Historia Ukrainy, a Polska

Wszelkie zagadnienia dotyczące historii Polski obejmujące szerszy zakres niż dany dział.
Warka
Posty: 1570
https://www.artistsworkshop.eu/meble-kuchenne-na-wymiar-warszawa-gdzie-zamowic/
Rejestracja: 16 paź 2010, 03:38

Historia Ukrainy, a Polska

Post autor: Warka »

Zarys dziejów Ukrainy w aspekcie stosunków z Polską.

autor tekstu Zbigniew Zagajewski

Wstęp

Ukraina (nazwa pochodzi od sformułowania ,,u kraja’’, czyli we współczesnej polszczyźnie ,,na skraju’’, bo w XVI wieku, gdy po raz pierwszy użyto na piśmie takiego określenia, tereny dzisiejszej Ukrainy stanowiły kraniec ziem, objętych europejską cywilizacją) – państwo w Europie Wschodniej, położone w dorzeczu Dniepru, Dniestru i Donu, na wybrzeżu mórz: Czarnego i Azowskiego.
Przez cały okres swej historii Ukraina (w Średniowieczu nazywana Rusią) pozostawała w bliskich stosunkach z Polską – czasami obydwa kraje znajdowały się w jednym organizmie państwowym (np. Rzeczypospolitej szlacheckiej, Imperium Rosyjskim), czasami pozostawały w mniej lub bardziej życzliwym sąsiedztwie (jak np. obecnie), a bywało, że toczyły ciężkie wojny (,,Powstanie Chmielnickiego’’ z lat 1648 – 1654, ,,wojna o Galicję Wschodnią’’ z lat 1918 – 1920, udział w II wojnie światowej z lat 1939 – 1945 po przeciwnych stronach).
Niezależnie od przyjaznych lub konfliktowych relacji między obiema stronami, wątpliwości nie ulega, że Polacy i Ukraińcy posiadali i posiadają wiele cech wspólnych – są Słowianami o zbliżonej kulturze, obyczajowości i języku, wyznają system wartości, zakorzeniony w religii chrześcijańskiej – katolickiej lub prawosławnej.
Przeszło tysiącletnie dzieje Polski i Ukrainy zawierają tysiące dowodów na prawdziwość powyższej koncepcji.



Początki organizacji państwowych

Można to opisać nastepująco:
Na IX wiek przypadają początki związków plemiennych, z których, stulecie później, ukształtowały się wczesnośredniowieczne państwa – Królestwo Polskie i Ruś Kijowska. Wśród Słowian Zachodnich ,,czynnikiem jednoczącym’’ stali się Polanie i Wiślanie, zaś względem Słowian Wschodnich dają się zaobserwować 2 teorie: według pierwszej – zaczątki przyszłej państwowości ,,ruskiej’’ (dziś nazywanej ,,ukraińską’’) to zasługa miejscowej, ,,autochtonicznej’’ ludności, z plemionami Derewlan i Lędzian na czele, zaś według drugiej - ,,czynnikiem państwowotwórczym’’ stali się przybysze z daleka – żeglarze ze Skandynawii, w tradycji polskiej nazywani Wikingami, a w tradycji ukraińskiej Waregami. To właśnie wodzowie Waregów, którzy przepłynęli Bałtyk na żaglowo – wiosłowych statkach, dotarli w górę Dźwiny, Niemna i Newy, aby ostatecznie zamieszkać w zlewisku Dniepru i dać początek dynastii Rurykowiczów, z której wywodzili się wszyscy przywódcy dawnej Rusi, aż do pierwszego cara Wszechrosji – Iwana IV Groźnego w XVI wieku. Nie sposób ze 100% dokładnością ustalić, która z w.w. koncepcji jest słuszna, ale wątpliwości nie ulega jedno – za symboliczny początek dziejów państw, w roku 2012 organizujących Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej, uznaje się powszechnie przyjęcie chrześcijaństwa przez dynastię na czele z monarchą.

Chrzest księcia Mieszka I w 966r., przyjęty w obrządku łacińskim, dzisiaj określanym częściej jako katolicyzm, dał początek historii Polski, a, przypadający na rok 988, chrzest księcia Włodzimierza I Wielkiego, przyjęty w obrządku greckim, dzisiaj nazywanym częściej mianem prawosławia, rozpoczął dzieje tworu politycznego, w X wieku tytułowanego Rusią Kijowską, a w XXI wieku – Ukrainą.

Czasy średniowiecza

We wczesnym średniowieczu Ruś Kijowska Rurykowiczów i Polska Piastów były, stopniowo kształtującymi się, feudalnymi monarchiami, których wzajemne stosunki wahały się od konfliktów zbrojnych o Grody Czerwieńskie – pograniczną krainę, której główne ośrodki miejskie to Przemyśl, Czerwień i Bełz – do traktatów o przyjaźni i wymianie handlowej.
Przykładem „pierwszego modelu” polsko-ruskich stosunków politycznych mogą być chociażby wyprawy wojsk polskich na Kijów za rządów Bolesława Chrobrego (992-1025) i jego prawnuka Bolesława Śmiałego (1058-1079) albo wspólna, niemiecko-ruska inwazja na Polskę za panowania Mieszka II (1025-1034). O „drugim modelu” wymownie świadczą małżeństwa przedstawicieli dynastii Piastów z wybrankami poczodzącymi z Kijowa i noszącymi nazwisko panieńskie Rurykowicz. Uroczystościom zaślubin monarszych dzieci towarzyszyło zawsze podpisywanie układów o współpracy politycznej i ekonomicznej. Tak było w przypadku Kazimierza Odnowiciela, żonatego z księżniczką ruską Dobroniegą Marią i panującego w XI wieku (lata 1039-1058), a także Bolesława Krzywoustego, panującego w XII stuleciu (lata 1107-1138) i żonatego dwukrotnie, przy czym po raz pierwszy z księżniczką ruską.
Pod koniec XII i w XIII wieku relacje między Polską a Rusią Kijowską znacząco osłabły, a to z racji rozbicia dzielnicowego w naszym kraju, panującego od 1138 do 1320 roku, a skutkującego osłabieniem władzy centralnej i dezorganizacją polityki zagranicznej. Po stronie ruskiej działo się znacznie gorzej, gdyż kraj nad Dnieprem stał się, pomiedzy 1223 a 1240 rokiem, obiektem agresji mongolskiej, czy też, jak się przyjęło to nazywać w tradycji polskiej – tatarskiej i popadł w zależność od chanów tatarskich, rezydujących na Krymie. Niepowodzeniem zakończyła się walka o wyzwolenie Rusi spod tatarskiego panowania, prowadzona przez znakomitego wodza – księcia Daniela Halickiego, który dążył – wraz z przywódcami Polski i Węgier - do utworzenia koalicji antytatarskiej. Dzięki pomocy polskich wielmożów świeckich i hierarchów duchownych, na czele z późniejszym świętym – Jackiem Odrowążem – książę Daniel został w roku 1255 koronowany, z poręki papieża, na króla Rusi. Był jedynym przywódcą ludu, zwanego dziś Ukraińcami, którzy na przestrzeni 1000 lat historii legitymował się tytułem królewskim. Daniel Halicki zapoczątkował, wielokrotnie później w ukraińskiej, ale także w polskiej, historii występującą instytucję „rządu emigracyjnego” – w latach 1255-1264, tzn. od koronacji do śmierci, rezydował na wygnaniu w Polsce, bo na Rusi groziła mu śmierć z rąk tatarskich. Siedzibą pierwszego, a zarazem ostatniego, legalnego króla Rusi był Drohiczyn nad Bugiem. Bardzo niewielu dzisiejszych Polaków, ale także i dzisiejszych Ukraińców, w ogóle o tym wie.
Niepowodzenie planów Daniela Halickiego doprowadziło do popadnięcia Rusi Kijowskiej, alias Ukrainy, w niewolę tatarską, trwającą przeszło 100 lat. Nie ma się czemu dziwić, że prawosławni Rusini, prześladowani, okradani, zamieniani w niewolników i zabijani przez muzułmańskich najeźców, z radością przyjęli jakąkolwiek władzę, która położy kres tatarskim rządom. Taka jest przyczyna otwartego stosunku Rusinów do polskich, litewskich i węgierskich wojsk, które w XIV wieku (a konkretnie w latach 1349-1352) wyparły Tatarów. Większa część ziem Rusi Kijowskiej, z samym Kijowem włącznie, znalazła się pod zwierzchnictwem Wielkiego Księstwa Litewskiego, toteż odtąd, aż do II połowy XVI wieku, nad Dnieprem władali litewscy wielmoże, wasale Wielkiego Księcia rezydującego w Wilnie. Tereny określane wtedy jako „Ruś Halicka” (dziś w użyciu pozostaje nazwa „Zachodnia Ukraina”), tzn. obszary z ośrodkiem we Lwowie, trafiły pod władzę Królestwa Polskiego, w którym panował podówczas Kazimierz Wielki. To właśnie przyłączenie Rusi Halickiej dało początek tworzeniu się przyszłych Kresów Wschodnich – terytoriów należących w różnym charakterze do Polski, ale położonych na wschód od Bugu. „Kresy” stały się jednym z najważniejszych tematów w polskiej polityce, ale także literaturze (Mickiewicz, Słowacki, „Trylogia” Sienkiewicza!) aż do II wojny światowej. Najmniejsza część dotychczasowej Rusi Kijowskiej – tzw. „Ruś Zakarpacka” – trafiła pod władzę Królestwa Węgier, a powróciła w skład Ukrainy dopiero w 1945 roku.

