tym samym polski dyktator pozbawił państwa NATO arcyważnego argumentu na rzecz podjęcia bardziej energicznych działań. Na zadane przez jednego z dziennikarzy pytanie co też w obliczu stanu wojennego zamierza uczynić francuski rząd minister spraw zagranicznych tego państwa stwierdził: „Nic, rzec jasna nie zrobimy nic” . Ówczesny kanclerz RFN, Helmut Schmidt nawet nie myślał o przerwaniu swej wizyty we wschodnich Niemczech. Zarówno Francuzi jak i Niemcy nie zamierzali narażać się Sowietom jakimikolwiek sankcjami wobec Polski. Zwłaszcza, że już wówczas państwa zachodnie łakomie spoglądały na dostawy gazu z ZSRS. Jedynie prezydent Ronald Reagan, nie oglądając się na sojuszników, obłożył sankcjami nie tylko PRL (m.in. znosząc szczególnie cenną klauzulę najwyższego uprzywilejowania w handlu ze Stanami Zjednoczonymi), ale także na Związek Sowiecki, który w mniemaniu amerykańskiego prezydenta walnie przyczynił się do trudnej sytuacji naszego kraju.

W swej bezczelności Jaruzelski nie przestaje powtarzać tych samych kłamstw, zasłaniając się równocześnie zaawansowanym wiekiem, postępującą chorobą oraz udziałem w II wojnie światowej. I co gorsze – wciąż znajduje posłuch uchodząc za autorytet zapraszany na posiedzenia elitarnych gremiów doradczych. Była zbrodnia, nie ma kary… Taki niestety jawi się bilans stanu wojennego w trzydziestą rocznicę jego wprowadzenia. Ta blizna wciąż krwawi. Szkoda tylko, że mało kogo to interesuje w natłoku walki z codzienny byt. Ale może tak to właśnie zostało pomyślane…
ODPOWIEDZ

Wróć do „Historia Polski ogólnie”