Pod władzą I Rzeczypospolitej

Na przestrzeni XV i I połowy XVI wieku związki między, jak dziś mówimy, Ukrainą, a jak wówczas to Polacy określali, Rusią, stawały się coraz bliższe. Mimo, że kraj ze stolicą w Kijowie był pod względem prawnym wasalny wobec Wielkiego Księstwa Litewskiego, a nie wobec Królestwa Polskiego, to jednak kolejni przedstawiciele dynastii Jagiellonów, sprawujący jednocześnie urząd Królów Polskich i Wielkich Książąt Litewskich, zezwalali coraz większej liczbie Polaków: magnatom, szlachcicom, księżom diecezjalnym i zakonnikom, a także kupcom, rzemieślnikom oraz osadnikom chłopskim, przenosić się na ukraińskie ziemie, zakładać tam majątki ziemskie, firmy handlowe, klasztory, szkoły, ale również zwykłe gospodarstwa rolne i warsztaty rzemieślnicze, coraz częściej także budować katolickie kościoły. Z każdym przemijającym pokoleniem polskie wpływy nad Dnieprem były coraz większe.
Prawdziwy przełom nastąpił dopiero w II połowie XVI wieku, a to za sprawą ostatniego i, jak twierdziło wielu ludzi jemu współczesnych, najwybitniejszego z dynastii Jagiellonów króla/wielkiego księcia – Zygmunta II Augusta. To właśnie jego zasługą było doprowadzenie do sukcesu długich, pięcioletnich, negocjacji polsko-litewskich w sprawie ostatniej, czwartej z kolei (po traktatach z lat 1385, 1401, 1413) unii polsko-litewskiej: Unii Lubelskiej z 4 VII 1569 roku, zmieniającej dotychczasowy stan prawny – zamiast dwóch, blisko związanych, państw - Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego - powstało jedno państwo związkowe – Rzeczpospolita Obojga Narodów, dobrze zapisana w annałach historii również jako Rzeczpospolita Szlachecka lub I Rzeczpospolita Polska, chociaż najczęściej w epoce staropolskiej (tzn. od XVI do XVIII wieku) określana mianem Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Ktoś może zapytać, i to na pozór będzie miał rację, co ma unia polsko-litewska do historii Ukrainy? Można na to odpowiedzieć na 2 sposoby:
1) To właśnie po wejściu w życie Unii Lubelskiej upowszechniło się nazywanie kraju naszych południowo-wschodnich sąsiadów „Ukrainą” – obszarem leżącym nazywając po staropolsku „u kraja”, a po polsku, według stanu na XXI wiek, „na skraju” europejskiej cywilizacji.
2) Jednym z aktów wykonawczych do Unii Lubelskiej był dekret Zygmunta II Augusta o inkorporacji Ukrainy do Korony, czyli Królestwa Polskiego. Po przeszło 200 lat zależności od Litwy, Ukraina, czyli, jak było pisane w XVI-wiecznych dokumentach - ,,Wielkie Księstwo Ruskie’’ – stała się autonomiczną częścią państwa polskiego, Rzeczypospolitej naszych odległych przodków. Odtąd Rusini, vel Ukraińcy, znaleźli się pod bezpośrednią kontrolą polskich królów, ale nie to było z punktu widzenia ukraińskiego rzeczą najgorszą. O wiele bardziej dokuczała miejscowej ludności zależność od polskich panów feudalnych i hierarchów Kościoła Katolickiego. Nastało zjawisko, które 300 lat później uczeni nazwali „polonizacją Ukrainy”…
Dziś, po upływie przeszło 4 wieków, z powodzeniem możemy rozpatrywać skutki Unii Lubelskiej dla Ukrainy z 2 punktów widzenia:
1) według oceny polskich elit, które głosiły, że przynależność do Rzeczypospolitej przyniosła Ukrainie wyraźny awans cywilizacyjny, czego wyrazem były takie sprawy, jak:
- sprawna administracja (to Polacy wprowadzili podział Ukrainy na województwa: kijowskie, wołyńskie, halickie, bracławskie, podolskie i czernihowskie).
- rozwój oświaty (to Polacy zakładali szkoły parafialne, klasztorne, a w końcu i wyższe – Akademię Kijowsko – Mohylańską i Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie).
- dobrze zorganizowane szlaki handlowe (to polscy, ale także żydowscy i ormiańscy, ale w polskiej służbie, kupcy, stworzyli sieć powiązań handlowych Ukrainy z Rosją, Turcją, Chanatem Krymskim, Kaukazem, aż po Persję - Iran).
- obrona przed zagrożeniem muzułmańskim (to dzięki polskim wojskowym Ukraina została zabezpieczona przed tatarskimi i tureckimi najazdami, i to na 2 sposoby: cały kraj pokryła sieć baz wojskowych, w których stacjonowały regularne wojska koronne, powstał system, zwany wówczas „obroną potoczną”. Jej symbolami, zachowanymi do dziś, stały się fortece w Kamieńcu Podolskim, Chocimiu, Trembowli, Okopach Św. Trójcy, Kudaku i Łubniach. Przy pomocy polskich instruktorów Rusini stworzyli również silną i sprawną własną strukturę sił zbrojnych – Wszechwielkie Kozackie Wojsko Zaporoskie. Stanowiło ono znakomitą, budzącą po dziś dzień zasłużony podziw, zawodową armię, której główna baza znajdowała się na wyspie Chortycy pośrodku Dniepru i nosiła nazwę Siczy Zaporoskiej. Na przełomie XVI i XVII wieku żołnierze polscy, zwani „Kwarcianymi” i ukraińscy, zwani „Kozakami”, mężnie walczyli razem przeciw islamskim najeźdźcom, czego dowodami, stworzonymi ręką artystów na początku XXI wieku, są chociażby: pomnik hetmana wielkiego Jana Karola Chodkiewicza i głośnego atamana kozackiego Piotra Konaszewicza Sahajdacznego, wzniesiony w Chocimiu, na pamiątkę wspólnego zwycięstwa armii, prowadzonych przez obu wodzów, nad Tukami i Tatarami pod murami tego miasta w Roku Pańskim 1621, czy też popularna w całej Europie - i nie tylko! - gra komputerowa pt. „Kozacy – powrót na wojnę”). Nikomu jeszcze nie przychodziło do głowy, że czas harmonijnej współpracy wkrótce dobiegnie końca, a to z racji skutków Unii, negatywnych z ukraińskiego punktu widzenia.
2)„W optyce” ukraińskiej z I połowy XVII wieku, gdy powszechne stało się przekonanie, że Unia Lubelska miała więcej wad, niż zalet. Sposób postrzegania problemu przedstawiał się następująco:
¬- coraz większą władzę na Ukrainie mieli polscy urzędnicy.
- coraz więcej polskich żołnierzy stacjonowało w ukraińskich twierdzach.
- coraz więcej dochodów z ukraińskiego handlu zagranicznego przejmowali kupcy polscy, bądź działający w polskiej służbie Żydzi i Ormianie.
- coraz więcej Ukraińców uznawało zwierzchnictwo papieża i wyłamywało się spod wpływów tradycyjnego w tym kraju Kościoła Prawosławnego (dla ówczesnych, tradycjonalistycznych, Rusinów katolicyzm był równoznaczny z religią „Polskich Panów”, czyli bogatych, żyjących w luksusie osobników z elity, znienawidzonych przez prosty lud).
- konserwatywnych, prawosławnych Rusinów (zwłaszcza kapłanów i zakonników Kościoła Prawosławnego) bardzo oburzała inteligentna i sprytna koncepcja, autorstwa duchowieństwa katolickiego z ojcem Piotrem Skargą-Powęskim na czele (przywódcą Zakonu Ojców Jezuitów), która weszła w życie wraz z rokiem 1596 i jest znana jako „Unia Brzeska” (nazwa od miejsca podpisania – Brześcia nad Bugiem, na Białorusi). Na mocy Unii Brzeskiej każdy prawosławny mieszkaniec Rzeczypospolitej, który przyjmie zwierzchnictwo papieża i uzna jedność z Kościołem Katolickim, będzie mógł zachować dotychczasową, prawosławną liturgię, język i obyczajowość. Tak powstał Kościół Grekokatolicki (czy też, potocznie mówiąc, ,,Unicki’’) – co do tradycji i obyczajowości, niczym się on nie różni od prawosławnego, ale co do podległości służbowej – jest specyficzną częścią Kościoła Katolickiego ze stolicą w Rzymie. Prawosławni biskupi (archiereje) i opaci pawosławnych klasztorów (ihumeni) obawiali się, że, na przestrzeni kilkudziesięciu lat, całkowicie utracą wpływ na wiernych. Zjawisko szczególnie przybierało na sile wśród mieszkańców Ukrainy i stało się źródłem konfliktów między prawosławnymi, czyli „dyzunitami”, jak nazywali ich Polacy, i grekokatolikami, czyli „unitami”. Dla wielu dumnych Rusinów powyższa sytuacja to kolejny dowód na ingerencję polskich księży w nie swoje sprawy.
- polscy szlachcice, dążąc do zwiększenia zysków z majątków ziemskich na Ukrainie, zaczęli wprowadzać „pańszczyznę” – darmową pracę ruskich chłopów na rzecz polskich bogaczy. Nie ma się czemu dziwić, że rolnicy ukraińscy nie okazywali zachwytu, iż obowiązek pracy „pańszczyźnianej” dla ruskich wieśniaków stał się tematem obrad Sejmu w Warszawie.
- kolejni polscy królowie, od Stefana I Batorego (rządził w latach 1576-1586) wprowadzili podział wojsk kozackich na 2 grupy: tzw. „Kozaków rejestrowych” i „Kozaków nierejestrowych”. „Rejestrowi” (nazwa od staropolskiego rzeczownika „rejestr” – spis, lista obecności) byli utrzymywani całe życie przez polski budżet państwa i w zamian mieli być dyspozycyjni na każde wezwanie władz Rzeczypospolitej. „Nierejestrowi” mogli liczyć na wynagrodzenie od rządu królewskiego tylko przez czas udziału w operacjach wojennych. W czasie pokoju mieli być kierowani do przymusowej pracy fizycznej. Dla Kozaków – zawodowych żołnierzy – perspektywa wykonywania darmowej pracy rolnika czy robotnika była hańbą i obrazą. Gdy nie mogli liczyć na pensję od państwa polskiego, zaczęli utrzymywać się z piractwa – drogą morską przystąpili do atakowania wybrzeży Turcji i innych krajów, położonych nad Morzem Czarnym. Przywódcy tureccy, stając w obronie swoich obywateli i sąsiadów („muzułmańskich braci”), zażądali od Polski, by zmusiła Kozaków do przestrzegania prawa, bo jeśli nie, to będzie wojna. Dyskryminacyjne pomysły polskich urzędników wobec ukraińskich żołnierzy doprowadziły przyjazne dotychczasowe stosunki na skraj konfliktu zbrojnego – albo Polacy ujmią się za Rusinami i wtedy będzie wojna z Turcją, albo Polacy uznają racje Turków i wtedy będzie wojna z Ukrainą. Powstała tzw. „diabelska alternatywa” – sytuacja, z której nie było dobrego wyjścia…
- tysiące etnicznych Rusinów, czy też jak kto woli Ukraińców, jeśli tylko wzbogaciło się i zdobyło wykształcenie, odwracało się od swoich kulturowych korzeni, przechodziło z prawosławia na katolicyzm (albo greckiego, albo łacińskiego obrządku) i stawało się częścią polskiej szlachty lub duchowieństwa. Dla Ukrainy była to utrata elit, zwana „polonizacją”. Dziś, tak w Polsce jak i na Ukrainie, bardzo mało kto wie, że najwybitniejszy polski dowódca, walczący przeciw Powstaniu Chmielnickiego z lat 1648-1654, był z pochodzenia … Rusinem, ruskim bojarem, który z prawosławia na katolicyzm przeszedł w wieku 21 lat. Był to książę Jeremi Wiśniowiecki, zwany „Jaremą”. Takich jak on było mnóstwo. Zostali znienawidzeni przez rodaków. Konflikty się kumulowały – nadchodziła wojna.
O zaostrzeniu stosunków między Polakami a Rusinami (Ukraińcami) po Unii Lubelskiej, a zwłaszcza, gdy weszła w życie Unia Brzeska, świadczą kolejne rebelie niezadowolonej, ukraińskiej ludności, szczególnie „bezrobotnych” Kozaków „nierejestrowych”. Pomiędzy 1596 a 1648 rokiem zanotowano polsko-ukraińskie konflikty, znane jako:
- powstanie Nalewajki i Łobody
- powstanie Podkowy i Ostrzanina
- powstanie Kosińskiego
Ich nazewnictwo zostało utworzone od nazwisk przywódców – Semena Nalewajki, Iwana Łobody, Iwana Podkowy, Piotra Ostrzanina i Krzysztofa Kosińskiego (swoją drogą, ciekawe, że przywódcą kozackiego powstania był… zbiegły przed wyrokiem sądowym polski szlachcic…, ale skoro ukraiński konwertyta z prawosławia na katolicyzm mógł zostać polskim księciem – kłania się przykład Jeremiego Wiśniowieckiego – to czemu się dziwić, że polski zbieg doszedł na sam szczyt kozackiego ruchu powstańczego w obronie praw i przywilejów?).
Kolejne 3 powstania udało się stłumić Wojsku Polskiemu przy współpracy wiernych przysiędze, złożonej królowi polskiemu, Kozaków „rejestrowych”. Ówcześni przywódcy Rzeczypospolitej wyciągnęli z powyższego błędne wnioski. Uznali, że skoro dotychczasowe bunty na Ukrainie okazały się „do opanowania”, to na przyszłość nie ma się czego obawiać. Nie wzięli pod uwagę, że dotychczasowe sukcesy wojsk koronnych były uwarunkowane lojalnością zawodowych jednostek ukraińskich. Nikt nie postawił sobie „na poważnie” pytania, co się stanie, jeśli Kozacy „rejestrowi” nie chcą więcej walczyć przeciw rodakom, albo, co gorsza, sami staną na czele ogólnonarodowego powstania przeciwko Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Taka katastrofa wydawała się bardzo mało prawdopodobna, dlatego ani władze cywilne, ani siły zbrojne, nie przygotowały scenariusza przeciwdziałania potencjalnemu zagrożeniu.

Powstanie Chmielnickiego

Niedbalstwo i bezmyślność zemściły się srodze w 1648 roku, kiedy to sztab, z siedzibą w Warszawie, przygotował na zlecenie króla Władysława IV Wazy bardzo dobry, kompleksowy, plan wojny przeciwko Imperium Ottomańskiemu – wielkiemu, ponadnarodowemu organizmowi politycznemu na czele z Turcją, której, z największym zaangażowaniem, pomagali Tatarzy z Chanatu Krymskiego. Imperium Ottomańskie – niebezpieczna machina wojenna islamu – stanowiło zagrożenie dla chrześcijańskiej cywilizacji w Europie, toteż Władysław IV miał o tyle słuszność, że zamierzał rozbić to „krwiożercze mocarstwo”. Byłoby jednak lepiej dla wszystkich zainteresowanych, gdyby swoje projekty realizował z większą dyskrecją. Ważnym elementem planowanej operacji zaczepnej miała być Ukraina jako baza wojsk Rzeczypospolitej, uderzających na Krym, a także jako ojczysty kraj przeszło 40 000 żołnierzy, zaciągniętych na żołd polskiego budżetu państwa jako najważniejsi sojusznicy Polaków i Litwinów. Przeciwko muzułmańskim nieprzyjaciołom mieli maszerować wszyscy Kozacy – i „rejestrowi”, i „nierejestrowi”. Niestety, plan nie został zatwierdzony na tajnym posiedzeniu sejmu, a jednym ze współpracowników króla okazał się wybitny dowódca ukraiński – Wielki Pisarz Wszechwielkiego Kozackiego Wojska Zaporoskiego – Bohdan Zenobi Chmielnicki herbu Abdank, weteran wojny z Turcją w latach 1620-21. To Chmielnicki przekazał kozackiej elicie, zebranej w twierdzy Stara Sicz, że wszystkie plany zdobycia bogatych łupów na Turkach i Tatarach, a także uzyskania wysokiej zapłaty od skarbu państwa, spełzły na niczym. Wojny z islamistami nie będzie. Przywódcy ukraińscy zgodnie uznali, że „Polscy Panowie” oszukali bratni, słowiański lud. Zapadły decyzje, które na bardzo długo, daj Boże by nie na zawsze, „wykopały przepaść mentalną” miedzy Polakami a Ukraińcami. Zjazd kozackich przywódców – atamanów – wybrał Bohdana Chmielnickiego na Wielkiego Atamana – najwyższego przywódcę Ukrainy, a nastepnie wypowiedział posłuszeństwo Rzeczypospolitej Polskiej i rozpoczął wojnę, która trwała 6 lat i przeszła do historii jako Powstanie Chmielnickiego (1648-1654).

W przeciwieństwie do wcześniejszych powstań, z I połowy XVII wieku, Chmielnicki przekształcił kozacki bunt wojskowy w ogólnonarodową wojnę na wyniszczenie – wokół 40 000 Kozaków – profesjonalnych żołnierzy – zebrał przeszło 200 000 ochotników, uzbrojonych w kosy, widły, cepy i maczugi. Byli znani jako „czerńcy” a ich ochotnicze, amatorskie wojsko, nazywano „czernią”. Wojsko Polskie mogło zdusić powstanie na początkowym etapie, zanim pod rozkazami Wielkiego Atamana stanęło ćwierć miliona ludzi, ale Chmielnicki zmylił władze w Warszawie, śląc pismo, w którym twierdził, że nie walczy z królem, chce tylko rozprawić się z polskimi arystokratami, których nazywał „królewiętami kresowymi”. Władysław IV dał się oszukać i opóźnił mobilizację. Później było już za późno – Ukraińcy wygrali bitwy pod Żółtymi Wodami, Piławcami i Korsuniem, po czym wyparli wojska polsko-litewskie z Ukrainy. Nie było komu zorganizować kontrofensywy, bo Władysław IV nagle zmarł. Rzeczpospolita utraciła kontrolę nad Ukrainą – i nie odzyskała jej do dziś.
„Powstanie Chmielnickiego” – ciężka, wyniszczająca wojna, trwająca 6 lat (1648-1654), a następnie, po włączeniu po włączeniu się do konfliktu carskiej Rosji, przedłużona o następne 13 lat (do r. 1667!), spowodowała setki tysięcy ofiar śmiertelnych i cofnęła Ukrainę o kilkadziesiąt lat rozwoju cywilizacyjnego, ale, z perspektywy 3 i pół wieku, istotne wydaje się coś innego – od czasów Chmielnickiego i „Wojny Wyzwoleńczej Narodu Ukraińskiego”, jak wywołany przez niego kataklizm nazywają dzisiejsze rządowe dokumenty, wydawane w Kijowie, stosunki polsko-ukraińskie zepsuły się na pokolenia. 100 lat temu napisał Henryk Sienkiewicz – „Nienawiść wsiąkła w ziemię i zatruła krew pobratymczą…”. Zniszczone miasta, spalone wsie, miliony hektarów upraw rolnych zamienionych w ugory i nieużytki, a do tego, żywotne wciąż, obustronne stereotypy – wśród Polaków postrzeganie Ukraińców jako „prymitywnych rezunów i hajdamaków”, a na Ukrainie odraza względem „polskich panów” i brzydzących się pracą „biełaruczków” - to skutki powstania, bywa, że aktualne do dziś.
Następca zmarłego Władysława IV – jego młodszy brat Jan Kazimierz Waza – sprawował połączone urzędy króla polskiego i wielkiego księcia litewskiego w latach 1648-1668, z czego przez 19 (!) lat próbował zakończyć wojnę na Ukrainie. Początkowo król „postawił na siłę” – wojska koronne i litewskie pokonały nieprzyjaciela pod Zborowem i Zbarażem w 1649 r. oraz pod Beresteczkiem w 1651 r. Sukces okazał się być pozorny – w r. 1652 Ukraińcy rozbili Polaków i Litwinów pod Batohem, w następstwie czego elita rządząca z siedzibą w Warszawie zmieniła poglądy na sposób zakończenia konfliktu i rozpoczęły się negocjacje. Niestety, nienawiść z obu stron przeważyła nad zaufaniem i obydwa zgłoszone przez Polaków i Litwinów projekty traktatu o pokoju i życzliwej współpracy z Ukraińcami, znane jako „ugoda zborowska” i „ugoda białocerkiewska” (nazwy od miejscowości, w których odbywały się negocjacje – Zborowa i Białej Cerkwi) zostały odrzucone przez sztab Chmielnickiego. Hasła typu: „Libo wilna Ukraina, libo lacka krow po kolina” (albo wolna Ukraina, albo polskiej krwi po kolana), ewentualnie „Lach, Żyd i sobaka – wse wira odnaka” (Polak, Żyd i pies to stworzenia jednego rodzaju) wydały swoje zatrute owoce. Większość przywódców kozackich nie chciała mieć już nic wspólnego z Rzecząpospolitą i podjęła współpracę z carską Rosją na zasadzie wspólnoty językowej, kulturalnej i religijnej. Ostatecznie pertraktacje między „prawosławnymi braćmi” – Aleksym I Romanowem i Bohdanem Chmielnickim – doprowadziły do podpisania w 1654 r. traktatu, zwanego „Unią”, albo „Ugodą Perejasławską”, na mocy którego Ukraina i Rosja zawarły związek państwowy, wzorowany na unii polsko-litewskiej. Tak narodziła się tradycja, żywotna aż do rozwiązania Związku Radzieckiego w 1991 r., na mocy której Ukraina i Rosja pozostają w ramach tej samej organizacji politycznej. W luźniejszej formie szczególne relacje obu krajów przetrwały do dziś – dowodem na to ponadnarodowa instytucja pod nazwą Wspólnoty Niepodległych Państw.
Niestety, w historii tak z reguły bywa, że gdy sytuacja zaczyna się powoli „klarować” i uspokajać, znowu dochodzi do tragedii. Tak się stało również w niniejszym przypadku. Unia miedzy Rosją a Ukrainą przyczyniła się do wybuchu wojny między Rzecząpospolitą Polską a Rosją, bo Rosjanie wsparli Ukrainę pod rządami Chmielnickiego. Kierownictwo państwowe I RP próbowało – poniewczasie, niestety – zerwać ukraińsko – rosyjskie porozumienie, proponując elicie kozackiej lepsze warunki, niż car Aleksy w Perejasławiu. Dopóki niekwestionowanym przywódcą Ukrainy pozostał Bohdan Chmielnicki, propozycje, wysunięte przez króla Jana Kazimierza, nie doczekały się odpowiedzi. Dopiero po śmierci Wielkiego Atamana, gdy następcą Chmielnickiego został Jan Wyhowski, upełnomocnieni przedstawiciele Rzeczypospolitej i Ukrainy podpisali w 1658 r. ,,Unię Hadziacką’’ – umowę, na mocy której Rzeczpospolita Obojga Narodów miała przekształcić się w rozszerzone państwo związkowe – Rzeczpospolitą Trojga Narodów, gdzie oprócz Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego, Ukraina, pod urzędową nazwą „Wielkiego Księstwa Ruskiego”, miała być 3-cim podmiotem federacji. Gdyby powyższa koncepcja doczekała się realizacji, prawdopodobnie nigdy nie byłoby rozbiorów Polski i zupełnie inaczej potoczyłaby się historia Europy, bo nowe mocarstwo rozgraniczyłoby Rosję od Niemiec. Śmierć Jana Wyhowskiego zniweczyła szczytne plany polskiego króla. Ostatecznie wojnę zakończył traktat w Andruszowie z 1667 r., przewidujący podział Ukrainy wzdłuż Dniepru między Rzeczpospolitą a Rosję.
Podział Ukrainy na tzw. „prawobrzeżną”, czyli pozostającą pod zwierzchnictwem Polski i tzw. „lewobrzeżną” – uzależnioną od Rosji – przetrwał aż do II rozbioru Polski w 1793 roku. Rzecz ciekawa, wielu jest uczonych, tak ukraińskich, jak i polskich, którzy twierdzą, że dający się zauważyć jeszcze dziś, w XXI wieku, zróżnicowany rozwój wschodniej – bardziej prorosyjskiej – i zachodniej - bardziej prozachodniej i proamerykańskiej - części Ukrainy jest efektem podziału kraju, uchwalonego w Andruszowie Roku Pańskiego 1667. Dla patriotycznie nastawionych Ukraińców, którym „nie uśmiechało” się pozostawanie w stanie zależności, czy to od Polski, czy to od Rosji, traktat w Andruszowie był tragedią, na setki lat niszczącą perspektywy zbudowania „samostijnoj Ukrainy”, zwanej też „państwem hetmańskim”. Nastroje weteranów przegranego, bo tak z perspektywy wieków możemy powiedzieć, Powstania Chmielnickiego, dobrze ilustruje następujące porzekadło, które w swej twórczości utrwalił wielki ukraiński poeta Taras Szewczenko:
„Cieszycie się, że Polskę pobiliście sami?
Nie ma z czego – gdy padła, zgniotła
I was pod gruzami!”

Od Andruszowa do rozbiorów
Na przestrzeni najbliższego stulecia wydarzenia z czasów Chmielnickiego stały się inspiracją dla kolejnych 3 pokoleń aktywnych politycznie Ukraińców do podejmowania prób walki o niezależność:
- za czasów wojny polsko – tureckiej z lat 1672-1676 i 1683-1699 (pod panowaniem kolejno 3 królów polskich: Michała Korybuta Wiśniowieckiego, Jana III Sobieskiego i Augusta II Mocnego) na czele powstania kozackiego stanął ataman Piotr Doroszenko, który pragnął niepodległej Ukrainy w oparciu o …Turcję. Cała koncepcja „zawaliła się” po klęsce armii tureckiej pod Wiedniem w r. 1683 i po podpisaniu układu pokojowego w Karłowicach, Roku Pańskiego 1699, na mocy którego wojska tureckie ustąpiły za Dniepr, oddając Rzeczypospolitej okupowaną dotychczas część Ukrainy – Podole ze stolicą w Kamieńcu Podolskim.
- za czasów wojny północnej (lata 1700-1721) na czele powstania kozackiego stanął ataman Iwan Mazepa. Dążył on do zbudowania niepodległej Ukrainy w oparciu o…Szwecję. Nie była to wcale tak bardzo szalona koncepcja, jakby się to wydawało na „pierwszy rzut oka”. Na początku XVIII wieku Szwecja przeżywała ostatni, przynajmniej jak dotąd, okres mocarstwowej potęgi i przodowała w walce o „Dominum Maris Baltici” – „panowanie nad Morzem Bałtyckim”. Bazy armii i marynarki szwedzkiej znajdowały się we wszystkich nadbałtyckich krajach, a głównym przeciwnikiem Królestwa Szwecji na arenie międzynarodowej stało się Cesarstwo Rosyjskie. Ukraiński ataman wyszedł z założenia, jak się miało okazać wkrótce, niestety błędnego, że skoro król szwedzki Karol XII zdołał zawojować Finlandię, Estonię, Łotwę i Litwę, a w Polsce zmienił króla, z prorosyjskiego Augusta II na zależnego od Szwecji Stanisława Leszczyńskiego, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby został protektorem Ukrainy, niezależnej tak od Rosji, jak i od Rzeczypospolitej. Zamiar był szczytny, ale wykonanie zawiodło – w r. 1709 Szwedzi ponieśli ciężką klęskę z rąk Rosjan pod Połtawą (niedaleko Kijowa) i Karol XII zmuszony był wycofać swoje poparcie dla ukraińskich aspiracji. Ataman Mazepa zginął za sprawą agentów cara Piotra I i sytuacja znów ukształtowała się na zasadzie „status quo” (wrócono do realiów przedwojennych i podziału Ukrainy między Rzeczpospolitą i Rosję).
- za czasów Konfederacji Barskiej (w latach 1768-1772), gdy na czele ostatniego powstania kozackiego stanęli Iwan Gonta i Maksym Żeleźniak, którzy postanowili wykorzystać Konfederację Barską – partyzancką wojnę Polaków przeciw Rosji – do wywalczenia niepodległości tak od Polski, jak i od Imperium Rosyjskiego. Niestety, ku hańbie i pośmiewisku przyszłych pokoleń, powstanie Gonty i Żeleźniaka przeszło do historii jako „koliszczyzna” (trudno to wiarygodnie przetłumaczyć na język polski – „kłujówka”, „kłójnia”) – określenie pochodzące od czasownika ukraińskiego „koli!” – „kłuj!”, a to dlatego, że wojownicy ukraińscy, bardziej niż walką z polskim czy rosyjskim regularnym żołnierzem, zajęli się wybijaniem 2 rodzajów cywilnej ludności, jeśli tylko zdołali ująć ją w swoje ręce. Najczęściej ginęli Polacy – szlachcice i duchowni - oraz Żydzi – sklepikarze i karczmarze. Ukraińscy fanatycy „wyspecjalizowali się” w zabijaniu ich przez kłucie ostrymi narzędziami, stąd nazwa całego okresu historycznego. Symbolem „koliszczyzny” stało się miasto Humań, gdzie Kozacy zgromadzili ponad 20 000 polskich i żydowskich więźniów, a potem pozabijali ich, co nastąpiło w r. 1768.
Stłumienie „koliszczyzny” przez wojska rosyjskie i koronne, potwierdzone wyniszczeniem torturami i ścięciem przywódców, oznaczało koniec heroicznego ,,okresu kozackiego’’ w ukraińskiej historii.

Czasy zaborów

Nadchodzące rozbiory Polski przyniosły radykalne zmiany w sytuacji nie tylko naszego, ale i ukraińskiego, narodu. Od 1772 r. kraina ze stolicą we Lwowie, którą dziś, na wschód od Bugu, powszechnie nazywa się „Hałyczyną” bądź „Ukrainą Zachodnią”, znalazła się w zaborze austriackim i tworzyła jednostkę administracyjną pod nazwą „Królestwo Galicji i Lodomerii” (dziwna nazwa pochodzi od średniowiecznego dokumentu w języku łacińskim, gdzie Halicz tytułowano „Galiczem”, a Włodzimierz Wołyński – „Lodomerium Wolyniensis”, tak więc zaborczą tytulaturę regionu zachodnioukraińskiego można by przetłumaczyć jako „Królestwo Halickie i Włodzimierskie”). Powyższy stan prawny przetrwał aż do końca I wojny światowej w XI 1918 r. – półtora wieku we Lwowie, czy też „Lembergu”, jak miasto określali (po niemiecku) austriaccy arystokraci, rezydował cesarski namiestnik, realizujący politykę, którą ustalała dynastia von Habsburgów – cesarzy austriackich, królów węgierskich i czeskich, dziedziców w sumie 14 (!) krajów, władających swym wielonarodowym Imperium z Wiednia.
Patrząc z perspektywy XXI wieku Ukraińcy pod władzą austriacką mieli, pomiędzy 1772 a 1918 rokiem, o wiele lepiej, niż w Imperium Rosyjskim – mogli zakładać i prowadzić szkoły z ukraińskim językiem wykładowym, wybierać swoich przedstawicieli do parlamentu lokalnego i ogólnopaństwowego, organizować i szkolić własne jednostki wojskowe, tzw. „Pułki Strzelców Siczowych”. Zawsze jeden z męskich przedstawicieli dynastii von Habsburgów uczył się języka i kultury ukraińskiej, pozostając swoistym „łącznikiem’’ między dworem cesarskim w Wiedniu i społeczeństwem ukraińskim w Galicji. Najsłynniejszym przykładem takiej działalności był arcyksiążę Wilhelm von Habsburg, urzędujący na początku XIX wieku, którego, z powodu skłonności do noszenia na co dzień ukraińskiego stroju ludowego, nazywano „Wasylem Wyszywanym”. Szczególne koncesje na rzecz Ukraińców, którym pozwolono nawet na utworzenie własnej reprezentacji politycznej pod tytułem „Ruskoj Hołownoj Rady” („Głównej Rady Ruskiej”), uczynili austriaccy zaborcy po roku 1848, gdy podczas rewolucji „Wiosny Ludów” dynastia von Habsburgów postanowiła wykorzystać naszych ukraińskich pobratymców jako „przeciwwagę” dla buntowniczych działań Polaków. Plan cesarza Franciszka Józefa I i jego doradców przyniósł rezultaty i do końca epoki rozbiorów w Galicji Polacy i Ukraińcy blokowali nawzajem swoje inicjatywy i równoważyli swoje wpływy, ku radości zaborców, którzy mogli, dzięki temu, w nieskrępowany sposób sprawować rządy. Mimo negatywnych stron, jakich nie brakuje w żadnej epoce, rządy austriackie w Galicji przyniosły Ukraińcom wielką korzyść – to właśnie w zaborze austriackim wykształciły się kadry politycznych i wojskowych specjalistów, którzy odegrali wybitną rolę w walce o „Samostijną Ukrainę” podczas i po zakończeniu I wojny światowej. Niestety, z ukraińskiego punktu widzenia, Galicja stanowiła obszarowo zaledwie około 10% całego kraju, zaś pod względem ludnościowym nawet mniej, tak więc świadomi swoich praw, nastrojeni patriotycznie, Ukraińcy galicyjscy stanowili rażącą mniejszość całego narodu, który z reguły zamieszkiwał w Imperium Rosyjskim i był zindoktrynowany, żeby nie powiedzieć „ogłupiony”, przez carską szkołę, administrację i duchowieństwo Kościoła Prawosławnego.

Od czsu II rozbioru Polski, który nastąpił w Roku Pańskim 1793, około 90% terytorium Ukrainy, licząc zarówno dawne tereny podległe Rosji, jak i podległe Rzeczypospolitej, według traktatu w Andruszowie z 1667 roku, znalazło się w granicach Imperium Rosyjskiego jako prowincja pod nazwą „Wielkie Księstwo Małorosji”, którego każdorazowym władcą, z tytułem „Wielkiego Księcia Kijowskiego”, miał być każdorazowy cesarz Rosji. 124 lata (1793 – 1917) przynależności Ukrainy, poza Galicją, do Imperium Rosyjskiego, przyniosły negatywne zmiany polityczne, społeczne, ale i psychologiczne zamieszkałym tam ludziom. Pod względem politycznym Ukraińcy, żeby nie powiedzieć „Małorusini” (albo złośliwie „Chachłacy”, jak ich nazywali carowie), zostali przez 5 pokoleń nauczeni posłuszeństwa wobec systemu absolutyzmu monarszego, co „zabiło” dawne, ukraińskie tradycje wolnościowe i demokratyczne. W zapomnienie odeszły czasy, gdy „siedzący w kole” mieszkańcy wybierali sobie urzędników. Cała hierarchia rządowa, tak, jak i kościelna, była mianowana przez zwierzchników rodem z Kremla czy Petersburga. Gdy idzie o zmiany natury społecznej, na Ukrainę sprowadzili carowie setki tysięcy i miliony ludności rosyjskiej, a także innych obcokrajowców – Żydów, Polaków, Tatarów, Europejczyków Zachodnich – np. w Odessie istotną rolę odgrywali Francuzi, sprowadzeni przez Katarzynę II. To wszystko nie sprzyjało zachowaniu jednolitości społeczeństwa ukraińskiego. Co do zmian świadomości, dziwnych procesów psychologicznych, to dobrym przykładem jest sprawa atamanów – w XVII i XVIII wieku wzorem dla większości Ukraińców byli atamani – demokratycznie wybierani przywódcy. Po dziesięcioleciach rosyjskich rządów okazało się, że normą, szczególnie na wsi, stało się postrzeganie cara jako „dobrego ojca”, ,,ruskiego słoneczka” itp. pieszczotliwie określanego dobroczyńcy. Skalę zmian w sposobie postrzegania świata na Ukrainie idealnie pokazuje sprawa sił zbrojnych – do 1783 r. centrum wojskowości ukraińskiej stanowiła Stara Sicz – rezydencja obieralnych atamanów. Z rozkazu Katarzyny II Sicz została zniszczona, a najwyższym wodzem kozackim uznano odtąd każdorazowego następcę tronu rosyjskiego. Każdy najstarszy syn w dynastii Romanowów, zanim został carem, nosił, z mocy prawa, tytuł Najwyższego Atamana Wojsk Kozackich. Dla milionów ukraińskiej ludności, potomków wojowników, urządzających krwawe powstania w obronie swoich praw i przywilejów, normą stał się szacunek dla obcej dynastii. Kozak – w XVII wieku symbol wolności - w XIX wieku stał się obrońcą carskiego samowładztwa, podporą absolutyzmu. Podczas wszystkich polskich powstań przeciw Rosji jeden okrzyk budził strach i chęć ucieczki do lasu u wielu „bohaterów” z 1830-31 czy 1863-64 roku – wystarczyło, by ktoś zawołał „Kozacy!”. Prawnukowie buntowników narażali życie w obronie absolutnych monarchów… Oto, co można osiągnąć na przestrzeni stulecia poprzez indokrynację i dyktatorskie rządy.

I wojna światowa

Wszystko powyższe sprawiało wrażenie ustabilizowanego systemu, który pozostanie na długie wieki. Tymczasem, jak to już niejednokrotnie w historii bywało, niespodziewanie realia polityczne uległy całkowitej zmianie, a to za sprawą, niewyobrażalnego dla ówczesnych ludzi, kataklizmu politycznego, zwanego „Wielką Wojną”. My, Europejczycy XXI wieku, określamy tamten czas jako I Wojnę Światową. Walki na froncie wschodnim tego katastrofalnego konfliktu rozpoczęły się w dniach 1 i 6 VIII 1914 r. (od 1 VIII stan wojny między Niemcami i Rosją, a od 6 VIII rozszerzenie wojny na Imperium Austriacko – Węgierskie jako sojusznika Niemiec przeciw Rosji). Następne miesiące przyniosły zaangażowanie w wojnę przeciw Rosji także Bułgarii i Turcji. Dla kierownictwa państwowego, zarówno Rzeszy Niemieckiej, jak i Austro – Węgier, nie ulegało wątpliwości, że wojna z Rosją to wojna z całym Imperium Rosyjskim, czyli kilkunastoma krajami, pozostającymi pod berłem dynastii Romanowów, ale zamieszkałymi przez ludność narodowości nierosyjskich. Prosta logika podpowiedziała dostojnikom niemieckim, austriackim, węgierskim i tureckim (Bułgarzy, jako prawosławni, zachowali „minimum lojalności” wobec Rosjan i nie zaangażowali się w omawianą tutaj sprawę), żeby poprzeć –finansowo, kadrowo i propagandowo - a z czasem również wojskowo – wszelkie ruchy polityczne, dążące do zbuntowania przeciw rządowi carskiemu i dynastii Romanowów jak największej ilości krajów, a tym samym narodów, nierosyjskich, aby zdezorganizować Imperium od środka i według „programu minimum” zmusić Kreml do zakończenia wojny, a według „programu maksimum” doprowadzić do rozpadu ponadnarodowe „supermocarstwo” cara Mikołaja II. Nie ma się czemu dziwić, że Ukraina – największy nierosyjski kraj Imperium – znalazła się w centrum uwagi elit Berlina, Wiednia, Budapesztu i Stambułu. Gdyby udało się zbuntować Ukraińców, na terytorium swego kraju mających wybrzeża Morza Czarnego, Zagłębie Donieckie i ciężki przemysł metalowy – cios mógłby okazać się dla Imperium Rosyjskiego śmiertelny. Niemcy i ich sojusznicy „postawili” na Ukraińców galicyjskich – przeszło 100 lat podlegających cesarzom austriackim – i postanowili wykorzystać ich do oddziaływania na pozostałych Ukraińców – poddanych cara.

Jeśli kogoś taka polityka dziwi, to niech łaskawie przypatrzy się naszej własnej historii – również w 1914 r. ci sami niemieccy i austriaccy przywódcy poparli niejakiego…Józefa Piłsudskiego, by, stojąc na czele Legionów, wyruszających również z Galicji, tak, jak ukraińscy Strzelcy Siczowi, zbuntował Polaków w zaborze rosyjskim i zdezorganizował rosyjskie plany wojenne. Co by nie powiedzieć o Niemcach, zawsze byli oni ludźmi systematycznymi i dobrze zorganizowanymi – jeżeli jakaś metoda okazywała się skuteczna, stosowali ją, gdzie tylko mogli. Podobne do polskich „piłsudczyków” i ukraińskich „siczowców” vel „siczowników” ruchy polityczne Niemcy sponsorowali również na Litwie, Łotwie, Estonii oraz w Finlandii. Czymś identycznym co do „zasady działania”, chociaż odmiennym, co do zastosowanej ideologii, było sfinansowanie przez Berlin partii bolszewickiej w samej Rosji, co ostatecznie zaowocowało rewolucjami z r. 1917 – „lutową” i „październikową”, a w konsekwecji przyniosło rozpad Imperium Romanowów – przegranie przez Rosję wojny.

Wojna domowa na Ukrainie

Upadek monarchii w Rosji, zaistniały w lutym (według kalendarza juliańskiego – prawosławnego) lub marcu (według kalendarza gregoriańskiego – katolickiego) 1917r. otworzył drogę do działania ukraińskim zwolennikom niepodległości, orientującym się „na Niemcy”. Rozpoczął się tragiczny czas w historii Ukrainy – wojna domowa, twająca 5 lat – od 1917 do 1922 r., gdyż „nałożyły się” na siebie jednocześnie 3, wzajemnie sprzeczne, zjawiska:

1. Dążenie ukraińskich patriotów do stworzenia niepodległej („samostijnej”) republiki.
2. Rosyjska wojna domowa między „Czerwonymi” (komunistami) i „Białymi” (zwolennikami przywrócenia monarchii).
3. Zagraniczna interwencja.
Co do 1-go tematu – Ukraińcy, w przeciwieństwie do Polaków, nie potrafili się porozumieć w sprawie budowy jednolitego państwa, i to była jedna z przyczyn klęski ich dążeń niepodległościowych po I wojnie światowej. Przywódcy ukraińscy przystąpili jednocześnie do organizowania Ukraińskiej Republiki Ludowej (UNR – Ukraińska Narodna Riespublika) ze stolicą w Kijowie i Zachodnio – Ukraińskiej Republiki Ludowej (ZUNR – Zapidno – Ukraińska Narodna Riespublika) ze stolicą we Lwowie. Na czele władz Ukrainy „kijowskiej” albo „naddnieprzańskiej” stanął, jak za dawnych, XVII - wiecznych czasów, Najwyższy Ataman nazwiskiem Paweł Skoropadski, zaś Ukrainą „galicyjską” kierował kolegialny Dyrektoriat, w którego imieniu siłami zbrojnymi dowodził setnik (znowu tytuł, jak w epoce dawnej, „kozackiej” Ukrainy, za rządów Chmielnickiego i Wyhowskiego!) Dymitr Witkowski. Ukraińcy „kijowscy” wdali się w walkę zbrojną zarówno z wojskami Rosji Sowieckiej, jak też z antybolszewicką Armią Ochotniczą. Ukraińcy „lwowscy” sprowokowali wojnę z Polską już w listopadzie 1918 r., zanim jeszcze urzędowo „powrót Rzeczypospolitej na mapę’’ notyfikował Józef Piłsudski – to w następstwie tego konfliktu pojawiła się sprawa tzw. „Orląt Lwowskich” – Polek i Polaków w bardzo młodym wieku (najmłodszy chłopak miał 9 lat, a dziewczynka - 11 lat), którzy walczyli przeciw ukraińskim Strzelcom Siczowym. Zabrakło decyzji, czy „idziemy z Polakami” przeciw Rosji, nieważne, czy „Białej”, czy „Czerwonej”, a może związujemy się z jedną ze stron walczących o władzę w Rosji, by w oparciu o nią pokonać Polskę. Budujący „samostijną Ukrainę”, skądinąd uczciwi patrioci, mało, że nie mogli się zdecydować, z kim i przeciw komu walczą, ale nawet porozumieć się między sobą.
Co do pkt. 2 – Rewolucja Październikowa doprowadziła do wojny domowej w Rosji miedzy „Białymi” a „Czerwonymi”, przy czym skala konfliktu była tak wielka, że „rozlał się” poza tereny Rosji, na kraje członkowskie Imperium. Zarówno komuniści, którzy sformowali Armię Czerwoną, jak i monarchiści, których siłą zbrojną była Armia Ochotnicza, całkowicie lekceważyli intersy mieszkańców Ukrainy, nie mówiąc już o decyzjach władz ukraińskich (abstrahując od tego, czy „galicyjskich”, czy „kijowskich”!) i walczyli tak między sobą, jak i z Ukraińcami. Kijów 6 razy przechodził z rąk do rąk, główną bazą „Czerwonych” ustanowiony został Charków, zaś ośrodkiem „Białych”- Krym. Przez 5 lat Ukrainę spustoszono w sposób bardziej drastyczny, niż za czasów Powstania Chmielnickiego – przestały działać koleje, telefony, elektrownie, gazownie i wodociągi, zdezorganizowano opiekę medyczną i szkolnictwo, nie istniała żadna spójna i scentralizowana władza. Ludzie ginęli tysiącami tylko za to, że „nie spodobali się” komuś po stronie przeciwnej. Kraj wyglądał jak scena z paranoicznego snu hollywoodzkiego scenarzysty.

Co do kwestii 3 – do tragedii, opisanej w poprzednich akapitach, dodać należy działania wojsk, przysłanych z zewnątrz przez obce rządy: w Odessie wylądował kontyngent francuski, do Besarabii wkroczyli Rumuni, ale najwięcej działań podjęli Polacy – żołnierze sił zbrojnych odrodzonej Rzeczypospolitej, którzy przybyli na Ukrainę pod dowództwem Naczelnika Państwa i Wodza Naczelnego w jednej osobie – marszałka Józefa Piłsudskiego.
Warka
Posty: 1570
Rejestracja: 16 paź 2010, 03:38

Re: Historia Ukrainy, a Polska

Post autor: Warka »

Ukraina a ,,wojna 1920 roku’’

Stary żołnierz – dawny więzień obozu na Syberii – był ogarnięty wizją uniemożliwienia na przyszłość odbudowy imperializmu rosyjskiego – mniejsza z tym, czy carskiego, czy komunistycznego („bolszewickiego”). Do tego celu postanowił iść 2 etapami:
- wyrzucić Ukraińców ,,galicyjskich’’ ze Lwowa i ziem, które po ukraińsku nazywano Galicją Wschodnią, a po polsku Małopolską Wschodnią, sięgających aż po rzekę Zbrucz. Aby tego dokonać – rozbić „Armię Halicką” i rząd ZURL.
- pomóc Ukraińcom „dnieprzańskim” (URL) stworzyć niepodległą republikę, która miała być sojusznikiem Polski w obronie przed przyszłą porewolucyjną Rosją, niezależnie od tego, czy będzie ona komunistyczna, czy carska. Gdyby zamiar Józefa Piłsudskiego się udał, Ukraina zostałaby elementem tzw. „koncepcji prometejskiej”, według której pomiędzy Rzecząpospolitą Polską a Rosją miał powstać pas niezależnych państw, sprzymierzonych z krajem naszych przodków. Miały do niego należeć Litwa, Białoruś i Ukraina. Stary marszałek używał określenia „strefa międzymorza”, bo zaprzyjaźnione z Polską państwa miały utworzyć „barierę” przeciw rosyjskim wpływom, rozciągniętą od Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego.
Spotkałem się z hasłem „Nie można mieć wszystkiego”… Najwyraźniej dotyczyło ono również Komendanta – mimo wielkiego zaangażowania żołnierzy wszystkich stopni udało się urzeczywistnić tylko pierwszą część planu – do końca 1919 r. Wojsko Polskie rozbiło armię Zachodnio Ukraińskiej Republiki Ludowej, uwolniło oblegany Lwów, broniony przez „Orlęta”, a potem zepchnęło nieprzyjaciela za rzekę Zbrucz – na Wschód. Organizacja państwowa ZURL przestała istnieć. Siły zbrojne II RP odzyskały teren do granicy II rozbioru z 1793 r. - granicy, która zaczęła obowiązywać na nowo jako południowo-wschodnia rubież odrodzonej Rzeczypospolitej, aktualna do feralnego dnia 17 IX 1939 r.
Na scenie politycznej ówczesnej Europy pozostała już tylko Ukraińska Republika Ludowa, zwana popularnie „Ukrainą Dnieprzańską”. Po klęskach, jakie jej wojska poniosły z rąk bolszewików, ze stanowiska Wielkiego Atamana ustąpił Paweł Skoropadski, który wyemigrował do Niemiec. Nowym atamanem Ukrainy „dnieprzańskiej” dowódcy wojskowi i działacze polityczni, zasiadający w Ukraińskiej Centralnej Radzie, wybrali Semena Petlurę. Mając do wyboru zupełną klęskę w wojnie z Armią Czerwoną Rosji Sowieckiej albo zawarcie porozumienia z Polską, by razem walczyć przeciw komunizmowi, ataman Petlura wybrał drugą opcję. W kwietniu 1920 r. podpisany został w Belwederze podwójny traktat polsko – ukraiński, zwany też „układem P.-P.” („Piłsudski – Petlura”). Na jego mocy Ukraińcy zrzekli się praw do Lwowa i ziem na zachód od Zbrucza. W zamian za to Polacy mieli im pomóc w odrzuceniu Sowietów za Dniepr. Tak rozpoczęła się tzw. „wyprawa kijowska” – nowy etap w dziejach wojny Polski z Rosją Sowiecką lat 1919-1921. 3 Armia WP pod dowództwem gen. Edwarda Śmigłego-Rydza, wraz z wojskami atamana Petlury, zdobyła Kijów i opanowała Ukrainę aż po Dniepr. Niestety, okazało się, że rząd URL nie zyskał poparcia społecznego w swoim własnym kraju – propaganda bolszewicka w oczach prostego ludu wydawała się bardziej atrakcyjna. Wojsko Polskie cofnęło się na zachód, Ukrainą zawładnęli komuniści.
Wydarzenia, w historii Polski określane potocznie jako „wojna 1920r.”, przyniosły tylko połowiczny sukces –o ile wojskom II Rzeczypospolitej dane było odrzucić sowieckich napastników daleko na wschód i ocalić niepodległość, z wielkim trudem odzyskaną po 123 latach rozbiorów, o tyle armii Ukraińskiej Republiki Ludowej nie udało się obalić komunistycznych rządów nad Dnieprem – w Kijowie osiadł komunistyczny reżim, stanowiący „mniejszą kopię” sowieckiego kierownictwa, rezydującego na Kremlu. Można powiedzieć, że, o ile do takiego tematu kwalifikuje się poczucie humoru, Polakom udał się „cud nad Wisłą”, ale, niestety, Ukraińcom nie udał się „cud na Dnieprem”. Zamiast kapitalistycznej Ukraińskiej Republiki Ludowej powstała i utrzymała się Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka, istniejąca pod taką nazwą aż do 1991 r.

Ukraińcy w II Rzeczypospolitej

Pokonani przez komunistów żołnierze atamana Petlury wycofali się do Polski, gdzie od Józefa Piłsudskiego otrzymali azyl polityczny i prawo dożywotniego zamieszkania na ziemiach Rzeczypospolitej. Niestety, to nie zadowoliło nacjonalistów ukraińskich spod znaku Petlury. Uznali oni, że przywódcy polscy, podpisując w marcu 1921r. traktat pokojowy z Rosją Sowiecką, zawierający klauzulę o dyplomatycznym uznaniu przez Warszawę Ukrainy Sowieckiej, tzw. „Traktat Ryski”, bezczelnie zdradzili patriotycznych Ukraińców, bohaterów walki pod błękitno – żółtą flagą i herbem „tryzuba”. To, że marszałek Piłsudski odwiedził dowódców armii upadłej URL w ośrodku internowania Szczypiorno – Beniaminów na przedmieściach Kalisza i wygłosił przemówienie, w którym tłumaczył, dlaczego Polska nie mogła sobie pozwolić na kontynuowanie w nieskończoność wojny z bolszewicką Rosją, niczego nie załatwiło. Zakończenie tekstu, przekazane w wypowiedziach licznych świadków pod postacią „Ja was bardzo przepraszam… ja was bardzo przepraszam…” wywołało oburzenie na sali. Przywódcy emigrantów ukraińskich sądzili, że marszałek kpi sobie z nich. Zaprzysięgli zemstę. Od czasu Traktatu Ryskiego narodził się ruch nacjonalistów ukraińskich, działających pod hasłem „kaby z czortom, szczob protyw moskowskych komunistiw” (Bodaj z diabłem, byle przeciwko moskiewskim komunistom”). Mieli oni na celu obalenie systemu bolszewickiego na Ukrainie, a jednocześnie zemstę na Polsce i Polakach za 1921 rok. Długie lata musiały minąć, zanim znalazła się okazja do jednoczesnej realizacji powyższych założeń – dopiero II wojna światowa spowodowała nastanie sprzyjającej koniunktury międzynarodowej. Nie ma się czemu dziwić, że za naturalnego sojusznika ukraińscy nacjonaliści uznali swych odpowiedników niemieckich i przeszli do (bardzo niechlubnej!) historii jako kolaboranci III Rzeszy w latach 1939-1945. Zanim to nastąpiło, zwolennicy „samostijnoj Ukrainy” zapisali się w dziejach Polski jako wykonawcy setek zamachów terrorystycznych – próbowali zabić Józefa Piłsudskiego, prezydenta RP Stanisława Wojciechowskiego, ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego i wielokrotnego posła oraz urzędnika państwowego szczebla centralnego – Tadeusza Hołówkę. Ze smutkiem trzeba przyznać, że w 2 ostatnich przypadkach osiągnęli sukces. Dzisiaj wyrazy „terrorysta” i „zamach bombowy” kojarzą się z Arabami i innymi muzułmańskimi ludami z Bliskiego Wschodu. W Polsce przedwojennej budziły, przynajmniej u bogatych i wykształconych obywateli, tylko jedną myśl: „Ukraińcy!”. Zabójstwa, podpalenia, napady – to wszystko były ,,normalne formy działalności’’ siatki konspiracyjnej, orgarniającej całe terytorium Rzeczypospolitej, ale sięgającej także na wschodzie daleko na Ukrainę Sowiecką, a na zachodzie aż po skupiska ukraińskiej emigracji w USA, Kanadzie i Argentynie i nazywającej się Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Po śmierci atamana Petlury, zabitego na wychodźstwie w Europie Zachodniej przez komunistycznego agenta, szefem OUN został pułkownik Ewhen Konawalec. Pod jego patronatem wybitny uczony, ale bardzo zły człowiek – dr Dymitr Doncow – napisał książkę, w przyszłości zwaną „Biblią ukraińskiego nacjonalizmu”. Traktat jego autorstwa, o prozaicznym tytule „Nacjonalizm”, stał się inspiracją dla niezliczonych zbrodni w okresie nadchodzącej wojny. Swoją drogą, czego innego spodziewać się po dziele, które zaczyna się od „Katechizmu nacjonalisty”, ze sformułowaniami typu „zdradą i oszustwem będziesz traktował nieprzyjaciół swego narodu!”?

Na działalność OUN władze polskie odpowiedziały w sposób daleki od humanizmu i demokracji – wyspecjalizowane jednostki wojskowe, policyjne i wywiadowcze przetrząsały ukraińskie wsie na południowym wschodzie Rzeczypospolitej, setki podejrzanych przesłuchano z zastosowaniem bicia, kopania i innych tortur.

Niektórzy trafili do więzień, innych izolowano w twierdzy wojskowej w Brześciu nad Bugiem, zaś w r. 1934, jako odpowiedź na zabójstwo ministra Pierackiego, Józef Piłsudski zatwierdził utworzenie „obozu odosobnienia” w Berezie Kartuskiej. Stosunki między RP a ukraińskimi nacjonalistami były bardzo złe, ale w porównaniu z sytuacją w ZSRR to było nic!

Ukraińska SRR w latach 1922 – 1941

Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka w dniu 5 XII 1922 r. stała się, wraz z Rosją (Rosyjską Fedaracyjną Socjalistyczną Republiką Radziecką – RFSRR) i Białorusią (Białoruską Socjalistyczną Republiką Radziecką - BSRR), krajem założycielskim Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (ZSRR), zwanego skrótowo po polsku Związkiem Radzieckim, a w oryginale, czyli po rosyjsku – „Sojuzom Socjalisticzieskich Sowietskich Riespublik”, vel „Sowietskim Sojuzom” (CCCP – CC, według zapisu cyrylicą). ZSRR to największy obszarowo, ponadnarodowy organizm polityczny, jaki kiedykolwiek istniał – 16 republik związkowych, pod przewodnictwem Rosji, sięgało od Morza Bałtyckiego i Czarnego do Oceanu Spokojnego, zajmowało przeszło 1/6 lądów Ziemi oraz było zamieszkane przez około 200 milionów ludzi. W porównaniu ze Związkiem Radzieckim dzisiejsza Unia Europejska wygląda naprawdę niegroźnie.
Co by wszakże nie było we współczesnych realiach unijnych bezsensowne, głupie i szkodliwe, to jednak, wspominając specyfikę życia w ZSRR, możemy dziękować Bogu (jeśli jesteśmy ludźmi wierzącymi) albo tajemniczym prawom historii (jeżeli religia jest nam obca) za fakt, że żyjemy w XXI wieku na polskiej ziemi i zostało nam zaoszczędzone łajdactwo, z którym komuniści, w czasach Ukraińskiej SRR, potraktowali społeczeństwo w kraju naszych południo-wschodnich sąsiadów. Historię Ukrainy Radzieckiej („Radianskoj Ukrainy”, jak to określała oficjalna prasa) pomiedzy 1922 a 1941 rokiem najlepiej definiują 3 wyrazy, ustawione w poniższej kolejności: oszustwo – terror – prześladowania.
Dlaczego na wstępie akurat oszustwo? Bo przez całe lata 20-ste (tzn. od 1922 do 1929 r.) kierownictwo partii bolszewickiej z siedzibą w Moskwie, prowadzone „wizjonerskimi umysłami” Włodzimierza Ilicza Uljanowa Lenina (do jego śmierci w r. 1924), a później jego następcy Józefa Wissarionowicza Dżugaszwili Stalina (był przywódcą Związku Radzieckiego w l. 1924 – 1953) świadomie wprowadzało miliony mieszkańców USRR w błąd, realizując 2 programy polityczne, jeden na poziomie krajowym („republikańskim”, jak mawiano w epoce radzieckiej) i jeden na poziomie ogólnozwiązkowym (czy „wszechzwiązkowym”, według komunistycznej ,,nowomowy”). Pierwszy został nazwany „procesem korienizacji” od sformułowania „wazwraścienije k korieniam” („powrót do korzeni”). Polegał na oficjalnym promowaniu ukraińskiego języka i kultury, w przeciwieństwie do oficjalnej polityki władz carskich, gdy promowano język i kulturę rosyjską, a wszystko, co ukraińskie, ośmieszano jako „prymitywne” i „zacofane”! Komuniści vel „bolszewicy” próbowali udowodnić narodowi ukraińskiemu, że nie mają nic przeciwko jego specyfice, odróżniającej sąsiadów z południa od Rosjan. Wydawnictwa kierowały na rynek coraz więcej książek i czasopism w języku ukraińskim, szkoły – od początkowych do wyższych – pracowały, stosując ukraiński jako język wykładowy, urzędnicy partyjni i państwowi promowali zespoły folklorystyczne i twórców sztuki ludowej, działających według dawnych, ukraińskich tradycji. „Proces korienizacji” zaszedł tak daleko, że aż stolicę Ukrainy Radzieckiej ustanowiono w Charkowie, by podkreślić, że nowe, „ludowe”, państwo zrywa z „klerykalno – szlachecką przeszłością’’, którą uosabiał Kijów. Trzeba powiedzieć, iż bolszewicka kampania propagandowa spowodowała pożądane skutki – miliony ludzi na Ukrainie uwierzyły w lepszą przyszłość, obiecywaną przez komunistów „na niwie” kulturalnej. Szczególnie ludzie pochodzenia chłopskiego na wsi i proletariackiego w mieście uznali Socjalistyczną Republikę Radziecką za nową, lepszą Ukrainę – swoją ukochaną Ojczyznę.
Drugi oszukańczy program przeszedł do historii jako ,,NEP’’ - „ Nowaja Ekonomiczieskaja Politika” (Nowa Polityka Ekonomiczna) i działał w wymiarze całego Związku, a nie tylko Ukrainy. Zgodnie z założeniami ,,NEP’’ komuniści zrezygnowali z, głoszonego w okresie Rewolucji Październikowej i wojny domowej, zamiaru nacjonalizacji (odebrania prywatnym właścicielom i oddania pod kontrlolę urzędników władzy politycznej) przemysłu, handlu, rolnictwa i, w ogóle, całej gospodarki. We wszystkich krajach członkowskich ZSRR, zniszczonych przez wojnę między „Białymi” a „Czerwonymi”, błyskawicznie rozwinął się prywatny biznes. Szczególną formę ten proces przybrał na Ukrainie, gdzie, z racji na bardzo żyzne gleby, rozkwitło indywidualne rolnictwo. Wykorzystując słynny czarnoziem stepowy ukraińscy chłopi, zwłaszcza zamożni przedsiębiorcy wiejscy, zwani „kułakami”, osiągali coraz wyższe plony roślin i pogłowie zwierząt. Nikomu spośród nich nie przyszło do głowy, że to, co przeżywają, to, jak w staropolskiej bajce dla dzieci, „miłe złego początki”.
Stalinowski terror

Nadszedł rok 1929, kiedy to Towarzysz Józef Wissarionowicz Stalin, doprowadziwszy się „na szczyt” komunistycznej hierarchii oszustwem, morderstwem, wygnaniem i wszelkimi innymi metodami, oficjalnie przyjął tytuł Wielkiego Wodza (ros. „Wożd’”), który odzwierciedlał stan faktyczny – niekontrolowaną dyktaturę jednostki. Ten „czerwony car” (jak nazał go w swojej książce historyk brytyjski Simon Sebag Montefiore) uznał, że skoro z nikim nie musi się liczyć, to spokojnie może odrzucić wszelkie obietnice, przyrzeczenia i deklaracje, jakie wcześniej złożył komukolwiek… W wymiarze lokalnym – „republikańskim”, odnoszącym się do Ukrainy, decyzja „Wodza” oznaczała odejście od polityki „korienizacji” i powrót do nieskrępowanego podkreślania rosyjskiej dominacji, nie tylko w zakresie polityki, ale także w sferze kultury. Kto był na tyle uczciwy i bezkompromisowy, że pozostał przy własnych poglądach, mógł odtąd spodziewać się wszelkich prześladowań, od utraty pracy zawodowej począwszy, na nagłej śmierci skończywszy. Do rangi symbolu urosły zejścia śmiertelne 2 kolejnych sekretarzy generalnych Komunistycznej Partii Ukrainy – Stanisława Kosiora i Krystiana Rakowskiego – jeden ,,wyniósł się’’ z tego świata poprzez samobójstwo (,,zaszczuty’’ działaniami tajnych służb), drugi został zamordowany na zlecenie Stalina.
W komunistycznych obozach NKWD i innych, podobnych organizacji, kierowanych z Kremla, śmierć znalazły dziesiątki tysięcy świadomych narodowo Ukraińców – intelektualistów, dziennikarzy, nauczycieli, urzędników i duchownych, a z czasem także wojskowych, agentów „bezpieczeństwa” oraz działaczy partyjnych – wszystkich osób, cieszących się autorytetem w społeczeństwie i mogących stanowić czynnik, organizujący opór przeciwko stalinowskiej dyktaturze. Pierwsza „fala” represji z przyczyn politycznych przypadła na rok 1934 i za jej symbol uchodzi decyzja o przeniesieniu stolicy Ukraińskiej SRR z Charkowa na powrót do Kijowa. Druga „fala”, która która wystąpiła jednocześnie nie tylko na Ukrainie, ale i w całym Związku Radzieckim, to rok 1937. Jej symbolem, w świadomości społecznej wciąż aktualnym, były i pozostały takie miejsca, jak Park Kultury i Wypoczynku w Winnicy, lasy na przedmieściach Kijowa, ośrodek NKWD Piatichatki niedaleko Charkowa… Wszystkie 3 powyższe miejscowości zasłynęły jako „ukraińskie pola śmierci” (że tak wykorzystam cytat z twórczości Ronalda Joffe’a – może nie będzie miał za złe) – tam komunistyczni zbrodniarze zabijali – najczęściej przez zastrzelenie, rzadziej przez zakłucie bagnetem – „niewygodne politycznie” osoby, zaś zwłoki ofiar na miejscu zakopywali, bo przecież, jeżeli koparką ktoś wyryje dół 100 metrów długi, 2 metry szeroki i 2 metry głęboki, wypełni go ,,na chybił trafił’’ martwymi ludźmi i zasypie za pomocą spychacza, to nie sposób się wyrazić per „pochowali”…
Tak bardzo istotna dla historii Polski zbrodnia katyńska z 1940 roku była kontynuacją bolszewickiej eksterminacji ukraińskich elit, przeprowadzonej w latach 30-tych minionego wieku… Obrzydliwi ludzie, którzy podczas II wojny światowej wyniszczyli ujętych polskich oficerów, zdobywali doświadczenie podczas masowych zabójstw przedstawicieli ukraińskich elit – ofiar stalinowskich „czystek” okresu przedwojennego. Bolszewickie zbrodnie o charakterze politycznym, zaistniałe na radzieckiej Ukrainie pod maskującą nazwą „czystek” miały również swoiście polski wydźwięk, o którym ani wtedy, ani dziś, wiedza nie jest powszechna, i to zarówno wśród Polaków, jak i w społeczeństwie ukraińskim – chodzi o sprawę tzw. „rejonów autonomicznych” – Dzierżyńszczyzny i Marchlewszczyzny – specjalnych obszarów, zamieszkałych wyłącznie przez ludność polską. Miały to być „eksperymenty” do badań nad możliwością zastosowania systemu sowieckiego względem Polaków.
Na mocy decyzji KC WKP(b) w r. 1925 (22 III) na Ukrainie – w regionie Wołynia, przy granicy II RP – utworzony został Polski Rejon Narodowy im. Juliana Marchlewskiego (7 lat później - 15 marca 1932 r. - analogiczny twór administracyjny – Polski Rejon Narodowy im. Feliksa Dzierżyńskiego – powołano do życia na Białorusi, niedaleko od Mińska). W planach Towarzysza Stalina obydwa Rejony miały stanowić „przyczółek komunizmu”, teren eksperymentu, mającego na celu przygotowanie rdzennie polskich kadr dla przyszłej, planowanej po upadku „klerykalno-szlacheckiej” Rzeczypospolitej, „Polski Sowieckiej”. (Po r. 1945 faktycznie projekty Stalina doczekały się realizacji, tylko, że wtedy używano określenia „Polska Ludowa”). Komunistyczni działacze zgromadzili na terenach dookoła miejscowości Dowbysz setki tysięcy polskiej ludności, nie tylko sprowadzonej z terenu Ukrainy, ale i z odległych republik ZSRR. Aby uczcić wybitnego uczestnika Rewolucji Październikowej, a w 1920 r. współorganizatora agresji Rosji Sowieckiej na Polskę – Juliana Marchlewskiego – Rejonowi Narodowemu dla Polaków, położonemu w sowieckiej części Wołynia, partia bolszewicka nadała jego imię, zaś główne miasto opisanego terenu – Dowbysz – przemianowała na Marchlewsk. Zamiary kremlowskich przywódców, ze Stalinem na czele, spełzły na niczym – polska ludność, pomimo, że zgromadzona na Sowieckiej Ukrainie, izolowana od Rzeczypospolitej, poddana zmasowanej propagandzie ateistycznej i komunistycznej, pozostała wierna mowie ojczystej, praktykowała katolicką religię i utrzymywała konspiracyjne kontakty z Ojczyzną. Rozwścieczony fiaskiem swych „perspektywicznych koncepcji” Stalin zarządził likwidację obu polskich rejonów autonomicznych – zarówno, jak to potocznie nazywano, „Dzierżyńszczyzny” na Białorusi, jak i „Marchlewszczyzny” na Ukrainie. Stopniowo, pomiędzy 1935 a 1938 rokiem, agenci tajnych służb sowieckich pozabijali całą inteligencję polską, zamieszkującą Rejon Narodowy im. Marchlewskiego – zginęli księża, nauczyciele, dziennikarze, ale także działacze partyjni, uznani za „nie dość lojalnych”, bądź „nie dość skutecznych”. Po usunięciu elit komunistyczny aparat przemocy przystąpił do represji także przeciwko „prostemu ludowi”. Na przestrzeni 3 lat do odległego Kazachstanu zostało wywiezionych pomiędzy 100 a 160 tysięcy zwyczajnych rolników i robotników – ich potomkowie egzystują w kazachskich stepach do dziś, a w miarę możliwości podlegają repatriacji do kraju przodków, czy też, jak we własnym gronie zwykli mawiać Polacy kazachscy, do „Starego Kraju”. Zemsta bolszewickich sekretarzy, z wielkim Józefem Wissarionowiczem na czele, nie ograniczyła się do wyniszczenia i sponiewierania ludzi. Ofiarą komunistycznych „aparatczyków” padły również symbole – od roku 1938 dotychczasową stolicę rozwiązanego Polskiego Rejonu Narodowego – Dowbysz, zwany od 1925 r. Marchlewskiem – przemianowano powtórnie, tym razem na Szczors, by upamiętnić osobę Wasilija Szczorsa – wybitnego dowódcy ukraińskich „Czerwonych” podczas wojny domowej przełomu lat ,,nastych’’ i 20-tych minionego wieku. Palono i niszczono polskie książki, napisy nagrobne, pomniki przeszłości… Obecnie na ukraińskich ziemiach, w okresie przedwojennym należących do „Marchlewszczyzny”, nie ma praktycznie śladu obecności naszych rodaków, setkami tysięcy zamieszkujących tam 4 pokolenia wstecz. Wydana w roku 1990 książka rosyjskiego historyka Władimira Iwanowa pt. „Pierwszy naród ukarany” dobrze opisuje sposób potraktowania Polaków na Ukrainie w latach 30 –tych XX stulecia.

Wielki Głód

Specyficzną formą bolszewickich represji był „Wielki Głód” – „Hołodomor” – trudny do wyobrażenia przez cywilizowanych Europejczyków XXI wieku przykład zorganizowanego terroru, wymierzonego przeciw całemu społeczeństwu. Stanowił odpowiedź komunistycznych przywódców, z ,,Wielkim Wodzem’’ J.W.D. Stalinem na czele, na zaufanie, jakim program „NEP-u” lekkomyślnie obdarzyły miliony indywidualnych rolników. W naiwności swojej przypuszczali oni, że jeśli partia bolszewicka coś deklaruje, to można takim opowieściom wierzyć… Tymczasem Towarzysz W.I.U. Lenin bynajmniej nie po to wprowadził „Nową Ekonomiczną Politykę”, aby mogli bez przeszków bogacić się prywatni przedsiębiorcy, a zwłaszcza rolnicy na wsi, tylko w celu pozyskania środków na szybką odbudowę gospodarki wszystkich republik Związku Radzieckiego, a więc i Ukrainy, zniszczonych przez wojnę domową, stanowiącą następstwo Rewolucji Październikowej. Gdy powyższy cel został osiągnięty, a Komitet Centralny WKP (b) uznał, że to nastapiło w r. 1929, komuniści ogłosili całkowitą zmianę przepisów, decydujących o produkcji rolnej w ZSRR. Nowym celem sowieckiej ekonomii miało być przygotowanie środków materialnych do prowadzenia przyszłej wojny, którą następca Lenina – towarzysz Stalin – uznał za jedyny sposób na udany „eksport rewolucji”, czyli rozszerzenie systemu komunistycznego na całą Europę, a jeśli to możliwe, z czasem również na inne kontynenty.
Każdy racjonalnie myślący człowiek, a mimo ogromu kłamstwa, łajdactwa i różnych zbrodni Stalina bezwzglednie należy postrzegać jako racjonalnie myślącego człowieka (to on przecież uwielbiał mawiać „Logika obowiązuje!”), nie pozwoli sobie wmówić, że, zaledwie po upływie 7 lat od zakończenia niszczycielskiej i ludobójczej rewolucji bolszewickiej, rzeczą dobrą i właściwą będzie zrzec się prawa do własnego zdania, budowy lepszej przyszłości oraz zarobkowania na wyższy standard życia na rzecz podporządkowania się cudzej wizji, zmierzającej do wywołania nowej wojny. Skoro nie wyglądało na to, aby obywatele republik związkowych ZSRR mieli się „po dobroci” podporządkować planom „Wielkiego Wodza”, należało ich do tego zmusić, traktując żywność, artykuły spożywcze, jako swoistą broń, służącą do podporządkowania ogółu ludności nielicznej elicie, z biegiem lat określanej ironicznym mianem „komunistycznych aparatczyków”. Jeżeli zastosujemy powyższą „stalinowską logikę”, naturalne stanie się dążenie do przejęcia kontroli nad rolnictwem przez partię komunistyczną. Jak długo produkcja żywności pozostawała w prywatnych rękach, plan sterroryzowania mieszkańców Związku Radzieckiego brakiem artykułów spożywczych wydawał się niewykonalny. Jeżeli zaś rolnictwo stanie się centralnie kierowaną strukturą, podobną do fabrycznego przemysłu, wtedy wystarczy jedno zarządzenie, by zablokować dostęp do mięsa, mleka, a nawet chleba, tym, którzy nie będą się podobali możnowładcom, rezydującym na Kremlu. Tak narodziła się koncepcja polityczno – gospodarcza, znana jako „kolektywizacja” (od łac. „collectivus” – zespół, grupa). Według planów Stalina i jego współpracowników cała ziemia uprawna w ZSRR miała zostać odebrana indywidualnym rolnikom i skomasowana w rozległych, wielkoobszarowych gospodarstwach, nazywanych dwoma rodzajami rosyjskojęzycznych skrótów: „kołchozach” albo „sowchozach” („koliektiwnych chozjajstwach”, bądź „sowietskich chozjajstwach”) – „zespołowych gospodarstwach”, ewentualnie „radzieckich gospodarstwach”. Znając historię Rosji i krajów ościennych, nie sposób uniknąć gorzkiego uśmiechu – komuniści vel bolszewicy przeprowadzili Rewolucję Październikową pod hasłem odebrania ziemi szlachcicom, burżujom i duchownym w celu podziału jej pomiedzy chłopów. Gdy tylko indywidualni rolnicy zagospodarowali otrzymane grunty, ci sami bolszewicy, którzy obdzielili ich ziemią, postanowili ją z powrotem odebrać i znów stworzyć wielkie majątki, tylko, że pod nadzorem już nie „jaśnie panów”, a „towarzyszy”.

Największy wkład do gospodarki rolnej ZSRR wniosła Ukraina, toteż nie należy się dziwić, że główny nacisk „kolektywizacji” został przez komunistyczną „wierchuszkę” (kierownictwo) rzucony przeciw tej właśnie republice. Dla kremlowskich strategów było jasne, że jeśli zagarną władzę nad produkcją rolną w czarnoziemnym, urodzajnym kraju nad Dnieprem, będą mogli szantażować niedoborem żywności mieszkańców całego Związku. Ukraińscy chłopi, dla których ważną rzeczą była wolność, rozumiana tak na sposób polityczny, jak i gospodarczy, nie zamierzali oddawać czerwonym dostojnikom ziemi, zdobytej w krwawej walce na bogaczach z czasów carskich. Taka postawa dla wielu z nich oznaczała wyrok śmierci, tylko odroczony w czasie… Stalinowscy urzędnicy potrzebowali 3 lat, by opracować plan „gospodarczego złamania kręgosłupa Ukraińcom” (jak to ujął śp. europoseł Filip Adwent). Na rok 1932/33 partia bolszewicka przygotowała „rozwiązanie”, które wybitny dzisiejszy pisarz rosyjski, Władimir Bogdanowicz Riezun (publikujący pod nazwiskiem Wiktor Suworow) określił zdaniem, pisanym z punktu widzenia komunistów:

„My im – kołchozy albo śmierć. Oni na to –

To już raczej śmierć. No i się doigrali…”

Na Ukrainę nadciągnął koszmar, którego rozmiarów nikt wówczas nie był sobie w stanie wyobrazić. Za symboliczny początek kampanii wymuszania posłuszeństwa na mieszkańcach ukraińskich wsi przy pomocy głodu uznaje się datę dzienną 7 VIII 1932 r., kiedy to Rada Komisarzy Ludowych ZSRR przyjęła w Moskwie dokument, zwany w ukraińskiej historii jako „Dekret o 5 kłosach”. Mimo, iż, niesławnej pamięci, Związek Radziecki liczył 16 krajów członkowskich, tak koszmarny „akt prawny”, a raczej bezprawny, sformułowano akurat pod adresem Ukraińskiej SRR. Dekret, o którym po 10 latach, w r. 1942, podczas spotkania z Winstonem Churchillem, Tow. Stalin był uprzejmy powiedzieć, że „stanowił wypowiedzenie wojny ukraińskiemu chłopstwu”, sprowadzał się do 3 punktów:

- podziału ludności wiejskiej na Ukrainie według kryterium ilości posiadanej (albo nie posiadanej!) ziemi uprawnej – ci, którzy byli zupełnie bezrolni lub posiadali do 2 hektarów, doczekali się zaszczytnego tytułu „biedniaków”. W oczach partii komunistycznej byli faworyzowani – nie podlegali represjom, mogli zachować swoją dotychczasową własność i jeszcze się wzbogacić kosztem wywłaszczonych oraz deportowanych poza stałe miejsce zamieszkania „wrogów ludu”. Ci którzy posiadali od 2 do 5 hektarów, zostali opisani jako „średniacy”. Partia dała im wybór – jeśli się dostosują do bolszewickich wymagań i „po dobroci” oddadzą nadwyżkę swych gruntów, tzn. wszystko powyżej 2 ha, będą mogli spokojnie zamieszkiwać dalej w swoich rodzinnych domach, a zachowane 2 ha uprawiać dalej jako „prywatne działki przyzagrodowe”. Jeśli nie wykonają tego, czego oczekują komuniści, mogę się spodziewać konfiskaty całej właśności na rzecz „kołchozów” lub „sowchozów”, a w razie sprzeciwu – deportacji na tereny odległe od rodzinnych stron.

W najgorszej sytuacji znaleźli się ci, którzy dotąd uchodzili za liderów społeczności wiejskich – gospodarze, posiadający powyżej 5 hektarów. Otrzymali oni urzędowy tytuł „bogaczy wiejskich”, ale partyjni propagandyści opatrzyli ich określeniem ,,kułacy’’, które do dziś budzi strach u wielu osób, przynależnych do pokolenia ukraińskich emerytów. Ci ludzie wciąż pamiętają hasła, autorstwa czołowego twórcy stalinowskich sloganów, Demiana Biednego: „Wzorcowy przykład sprzeczności – dobry kułak!”, albo „Stara mądrość uczy – nie wierz bogaczowi! Jedną dłoń ci poda, a do drugiej złowi!” Znienawidzeni przez komunistycznych aparatczyków „pełnorolni gospodarze’’ mieli paść ofiarą wywłaszczenia i wygnania, a w razie oporu – tortur i śmierci, zadanych przy pomocy mniej zasobnych ziomków, a nie raz, po prostu, sąsiadów. Ile można osiągnąć, gdy się skłóci ludzi!

Powyższą, doprawdy obłędną, koncepcję Stalin zatytułował następująco: „Popieranie biedniaka, wykorzystywanie średniaka, zlikwidowanie kułaka”. Miało się to odbyć przez:

- wykorzystanie proletariatu wielkomiejskiego (ubogiej ludności, utrzymującej się z pracy fizycznej - dziś takich ludzi nazywa się „wielkoprzemysłową klasą robotniczą”) do terroryzowania rolników na wsi. Przywódcy komunistyczni poprzez szkołę, prasę, radio, plakaty, kino i masowe spotkania (wiece, odczyty) w zakładach pracy zdołali wmówić setkom tysięcy proletariuszy miejskich, że brakowi artykułów spożywczych na rynku winni są koszmarni egoiści wiejscy – „kułacy”. Wybitny brytyjski filozof i pisarz – Gilbert Keith Chesterton – napisał, analizując tamte wydarzenia, że „człowiek, który nie wierzy w Boga, uwierzy w dowolne bzdury”. Młodzi robotnicy, wychowani w atmosferze „walczącego ateizmu”, uwierzyli w absurdy, jakie słyszeli na co dzień od partyjnych urzędników i dali się wykorzystać do sterroryzowania milionów rodaków. Bojówki „konsomolców” (członków Wszechzwiązkowego Komunistycznego Związku Młodzieży im. W. I. U. Lenina) jechały na wieś pod kierownictwem aktywistów partii bolszewickiej i agentów tajnych służb (GPU/OGPU/NKWD), żeby biciem, kopaniem, paleniem zabudowań, a bywało, że i użyciem broni palnej, zmuszać chłopów do oddania ziemi w celu jej „kolektywizacji”. Wprowadzono zasadę, że za zabranie czegokolwiek więcej, niż 5 kłosów zboża z areału, „oddanego” (a raczej „zabranego”) na rzecz „kolektywizacji” sprawcę może każdy zorganizowany komunista (agent „bezpieczeństwa”, ,,komsomolec’’, „partyjny aparatczyk”) karać na własną rękę, do zabicia na miejscu włącznie. Uzbrojeni bolszewicy strzelali do spokojnych ludzi, próbujacych zaopatrzyć się w żywność bez względu na partyjne zakazy.

Nie wiem, jak kto, ale ja się nie dziwię, że wobec tak nieludzkich, zakłamanych i bandyckich metod, masy chłopów ukraińskich odpowiedziały komunistom na 2 sposoby:

- albo ukrywaniem żywności według uznania, tak, aby mieć na względzie potrzeby własnej rodziny, a nie przejmować się otoczeniem

- albo niszczeniem artykułów spożywczych, na zasadzie „psa ogrodnika” (jak nie mogę skorzystać ja, to i komuniści nie skorzystają!). Rolnicy palili magazyny zboża, wybijali świnie i bydło.

Ani jednym, ani drugim nie przyszło do głowy, że działają dokładnie na rzecz interesów Kremla i bolszewickiej elity Charkowa – ówczesnej stolicy Ukrainy. Ci, którzy ukryli żywność dla siebie i swoich bliskich, pozostawali bez pomocy sąsiadów. Ci, którzy zniszczyli żywność, nie chcąć oddać jej „czerwonym”, sami skazali się, i to wraz z rodzinami, na zagładę. Kto sądził, że totalitarny system rządowy zadba o zaopatrzenie w artykuły spożywcze milionów mieszkańców ukraińskich wsi, ten się bardzo pomylił. Od najniżej w hierarchii WKP(b) umieszczonego sekretarza, aż po J.W.D. Stalina, komunistyczni przywódcy nie zamierzali ani żywić, ani ubierać buntowniczych wieśniaków. Po zakończeniu skupu plonów, jesienią roku 1932, wszędzie poza miastami obwodowymi (w realiach polskich „powiatowymi”) administracja wprowadziła zakaz opuszczania miejsc stałego zamieszkania. Setki tysięcy uzbrojonych komunistów blokowało drogi i linie kolejowe. Olbrzymie regiony, liczące tysiące km kw., zostały odizolowane od reszty świata na całą zimę z 1932 na 1933 rok. W zasypanych śniegiem i skutych lodem wsiach, bez elektryczności, chłopi wraz z rodzinami ze zgrozą stwierdzali, że kończą im się zapasy żywności, a żadnego dowozu towarów z zewnątrz nie ma i nikt „z góry” się ich losem nie interesuje… Z upływem czasu zdesperowani ludzie wybili koty i psy domowe, wytwarzali „mikstury” z uschnietych roślin, a gdy po prostu zaczęli umierać z niedożywienia i wyczerpania, obierali 2 drogi ratunku – jedni, ryzykując śmierć przez zastrzelenie z rąk komunistów, za wszelką cenę póbowali uciec z rodzinnych wsi, natomiast drudzy zaczęli praktykować kanibalizm. Znane są przypadki rodziców, którzy przeżyli, bo przyrządzili i zjedli zwłoki zmarłych dzieci, zdarzało się również odwrotnie. Nie sposób potępić zwolenników innej, powszechnej wtedy na Ukrainie, decyzji – ulice, drogi, gałęzie drzew i koryta rzek wypełniały setki tysięcy ciał samobójców – wykrwiawionych, powieszonych, utopionych… Sponiewierani głodem ludzie, nie widząc szansy ratunku, wybierali śmierć. Na tragedii milionów nędzarzy partia komunistyczna, rzekomo stworzona dla obrony interesów prostego ludu, postanowiła jeszcze zarobić: tylko jeden rodzaj ludzi był wypuszczany z „zaprieścionych zon” (ros. ,,zamknietych stref’’) – ci, którzy mogli się wykupić złotem bądź klejnotami. Całe rodziny odkopywały, ukryte od czasów rewolucji, skrytki z biżuterią, by kupić za ich wartość prawo do przeżycia o czarnym chlebie pod słomianymi dachami.

Dopiero latem 1934 r. głodowy terror ustał – partia pozwoliła zebrać i zjeść nowe plony, które wzeszły na wiosnę. Szkoda tylko, że do „łaskawej zgody” ze strony Kremla i Charkowa nie dożyły miliony ofiar sowieckiego reżimu. Do dziś nawet ukraińskie władze nie są wstanie określić, ile osób zmarło w wyniku zbrodniczego „eksperymentu”. Rząd w Kijowie wymienia obecnie, w XXI wieku, liczby od 5 do 7 milionów zmarłych, choć bliższe prawdy byłoby określenie „zamordowanych”. Nie wiem co o tym sądzić, bo sam Tow. Stalin powiedział W. Churchillowi A.D. 1942, że „kolektywizacja na Ukrainie kosztowała życie 10 milionów”. Chyba „autor” wiedział lepiej, czego dokonał?

Początek II wojny światowej – agresja 17 września 1939r.

Latem 1939 r. Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka stała się miejscem bezprecedensowej koncentracji sił zbrojnych, nawet jak na ponadprzeciętnie agresywne standardy dawnego Imperium Rosyjskiego, jak również ówczesnego Związku Radzieckiego. Wojska Kijowskiego Specjalnego Okręgu Wojskowego, dowodzonego przez komandarma I rangi, czyli generała pułkownika, a od 1940 r. marszałka ZSRR – Siemiona Timoszenkę, stanowiły „argument" w ręku Stalina, zmierzającego do realizacji uzgodnień, powziętych z przywódcami Niemiec hitlerowskich i ostatecznie zapisanych w historii powszechnej pod hasłem „Pakt Ribbentrop – Mołotow".

W dniu 14 IX 1939 r. ludowy komisarz obrony ZSRR, marszałek Kliment Woroszyłow, przekazał na Ukrainę „Dyrektywę nr 16634", na mocy której, z dniem 16 IX, Kijowski Specjalny Okręg Wojskowy miał zostać przekształcony w Front Ukraiński, przy zachowaniu dotychczasowego dowódcy. Nowo kreowany Front liczył około 400.000 żołnierzy, zorganizowanych w 3 armie ogólnowojskowe, dysponujące 9 brygadami pancernymi, 6 dywizjami kawalerii, 11 dywizjami piechoty i adekwatnymi do w.w. sił „broni głównych" jednostkami wsparcia (artylerii, moździerzy, saperów, lotnictwa) i służb (medycznej, weterynaryjnej, zaopatrzenia, warsztatowo – technicznej). Do dyspozycji „ukraińskich sokołów Stalina", jak żołnierzy Frontu nazwał I Sekretarz KC KP Ukrainy Nikita S. Chruszczow, bolszewicka „władza" oddała ponad 2600 czołgów i 700 samolotów.

17 IX 1939r., realizując plan, przez wszystkich, wiernych patriotycznej tradycji Polaków, zwany „nożem w plecy", ześrodkowane przy zachodniej granicy ZSRR jednostki Armii Czerwonej – a więc również wojska Frontu Ukraińskiego – przekroczyły granicę II Rzeczypospolitej Polskiej i rozpoczęły agresję na dawne Kresy Wschodnie naszego kraju. Wykorzystując sprzyjającą sytuację, polegającą na tym, że większość regularnych oddziałów Wojska Polskiego była, od początku września, zaangażowana w zwalczanie niemieckiej inwazji na zachodnich rubieżach Państwa, nowy agresor błyskawicznie zajmował kolejne miasta i powiaty. Załogi Strażnic Korpusu Ochrony Pogranicza, komisariatów policji i żandarmerii oraz tyłowych, a więc pozbawionych broni cieżkiej, placówek wojskowych, w sumie ustępujących liczebnością napastnikom w stosunku 1:10, nie były w stanie przeciwstawić się temu. W dniu 22 IX 1939r. komunistyczny wróg zajął Lwów, a do końca miesiąca obsadził swoimi oddziałami „linię demarkacyjną", wytyczoną wzdłuż rzek Bug i San na mocy radziecko – niemieckiego „traktatu o przyjaźni i granicach", podpisanego w Moskwie z 28 na 29 IX 1939r..

W dniu 2 X „roku pamiętnego" Front Ukraiński oficjalnie zakończył działania bojowe. Pod kontrolą jego dywizji i brygad znalazły się 3 województwa: wołyńskie, stanisławowskie i tarnopolskie w całości, oraz połowa województwa lwowskiego. Gdy wojskowi powoli zwijali polowe obozowiska i ładowali sprzęt na transporty kolejowe, by wyruszyć z powrotem do swych miast garnizonowych czasu pokoju, już rozpoczęły swą działalność władze cywilne, zmierzające do nadania zagarniętym przemocą terytoriom i ich mieszkańcom nowej struktury pod względem polityczno – administracyjnym.

„Zjednoczenie" czy bezprawna aneksja

Jeszcze w lasach na Kresach Południowo-Wschodnich trwały walki z ostatnimi, regularnymi oddziałami Wojska Polskiego, przeciwstawiającymi się sowieckiej agresji, a w Moskwie i Kijowie już zapadły decyzje na temat przyszłości ziem, dotychczas nazywanych „Wschodnią Galicją", ewentualnie „Wschodnią Małopolską". Według przywódców sowieckich to miała być, na przyszłość, Zachodnia Ukraina. W dniu 1 X 1939 r. Biuro Polityczne Komitetu Centralnego WKP(b) – instytucja z Towarzyszem Józefem W. Stalinem na czele – podjęło na posiedzeniu w Moskwie uchwałę w przedmiocie powołania Zgromadzeń Ludowych: Zachodniej Białorusi z siedzibą w Białymstoku i Zachodniej Ukrainy – z siedzibą we Lwowie, które to „pseudoparlamentarne izby" miały przesądzić o włączeniu prawie 200.000 km kw. obszaru Rzeczypospolitej Polskiej do 2 republik związkowych ZSRR – Białorusi i Ukrainy. W myśl powyższego rozporządzenia z dniem 7 IX 1939 r. rozpoczęła się na Kresach „kampania wyborcza", przy czym zastosowanie cudzysłowiu wydaje się w opisywanym wypadku działaniem jak najbardziej słusznym, a to z racji przyjętych rozwiązań, stanowiących podeptanie wszelkich zasad demokracji, jakie od czasów starożytnych znał świat. Do wyborów miała zostać wystawiona tylko 1 lista kandydatów, nosząca kuriozalny tytuł „Komunistów i Bezpartyjnych". Umieszczeni na niej „kandydaci" słynęli, już w okresie przedwojennym, z służalczości względem polityki sowieckiej, a niejednokrotnie byli w II Rzeczypospolitej karani więzieniem bądź wygnaniem za granicę, oskarżeni o służbę na rzecz obcego mocarstwa. Wszelkie próby wystawienia innych list wyborczych skończyły się aresztowaniem osób, zgłaszających alternatywne propozycje sowieckim komisjom wyborczym. Autorzy niezależnych list zostali osadzeni w szpitalach psychiatrycznych, gdyż każdy, kto kwestionował słuszność decyzji partyjnych dostojników, był w ZSRR uznany za niepoczytalnego.

Wszyscy bolszewiccy i probolszewiccy kandydaci nachalnie reklamowali jeden i ten sam program, sprowadzający się do 3 punktów:

- wprowadzenie ustroju radzieckiego

- konfiskata bez odszkodowania ziemi uprawnej, fabryk, banków, gazet, pałaców, willi, rezydencji – dosłownie wszystkiego, co należało do przedwojennej elity

- przyłączenie dotychczsowych terenów województw wołyńskiego, tarnopolskiego, stanisławowskiego i wschodniej połowy lwowskiego do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej.

Miasta i wioski zostały pokryte milionami plakatów i ulotek, przestrzeń publiczną przenikały hasła propagandowe, dobiegające z setek megafonów, transmitujących audycje kijowskiego radia, a także wygłaszane „na żywo" przemówienia bolszewickich mówców, tzw. „agitatorów", którzy gorąco przekonywali do słuszności „czerwonych idei", spędzonych przemocą, ze szkół i warsztatów pracy, słuchaczy. Po takim „praniu mózgu", zafundowanym obywatelom II RP, urzędnicy USRR rozpisali „wybory" na dzień 22 X 1939r.

Nie sposób dzisiaj, po zniszczeniach dokumentów, jakie przyniosły następne lata II wojny światowej, ustalić z pewnością, jakie były faktyczne liczby uczestników, pożal się Boże, „wyborów" sprzed 72 lat. Oficjalne wyniki, opublikowane po 3 dniach, zawierały „dane", wzbudzające śmiech u każdego, rozsądnie myślącego człowieka. Według protokołów Centralnej Komisji Wyborczej we Lwowie frekwencja wyniosła 92,83%, przy czym 90%(!) głosów padło na listę „Komunistów i Bezpartyjnych". Najwyraźniej sami członkowie „Wysokiej Komisji" nie traktowali poważnie dokumentów, które sami podpisali, bo w załączniku do w.w. protokołu umieścili informację, że w 11(!) okręgach nie wybrano ŻADNEGO kandydata, bo nie udało się zapewnić nawet 50% frekwencji, co stanowiło, również według standardów radzieckich, wymóg minimum, pozwalający uznać wybory za ważne. Cóż, uczniowie Tow. Chruszczowa nie z takimi problemami dawali sobie radę – na terenach o „nieprawomyślnej" ludności ogłoszono 25 X dniem „extra wolnym od pracy'' i wybory tam niezwłocznie powtórzono, konwojując mieszkańców całych wsi, bądź ulic w miastach, siłą zbrojną do lokali wyborczych. Za pomocą bagnetów nie udało się, rzecz jasna, zmusić ludzi do głosowania na sympatyków wroga, ale wystarczyło, że udało się wymusić, wyższą niż 3 dni wstecz, frekwencję. To wystarczyło, by „Wysoka Komisja" uznała prawomocność „wyboru", przygotowanych w kijowskich gabinetach, kandydatów. Jedna noc wystarczyła komunistycznym „cudotwórcom" do ustalenia oficjalnego składu nowej Izby Ustawodawczej i już 26 X 1939 r. w południe zebrało się we Lwowie Zgromadzenie Ludowe Zachodniej Ukrainy. Obradami tego „dostojnego gremium" kierował profesor Kiryło Studynskij. 200 „deputowanych ludowych" przez 3 dni radziło nad tym, co podyktował Nikita Siergiejewicz Chruszczow, zupełnie, jakby im ktoś pozwolił na samodzielne decydowanie (po latach okazało się, że chodziło o „propagandowy teatr" na użytek zagranicy). Ostatecznie w dniu 22 X przyjęto 3 uchwały:

- o wprowadzeniu ustroju radzieckiego

- o reformie rolnej według wzorów bolszewickich (czyli zaborze przemocą i bez odszkodowania majątków dotychczasowych bogaczy)

- o uznaniu 17 IX za święto narodowe

Za szczególne kuriozum należy uznać fakt obowiązywania 3-go postanowienia z 28 X 1939 roku do dziś – nadal, w XXI wieku, na całej Ukrainie 17 września jest obchodzony jako Narodowe Święto Zjednoczenia. „Sapienti – sat!" („Mądremu – dość!") jak głosi porzekadło autorstwa św. Alfonsa de Liguoriego, założyciela zakonu Ojców Redemptorystów. Zgodnie z „wolą narodu", zaprezentowaną na sali obrad we Lwowie, w dniu 1 XI 1939r. Rada Najwyższa ZSRR, dekretem wydanym na Kremlu w Moskwie, zadecydowała o przyjęciu Zachodniej Ukrainy do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Idąc śladem „towarzyszy z Centrali" komuniści ukraińscy nie okazali się gorsi – postanowieniem z dnia 15 XI 1939r. Prezydium Rady Najwyższej USRR postanowiło włączyć Zachodnią Ukrainę do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej i nadać przyłączonym terenom podział administracyjny na wzór obowiązującego dotychczas w USRR. Konsekwencją zarządzeń o charakterze terytorialnym stał się akt „prawny" (a raczej złośliwie bezprawny), wydany w Kijowie z dniem 29 XI 1939r. Na jego mocy wszyscy mieszkańcy, legitymujący się przed 17 IX polskimi dowodami osobistymi, mieli otrzymać paszporty sowieckie. Setki tysięcy ludzi na dźwięk rzeczownika „paszport" wyciągnęło błędny wniosek, że otwiera się przed nimi możliwość legalnego wyjazdu spod okupacji sowieckiej. Nie przyszło im do głowy, że paszportów, o które prosili, składając podania na piśmie, nigdy nie mieli otrzymać, a przedłożone bolszewickim urzędnikom ankiety stały się materiałem do sporządzenia list „wrogów ludu", których władze zaczęły prześladować. Na koniec wypadałoby przypomnieć, że cała procedura „kampanii wyborczej", „głosowania" i dekretów „Zgromadzenia Ludowego" była podeptaniem art. 46 Konwencji Haskiej z roku 1907, przeciwko czemu niezwłocznie zaprotestował Rząd RP, działający wtedy na emigracji we Francji. Nikt kompetentny ani na Kremlu, ani w Kijowie, się tym nie przejął.

Komunistyczne represje na Zachodniej Ukrainie (l. 1939-1941)

Bolszewickie rządy na włączonych do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej ziemiach II Rzeczypospolitej nie ograniczały się bynajmniej do serwowania rano, w południe i wieczorem zakłamanej propagandy, zmian programów szkolnych, konfiskaty mienia prywatnego (żeby nie powiedzieć „złodziejstwa na masową skalę"), rugowania języka polskiego z życia publicznego oraz urządzania sfałszowanych „wyborów", stanowiących wyraz lekceważenia prawa międzynarodowego. I Sekretarz KC KP Ukrainy Nikita Siergiejewicz Chruszczow i ludowy komisarz spraw wewnętrznych USRR generał Iwan Pawłowicz Sierow przygotowali dla „wrogów ludu" również dalej idące działania. W porozumieniu z władzami centralnymi Związku Radzieckiego, urzędującymi w Moskwie, przywódcy komunistów ukraińskich wydali podległym sobie urzędnikom dyrektywę, opatrzoną datą 5 XII 1939r., uzupełnioną aktami wykonawczymi, datowanymi na 29 tego samego miesiąca i roku. Dokumenty powyższe nakazywały wykorzystać akcję zbierania ankiet do celów paszportowych jako „maskirowkę" (formę zamaskowania) ukrytego mechanizmu wykrywania i ewidencjonowania „SOE" („Socjalno Opasnych Eliemientow" – „Elementów Społecznie Niebezpiecznych"). Pod taką dziwną nazwą figurowało 30 (!) rodzajów obywateli II RP, którzy, z różnych względów, sprawiali wrażenie szkodliwych dla nowego, sowieckiego, porządku. Na liście, przysłanej z Kijowa do każdej gminy, miasta i „rejonu" (powiatu) figurowały takie kategorie „wrogów", jak: księża i zakonnicy, urzędnicy państwowi i samorządowi sprzed 17 IX 1939r., żołnierze, policjanci, żandarmi oraz przedstawiciele wszelkich służb mundurowych Państwa Polskiego, nauczyciele, instruktorzy harcerscy, szlachcice, członkowie burżuazji, ale także osadnicy wojskowi, czyli zwyczajni rolnicy, którzy ziemię na swoje gospodarstwa otrzymali w nagrodę za waleczną postawę podczas wojny lat 1919-1921, a więc przeciwko Ukrainie i Rosji Sowieckiej. Chwaląc otrzymany projekt Towarzysz Stalin zwrócił uwagę Nikicie Chruszczowowi, że wygląda to na „Ubiezhołowlienije", tzn. „pozbawienie głowy", co należy rozumieć jako pozbawienie społeczności lokalnych, mieszkających na Kresach Południowo-Wschodnich, „głowy", czyli przywódców, elity, osób cieszących się szacunkiem w najbliższym środowisku. Komunistyczni dostojnicy rozumowali logicznie, w oparciu o przesłanki z przeszłości – ile razy na przestrzeni historii Polacy znaleźli się pod obcą i znienawidzoną władzą, zawsze reagowali tak samo – najpierw organizowali konspiracyjny system rządów, równoległy do oficjalnego, utworzonego przez zaborców czy okupantów, a potem urządzali powstania, z reguły zaskakujące nieprzyjaciela. Jeżeli uda się spowodować, że „zniknie" kategoria ludzi, zdolnych pokierować oporem przeciw najeźdźcom, to „prosty lud" – rolnicy, robotnicy itp. – z całym szacunkiem dla adeptów cieżkiej pracy fizycznej, nie będzie w stanie wywołać żadnej rebelii.

Realizacja tak sprecyzowanego założenia przyniosła odczuwalne efekty – na terenach II RP przyłączonych do Ukrainy (ale identyczne zjawisko zaszło również w granicach 2 pozostałych republik radzieckich, „ubogaconych" o część Kresów, czyli Białorusi i Litwy) działalność polskiego podziemia była o wiele trudniejsza do sfinalizowania, niż pod okupacją niemiecką – było mniej zamachów, akcji partyzanckich i innych kroków wojennych przeciw „władzy radzieckiej". Brak naturalnych liderów dał rezultaty...

Kluczowe wydaje się pytanie, gdzie podziali się potencjalni ,,szefowie'' antybolszewickiego oporu? Odpowiedź przybiera 2 formy, zależnie od stroju, noszonego przez zainteresowane osoby:

- jeśli byli w mundurach (żołnierze, policjanci, żandarmi, celnicy, urzędnicy niektórych służb państwowych), dostali się do niewoli bezpośrednio po uderzeniu wojsk Frontu Ukraińskiego po 17 IX 1939r. i albo zostali osadzeni w specjalnych obozach dla jeńców wojennych, albo wyniszczeni przez zastrzelenie bądź przebicie bagnetem, w ramach koszmarnej operacji, znanej nam – ludziom XXI wieku jako „zbrodnia katyńska". Godzi się przypomnieć, że Katyń to pewien symbol, bo podobnych miejsc – ośrodków zagłady polskich żołnierzy wyższych stopni – było wiele, i to nie tylko na terenie Rosji, ale również innych republik radzieckich. Na Ukrainie żołnierzy Rzeczypospolitej „zlikwidowano" w Bykowni pod Kijowem i na przedmieściach Charkowa. W sumie na tzw. „ukraińskiej liście katyńskiej" figurują personalia 7305 osób.

- jeżeli byli w ubraniach cywilnych, podlegali wywózce, czy też, jak mawiali ówcześni Polacy, „zesłaniu", albo, jak było zapisane w oficjalnych dokumentach komunistycznych, „deportacji".

W historiografii, tak polskiej jak i ukraińskiej, przyjęło się twierdzić, że wywózki „Społecznie Niebezpiecznych Elementów" spośród ludności cywilnej zostały w USRR (podobnie, jak w republikach: Białoruskiej i Litewskiej) przeprowadzone w 4 „falach", które miały miejsce w latach 1940 - 41. Rzeczywistość, jak to często bywało i w innych epokach historycznych, wyprzedzała zapisy, utrwalone w dokumentach: teoretycznie zarządzenia na temat wysiedlenia „podejrzanych osób" ze stałych miejsc zamieszkania opublikowano 5 i 29 XII 1939r., a pierwsza „fala" deportacji nastąpiła w lutym 1940 roku. Tymczasem ze świadectw uczestników wydarzeń, którzy zdołali przeżyć wojnę, wynika, iż pierwszą masową wywózkę ludzi, niewygodnych dla sowieckiego reżimu, agenci NKWD, przy pomocy wojska i innych służb państwowych, przeprowadzili już w październiku 1939r. Wykonawcy tej „operacji" nazywali ją, we własnym gronie, „usunięciem bieżeńców". Tragizm sytuacji wynika z tego, że „bieżeńcy" to po rosyjsku, ale również po ukraińsku i białorusku, oznacza „uciekinierzy".

cdn.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Historia Polski ogólnie”